Artykuły Pana Jerzego Ramotowskie opublikowane na naszym serwisie częściowo wzorowane poniższym opracowaniu autorstwa Zygmunta Glogera.
Chryzanty Opacki – ostatni kasztelan wizki
https://historialomzy.pl/chryzanty-opacki-ostatni-kasztelan-wiski
Ostatnia Kasztelanka wizka
https://historialomzy.pl/ostatnia-kasztelanka-wiska/
CHRYZANTY OPACKI
Dzięki postępowi umiejętności historycznej, dziejami nazywamy dziś wszechstronny obraz życia i rozwoju społeczeństw, tak ich historyą polityczną, jak dzieje cywilizacyi, wyświetlenie przyczyn Jej i skutków. Pióro dziejopisarza oprowadza nas dzisiaj z pola bitwy do spichlerza, z zamku pod nizką strzechę, z warstatu lub handlownego rynku na zagon, do szkoły i domowego ogniska. W takim obrazie dziejów, obok imion królów i bohaterów, spotykamy ludzi cichej zasługi, wielkiej cnoty, nauki; wpływu lub talentu; w powiecie i zaścianku oglądamy nieraz typowe postacie, będące wyrazem pewnych korporacyj, ducha czasu, idei, wypadków lub pracy wieków.
Względnie do badań nad domową naszą przeszłością to jest uderzającem, że o ile mamy dużo nietkniętego materyału w archiwach prywatnych i publicznych, o tyle mało stosunkowo korzystać z niego umiemy, chociaż celujemy nieraz odwagą w wydawaniu doraźnych wyroków. Jednego tylko mieliśmy pisarza olbrzymiej pracy w gromadzeniu materyaiu do niezliczonych życiorysów, jako brakujących cegieł w budowie naszego gmachu dziejowego. Podał on do tysiąca cennych żywotów w licznych dziełach, czasopismach i Encyklopedyi powszechnej, a napisałby daleko więcej, gdyby śmierć nie zabrała go nauce w sile wieku. Z ogromem pracy Bartoszewicza w tym kierunku nikt nie może stanąć w zawody u nas, a może i gdzieindziej. Doniosłości jej nie zmniejszają zaostre czasami sądy autora o ludziach, których większą połowę on pierwszy wydobył z zapomnienia1.
Do odwzorowania obrazu czasów Stanisławowskich posłużyć może między innemi życiorys człowieka, który nie szukał politycznego stanowiska na widowni świata, a choć wysoko uzdolniony, został tylko pracowitym i umiejętnym rolnikiem, wiełee czynnym przedsiębiorcą i wzorem dla swojej okolicy na drodze postępu ekonomicznego, którego brzask miały wtedy zasuć chmury europejskich wypadków.
Gniazdem mazowieckiej rodziny Opackich była wieś Opacz, położona zdawna w ziemi warszawskiej. Ale Opaccy przenieśli się z czasem na północ Mazowsza, zkąd Wojciech (syn Zygmunta wojewody dorpackiego), wielokrotny poseł za Jana Kaźmirza, pojął za żonę Mężeńską. która wniosła w dom Opackich Mężenin w ziemi łomżyńskiej.
Gabryel Rafał Chryznnly urodził się r.1742 z ojca Stanisława chorążego wizkiege i matki Maćkowskiej z domu, która pięknością swoją słynęła na całe województwo. Mamy list chorążego z r. 1759, w którym on syna swego, jedynaka, poleca opiece Jana Klemensa Branickiego kasztelana krakowskiego i het. wid. kor., prosząc aby wedle życzenia młodzieńca przyjęto go do pieszego regimentu. Szlachcic bowiem starej daty pragnął, aby syn jego służbą rycerską rozpoczął zawód obywatelski. Młody chorążyc służył w wojsku lat kilka, co zbliżyło go do zacnego domu państwa krakowskich w Białymstoku. Życzliwość jakiej doznał od obojga hetmaństwa i dobry przykład, jakim był gospodarny w zarządzie wielkich dóbr a systematyczny w życiu stary hetman, stały się dla młodzieńca długiem wdzięczności, który sowicie później wypłacił owdowiałej pani krakowskiej, zostawszy najżyczliwszym jej sąsiadem, a biegłym pomocnikiemi doradzcą w administracyi dóbr podlaskich, przeszło 2,000 włók obejmujących. Dwór białostocki był jednem z ognisk życia ówczesnego, i ztąd nazywany podlaskim Wersalem, a gospodyni jego była, jak wiemy, siostrą królewską. To zapewne ułatwiło stosunki w świecie Opackiemu, którego już w 27 -ym roku życia król Stanisław mianuje swoim szambelancm, a w dziesięć lat później (r. 1779, sigil. 34, f. 141) posuwa na urząd kasztelana wizkiego.
Pan Chryzanty, jeszcze będąc szambelanem, zaślubił Maryannę Gomolińską, córkę słynnego z obywatelskich zasług podkomorzego łęczyckiego. Jako wspaniałe wiano, podkomorzamka otrzymała później majętność Krośniewice w woj. łęczyckiem. Stosunki i życie dworskie, do których Opacki miał szeroko otwarte wrota, nie stały się atoli widownią jego działań. Ożeniony, zamieszkał w ojczystym Mężeninie i oddał się zawodowi ziemianina.
Ówczesną siedzibę dworską przeniósł na miejsce dzisiejsze, gdzie położenie nadawało się do żyznego i malowniczego ogrodu, a obfite źródła na pochyłości olszowych gajów do urządzenia wspaniałego rybołówstwa2. Jakoż, pomimo znacznego kosztu, sześć stawów w należytym kierunku wykopał. W jednym zahodowano karpie, z innych ogromne szczupaki bywały później przedmiotem podziwu na stole kasztelana, lub pani krakowskiej. Na groblach zaszumiały cztery wodne młyny, z francuzkiemi pytlami, a browar wyrabia smaczne piwo dubeltowe. Kasztelan, pierwszy w tej okolicy prostując drogi, wysadzał je włoskiemi topolami i wzniósł z muru budowle folwarczne w Mężeninie, dotąd istniejące. Przedstawiają one dwa oddzielne czworoboki: jeden stanowią stodoły z piętrowym spichrzem na czele, drugi robocze stajnie i obory, zwane wówczas holendernią, od rasy z którą krzyżowano bydło krajowe. W ogrodzie mężenińskim, który kasztelan uczynił najpiękniejszym w tych stronach, zakwitły liczne drzewa owocowe i zasadzono dwie podwójne grabowe aleje, między któremy w perspektywie miał stanąć wspaniały dworzec. Ale Opacki, cały oddany nakładom gospodarskim, poprzedtał na wymurowaniu dwóch oficyn, w których sam zamieszkał. Po drugiej strome ogrodu przedsięwziął założyć osadę rękodzielniczą i wymurował w tym celu zajazd piętrowy i kilka domów przy nakreślonym rynku, a r. 1782 wyrobił u króla przywilej targów w Mężeninie. Na planie (sporządzonym wkrótce po śmierci kasztelana) widziemy oznaczony ogród botaniczny, kwaterę polażerową, szkółkę drzew dzikich, chmielnik i juryzdykcyą rzemieślników.
Listy kasztelana, przeważnie ekonomiczne, jakich posiadamy całą pakę, stanowią w swoim rodzaju ciekawy zabytek. Widać z nich człowieka wielkiej pracy, przy tem rozumnego, praktycznego, znającego się na wszystkiem, systematycznego i niezmiernie ruchliwego. Jeżeli nie ślęczał dzień i noc nad papierami, co wesoło nazywał wędzeniem sie, to pewno, siadłszy do kolasy, objeżdżał majątki swoje i hetmanowej, jak Tykocin, Białystok, Stołowacz Dollstów, Krośniewice i wiele innych. Kontrola licznych oficyalistów składanych przez nich co miesiąc raportów najwięcej mu czasu zajmowała
Zdarzały się niekiedy przeniewierzenia łub nadużycia względem poddanych, które kasztelan surowe karał. W sprawie np. czynszowników dolistowskich, skarżących się piśmiennie na wziątki pana dyspozytora, pisze: „Najbrzydsza rzecz kozubalce, bo te gdy się pokażą, będzie je musiał ludziom we dwójnasób wracać. A każdy wziątek, którego sobie nic ma dyspozytor warowanego swoim kontraktem, jest kozubalcem. Zły abusus i nie go nie wesprze.
Hetmanowa po śmierci sędziwego małożnka (um. r. 1771), będąc jeszcze dość młodą wdową, zawarła tajemnie powtórne śluby z Jędrzejem Mokronowskim wojewodą mazowieckim, przyjacielem nieboszezyka. Odtąd najczęściej przesiadywała w Warszawie, przy swoim bracie królu i mężu wojewodzie, który dla zachowania pozorów nie wtrącał się zarządu dóbr podlaskich. Była to pani wielce rządna i praktyczna, o najdrobniejszych szczegółach gospodarskich do zadziwienia wiedziała3; nie mogąc jednak mieszkać stale w Białymstoku, oddala swe dobra pod pieczołowitą a bezinteresowną opiekę kasztelana, w którym nieograniczone pokładała zaufanie. W skutek tego Opacki korespondował nader często z panem Hryniewickim generalnym komisarzem dóbr podlaskich, mieszkającym w Tykocinie, dając mu liczne instrukcye i zalecenia, naradzając się w ważnych interesach, a zawsze pisał z dobrym humorem- raz tylko popsuła mu go plotka, jakoby Iudzie kasztelańscy zabrali 11 stogów cząstkowej szlachcie pogranicznej. Pisze więc z oburzeniem: „Krwawą pracą mego kawałka fortuny dorabiam się, i dlatego mnie dużo boli, kiedy mi co kto chce niesłusznie wydzierać, a tem samem znam jak i cudzą własność szanować.” Listy do Hrynicwickiego zaczynał zwykle: „Wielmożny mci panie komisarzu i serdeczny bracie,” lub poufniej „Kochany komisarzeńku.” Nieboszczyk hetman na listach do oficyalistów, obok wielkiego tytułu, podpisywał się także ich „życzliwym bratem”, równie jak hetmanowa (choć siostra króla) ich „siostra i dobrą przyjaciółką.” Był to dawny obyczaj, wypływający z pojęć bezwzględnej szlacheckiej równości, a przytem z przeświadczenia.
O ile koniecznym jest dla pryncypała jego życzliwy, prawie familijny stosunek z oficyalistami, który dawniej często liczne ich pokolenia z jednym wiązał domem.
Handel zbożem za granicę i do Warszawy był wprawdzie od wieków w ręku szlachty, ale ta kontraktów na miejscu nie zawierała, ani w większe się stowarzyszenia nie wiązała. Każdy możniejszy szlachcic miał własne statki i przyjmując tylko niekiedy zboże uboższej braci, spławia] je sam i na targowiskach miast pruskich sprzedawał jak każdy inny towar, a wzamian przywoził wszystkie sprawunki dla swego domu. Kasztelan pierwszy nad Narwią zaprowadził ważne reformy w handlu tego rodzaju. Zawierał z kupcami pruskimi lub ich agentami w Warszawie listowne umowy na miejscu i podejmując się ogromnych dostaw, stowarzyszał się się w tym celu z sąsiadami i panią krakowską. Jak przy sprzedaży nigdy nie potrzebował faktorów i pośredników, to przy skupywaniu zboża we dworach i u ludu, co w kilku odbywało się powiatach, czynił to zapomocą swoich i hetmanowej pisarzy, nigdy nic używając Żydów. Było-to prawdziwem dobrodziejstwem dla włościan i cząstkowych właścicieli, którzy mając cenę i miarę publikowane, wyzwoleni byli od monopolu, w jakim dzisiaj trzymają ieh małomiasteczkowi handlarze ziarna, za to w pewnym sporze z własnym arendarzem przystawał Opacki z góry na wyrok tykocińskicgo rabina, który miał sprawę tę sądzić. Kasztelan miał własną na Narwi flotę, ze szkut, łyżew i dubasów złożoną;— szyper nią dowodził, flisowie obsługiwali. Oddzielny cieśla budował statki (z drzewa mężenińskiego), lub one naprawiał. Przystań gdzie dostawiano je do pala i szafowano (ładowano) zboże, nazywała się brzegiem. Na wiosnę panował niezwykły ruch u brzegów, bo flota odpływała skoro ze kry, a i w ciągu lato, jeżeli woda potemu służyła. Pszenica i żyto szły Narwią i Wisłą do Gdańska, owies i jęczmień do Warszawy; ten ostatni wożono także na najętych podwodach do Królewca. Za jednym kontraktem dostawiał nieraz kasztelan po 7,000 korcy żyta, po 1,400 jęczmienia, a w ogóle po kilkanaście tysięcy korcy zboża corocznie. Oprócz tego wysyłał do Gdańska i Królewca (zarówno z niektórymi sąsiadami) liczne stada wołów, podpasionych na mięso.Kasztelan w towarzystwie należał do ludzi wesołych, miłych i umiejących zastosować się do każdej warstwy społecznej. Ze szlachcicem i kmieciem rozmawia! z werwą staropolską; w arystokratycznym salonie posiadał, obok wysokiej elegancyi, także śmieszności i narowy owego czasu: nie brzydził się cudzoziemczyzną i był . bałamutem. Lubił muzykę i sam w chwilach odpoczynku grywał szarej godzinie na teorbanie, których dwa z poprzedniego stulecia posiadał. Czas swój cenił wysoko, nie sąsiedzką i obywatelską usługę uważał za pożyteczne onego zużytkowanie.
Tak „dorabiając się krwawą pracą kawałka fortuny swojej,” a mając przytem dostatnią ojcowiznę piękne wiano małżonki, kasztelan mógł z czasem zaliczać się do magnatów. Mężenin powiększył, Krośniewice oczyścił, za Narwią miał Giełczyn, Sidrę i Makowlany (dziś w gub. grodzieńskiej), a tu i owdzie jakieś dziedzictwo, co razem składało się na kilkanaście wzorowo zagospodarowanych folwarków, kilkaset włók boru, liczne młyny, browary, arendy, czynsze i kapitały. Spadkobierczynią tak wielkiego mienia miała zostać jedynaczka, której kasztelan postanowił, nic mając syna, dać wysokie męzkie wykształcenie. Pani krakowska bardzo lubiła to dziecko, a król, gdy mu sic raz srodze pięcioletnia Agnusia przypatrywała, dal jej piękną miniaturkę swej osoby. Pierwszych początków pisania uczył ją sam kasztelan, przejęła więc wyrazisty charakter pisma ojca, a później jego styl prosty, jasny i jędrny. Dalej pani Opacka wyjechała z córka do Warszawy, gdzie najlepsi nauczyciele wykładali jej łacinę, historyąpolską i starożytną, geografią, oraz ku podziwowi wielu osób prawo krajowe, matematykę i początki kilku nauk przyrodniczych. Na córkę bowiem chciał kasztelan przelać wszystkie obowiązki uzdolnionego dziedzica i pożytecznego krajowi obywatela. Chciał w niej widzieć kobietę wszechstronnie wykształconą i praktyczną, do czego nadawały się bystry umysł i pamięć niepospolita Agnusi. Przeprowadzał to systematycznie i rozumnie, bez szumnych dowodzeń i sporów, które w 90 lat później tyle narobiły wrzawy, gdy dążność kobiet do wyższej nauki, nie będąca u nas żadną nowością, hałaśliwie i zarozumiale poczytaną została za tegoczesnej emnncypaeyi wynalazek. Kasztelankę wychowywano bez żadnej bony i guwernantki, tylko pod okiem matki, której wszędzie towarzyszyła, a więc i do pani krakowskiej, gdzie dwunastoletnia dzieweczka zadziwiała poważne towarzystwo stolicy i króla swoją erudycyą, a przytem śpiewała i grała na klawikordzie, szpinecie i arlie.
Ale wielkie nieszczęście zatruło domowy spokój kasztelana, Zacna jego małżonka dostała obłąkania, w chwili gdy opieka matki stała się z wielu względów najważniejszą dla 13-letniej Agnusi, która odtąd zostawała wyłącznie pod kierunkiem ojca. Wiano kasztelanki obliczano na 4 miliony, co w ostatnim dziesiątku lat zeszłego wieku niemałą było ponętą dla każdego nawet magnata. Jakoż do domu kasztelana zjawiło się kilku konkurentów z arystokracyi; ale serce jego córki było gdzieindziej. Wpadł jćj w oko młodzian 21 lat liczący, szczupłego majątku, ale znamienitej urody i naukowego wykształcenia, odpowiedniejszy dla niej od wszystkich innych. Byl nim jeden z trzech synów Stanisława Rembielińskicgo, chorążego wizkiego, biegłego prawnika i królewskiego sekretarza. Opacki zrazu nie chciał słyszeć o zięciu bez wąsów i stanowiska. Poznawszy atoli wysokie zdolności i rozwagę w młodzieńcu, a stałą miłość i wolę jedynaczki, zezwolił (r. 1797) na ten związek małżeński. Zadziwiającą była okoliczność, że gdy kasztelan oznajmił obłąkanej małżonce o ślubie Agnusi, ta, odzyskawszy prawie całą przytomność, kazała się przybrać w godowe szaty, wyszła do zgromadzonych gości i przemówiła tak uroczyście i czule do młodej pary, iż wszyscy zapłakali; poczem pobłogosławiwszy klęczących u jej stóp nowożeńców, z powaga i smutkiem zdała obowiązek matki i gospodyni na jednę z obecnych matron i oddaliła sic do swój komnaty, gdzie zaraz zwykle objawy choroby jej powróciły. Cały ten wypadek był dziwnie wzruszającym, uroczystym i niewytłumaczonym. Kasztelanowa wkrótce potem umarła.
Kasztelan młodej parze oddał Krośniewice, ze starożytnym, modrzewiowym dworem po Gomulińskih. Wreszcie styrany czterdziestoletnią mozolną pracą, nie doczekawszy się wnucząt po córce, umarł r. 1806 w Warszawie. Ciało jego przewieziono do Rutek w dobrach męźenińskich, gdzie był kolatorem parafialnego kościoła. Portret dołączony tu w podobiźnie, robiony był przez jakiegoś słynnego, ale niewiadomego mi z nazwiska malarza, podobno za granicą.
Zygmunt Gloger.
Pisownia oryginalna
Tygodnik Ilustrowany nr 370 str. 72, 74, 75. 30 styczeń 1875 rok. Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Łódzkiego.
Redakcja Serwisu.
Przypisy:
1. W samej Encyklopedyi pow. znajduje się artykułów J. Bartoszewicz 1,291.
2. Wedle miejscowego podania, król Zygmunt August gasił pragnienie wyborną wodą tych zdrojów, gdy przejeżdżał tędy do Knyszyna.
3. Szczegóły tyczące się gospodarstwa pani krakowskiej p.n Gospodarstwo dawniejsze w Kronice rodzinnej, z lat 1870, 1871.