Przebaczył zdrajcy
(czwarta Rodzina Jeziorkowska odnaleziona!)
„Bywają ludzie i ludziska” – mawia starsze pokolenie, bo młodsze ma na uwypuklenie tej zasadniczej różnicy między ludźmi własne określenia, bardziej dosadne. Przedstawicielem tej szlachetniejszej części ludzkości z pewnością jest pan Stanisław Kozłowski, gospodarz ze wsi Ołtarze Gołacze w gminie Nur. Jego rodzina doznała wielkiej krzywdy ze strony sąsiada , sołtysa wsi , który w czasie ostatniej wojny wydał w ręce Niemców ojca pana Stanisława. Pan Stanisław przebaczył i odpuścił winowajcy, choć nie było łatwo, a sprawa zdążyła już trafić do warszawskiego sądu.
Tragiczne wydarzenia rozegrały się dnia 20 czerwca 1943 roku. Do wsi przyjechali żandarmi niemieccy. Nie ci, których wszyscy znali, ale zupełnie obcy. Zgłosili się do sołtysa z poleceniem wskazania im „buntowników i wichrzycieli”. W okolicy rozpoczęły się aresztowania. Na liście (z rekomendacji sąsiada sołtysa) znalazło się nazwisko pana Tomasza Kozłowskiego, miejscowego komendanta Ochotniczej Straży Pożarnej. „Ojciec był dobrym i mądrym człowiekiem. Nikogo w życiu nie skrzywdził. Cieszył się powszechnym szacunkiem w okolicy, bo nie dość, że skończył siedem lat podstawówki, to jeszcze miał szkołę podoficerską. Był kapralem. Chcieli go na żołnierza zawodowego. Dużo czytał. Znał rosyjski. Był też bardzo religijny.” – mówi o nim z dumą syn Stanisław. I natychmiast dodaje: „Sołtys go wydał, bo miał do niego żal jeszcze sprzed wojny, ale w tamtej sprawie to nie ojciec był winny, ale właśnie ten samozwańczy sołtys. To był zły człowiek. W dodatku trzymał z Niemcami. Często razem pili.”
Przyszli po pana Tomasza dobrze po północy. Syn twierdzi, że mogła być godzina druga albo trzecia nad ranem. Bardzo dobrze to pamięta. Miał wtedy 20 lat i razem z 18-letnim bratem spał w sąsiedniej izbie. Tylko przytomności umysłu ojca zawdzięcza własne i brata ocalenie, bo żandarmi zapytali, ile lat mają synowie, a ojciec na to, że jeden 11 lat, a drugi 12. Na szczęście oprawcy nie sprawdzili, czy to prawda. Panu Tomaszowi kazali się niezwłocznie ubierać i umieścili go w tymczasowym areszcie w Czyżewie, jak zresztą wielu innych aresztowanych tego dnia. Po kilku dniach przewieziono wszystkich do więzienia w Łomży. Żandarmi niemieccy ładowali aresztowanych na samochody okładając ich pałami i szczując psami. Żona pana Tomasza zdołała dwukrotnie zawieźć mu paczki żywnościowe do łomżyńskiego więzienia. Kiedy przyjechała trzeci raz usłyszała, że męża już tu nie ma. Od ludzi mieszkających naprzeciwko łomżyńskiego więzienia dowiedziała się, że w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 roku: „Ładowali wszystkich na samochody. Wywieźli ich w samych kalesonach i koszulach gdzieś niedaleko Łomży, bo samochody szybko wracały po następnych.”
W trakcie naszej rozmowy (9 września 2012 roku w Jeziorku), zapytałam rodzinę pana Tomasza Kozłowskiego, czy i gdzie go szukała. Okazało się, że owszem córka pana Tomasza – Apolonia (gdy ojca aresztowali miała 5 lat) próbowała szukać wiadomości o nim poprzez urzędy w Warszawie. Syn Stanisław także szukał ojca: „Za komuny pojechałem do Łomży , do ZBOWID-u . Pytałem o ojca. Nie potrafili nic powiedzieć. Nie wskazali miejsca, gdzie zginął. Niczego się nie dowiedziałem.” Na ślad pradziadka w końcu trafiła Sylwia Kombor. Poszukiwania rozpoczęła od strony internetowej Instytutu Pamięci Narodowej. Tam trafiła na frazę „historia leśnej polany”. Kliknęła i to był strzał w dziesiątkę. Jak sama mówi – „Otworzyła się strona z listą nazwisk więźniów politycznych zamordowanych w jeziorkowskim lesie. Na tej liście było nazwisko pradziadka i wielu innych znajomych z okolic Nura.” Tak więc „gdzieś niedaleko Łomży” okazało się lasem jeziorkowskim, a konkretnie Miejscem Pamięci Narodowej w Jeziorku.
Pan Stanisław Kozłowski (pierwszy z lewej) z rodziną. Jeziorko, 9 września 2012 roku.
Dlaczego przez kilkadziesiąt lat rodzina pana Tomasza Kozłowskiego nie poznała prawdy o jego śmierci i miejscu, gdzie został zamordowany? Odpowiedź na to pytanie znają już pozostali członkowie naszej Jeziorkowskiej Rodziny. Otóż pan Jerzy Smurzyński, ostatni żyjący skazaniec z lasu jeziorkowskiego, który przez kilkadziesiąt lat poszukiwał prawdy o zbrodniach tam dokonanych (jego rodziców hitlerowcy rozstrzelali 15 lipca 1943 roku), badając dokumenty z okresu okupacji niemieckiej na ziemi łomżyńskiej, w Archiwum Akt Nowych w Warszawie w roku 1994 natrafił na depeszę Delegata Rządu na Kraj przesłaną do Londynu we wrześniu 1943 roku, a w niej, jako załączniki odnalazł dwie listy rozstrzelanych w lesie koło Jeziorka: nocą 29/30 czerwca 1943 r. i 15 lipca 1943 r. Przyznaje „ Nie wiedziałem, że takie listy w ogóle istniały. Władze PRL przejmując dokumentację Delegata Rządu na Kraj umieściły ją w archiwum KC PZPR i dlatego była ona niedostępna. Dopiero po rozwiązaniu PZPR dotarłem do potrzebnych dokumentów. Grób więźniów politycznych w lesie koło Jeziorka przez ponad pięćdziesiąt lat był grobem, na którym władze ZBOWiD-u położyły tablicę z nazwiskami „działaczy z okresu władzy radzieckiej w Łomży”. (…) Listy te uznałem za zgodne z prawdą, bo chociaż na pierwszej były zupełnie nieznane mi osoby, to druga (z 15 lipca 1943) była całkowicie zgodna z prawdą, którą znałem z autopsji. I takie zdanie na ten temat miał również prokurator prowadzący dochodzenie w imieniu IPN w Białymstoku – również uznał listę straconych nocą pod Jeziorkiem za autentyczną. (…) Lista w oryginale była kopią maszynopisu zrobioną na bibułce i właściwie mało czytelną. Siedziałem nad nią dwa dni i wspólnie z paniami z Archiwum „odcyfrowaliśmy” w miarę, jak nam się wydawało prawidłowo nazwiska (z imionami było łatwiej, bo tych można się trochę domyślać).”
Syn zamordowanego Tomasza Kozłowskiego nie kryje łez podczas naszego spotkania. „Dwa dni płakałem, kiedy mi wnuczka powiedziała, że odnalazła grób mojego ojca. Owszem płakałem z żalu, bo wróciły wspomnienia, jak to wtedy było. Ale więcej płakałem z radości. Teraz nareszcie mogę przyjechać tu do ojca, pomodlić się za jego duszę i zapalić znicz. Myślałem, że jego mogiła jest gdzieś w jakimś brzydkim miejscu, zaniedbana i zapomniana. A tu tak ładnie! I ten las taki piękny.”
Stanisław Kozłowski z rodziną po raz pierwszy w życiu pochyla się nad grobem ojca.
Pan Stanisław potwierdził też fakt aresztowania, w tym samym czasie i osadzenia w łomżyńskim więzieniu, innych osób z okolic Nura znajdujących się na liście więźniów zastrzelonych w jeziorkowskim lesie. Są to: Plechciński Kazimierz z miejscowości Ołtarze Gołacze, Steć Józef oraz Grosman Adolf (Polak) z Nura, Trąbka Ludwik oraz Trąbka Stefan ze wsi Żebry Laskowiec, Godlewski Stanisław i Godlewski Władysław ze wsi Strękowo.
W ten sposób znowu posunęliśmy się o krok na drodze poznania prawdy o naszych rodakach zamęczonych na leśnej polanie w Jeziorku.
„Te stare sosny pewnie jeszcze wszystko pamiętają” – na zakończenie naszego spotkania stwierdził zięć pana Stanisława Kozłowskiego. Tak. Pamiętają. Ale zdecydowanie ważniejsze jest to, żeby ludzie pamiętali. Bo pamiętać o Ofiarach leśnej polany w Jeziorku to święty obowiązek, a przebaczyć winnym to chrześcijańska powinność , a w tej sytuacji – czyn prawdziwie heroiczny.
Panie Stanisławie! Bardzo dziękuję Panu i Pana Bliskim za świadectwo tej pamięci i za akt przebaczenia, który w Waszym życiu dokonał się tak realnie. Witajcie w naszej Jeziorkowskiej Rodzinie!
Beata Sejnowska – Runo, społeczny kustosz Miejsca Pamięci Narodowej w Jeziorku