Więzienie łomżyńskie
Zbudowane w 1892 roku więzienie łomżyńskie obejmowało swoim terenem ponad 4.000m2. Kompleks więzienny składał się z kilku murowanych z czerwonej cegły budynków dwu i trzypiętrowych, otoczonych wysokim murem z takiej samej cegły, ze strażnicami na każdym rogu. Znajdowało się w nim 230 cel pojedynczych dla mężczyzn, 59 cel pojedynczych dla kobiet, 11 ogólnych cel dla 121 mężczyzn, 3 sale ogólne dla 28 kobiet, 8 karcerów, lazaret dla 26 mężczyzn i 12 kobiet, łaźnia i warsztaty.
W okresie międzywojennym łomżyńskie wiezienie było jednym z nielicznych w których oprócz zwykłych skazańców odbywali kary „więźniowie polityczni”. W latach okupacji (1939-1941) więzienie było wykorzystywane przez Sowietów, a w latach 1941- 1944 przez Niemców.
Niemcy, obejmując w 1941 roku więzienie, dokonali w nim małej przeróbki wnętrz, zgodnie z własnymi potrzebami. Przeciętnie przebywało w nim ok. 2.000 osób. Nie znana jest ogólna ilość osób, które przeszły przez łomżyńskie więzienie w latach 1941-1944, ani też dokładna ilość straconych w więziennych murach. Według Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, w łomżyńskim więzieniu straciło życie przez powieszenie, rozstrzelanie, czy zakatowanie, ogółem 111 osób. Ilość osób, która poprzez łomżyńskie więzienie była przewożona na masowe egzekucje (m.in. do Giełczyna, Pniewa, Sławca i in.) liczona może być w setkach lub nawet tysiącach.
Odstępujący w 1944 roku Niemcy podminowali i zniszczyli budynki więzienne. Po wyzwoleniu, w drugiej połowie lat czterdziestych ub. wieku, ruiny, mimo iż były pilnowane przez uzbrojonych ormowców, były penetrowane przez mieszkańców miasta, którzy wykorzystywali niektóre fragmenty ( blachy, fragmenty wyposażenia, elementy drewniane) do naprawy zniszczonych w czasie wojny domów, jak też przez szukających przygód młodszych mieszkańców Łomży. Opisuje to barwnie pan Edward Jackowski:
Więzienie było jednym z tych obiektów, po których, w zasadzie, nie pozostało śladu materialnego, natomiast w pamięci tych, którzy tam przebywali jako więźniowie nigdy nie zaginie. Także w pamięci tych, którzy już po wojnie, zaglądali z ciekawości, najczęściej młodzieńczej, za mury tej budzącej grozę budowli z czerwonej cegły.
Tak też i ja raz zapuściłem się do tego otoczonego wysokim murem gmaszyska. Nie pamiętam w którym to było roku ale chyba był to rok 1949 lub 1950. Poszliśmy tam z Markiem Foellerem. On już tam był, ja po raz pierwszy przelazłem przez ten mur obok budynku od strony Alei Legionów. Ostrożnie przesuwaliśmy się przez środek brukowanej, zasypanej gruzem przestrzeni pomiędzy pierwszym a drugim budynkiem. Na środku była studnia. Nie było w niej wody, zasypana była gruzem. Przestraszyliśmy sie gdy usłyszeliśmy jakiś przeraźliwy pisk dochodzący z piwnic budynku przed nami. Włosy zjeżyły się nam na głowie a w oknach zakratowanych piwnic ujrzeliśmy skaczące koty lub wielkie szczury. Wyglądały tak jakby były obdarte ze skóry. Strach spotęgował się jeszcze bardziej gdy uświadomiliśmy sobie opowieści krążące po Łomży, ze tutaj w wiezieniu ukrywa sie wampir. Mówiło sie wówczas, ze przebywa także w podziemiach zrujnowanego kościoła ewangelickiego na rogu ulicy Zjazd i Rządowej.
Po chwili ochłonęliśmy ze strachu i weszliśmy przez bramę w drugim budynku do budynku więziennego . Przed nami był długi korytarz, po bokach którego ciągnęły sie żelazne galeryjki a za nimi drzwi do cel, prawie wszystkie pootwierane. Nad tą częścią był dach. Dalej, na wprost, rozjaśniona słońcem, wpadającym przez pozbawione dachu sklepienie, rozciągała się szeroka okrągła przestrzeń. Było to centralna cześć wiezienia od którego rozchodziły sie promieniście dwa ramiona podobne do tego przez które weszliśmy. Staliśmy na środku, nad nami niebo, chyba była tutaj kopuła. Budynek miał chyba jedno albo da piętra. Wejście na piętro było prawie niemożliwe. Zarwane schody, zwisały niepewnie ze ścian. Chcieliśmy zobaczyć cele. Wejścia do tych na dole były w większości zablokowane gruzem, natomiast na piętrze otwarte drzwi kusiły. Pierwszy Marek, po nim ja wdrapaliśmy sie czepiając się dziur w ścianach i resztek schodów. Ciężkie, grube obite blachą drewniane drzwi a w nich niewielki otwór judasza i kwadratowy otwór, przez który prawdopodobnie podawano posiłki. W środku dwa zwisające ze ścian składane żelazne łóżka. Na ściankach wyskrobane napisy, niektóre pisane brunatna farbą. „To krew” – objaśnił Marek. W pełnym skupieniu wchodziliśmy do następnych cel. Było podobnie. Zapach stęchlizny, maleńkie okienka pod sufitem. Największe wrażenie, zapamiętane do dziś, czasem nawet wyraźne w snach, wywarła na mnie cela karceru. Maleńkie trójkątne pomieszczenie . Jedną ścianę stanowiły drzwi, takie jak do każdej celi, pozostałe dwie ściany takiej samej długości to znaczy po około 80 – 90 centymetrów. Podłoga z lekkim spadkiem do środka, gdzie był otworek. Podobny był w suficie. Całe wnętrze było czarne; było wysmołowane lub pomalowane czarną farbą. W milczeniu zajrzeliśmy jeszcze do kilku cel. Wszędzie było podobnie.
Wracamy. Ta samą drogą wyszliśmy na dziedziniec między pierwszym a drugim budynkiem. Słoneczko przygrzewało. Już nie czuliśmy takiego strachu jak przy wejściu na teren więzienia. Jednak w głowie cykał czujnik, że niebezpieczeństwo czyha. Bruk zielenił się wyrastającą spośród kamieni trawą, kawałki gruzu zalegały przestrzeń. Na rogach wysokiego muru wieżyczki. Rozglądaliśmy sie dookoła gdy Marek szepnął: “wiejmy, strażnik nas goni”. Skrzypnęły drzwi od strony Alei. Ale gdzie… Początkowo chcieliśmy przez wieżyczkę, do której dosyć łatwo można było dostać się. Ale tam niebezpiecznie. Doskoczyliśmy do muru i po wysokim gruzowisku, czepiająca się przestrzeni miedzy cegłami wdrapaliśmy sie na szczyt. Przed nami pole. Skoczyliśmy. Wbiło mnie w ziemię. O mały włos a wybiłbym sobie zęby uderzając szczęką w kolana. Z trudem podniosłem się i ze strachem popędziłem za Markiem, który niczym sarna sadził przez pole w kierunku zabudowań na ulicy Polowej. Na Polową przeszliśmy już spokojnie przez bramę w okolicach Ogrodu Spacerowego.
Zniszczone wybuchami budynki więzienia, a także ceglane mury ogrodzenia zostały rozebrane prawdopodobnie na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. (W tym samym czasie rozebrano też kino Miraż na placu Pocztowym.) O przyczynach tych rozbiórek krążyły różne pogłoski. Słyszało się między innymi, że cegłę i inne materiały pochodzącą z rozbiórek tych budowli łomżyńskie władze przekazały na odbudowę Warszawy.
Z większych budowli, pozostał tylko dawny budynek administracyjny z bramą wjazdową, w którym, po przebudowie, znalazła siedzibę szkoła muzyczna.(Aktualna fotografia poniżej)
Pozostałe dwa – to małe budynki pomocnicze. W jednym z nich, odbudowanym staraniem m.in. Pani prof. Donaty Godlewskiej, mieści się od 1955 roku Archiwum Państwowe w Łomży.
Na pozostałym obszarze wybudowano osiedle mieszkaniowe.
Artykuł opracowany na podstawie fragmentów „Czarnych Lat” Jerzego Smurzyńskiego, wspomnień Edwarda Jackowskiego, ilustrowany fotografiami autorstwa Henryka Sierzputowskiego i nadesłanymi przez Adama Sobolewskiego
Redakcja
Zdjęcia obecnych zabudowań na terenie byłego więzienia:
Obecne zabudowania na terenie byłego więzienia pierwszy bud. od lewej zab. powięzienne od wschodu.
6 comments
…teraz Szkoła Muzyczna ale klimatem w środku nawiązuje do “poprzednika” :)
…teraz Szkoła Muzyczna ale klimatem w środku nawiązuje do “poprzednika” :)
Poszukując wiadomości o więzieniu natrafiłem w Studiach Łomżyńskich tom X na artykuł Janusza Gwardiaka
pt. Sprawy wyznaniowe więźniów i personelu oraz działalność duszpasterska w więzieniach łomżyńskich w latach
1815 – 1915 .(str. 11 – 28). Z tego opracowania dowiedziałem się między innymi o przebudowie kaplicy więziennej
na cerkiew prawosławną pod wezwaniem Mikołaja Cudotwórcy.Prz okazji. Była to czwartą cerkwią w Łomży.
Nowa cerkiew więzienna była poświęcona w poniedziałek 24 czerwca (6 lipca) 1896 r. o godz. 12.00. przy udziale
wicegubernatora Łabudzińskiego.
Witam!
Szukam informacji dotyczącej więźniów z lat 1913-1914, przywiezionych w połowie kwietnia 1913 roku, z więzienia przesyłowego Warszawa-Praga do więzienia w Łomży – Czerwonym Borze, a dalej na zsyłkę na Syberię. Bardzo proszę o pomoc we wskazaniu mi szlaku poszukiwań dokumentów zawierających jakiekolwiek wzmianki na ten temat. Pozdrawiam;
Małgorzata Chmielewska z Radomia
Nawiązując do wypowiedzi Pana Adam Sobolewskiego z 10 marca 2016 21:45 dodam iż Cerkiew p.w. Mikołaja Cudotwórcy funkcjonująca od 1896 r. przy Łomżyńskim Więzieniu Gubernialnym była piąta cerkwią na terenie miasta Łomży. W tymże czasie istniała Cerkiew p.w. Świętej Trójcy (przy ówczesnym Placu Sobornym), Cerkiew p.w. Świętego Mikołaja Cudotwórcy należąca do 13 Biełozierskiego Pułku Piechoty (na terenie koszar pułku przy Szosie Śniadowskiej), Cerkiew p.w. Świętych Apostołów Piotra i Pawła należąca do 14 Ołonieckiego Pułku Piechoty (przy Szosie Śniadowskiej), Cerkiew p.w. Świętego Wielkiego Męczennika Gieorgija Zwycięzcy należąca do 17 Wołyńskiego Pułku Dragonów (przy Placu Pocztowym). Ponadto funkcjonowała także Cerkiew p.w. Świętego Konstantyna należącą do Łomżyńskiej Brygady Straży Pogranicznej (na terenie koszar tejże brygady w Piątnicy która to znajdowała się w obrębie Garnizonu Łomża).
Panie Macieju. Mam do Pana pytanie dotyczące lokalizacji cerkwi p.w. Świętego Wielkiego Męczennika Gieorgija Zwycięzcy należąca do 17 Wołyńskiego Pułku Dragonów. Wiele źródeł podaje że cerkiew był zlokalizowana w domu Czerwonków ale wg Pana była zlokalizowana w budynku przy Pl Pocztowym a ten budynek nie był chyba własnością Czerwonków w czasie kiedy mieściła się tam Cerkiew. Byłbym wdzięczny za podanie źródła informacji dotyczącej tej lokalizacji. Dziękuję i pozdrawiam Jarek Rybicki.