Jest to recenzja książki Józefa Lutosławskiego pt. „Chleb i Ojczyzna”, która ukazała się w Tygodniku Ilustrowanym nr 8, 22 lutego 1919 roku, str. 150 ( Pisownia oryginalna.)
„CHLEB I OJCZYZNA”.
Książka pod powyższym tytułem powstała w Moskwie, w słynnem więzieniu Butyrskiem, gdzie autor jej, ś. p. Józef Lutosławski, wespół z. bratem swoim, ś. p. Maryanem, przebył długie miesiące w oczekiwaniu na tragiczny, męczeński swój koniec.
Pisana na krótko przed śmiercią, kto wie, może już z myślą o niej, jest ona w pewnej mierze testamentem ideowym publicysty i działacza społecznego, który wiarę niezłomną w swój ideał opłacił życiem.
Książki takiej niepodobna wziąć do ręki bez głębokiego wzruszenia. Zawarty w niej głos przychodzi do nas, jak głos z za grobu, i ma w sobie całą powagę, tych skupionych, wewnętrznych rozważań, na które człowiek zdobywa się tylko w samotności, czyniąc rachunek z samym sobą za czas przeszły i wybiegając myślą w przyszłość.
Ocenia wówczas dobrze każdy swój błąd i widzi jasno każdą swoją prawdę. Jeżeli się omylił, omyłki swoje uznaje i naprawia, jeśli był blizkim prawdy, prawdzie tej daje w sobie podwalinę mocną i niewzruszoną.
Z takich właśnie rozważań i rozrachunków wewnętrznych powstała praca ś. p. Józefa Lutosławskiego.
Wtrącony do więzienia za to, był innej „wiary” i innego bronił ideału, niż ten, jaki na czerwonej chorągwi swojej wypisał bolszewizm rosyjski, musiał sobie po wielekroć zadawać pytanie, po czyjej stronie jest słuszność, kto i w czem tu pobłądził, a rozważając wszechstronnie zagadnienie krwawego konfliktu dwóch motorów życia chleba i idei, doszedł do wniosku, że słuszność jest po stronie idei, że przeto jego wiara była wiarą dobrą, wiarą prawdziwą, która, prędzej czy później, zwycięży na świecie.
Pracę swoją, ku nauce i wyprostowaniu myśli, poświęcił tym przyjaciołom swoim, „których nałóg umysłu więzi w socjalizmie, a serce już przeszło na łono Ojczyzny”.
Z troski o najbliższe jutro własnego narodu, z myśli bogatej w doświadczenie przeżyć, których mu los nie szczędził czasu wojny na gościńcu tułactwa polskiego, z postrzeżeń czynionych na żywym materyale przeobrażeń i przekształceń Rosyi rewolucyjnej—narodziły się komentarze Józefa Lutosławskiego do zagadnienia, które wrosło mu nietylko w mózg, ale i w jego polską duszę I W’ jego polskie serce.
Czuł on dobrze, i będziemy musieli niechybnie stanąć przed nową grozą t. zw. kwestyi społecznej.
„Każdy człowiek z sumieniem—pisał musi pojąć, ie przyszła chwila nowego etapu, że naturze ludzkiej przeznaczono przeżyć jedną nową fazę takiej głębokiej przemiany, z której musi wyjść szlachetniejsza. Dusza ludzka, wstrząśnięta do źródeł swoich wypadkami ostatnich lat, głodna jest czegoś, coby obudziło w niej zamierającą miłość. Po okresie wojen i zawieruchy, która zburzyła świat współczesny, dobrze rozumiemy, że nie może przyjść okres spokoju I spoczynku, tylko musi przyjść okres wzmożonego wysiłku i twórczości. Bo któż może na gruzach spoczywać? Ale jakiejże ogromnej, niepożytej siły, jakiej piorunowej iskry trzeba, żeby zdołała w zmęczonych i zgorzkniałych cierpieniem duszach ludzkich wykrzesać ogień prawdziwej twórczej miłości.
My, Polacy, z góry wiemy, że tą Iskrą, tą siłą promienną może być tylko Ojczyzna”.
Ale czy wszyscy to wiemy? Czy szerokie masy ludu robotniczego i włościańskiego dorosły do odczucia i zrozumienia tego, czy nie pójdą na lep haseł, które im przyniosą apostołowie „chleba”, aby je zwrócić przeciw Ojczyźnie?
Zaiste, nie brak znamion złowróżbnych. Lutosławski widzi to I ocenia trafnie. Widzi, że ludzie ciemni, przez nienawiść wprowadzeni w obłęd podejrzliwości bez granic „tracą wszelką miarę rozumu i bezrozumu, dobra i zła i tem samem robią się zupełnie nieprzystępni dla jakiegokolwiek rozumnego rozważanla, dla jakiegobądż programu realnego, a i słuchają tylko pochlebców”.
Jesteśmy więc na rubieży niebezpieczeństwa.
Lutosławskiemu idzie szczególnie o lud wiejski. Pytanie: czy zachowa on swoje zdrowie moralne? zastępuje mu natarczywie drogę. Czy wytrzyma piekielną pokusę demagogii?
— Fachowych demagogów—odpowiada na to nikt nie powstrzyma. Nic nie pomoże krytyka i potępienie opinii publicznej, bo to są ludzie bez sumienia.
Ale i ci, co z uczciwymi zamiarami idą do ludu, powinni strzedz się wszelkiego cienia schlebiania tłumom. Jest to igranie z ogniem. Bo wszystkie masy są podatne do tego, by popaść w niewolę swoich poziomych a burzycielskich instynktów. Pod tym względem wielki błąd popełniają ci, którzy tworzą „partye ludowe”. Program polityczny powinien bowiem odpowiadać na pytanie, co robić należy, jaką politykę prowadzić, jakie reformy przeprowadzać, a nie jaka klasa czy warstwa społeczeństwa ma rządzić. Rządzić powinni i faktycznie rządzą zawsze wybrani, a nie klasy spoleczne. A wybierać należy tych, którzy doradzają mądrą politykę, a nie tych, którzy napraszają się, by reprezentować jakąś klasę. Tę prostą i oczywistą prawdę trzebaby raz oczyścić z naleciałości przestarzałych i dawno przez najjaskrawsze fakty obalonych teoryi. Ci napraszający się przedstawiciele ludu doczekają się kiedyś strasznej zemsty, kiedy lud zrozumie, jak zbrodniczo był przez nich oszukiwany.
Bo ludu jego wielka rola w życiu Ojczyzny ominąć nie może. I nie dlatego jest ona wielka, że lud będzie miał prawa, które wskutek jego wielkiej liczebności będą mogły być przeważające w Ojczyźnie. Nigdy jeszcze liczba nie dokonała wielkich rzeczy. Ale dlatego, po pierwsze, że jako warstwa ludzi ubogich i prostych wniesie bardziej bezinteresowny stosunek do Ojczyzny w polityce, powtóre, że jako warstwa młoda, nie przepojona rozkładowymi czynnikami okresów racyonalizmu i pozytywizmu, wniesie bardziej instynktowne, bardziej przyrodzone poczucie zbiorowe życia Ojczyzny i jej szczęścia, po trzecie wreszcie, że jako warstwa dorabiająca się wniesie większy rozpęd, więkąszą energię rozwojową w życie Narodu.
Tak rozumie Lutosławski rolę ludu i dlatego przeciwny jest zasadniczo doktrynie socyalistycznej, przeciwny jest wszelkiej demagogii, przeciwny gwałtownym przewrotom społecznym, które burzą a nie budują.
W pracy jego wiele jest na ten temat cennych uwag i prawd, godnych rozpowszechnienia. Wrócimy do nich jeszcze w obszerniejszem studyum o „Chlebie i Ojczyźnie”. Na razie zwracamy tylko uwagę czytającego ogółu polskiego na zjawienie się tej niepowszedniej książki.
Józef Lutosławski, syn Franciszka Dionizego i Pauliny ze Szczygielskich, a ojciec słynnego kompozytora i dyrygenta Witolda Lutosławskiego, urodził się, w Drozdowie 23 marca 1881 roku i tak jak wszyscy jego starsi bracia dzieciństwo spędził w rodzinnym majątku skąd wyjechał do gimnazjum w Rydze. Tam też po uzyskaniu matury rozpoczął studia rolnicze, które ukończył w Zurychu. Po nich, w Berlinie, dodatkowo ukończył też studia filozoficzne.
Józef Lutosławski zawsze działał aktywnie politycznie. Był członkiem Związku Młodzieży Polskiej „Zet”, później należał do Ligi Narodowej (tajnej organizacji politycznej działającej we wszystkich trzech zaborach, będącej ośrodkiem dyspozycyjnym ruchu narodowego), a następnie do wywodzącego się z niej i kierowanego przez Romana Dmowskiego – Stronnictwa Narodowo Demokratycznego.
Do Drozdowa powrócił w 1908 roku i zgodnie ze swoim wykształceniem zajął się prowadzeniem rodzinnego majątku (zakłady przemysłu rolnego ze słynnym „Browarem Drozdowskim”), ale nie przerwał działalności politycznej i społecznej. Udzielał się w pracach organizacji ziemiańskich i propagował spółdzielczość rolniczą.
W 1915 roku został, podobnie jak wielu obywateli ziemi łomżyńskiej, zmuszony do opuszczenia rodzinnego majątku i wyjazdu do Rosji. Tam zamieszkał w Moskwie i działając w Centralnym Komitecie Obywatelskim organizował pomoc polskim jeńcom i wygnańcom.
W 1917 roku, wraz z bratem Marianem zdobył tajne bolszewickie dokumenty, które przesłane do Polski miały wielkie znaczenie wobec zbliżającej się wojny polsko-bolszewickiej. Sprawa się wydała i w grudniu 1917 roku bracia zostali aresztowani i osadzeni w słynnym moskiewskim więzieniu na Butyrkach.
W roku 1918 sąd wojskowy skazał Józefa i Mariana Lutosławskich na karę śmierci przez rozstrzelanie, którą wykonano 5 września tegoż roku.
Józef Lutosławski. Chleb i Ojczyzna. Z życiorysem i portretem autora oraz przedmową Zygmunta Wasilewskiego.
Warszawa 1919. E. Wende i S-ka
Redakcja Serwisu.