A kiedyś miałem sen… – Tomik prozy Zenona Faszyńskiego.
Między innymi dowiedziałem się o głębokich przeżyciach mistycznych członków wspólnoty Kościoła. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, co to jest kontemplacja. Nie wiedziałem, że moje oczy mogą coś więcej widzieć, a uszy słyszeć. Krótko mówiąc, nie przypuszczałem, że nędzny, grzeszny, śmiertelny człowiek, może odczuwać namacalnie obecność Pana Boga w swoim życiu. Ale teraz nie będę poruszał mistycznych stron mojego życia, wnikał w szczegóły, ponieważ jest to bardzo delikatny i złożony temat, którego nie można zobrazować w kilku zdaniach. Z pewnością skrótowe, zdawkowe mówienie o tym może nieraz wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
Jak wspomniałem, wśród tych książek był także Nowy Testament. Tego, co odczułem, gdy świadomie i z powagą pochyliłem się nad nim, nie jestem w stanie opowiedzieć ani opisać. Właśnie wtedy dostrzegłem własna nędzę wobec treści, którą odkryły mi karty tej Świętej Księgi. Pomyślałem sobie: jaki ja jestem daleki od tego. Jak bardzo się myliłem mówiąc, że nie ma sprawiedliwości na świecie. Teraz wiem, że jest. Przyniósł ją Pan Jezus. Ja i inni ludzie, gdybyśmy ją prawdziwie przyjęli i uczyli się nią żyć, to świat byłby piękniejszy. Zastanawiałem się, jak mogło dojść do tego, że do tej pory traktowałem to jakoś z dystansem, z oporem przyjmowałem, a jeszcze trudniej przychodziło mi wcielać to w życiu codziennym. Dotarło wreszcie do moich szarych komórek, że Pan Bóg nie wymaga ode mnie czegoś niemożliwego. Pragnie, abym oddał zło, które jest we mnie, a w zamian przyjął prawdę, uczciwość, sprawiedliwość, miłość, czyli to wszystko, co przyniósł Pan Jezus prawie 2000 lat temu. Dzisiejszy człowiek może to znaleźć na kartach Nowego Testamentu. Szczególnie dźwięczały mi w uszach jakże smutne, a zarazem prawdziwę słowa, wypowiedziane 20 wieków temu, dziś także aktualne: Prawdziwa światłość przyszła na świat, lecz świat jej nie poznał… Prawdziwa światłość przyszła do swojej własności, lecz swoi Go nie przyjęli (por. J 1,10 -11). Zadałem sobie pytanie: Czy ja, który jestem cząstką tego świata, prawidłowo poznałem i prawdziwie przyjąłem Pana Jezusa i Jego posłanie, które przyniósł dla nas ludzi od Boga Ojca? Odpowiedź była prosta i brzmiała: nie!!! Prawidłowo nie przyjąłem i nie poznałem przesłania, które Pan Jezus przyniósł od Boga Ojca i objawił światu. Postanowiłem zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby otworzyć się na to objawienie i już tu na ziemi zasmakować choć namiastkę tej Bożej Miłości. Nie wiedziałem tylko, jak tego dokonać. Układałem plany, zastanawiałem się, nieraz wątpiłem: może ja nie jestem godny, żeby tak żyć, nie jest mi to dane, żeby mieć w tym udział, jakąś swoją malutką kropelkę.
Tak sobie myślałem, a Pan Bóg robił swoje i ciągle mnie zadziwiał. Delikatnie dawał odczuć swoją obecność, swoje istnienie, w co jeszcze tak naprawdę do końca nie wierzyłem. Którejś niedzieli włączyłem radio, aby wysłuchać Mszy Świętej dla chorych. Jednocześnie słuchałem i jadłem śniadanie. Z głośnika popłynęły słowa księdza, głoszącego kazanie: Śniadanie nie powinno być dodatkiem do Mszy Świętej. Po usłyszeniu tych słów zimny dreszcz przeszedł po moim ciele i od tamtej pory Msza Święta przestała być dodatkiem do śniadania. Z czasem zrozumiałem, że we Mszy Świętej Pan Bóg obcuje z nami i jest obecny, nie tylko w malutkiej Hostii, ale mówi do nas przez czytane Słowo Boże. Pozwala odczuć swoją obecność w głoszonych naukach, prelekcjach, kazaniach. Trafiały do moich rąk różne książki, broszury, gazety, których treść, tak jak kazanie księdza z tej radiowej Mszy Świętej, ukazywała moje wady, uzupełniała braki w słabiutkiej jeszcze wtedy mojej wierze. Nieraz Pan Bóg stawiał na mojej drodze życia takie osoby, dzięki którym poznawałem Jego Prawdziwe Oblicze. Coraz bardziej zaczęło się rodzić we mnie pragnienie świadomego, głębszego życia wiarą na co dzień. Dni zaczęły układać się harmonijnie. Życie nabierało sensu. Wyglądało jakby Ktoś układał, porządkował ten mój dotychczasowy życiowy bałagan. Aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy namacalnie odczułem dotknięcie Stwórcy i mogłem z radością w sercu wyznać Bogu i ludziom: Pan mój i Bóg mój. To moje ziemskie pielgrzymowanie nie jest bajką. To nie jest żaden zlepek zbiegów okoliczności czy przypadków. To Ty, Panie Boże, naprawdę jesteś, naprawdę istniejesz! Mogę powiedzieć, że powtórnie się narodziłem.
Odradzające dotknięcie
Wkładasz Swoje czyste palce
w moje grzeszne uszy,
aby dusza mogła słyszeć.
Nakładasz ślinę z piaskiem
na moje pożądliwe oczy,
aby mogło widzieć.
Odpuszczasz grzechy, błogosławisz,
każesz wstać, wziąć łoże,
rozmnażasz chleb i ryby,
przemieniasz wodę w wino,
aby objawiły się sprawy Ojca:
Głusi słyszą
niewidomi widzą
chromi chodzą.
Wiem, to miłość.
Jak Ty mnie bardzo miłujesz.
Dziś przekonany jestem, że u Pana Boga nie ma równych i równiejszych. Każdy bez wyjątku otrzymuje od Stwórcy szansę, jaka dana była niewiernemu Tomaszowi, aby w swoim czasie mógł wyznać tak, jak i ja wyznałem Bogu i ludziom: Pan mój i Bóg mój. Jesteśmy każdy z osobna i wszyscy razem jedynymi, niepowtarzalnymi dziećmi Bożymi, które On nazywa i wzywa po imieniu. Czuwa, choć daje wolną wolę wyboru; i to do tego stopnia, że stworzenie może odrzucić samego Stwórcę. Szuka, kiedy Jego dziecko zbacza na bezdroża. Ale nie narzuca się. Delikatnie dotyka, mówi do nas, ponawia znaki. Ciągle daje szanse głębszego poznania. Bo choć Pan Bóg stworzył nas bez naszego przyzwolenia, to zbawić człowieka nie może bez naszego: tak. Wytrwale czeka, żeby uwierzyć i zawierzyć, jak Abraham, jak Maryja. Aby mógł włączyć nas w Mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, czyli Wspólnotę Kościoła, gdzie każdy ma swoją cząstkę do wypełnienia.
Pan Jezus przez ofiarę na Krzyżu odkupił to, co było, to, co jest i to, co będzie. I właśnie dzięki temu każdy ma już przygotowaną szatę miłości, w którą Pan Bóg przy naszej współpracy pragnie nas ubrać i wprowadzić na Ucztę Zbawienia. Jeżeli w darowanej nam wolności nie otworzymy się na Miłość Stwórcy, to nasze miejsce przy Jego Stole pozostanie niestety puste.
Szata miłości
Przygotowane jest ubranie dla ciebie,
Przesiąknięte kroplami MOJEJ KRWI,
Utkane z nici MOICH UCZYNKÓW.
MOICH – nie twoich.
Pamiętaj! MOICH UCZYNKÓW.
Nie lękaj się!
To jeszcze nie wszystko.
Wiedzieć musisz, że są warunki:
Pierwszy KRZYŻ,
Drugi MIŁOŚĆ;
Pierwszy MIŁOŚĆ,
Drugi KRZYŻ.
Pamiętaj! KRZYŻ jest MIŁOŚCIĄ.
Nie lękaj się!
Już niebawem
Złożę POCAŁUNEK MIŁOŚCI
Na twojej duszy.
Już niebawem
Założę KORONĘ MIŁOŚCI
Na twoje skronie.
Nie lękaj się!
Wierz! – przygotowana jest szata.
Już niebawem…
c.d.n.
fot.: moja-ostroleka.pl