Epitafium
Kiedy się stanie przy tym nagrobku w jednej z alei łomżyńskiego cmentarza, jakby mimo woli, pamięć podsuwa słowa Juliusza Słowackiego:
Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!
Strofa wieszcza, która była programem życia Czesława Lustycha, mogłaby być również epitafium na jego nagrobku. W rzeczywistości jest tam napis znacznie skromniejszy: Profesor historii w Męskim Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w Łomży, działacz AK w latach 1941-1944, inspektor tajnego nauczania. Zginął w Mauthausen.
Pomnik ów – symboliczny – ufundowali nauczyciele (koledzy) i uczniowie z tajnych kompletów. – Gdzie naprawdę spoczęły zwłoki łomżyńskiego pedagoga i wychowawcy, tego nikt nie wie. Myślałem o tym od wielu lat – wyjaśnia swój zamysł Antoni Rydzewski ( główny inicjator przedsięwzięcia), by pamięć o moim nauczycielu jakoś na trwałe ulokować w łomżyńskiej historii. Ten pomnik był potrzebny. Teraz prawie zawsze leżą na nim świeże kwiaty, często płoną świeczki i znicze. Profesor jest przez to jeszcze bliższy, bo i ja często przychodzę na jego symboliczny grób-pomnik, który odsłoniliśmy dopiero w ubiegłym roku. Przez 41 lat odwiedzałem go tylko w myślach, niespokojny, że jeszcze nic nie uczyniłem dla swojego wychowawcy. Historia Ziemi Łomżyńskiej musiała przyjąć tego, zapomnianego i zarazem niezapomnianego wojownika o polskość i godność nauczycielskiego stanu, do swoich wieczystych ksiąg.
Antoni Rydzewski zetknął się z Czesławem Lustychem jeszcze przed tym, gdy jako kandydat na ucznia szkoły średniej, zapukał do bram męskiego gimnazjum. Gdy był w II klasie, naukę przerwała wojna.
Szkoła wraz z innymi została przez okupanta zamknięta. Wielu uczniów zasiliło łomżyńskie komórki tworzącej się Armii Krajowej. Rydzewski ubiegał się o przyjęcie na kurs podchorążych, ale żeby ów zamiar mógł się ziścić, musiał przestawić świadectwo maturalne. To z kolei zmusiło go do kontynuacji nauczania, co wtedy wydawało się wręcz niemożliwe, bo szkoły pozamykano. – Tajne nauczanie – zastanawiał się – było wspaniałym wyjściem. Czy znajdzie profesorów? Czy zgodzą się, aby wziąć na siebie to ryzyko? Przecież to grozi śmiercią uczniowi i nauczycielowi.
Z Piotrem Kopczem, który znalazł się w podobnej sytuacji, zdecydowali się jednak odszukać Czesława Lustycha i innych wykładowców, którzy zgodzili się na taką organizację nauczania. Na tajne komplety przychodzili po trzech, czterech.
Wielokrotnie, po drodze, zatrzymywał ich patrol niemiecki. Zmieniali trasy, by nie budzić podejrzeń. Czesław Lustych mieszkał wtedy przy ulicy, która dziś nazywa się 1 Maja. Obecnie po domu pozostał tylko placyk ze sklepem radiowo-telewizyjnym. Niektóre zajęcia odbywały się w domu profesora. Antoni Rydzewski chodził tam Polową, tj. Armii Czerwonej, a czasem też dzisiejszą ulicą Karola Świerczewskiego. To znów przemykał koło budynków poczty albo przez podwórka.
Gdy już ukonstytuowały się struktury AK, Czesław Lustych pełnił funkcję szefa Biura Informacji i Propagandy, i od tego czasu bardziej był zajęty sprawami organizatorskimi. Antoni Rydzewski przynosił mu pocztę z obwodów.
– Pamiętam – wspomina Rydzewski – wpadłem do niego w lipcu 1943 roku. Powiedział mi od razu: „Gestapo dokonało masowych aresztowań. Powyciągali z domów całe rodziny.” Natychmiast wyprawił mnie w teren, licząc, że coś uda się zrobić dla uwolnienia aresztowanych. W tym dniu lekcji już nie mieliśmy. Pamiętam ów popłoch w; mieście. Te domysły, co z nimi zrobią. Wśród pojmanych był także mój polonista, Aleksander Lubowidzki wraz z rodziną. Dotarłem do Jeziorka około południa. Wozy okryte plandekami, w asyście egzekutorów, jechały już do lasu. Łomżą wstrząsnęło i z oburzenia, i ze strachu.
Profesor Lustych zachował jednak stoicki spokój. Nadał pełnił funkcję dyrektora gimnazjum w tajnym nauczaniu. Wybierał najlepszy, to znaczy najbezpieczniejszy czas na matury, a na lekcjach historii uczył, jak Polak ma zachować godność i jakie powinności winien Ojczyźnie. Być jego uczniem, znaczyło być żołnierzem i walczyć o Polskę, bo zmuszał do tego osobistym przykładem.
Jego dom był komórką ruchu oporu. Lustych przetrzymywał tajne przesyłki. Żona, pseudonim „Hanka”, wyjeżdżała w teren szkolić sanitariuszki. W lutym 1943 roku podała w paczce żywnościowej, okręcone słoniną, dorobione przez Kujałowicza, klucze do łomżyńskiego więzienia oraz broń. Przesyłka trafiła do Wiktora Surowieckiego, który był oddziałowym i mógł swobodnie poruszać się po terenie więzienia, stąd wiedział, w jakiej celi kto siedzi. Pootwierał drzwi i wyprowadził przez mury, jakże pilnie wtedy strzeżone, grupę starszych oficerów obwodu. To było w Łomży wielkie wydarzenie.
W 1943 roku Czesław Lustych musiał kilkakrotnie opuszczać mieszkanie w obawie przed aresztowaniem. Żandarmi schwytali go na ulicy Polowej, zaprowadzili do jego mieszkania i wtedy dokonali rewizji. Wynieśli ze sobą jakieś teczki z papierami. Nikt jednak nie wie, jakie to były dokumenty. Antoni Rydzewski przypuszcza, że zapewne, AK-owskie, które dodatkowo obciążyły go i jako nauczyciela tajnego nauczania, i działacza ruchu oporu.
Zygmunt Filipczak, współpracownik Czesława Lustycha z czasów przedwojennych, a następnie z okresu okupacji, dziś emerytowany nauczyciel, na wspomnienie profesora, staje się jakby młodszy: – Pracowałem z nim – mówi – od 1934 roku. Był życzliwy, sympatyczny, bezpośredni i bardzo dokładny. W planach zajęć, a często je układał, chyba nigdy nie przytrafiła mu się pomyłka. Tragedię jeziorkowską przyjął Lustych, jak wszyscy, z ogromnym przygnębieniem. Przedwojenna Łomża uchodziła przecież za miasto szkół średnich. Cios w nauczycieli był ciosem w szkolnictwo. Pamiętam rodzinę Tyszków, Hryniewieckich, Hojaków. Poinformowany, że na coś złego w mieście się zanosi, nocowałem w tym samym budynku, lecz na innym piętrze. Ale Niemców interesowały całe rodziny. Prusinowscy mieli 9 dzieci. Zginęli wszyscy.
Na wiadomość, że gestapo sporządza kolejne listy inteligencji, przyczailiśmy się. Lustych starał się tym ostrożniej wybierać terminy matur. Bo jakże je potem przekładać? Jedną ze względu na zagrożenie musieliśmy przenieść na inny dzień. Wywołało to wtedy niemały spór. Zastępczyni Lustycha, Osiecka, dziś pracownik naukowy na Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, oponowała. Namawiała także i mnie, bym się sprzeciwił. Argumenty: uczniowie są już przygotowani, nastawieni psychicznie. Poparłem dyrektora, uważając jego obawy za słuszne. A ponadto widziałem, że on naprawdę dbał o terminowość matur. Było ich w sumie 3 do 4. Młodzież chciała się uczyć i do egzaminu dojrzałości przystępowała naprawdę dobrze przygotowana, co także świadczyło i o jej pilności. Świadectwa maturalne chowaliśmy w słoiki i zakopywaliśmy w ziemi. Niektóre z nich ukryłem w ten sposób w moim chlewiku. W 1945 roku Stanisława Osiecka, pełniąca funkcję dyrektora gimnazjum od czasów aresztowania Czesława Lustycha, przekazała je do Kuratorium i na tej podstawie nasi uczniowie mieli zaliczone lata nauki w łomżyńskiej szkole średniej.
– Czesław Lustych – przypomina inny jego współpracownik, Anatol Falko – został aresztowany w piękny, słoneczny dzień majowy, tuż kolo południa. Niemcy zrobili wtedy kocioł, w który o mało co sam nie wpadłem. Szedłem z jednego zakonspirowanego miejsca do Wachowskich, mieszkających przy Nadnarwiańskiej, w kierunku dzisiejszej 1 Maja. Przy poczcie spotkali mnie dwaj uczniowie: Antoni Jemielity i Maciej Szyld (Szyldowie mieszkali vis a vis Lustychów) i powiedzieli mi, co się stało.
Spośród 23 wykładowców Gimnazjum Męskiego w Łomży, Antoni Rydzewski doliczył się tylko 7 żyjących. Poginęli w lesie giełczyńskim i jeziorkowskim. Marian i Maria Wyrzykowscy umarli w latach siedemdziesiątych. Do Heleny Boczkowskiej wysłał list, lecz nie ma jeszcze odpowiedzi od niej. Waha się – zaliczyć ją już do zmarłych, czy widzieć jeszcze wśród żyjących?
Wspomnienia nauczycieli i uczniów z czasów okupacji prezentują tylko niewielki wycinek ich zmagań i wypełniania powinności wobec młodego pokolenia w niezwykle trudnych czasach. Z pewnością jest więcej tych, którzy zasługują na przypomnienie, lecz nie o wszystkich i nie o wszystkim wiemy. Często nie wiemy nawet, gdzie zginęli. Jednak kwiaty i palące się świeczki, na symbolicznym grobie łomżyńskiego nauczyciela, nie tylko w Dzień Zmarłych, są wyrazem pamięci o nich wszystkich.
Stanisław Zieliński
Kontakty
1985-11-03Zdjęcie Henryk Sierzputowski
P.s.
Ulice wymienione w artykule:
Ul. Karola Świerczewskiego – obecnie Al.Legionów
Ul. 1 Maja – obecnie 3 Maja
Ul. Armii Czerwonej – obecnie Polowa
1 comments
Dodałem zdjęcie Pana Antoniego Rydzewskiego jednego z bohaterów artykułu Epitafium. Zdjęcie nadesłała Pani Beata Sejnowska – Runo