Wstęp
Historia akordeonu od Marszałka Józefa Piłsudskiego jako dar dla orkiestry wojskowej 33 Pułku Piechoty to dowód uznania i sympatii dla żołnierskiego trudu i służby. Akordeon służył w orkiestrze biorąc udział w wielu wojskowych uroczystościach, a jednocześnie wypełniał wolny czas żołnierzy. Stanowił też doskonały warsztat nauki gry na instrumencie. Wojna spowodowała jego długą podróż, w której pełnił wiele funkcji.
Dobrze się stało, że od początku wojny zaopiekował się nim były członek orkiestry 33 Pułku Piechoty Pan Henryk Witkowski, który uchronił go od zaginięcia i zniszczenia. Akordeon wraz ze swoim wybawcą i opiekunem przeszli długą drogę, podczas której wzajemnie się pokochali, dbali o siebie, szanując się wzajemnie. Brali udział w koncertach, zabawach, weselach, „majówkach” dając społeczeństwu rozrywkę i wypoczynek.
Wspólnie z Panem Henrykiem wychowali i nauczyli gry wielu akordeonistów. Śledząc losy akordeonu, śmiało można postawić tezę, że jako podarunek od Marszałka będąc w służbie w orkiestrze 33 Pułku Piechoty brał aktywny udział w budowaniu żołnierskiego morale. Później w dużej mierze dawał utrzymanie rodzinie Pana Henryka. Był także nauczycielem muzyki i gry oraz umilał czas różnym grupom społecznym a wielu imprezach. Tak akordeon pracował wpisując się w historię złotymi zgłoskami. Z wojska wybył i do wojska wrócił. Z tą różnicą, że wrócił jako eksponat w Sali Tradycji Warsztatów Technicznych Technicznych Łomża.
Wiceprezes
Stowarzyszenia KLUB FORT
Ryszard Matuszewski
Henryk Wicik urodził się w 1916 roku w Aleksandrowie koło Przytul. Jego ojciec Konstanty miał młyn, który w zasadzie prowadziła matka, ponieważ ojciec budował młyny wodne i wiatraki w okolicy (Romany, Jedwabne, Radziłów, Klukowo, Glinki). Miał harmonię trzyrzędową, na której grał. Heniek odziedziczył zdolności po ojcu. Od małego rwał się do grania na harmonii, ale ojciec nie chciał mu jej dawać, bo bał się, że może ją uszkodzić i trzeba będzie wieźć do naprawy, aż do Warszawy. Kupił synowi skrzypce, bo jak mawiał – gdy zerwie się struna, to kupi się drugą i po kłopocie. Chłopiec próbował grać, jednak do skrzypiec go nie ciągnęło. Zresztą nie miał go kto uczyć. Przewisiały na haku parę łat, bo mały Heniek woli do skrzypiec nie miał. Wrócił do nich po wielu łatach i był bardzo dobrym skrzypkiem.
W pewnym okresie ojciec sprzedał młyn i cała rodzina przeniosła się do Łomży. Dotychczas Heniek znał tylko muzykę weselną i ludową, a tutaj zetknął się z inną muzyką i prawdziwą orkiestrą, którą był zafascynowany. Jako czternastoletni chłopiec zgłosił się na ochotnika do wojska, do orkiestry 33 Pułku Piechoty. Dotarł do kapelmistrza pana Niemirowskiego, który go przesłuchał, a ponieważ był bardzo zdolny i pełen zapału, został przyjęty. Tak zaczęło się prawdziwe granie. Heniek był chłopcem wysokim i dobrze zbudowanym. Do nauki dostał największą w orkiestrze dętej trąbę, tak zwany bas. Następnie uczył się grać na kontrabasie. Uczył się nut, zasad muzyki i jednocześnie kończył szkołę podstawową. Jak już zgłębił tajniki tych instrumentów to wziął się za naukę gry na skrzypcach, bo jak mówił – gdzie ja pójdę na zarobek z tak wielkim instrumentem. Z czasem poznawał grę na trąbce, saksofonie i innych orkiestrowych instrumentach. Chłonął wiadomości muzyczne i przechodził szkolenie wojskowe jak inni żołnierze.
W 1935 roku Marszałek Józef Piłsudski podarował orkiestrze 33 Pułku Piechoty akordeon słynnej firmy „Stamirowski” z Warszawy. Akordeon miał piękną galeryjkę z kości słoniowej ozdobioną błyszczącymi koralikami. Na środku galeryjki wysadzany napis STAMIROWSKI – po prostu cudo! Początkowo grał na nim zawodowy żołnierz. Potem pozwolono Heńkowi uczyć się na nim grać. Wreszcie spełniło się marzenie małego chłopca. Gdy postęp gry na akordeonie był widoczny Henryk dostał go w użytkowanie.
Miał 23 lata, stopień kaprala, zdane kilka egzaminów z muzyki, gdy nadszedł wrzesień 1939. Walczył tak jak inni żołnierze aż do rozbicia i rozwiązania pułku. Gdy pułk został osaczony na bagnach, wydano rozkaz, by zniszczyć wszystkie instrumenty, czyli zatopić. Henryk nie wykonał tego rozkazu – jak mógł zniszczyć swój ukochany, wymarzony akordeon podarowany przez Marszałka dla pułku! Ukrył go na polu, pod lasem w stogu siana. Rozpoczęła się ciemna noc okupacji sowieckiej i niemieckiej. Każdy żołnierz, jeżeli nie dostał się do niewoli, wracał do domu na własną rękę. Henryk odszukał akordeon w stogu siana i nocami przedzierał się do Łomży. Raz zatrzymali go Rosjanie i zabrali akordeon. Henryk błagał, żeby zaprowadzili go do komandira. Prosił go, żeby mu oddali instrument. Komendant powiedział – jak zagrasz na nim, to mnie przekonasz, że jest twój. Henryk zagrał, zwrócono mu akordeon, ale musiał jeździć z komendantem i mu grać. W końcu dotarł do Łomży, ale zmuszony był ukrywać się po okolicznych wsiach. Któregoś dnia Rosjanie wpadli do domu by Henryka aresztować. Zobaczyli akordeon, zaczęli na nim grać, potem Heniek zagrał i nawiązała się jakaś nić sympatii, że zostawili go w spokoju.
W czerwcu 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-rosyjska. Do Łomży wkroczyli Niemcy. Heniek związany był z podziemiem. Często szedł z kolegami ulicami miasta i grał, a koledzy przenosili w futerale granaty i inne zakazane przedmioty. Brał udział w różnych akcjach przeciwko Niemcom. Został aresztowany i osadzony w łomżyńskim więzieniu, gdzie pracował w stolarni. Obecnie zachował się jeden budynek tego więzienia przy ul. Aleja Legionów, w którym obecnie mieści się szkoła muzyczna. Po wydostaniu się z więzienia (już po wyzwoleniu Łomży, we wrześniu 1944 roku) współpracował z AK i musiał się mieć na baczności. Czuł się zagrożony i dlatego zmieniono mu nazwisko. Od tej pory nazywał się Henryk Witkowski. Pewnego dnia do zakładu stolarskiego, w którym pracował wkroczyli przedstawiciele władzy ludowej i wylegitymowali wszystkich, Heńka też. Okazało się, że szukali Henryka Wicika, ale go nie znaleźli!! Ze względu na to, że Heniek grał na zabawach, majówkach, weselach i różnych imprezach był znany i łubiany w Łomży i okolicy.
1 maja 1945 roku Henryk grał z zespołem na zabawie w kinie „Miraż” (obecnie PKO i PZU na placu Kościuszki). Poznał tam swoja przyszłą żonę Halinę. On zainteresował się dziewczyną, a ona nie mogła oderwać oczu od błyszczącego akordeonu. 29 maja odbył się ich ślub. Był koniec listopada 1945 roku, gdy zaczęły się masowe aresztowania chłopców z AK. Któregoś wieczora przyszedł kolega Heńka z UB i ostrzegł go, że musi wyjechać, bo jutro ma być aresztowany. Następnego dnia wczesnym rankiem, z jedną walizką i akordeonem Henryk, Halina i czterech kolegów z orkiestry wyjechali do Malborka. Tam już czekał na nich kolega z 33 pp Janek Drozdowski, z którym grał w orkiestrze.
Zamieszkali wszyscy w jednym mieszkaniu. Pracowali w cukrowni, gdzie zapłatą za pracę był cukier (25 kg miesięcznie) i obiady. Wigilię i Święta Bożego Narodzenia spędzili razem. Przyjechały też żony kolegów: Dziekońskiego z Konarzyc, Feltera z Kraski i Bartosiewicza z Łomży. Halina ugotowała wiadro makaronu z cukrem i tak świętowali. Za cukier mogli mieć inne produkty. Po świętach każdy poszukał sobie oddzielnego lokum. Ciężko było znaleźć, bo Malbork był bardzo zniszczony. 4 marca 1946 roku urodziła się Witkowskim córka Danuta. Rodzicami chrzestnymi zostali przyjaciele: Bartosiewiczowa i Felter.
Wciąż jeszcze wszyscy czuli się zagrożeni, dlatego gdy nadarzyła się okazja wyjechali na drugi koniec Polski, aż za Jelenią Górę do miejscowości Miłków, 2 km od Karpacza. Były tam zakłady lniarskie. Heniek otrzymał pracę jako kapelmistrz. Byli tam chętni do grania, znalazły się instrumenty i powstała orkiestra. Grało w niej też sześciu chłopaków z Łomży. W pobliskich Kowarach była fabryka dywanów. Tam, w dużej sali, w każdą środę Łomżyniacy grali na zabawach. Heniek oczywiście na akordeonie. Wszystkim powodziło się coraz lepiej, ale tęsknota do Łomży była wielka.
W 1949 roku Witkowscy zostawili wszystko i wszystkich i wrócili do Łomży. Niedługo tu zabawili, bo już w 1951 roku za namową Łomżyniaków zamieszkali w Sulejówku koło Warszawy. Tu Witkowskim urodziła się druga córka Urszula. Chrzestnymi zostali Mirscy z Łomży. W 1953 roku urodził się syn Andrzej i znowu chrzestnymi rodzicami zostali Łomżyniacy: Zosia Leończuk i Janek Drozdowski, który grał w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Urszula i Andrzej chodzili do przedszkola w Sulejówku, które mieściło się w dworku Piłsudskiego. Henryk pracował w Orkiestrze Straży Pożarnej w Warszawie, a wieczorami grał w Teatrze Narodowym na kontrabasie.
Halina pracowała w Ośrodku Szkolenia Pożarniczego Nr 6 a następnie w Szkole Oficerów Pożarnictwa Nr 1 przy Komendzie Głównej Straży Pożarnej. Dorywczo Henryk grał w zespole w cyrku. Opowiadał jak kiedyś w czasie przedstawienia poluzowały się liny i cała orkiestra spadła na arenę. Szybko się pozbierali i przedstawienie trwało nadal. Widzowie mieli dodatkową atrakcję, a najwięcej zbierania miał perkusista. W roku 1960 córka Danuta zaczęła naukę w Liceum Pedagogicznym w Rabce Zdrój. Mogła uczyć się w takiej samej szkole w Warszawie, ale wybrała Rabkę. Rodzice się nie sprzeciwiali i po jakimś czasie przenieśli się za nią w góry. W poprzednich latach przenosili się kilkakrotnie, więc nie zastanawiali się długo. Henryk uczył w szkole muzycznej w Rabce gry na akordeonie, a oprócz tego pracował w sanatoriach dla dzieci prowadząc zajęcia umuzykalniające. Rabka to uzdrowisko dziecięce, więc sanatoriów dużo, dlatego Henryk musiał pokonywać góry i górki z akordeonem na plecach. Grał też społecznie w Orkiestrze Dętej Straży Pożarnej. Bywało tak, że na 1 Maja córka Danuta szła z akordeonem (tym od Marszałka) na czele swego liceum, a Henryk szedł z orkiestrą dętą. Często maszerował ulicami Rabki grając na basie tak jak kiedyś z orkiestrą wojskową w Łomży. Dodam jako anegdotę, że kiedyś w czasie procesji Bożego Ciała pod ciężarem idących zawalił się drewniany most na Rabie i Heniek wylądował ze strażakami z instrumentami w wodzie. Na szczęście nic poważnego nikomu się nie stało. Z czasem Witkowscy z najstarszą córką, która była jeszcze w liceum, zaczęli grywać na zabawach dla dzieci, na dansingach w lokalach, na zabawach i sylwestrach, w sanatoriach dla dorosłych oraz na góralskich weselach. Umieli dostosować się do każdej okoliczności.
Na jednym z dansingów, w lokalu „Pod Gwiazdą” Danuta poznała swego przyszłego męża, który zostawił dla niej góry i osiadł w Łomży. Potem do zespołu stopniowo dołączyła Urszula i Andrzej. Na dobre Witkowscy wrócili do Łomży w 1970 roku, do swojego domu wybudowanego rękami Henryka. Co roku przyjeżdżał do Łomży na wakacje i pracował przy budowie. Następnie pomagał budować dom córki i syna. Dla starszych Łomżyniaków pamiętających Henryka z czasów jego młodości był zawsze Heńkiem Wicikiem. Akordeon dalej zarabiał na utrzymanie rodziny. Już nie taki piękny jak kiedyś. Koraliki z galeryjki powypadały, galeryjka się zniszczyła. Trzeba było zrobić nową z metalu i wmontować mikrofon, żeby na zabawach nie zagłuszały go gitary elektryczne. Jednak dźwięk miał dalej piękny, taki sam jak kiedyś. Nie sposób zliczyć na ilu zabawach karnawałowych, zabawach choinkowych dla dzieci, sylwestrach i weselach cieszył ludzi swym dźwiękiem w Łomży i okolicy. Na nim uczyły się grać dzieci Witkowskich, wnuki, a także wielu uczniów Henryka i Haliny. Dzieci najstarszej córki ukończyły szkołę muzyczną I i II stopnia. Jolanta ukończyła Akademię Muzyczną w Poznaniu w klasie słynnej flecistki prof. Elżbiety Dastych-Szwarc, a następnie otrzymała stypendium American Conservatory of Musie w Chicago, gdzie studiowała w klasie prof. Kurta Friedmana, a potem w Roosevelt University w klasie prof. Jean Berkenstock. Marta dostała się do The School of The Art. Institute of Chicago i ukończyła studia rzeźbiarskie, a Krzysztof ukończył Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu (malarstwo) w klasie prof. Andrzeja Klimczoka-Dobrzanieckiego oraz grafikę komputerową i fotografikę na uczelni Columbia College w Chicago. Inni wnukowie po wstępnej nauce muzyki u dziadka nie wykazywali zainteresowania dalszą edukacją w tym kierunku.
Rodzinny zespół Witkowskich był znany w Łomży i okolicy, a nawet w całej Polsce z racji udziału w Spotkaniach Rodzin Muzykujących we Wrocławiu, które odbywały się corocznie od 1976 roku. Nasza rodzina nie opuściła żadnego spotkania. Alicja Kasiewicz w „Wiadomościach” 8.XII.1977 roku tak pisała – „Cudowny zespół Witkowskich i Waśków z Łomży daje prawdziwe widowisko z turoniem, tańcami, ślicznymi kurpianeczkami i solowym występem 7 letniego Krzysia”.
Zainteresowanie naszą rodziną było duże. Przyjeżdżały do domu ekipy telewizyjne, radiowe oraz redaktorzy różnych gazet i czasopism. Między innymi mieliśmy nagranie w Skansenie Kurpiowskim w Nowogrodzie. Nie sposób pisać o wszystkim co się wtedy działo. Z czasem nasz rodzinny zespół liczył 13 osób, jednak nie była to pechowa trzynastka. Zapraszano nas na różne uroczystości. W tym czasie w różnych miastach nagrywano program telewizyjny Studio Otwartych Drzwi. Był to program ukazujący osiągnięcia danego terenu. Między poważnymi tematami społeczno-gospodarczymi występowały zespoły artystyczne. W Łomży nagranie odbywało się w hali targowej na Starym Rynku – my też tam byliśmy. Wszędzie towarzyszył nam akordeon od Marszałka. W hotelu Polonez graliśmy muzykę ludową i przedstawialiśmy scenki kurpiowskie dla turystów zagranicznych.
Występ rodziny Witkowskich w Łomży z okazji Święta Kultury Staropolskiej
(Henryk na skrzypcach, Halina na perkusji, a Danuta na akordeonie)
Henryk Witkowski wraz z żoną pracowali z dziećmi, młodzieżą i seniorami prowadząc zespoły artystyczne, które na przestrzeni lat zdobywały uznanie i nagrody. Mają dużo dyplomów, podziękowań i odznaczeń – nie sposób ich wyliczyć. Henryk przez wiele lat prowadził kapelę złożoną ze swoich uczniów w Zespole Szkół Rolniczych w Marianowie, gdzie działał zespół folklorystyczny pod kierunkiem pani Haliny Sypniewskiej. Przy Cechu Rzemiosł Różnych w Łomży powstał dziecięcy zespół „Kurpiki”, gdzie Henryk prowadził kapelkę i grał na skrzypcach. Akordeonistów dziecięcych miał kilku. Wnuki grały w tym zespole, śpiewały i tańczyły. Oprócz tego grał na wielu instrumentach, uczył dzieci i młodzież. Znał się na murarce, ciesielce, stolarce, blacharce, mimo że nikt go tego nie uczył. Robił różne rzeczy na potrzeby rodziny: zabawki, okna, drzwi, meble, a nawet piece kaflowe i kuchnię kaflową potrafił wykonać. Zrobił dla rodzinnego zespołu perkusję, a dla 5-letniego wnuczka małe skrzypeczki, żeby nie sięgał po jego skrzypce. Gdy wnuk chodził do szkoły muzycznej (uczył się grać na altówce) dziadek zrobił mu futerał na instrument. Futerał tak się spodobał, że zrobił ich kilka, w tym dla nauczyciela muzyki. Zaplanował sobie że coś wykona, myślał, myślał i w końcu to zrobił. Był tak zwaną złotą rączką.
W roku 1995 tradycje 33 Pułku Piechoty z Łomży przejął 33 Pułk Zmechanizowany w Budowie k/ Złocieńca. Dowództwo zaprosiło kilka razy kombatantów do Złocieńca. Henryk za każdym razem zabierał ze sobą akordeon od Marszałka, grał podczas jazdy i w czasie spotkań. Pewnego dnia przed kolejnym wyjazdem doszło w domu do poważnej rozmowy – rodzina zdecydowała, że ten zabytkowy i nasz ukochany akordeon od Marszałka należy oddać dla wojska, bo tam wśród pamiątek po 33 Pułku Piechoty, które zostały przekazane do Złocieńca jest jego miejsce. Henryk grał ostatni raz w czasie jazdy i przyjechał do Łomży bez akordeonu. Akordeon w naszym domu był prawie pół wieku, towarzyszył w dobrych i złych czasach, dużo jemu zawdzięczamy, traktowany był jak członek rodziny, dlatego bez niego zrobiło się pusto i smutno mimo, że mamy kilka akordeonów. Żaden nie jest taki dla nas cenny jak tamten.
10 sierpnia 2010 roku wraz z przeformowaniem 33 Pułku Piechoty w Złocieńcu akordeon od Marszałka Józefa Piłsudskiego przekazano wraz z innymi pamiątkami do Łomży, gdyż bogate tradycje 33 Pułku Piechoty były kontynuowane przez 1 Łomżyński Batalion Remontowy im. gen. Mariana Stanisława Raganowicza.
Jego publiczna prezentacja została dokonana w Ratuszu Miasta podczas spotkania Prezydenta Pana Jerzego Brzezińskiego z żołnierzami odbytego z okazji Święta Wojska Polskiego. Mimo nie najlepszego stanu akordeonu publicznej prezentacji dokonał uczeń Henryka były żołnierz łomżyńskiej jednostki wojskowej Stanisław Wiszowaty, który zagrał „Marsz Pierwszej Brygady”. Akordeon po wielu przygodach i wędrówkach wrócił do Łomży. Został poddany pracom konserwatorskim odzyskując dawną świetność. Obecnie już jako cenny eksponat znajduje się w Sali Tradycji Warsztatów Technicznych Łomża.
Danuta WAŚKO
2 comments
Wspaniały instrument i wspaniała historia.
Należy podziękować Pani Danusi, że przypomniała historię akordeonu Marszałka Piłsudskiego.