… Gros tomu wypełniły jednak materiały odnoszące się do lat późniejszych. To także bardzo ciekawa lektura. Redakcja zadbała o konkurs autorów, znalazłem wśród nich nazwiska osób mi znanych, ale bynajmniej nie z działalności harcerskiej, że wspomnę o prof. Henryce Sędziak, Stanisławie Ogrodniku, Eugeniuszu Mioduszewskim. Przewijają się nazwy drużyn, rocznice, święta, niezapomniane wizyty. Kto dziś pamięta o Domu Harcerskim, na wieczną wartę harcerską odeszli nasi poprzednicy w sztafecie pokoleń harcerzy Rzeczypospolitej. To zrozumiałe, że najwięcej miejsca zajmują wspomnienia z obozów wakacyjnych (poczynając od „kultowego” w Morgownikach w 1957 r.), wędrówek, rajdów, akcji, dalekich wyjazdów. Ważne, że można dowiedzieć się o reperkusjach w Łomży i w regionie wywołanych przez wydarzenia przełomowe dla całego Związku (lato 1950 r., zjazd łódzki w XII 1956 r., nadzwyczajny katowicki we IX 1990 r.). I harcerze łomżyńscy zachłysnęli się powstaniem województwa, zacisnęły się wówczas więzi z bardziej odległymi miastami, czego dowodem obecność w tomie III materiałów m.in. z Czyżewa, Miastkowa, Nowogrodu i Wysokiego Mazowieckiego. Mniej jest świadectw postaw druhen i druhów w latach przełomu solidarnościowego i stanu wojennego oraz w 1989 r.
Można snuć i inne jeszcze uwagi, rozważać, rozdzielać pochwały. Najważniejsze, że tom III „Harcerstwo łomżyńskie wczoraj i dziś” stał się faktem. Mocni historią świętujmy stulecie ruchu, który ubogacił Łomżę i region, przyczynił się walnie do wychowania kolejnych pokoleń, wpisał w legendę pięknej polskiej ziemi. To wielka satysfakcja dla będących wziąć na służbie harcerzy! Raz jeszcze gratuluję i pozdrawiam.
Adam Czesław Dobroński, prof., członek honorowy TPZŁ
Rozdział I
HARCERSTWO W POLSKIEJ
RZECZPOSPOLITEJ LUDOWEJ
Harcerskie wspomnienia
hm. Zbigniew Tadeusz Kamionowski
Moje łomżyńskie harcerstwo i nie tylko.
Ponad dziesięć lat temu, zgodnie z prośbą KH ZHP w Łomży, złożyłem do wykorzystania przez komisję historyczną dwa teksty: „Moje łomżyńskie harcerstwo„ i „Mój harcerski życiorys”. W dotychczasowych publikacjach nie zamieszczono ich, ani – jak wynika z analizy tychże publikacji – nie wykorzystano.
Po zapoznaniu się z tekstem śp. Ludwika Żelechowskiego, z którym znałem się od 1957 roku, zamieszczonym w tomie II „Historii…”, doszedłem do wniosku, że postąpię podobnie. Opisując swoje dojrzewanie, swoją działalność – przybliżę dzisiejszym i przyszłym harcerkom i harcerzom i instruktorom (i nie tylko im) okres niepowtarzalny -budzenia się harcerstwa w Łomży po sześcioletnim okresie nieistnienia w skautowym kształcie. Dokonam próby ukazania – jak kształtowało się harcerstwo w obliczu potrzeb i wyobrażeń nas – ówczesnego pokolenia – zrodzonego w czasie wojny i tuż po wojnie.
Ponieważ jest to opowieść moja, postanowiłem wskazać na warunki, okoliczności i wydarzenia, które tak jak wielu mnie ukształtowały. Dzisiaj np. wiemy, że nasi bohaterscy poprzednicy z „Szarych Szeregów” osiągali dorosłość w ciągu paru dni, tygodni, miesięcy. Moi rówieśnicy na szczęście nie musieli w takim tempie, ale jednak również w tempie przyśpieszonym, nienaturalnym, tę dorosłość osiągać. Stąd w mojej opowieści sięgam nawet do lat dzieciństwa. Uczyniłem to w przekonaniu, że jest to najlepszy sposób, aby odpowiedzieć na nasuwające się pytania: kim i jakim byłem, kiedy przystępowałem z pasją i entuzjazmem do budzenia „harcerskiego ducha” wśród rówieśników i od nich młodszych, co z tego wynikało, co było efektem tych działań?
Te moje postanowienia pomógł mi zrealizować harcmistrz dh Jan Dworakowski, długoletni instruktor Chorągwi Białostockiej, historyk, autor publikacji o dziejach ZHP na Białostocczyźnie, współpracujący z komisją historyczną Komendy Chorągwi Białostockiej w Białymstoku.
Dh Jan Dworakowski przeprowadził ze mną wywiad, którego pełny tekst przytaczam.
Moje łomżyńskie harcerstwo i nie tylko…
Z dh harcmistrzem Zbigniewem Tadeuszem Kamionowskim rozmawia dh harcmistrz Jan Dworakowski.
Rozmowę o harcerskiej przeszłości rozpocznijmy od czasów drugiej wojny światowej. Okres wojenny miał ogromny wpływ na kształtowanie się Twojej osobowości.
Wspomnieniową opowieść o moich pasjach; buncie przeciwko sowietyzacji; harcerstwie i żeglarstwie, wywodzę z przeżyć, jakich nie szczędził mi los – tak jak i moim rówieśnikom w czasie wojny i latach powojennych.
Urodziłem się 12 stycznia 1940 roku, kiedy Łomżę okupowali Sowieci. Kto nie był „czarno-roboczym”, tego najczęściej wywożono w głąb ZSRR. Moich rodziców, na szczęście, to ominęło. Następni okupanci, hitlerowcy, „przerośli” poprzedników. Codziennością był terror i śmierć. Zapamiętałem w formie obrazów sceny z aresztowania przez gestapowców mojego ojca, który w konsekwencji był do wiosny 1945 roku więźniem obozów koncentracyjnych, od Sztutthofu poczynając, na Buchenwaldzie kończąc. Pamiętam, jak w mojej obecności niemiecki żołnierz wrzucił moją młodszą siostrę do stawu dr. Szyszki przy ul. Zamiejskiej, powodując jej śmierć. Pamiętam również „wygnanie” latem 1944 roku, w wyniku którego znaleźliśmy się w Kotowie Placu k. Jedwabnego. Pobyt wówczas i późniejsze moje kontakty z rodziną babci ze strony Mamy zaowocowały nie tak dawno tym, że na rozstrzygnięcie IPN co do mordu w Jedwabnem oczekiwałem tylko jako na potwierdzenie tego, co wiedziałem od lat.
Z opowiadań Mamy wiem, że ostrzeżeni przez ludzi z konspiracji, uniknęliśmy aresztowania i tym samym rozstrzelania w lesie k. Jeziorka. Dotyczy to nocy z 14 na 15 kwietnia 1943 roku.
Zaowocowało to tym, że już w dzieciństwie miałem pogląd, że aby sprzeciwiać się sprawcom tychże nieszczęść trzeba stać się silniejszym, sprawniejszym niż wróg. Dlatego zaraz po powrocie z „wygnania” (w wyniku styczniowej ofensywy 1945 r.) prowadzałem swoich rówieśników, uzbrojonych w drewniane karabiny, z pieśnią „A do polskiej armii, wojska zaciągają…” na ustach. Wśród nich był śp. Rysiek Salamoński, który w latach 1959-1960 pełnił funkcję księgowego-kwatermistrza w hufcu Łomża miasto.
Pierwsze lata powojenne w Twoim dzieciństwie zapisały się nowymi doświadczeniami. Dorastałeś do wieku szkolnego. Musiałeś podjąć nowe obowiązki.
Po powrocie Ojca (latem 1945 r.) jesienią 1945 r. zamieszkaliśmy w domu Pani Parchamowskiej przy ul. Marynarskiej. Zakupy robiliśmy (w tym często ja sam) w sklepie p. Bender przy ul. Dwornej. Tam też uległem zauroczeniu mundurem harcerskim. Spotykałem tam dh Ryszarda Bendera, który paradował w takim mundurze. Postanowiłem, że ja będę również taki mundur nosił. Ale ten moment zaczął jakby się oddalać. Jesienią 1946 r. po 2-3 miesiącach nauki w klasie I Szkoły Powszechnej Nr 6 wraz z rodziną wyjechałem do Olsztyna. Tam latem 1947 roku Ojciec mój ustąpił swoje miejsce pracy w banku (NBP) swojemu bratu (poszukiwanemu za udział w powstaniu warszawskim), w wyniku czego powróciliśmy do Łomży. Jesienią 1948 r., będąc uczniem kl. III tej samej SP Nr 6 zostałem wilczkiem (zuchem). Jesienią 1949 r. bankowe władze przeniosły mojego ojca do pracy w Białymstoku, w związku z czym klasę IV i V ukończyłem tamże. Latem 1951 r. ponownie zamieszkaliśmy w Łomży, w kamienicy Państwa Sulkowskich przy Pl. Żeglickiego (Stary Rynek). Klasę VI i VII ukończyłem w Szkole Podstawowej Nr 2 (II piętro Szkoły Nr 6).
W szkole podstawowej związałeś się z harcerstwem. Jaka to była wtedy organizacja?
Należałem do harcerstwa (OH ZMP), ale już wtedy wiedziałem, że to jest nie to harcerstwo, do którego należał Ryszard Bender. Zostałem zastępowym i uczęszczałem do Domu Harcerza (uczestniczyłem w zajęciach zespołu tanecznego). Działalność Domu Harcerza była dla nas atrakcyjna, tak jak atrakcyjnymi były obozy w kolejne wakacje 1952 oraz 1953 roku w Zosinie i w Nowym Młynie. W Zosinie moim obozowym drużynowym był dh Sylweriusz Załęski, który jesienią 1960 r. przejął po mnie hufiec Łomża-miasto.
W Łomży, w domu rodzinnym, poznałeś nowych ludzi, wracały wojenne wspomnienia. W jaki sposób nowa polska rzeczywistość wpływała na Twoją działalność?
W tym czasie rodziców moich odwiedzał dh Władysław Gulanowski – drużynowy drużyny harcerskiej im. Jarosława Dąbrowskiego w latach 30-tych, jeszcze przed wojną. Był też żołnierzem konspiracji w czasie wojny. Znajomość z Nim trwała i ważyła na moich decyzjach do 1960 r. To w wyniku rozmów z dh W. Gulanowskim, lektury „Kamieni na szaniec” A. Kamińskiego, „Jak prowadzić zastęp harcerski” Wł. Szczygła (wydanie z lat 40‑tych) zorganizowałem dość liczną grupę rówieśników i trochę młodszych. Zajęcia grupy organizowałem naśladując wzorce z harcerstwa.
Z czasem wydzielona grupa (mniejsza) zaczęła podejmować działalność, którą organa ścigania w 1954 r. określiły jako godzące w ustrój. Latem 1953 r. na wyspie Saska Kępa k. żelaznego mostu zorganizowałem rotacyjne obozowisko dla członków organizacji.
Dorastałeś w szybkim tempie, ciągle w działaniu. Przed Tobą była szkoła średnia, nowe środowisko i zapewne nowe inicjatywy.
Jesienią 1953 r. zostałem uczniem Liceum Ogólnokształcącego. Również jesienią doszło do połączenia naszej (mojej) organizacji z organizacją kierowaną przez Jurka Wnorowskiego. Przyjęliśmy nazwę Młodzi Patrioci Polscy (MPP). (Tak wcześniej nazywała się tylko organizacja Jurka Wnorowskiego), a ja zostałem dowódcą całości. Cel naszej działalności to przeciwstawienie się sowietyzacji kraju (stalinizmowi) i ustrojowi z tej sowietyzacji wynikającemu.
Wiosną 1954 r. zostaliśmy aresztowani za posiadanie zarówno broni palnej, jak i białej, za niszczenie plakatów i innych elementów propagandy wizualnej, za rozlepianie własnych ulotek itp., itd. Po przesłuchaniu zostaliśmy zwolnieni, a po pewnym czasie Jurek Wnorowski, Janusz Dąbrowski, Tadeusz Jasiński i ja ponownie zostaliśmy aresztowani i odwiezieni do Białegostoku. Decyzją sądu umieszczono nas w Milicyjnej Izbie Dziecka, w której przebywaliśmy dwanaście dni. Rozprawa sądowa odbyła się latem w Łomży. Otrzymaliśmy wyroki po 2 lub 3 lata zakładu wychowawczego w zawieszeniu. Nadzór sprawował kurator sądowy. Mimo to jesienią 1954 roku zakładam organizację „Victoria” skupiającą uczniów średnich szkół, w tym głównie Liceum Ogólnokształcącego.
Jakie były cele tej organizacji i pierwsze efekty?
Oficjalnym celem była budowa łodzi, którą zamierzaliśmy odbyć wodną wyprawę na Wielkie Jeziora Mazurskie, co bez pośpiechu realizowaliśmy. Główny – tajny cel to kontynuacja działalności rozpoczętej przez MPP. Podejmowaliśmy wiele udanych akcji, m.in. w związku z V Światowym Festiwalem Młodzieży i Studentów w Warszawie.
Jesienią 1955 r. podczas zajęć szkolnych zostaliśmy aresztowani i tymczasowo osadzeni w komendzie MO przy ul. Stalingradzkiej (obecnie Wojska Polskiego). Po kilkunastu dniach przewieziono nas do Sądu dla nieletnich w Białymstoku, skąd po przesłuchaniach zostaliśmy zwolnieni. Okazało się, że to Pani Sędzia (sąsiadka podczas zamieszkiwania w Białymstoku w latach 1949-51) podjęła tak odważną, a zarazem ryzykowną decyzję. Wróciliśmy więc do Łomży, do rodziny, do swoich szkół.
Jak w szkole przyjęto wasze aresztowanie i wyrok sądowy?
W listopadzie 1955 r. na apelu szkolnym w LO przedstawiciel ZP ZMP przedstawił nas jako wrogów Polski Ludowej, co było w części prawdą, ale jednocześnie jako złodziei i awanturników, co było wierutnym kłamstwem. Większość koleżanek i kolegów wiedziała, że to kłamstwo, ale byli i tacy, i to również w gronie nauczycielskim, którzy w to wierzyli. Kiedy w styczniu 1956 r. otrzymaliśmy pismo z Sądu białostockiego o umorzeniu postępowania, zwróciłem się do dyrekcji LO z prośbą, abym mógł zapoznać szkolną społeczność na apelu z treścią tegoż postanowienia. Dyrektor oczywiście prośby tej nie mógł spełnić. Promocji do klasy jedenastej nie otrzymałem. Jesienią poniosła mnie fala na szczęście bezkrwawej rewolucji, jaką był Październik 1956 roku. Zapraszany byłem i uczestniczyłem w różnego rodzaju wiecach i konferencjach. Z żadną z powstających wówczas organizacji nie było mi po drodze.
Ponowiłem prośbę do dyrekcji liceum o zapoznanie szkolnej społeczności z postanowieniem Sądu ze stycznia 1956 r. I tym razem spotkałem się z odmową. Uznałem więc, że to nie jest miejsce dla mnie i szkołę opuściłem. Skończył się dla mnie czas zależności od szkolnego regulaminu, a zaczął czas odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji podejmowanych decyzji – czas atrybutów dorosłości.
Miałeś 16 lat. Skąd ta świadomość o dorosłości, odpowiedzialności, konsekwencjach w życiu młodego przecież człowieka?
Wcześniej tę dorosłość wymuszała między innymi sytuacja rodzinna. Z początkiem lat pięćdziesiątych opuścił nas ojciec. Mimo że Mama pracowała, to wspomagać nas musieli Jej rodzice. Również ja, wykorzystując swoje umiejętności plastyczne, zarabiałem np. sprzedażą świątecznych kartek. Zarabiałem również przy wykonywaniu plansz na organizowanych wystawach prezentujących osiągnięcia m.in. łomżyńskiego rolnictwa. Mimo szkolnych obowiązków i obowiązków domowych (woda, opał, opieka nad bratem i siostrą), znajdowałem czas na dowodzenie nielegalną organizacją; uczestnictwo w kursie modelarstwa szkutniczego (na przystani); żeglowanie na LPŻ-towskim żaglowym bączku; na jazdę na łyżwach i wypady na nartach na góry Wilima i Bonę. Wspomnianą żaglową szalupą w jedną z październikowych (1957 roku) niedziel, z Bogdanem Jankowskim (w przyszłości drużynowym drużyny harcerskiej przy szkole Nr 7) odbyliśmy rejs rozlaną Narwicą z przystani w górę rzeki na wysokość wsi Pniewo i z powrotem do przystani.
Koniec lat 50–tych to okres nowych przemian również w organizacjach młodzieżowych. Jakie decyzje wówczas podejmowałeś?
Na jednej z konferencji (jesień 1956 r.) spotkałem dha Tadeusza Lindego, który był moim nauczycielem i przewodnikiem drużyny OH ZMP w Szkole Nr 2 – aktualnie komendanta powiatowego OHPL. Poinformował mnie o zachodzących zmianach w ruchu harcerskim i zaproponował, abym włączył się do działalności stąd wynikającej. Przedyskutowałem to z Panem W. Gulanowskim. Rada Jego była zwięzła: idź, działaj, stań się tam kimś, bowiem weszliśmy w czas, kiedy zmian dokonać możemy tylko uczestnicząc, zdobywając wpływy, a nie walcząc z bronią w ręku. Tę maksymę powtarzał mi jeszcze dwa razy, tj. kiedy zaproponowano mi etatową pracę w komendzie hufca i kiedy zaproponowano mi wstąpienie do PZPR.
Historyczny Zjazd w Łodzi – grudzień 1956 r. – otwierał nowy okres w harcerstwie. W Twoim życiorysie to również nowe dokonania.
Następna rozmowa z dh T Lindą miała miejsce już po łódzkim zjeździe, który obradował w dniach 8–10 grudnia 1956 r. w Łodzi, początkowo jako Krajowy Zjazd Działaczy Harcerskich. Ogarnęła mnie euforia, że oto wraca harcerstwo, a ja mam szansę nie tylko do niego należeć, ale nawet je współtworzyć i kształtować.
Przypadkowo zachowała się moja notatka, że 29 stycznia 1957 roku zwołałem zbiórkę chętnych uczniów Szkoły Nr 4 (przy ul. Giełczyńskiej) do wstąpienia do ZHP. To był początek 5 DH im. Zawiszy Czarnego. W notatce jest następna data: 3 lutego 1957 r. i kolejna: 22 lutego 1957 r. – zbiórka przy grobli przy Lesie Jednaczewskim, gra terenowa i krótkie ognisko poświęcone Dniu Myśli Braterskiej Skautów całego świata. Następnie organizowałem 1 DH im. Leona Kaliwody przy LO. Drużynowym po jakimś czasie został Zebek Ciborowski. Podobnie postępowałem w wielu innych szkołach, jednocześnie wciągając do harcerskiej służby wielu moich podkomendnych z nielegalnych organizacji, tj. MPP i „Wictorii” oraz kolegów z różnych średnich szkół.
W jaki sposób pogłębiałeś wiedzę o metodach pracy w drużynach harcerskich?
Usilnie starałem się i staram posiąść wiedzę i umiejętności instruktorskie, aby swoją działalność uczynić sensowną i pożyteczną. Chłonąłem „Jak prowadzić drużynę harcerską” W. Szczygła, „Gry i Zabawy” Wyrobka, „Młodą drużynę” Pawełka, „Antka cwaniaka”, „Narodziny działalności” i „Księgę wodza zuchów” A. Kamińskiego (wszystkie wydania z lat 40-tych). „Informator harcerski” z 1947 roku towarzyszy mi w każdych okolicznościach. Pochłaniałem teksty „Drużyny”, „Na przełaj”. Słuchałem pilnie dh Annę Samojło (dyrektorka handlówki), dha Kurpiewskiego (ze Śniadowa) dh dh Modzelewskich (Zofię – nauczycielkę chemii LO), dha M. Jaśkowca, no i oczywiście dha Tadeusza Lindego.
Do dzisiaj jestem przekonany, że to dh T. Linda nauczył mnie organizacji pracy; dh dh A. Samojło, H. Zieliński i M. Jaśkowiec – rozwagi i namysłu: dh R. Kurpiewski ‑ znaczenia znajomości metodyki, a dh dh Edward i Zofia Modzelewscy – jak zawsze, w każdej sytuacji być harcerzem.
Pamiętam, jak podczas ćwiczeń z 5 DH na terenach między Strażą Pożarną, a cmentarzem otrzymałem od zamieszkałej w pobliżu Pani kilka egzemplarzy „Na tropie” i „Informator harcerski” z 1948 roku. W październiku 1957 r. 5 DH liczyła 46 harcerzy. Prowadziłem ją do14 stycznia 1958 roku.
Popularyzowałeś odrodzone harcerstwo w środowisku łomżyńskim, a równocześnie zdobywałeś wiedzę jako instruktor ZHP.
Z pomocą mojej Mamy dokonałem modernizacji sztandaru OH ZMP między innymi w ten sposób, że na biało-czerwoną stronę naszywaliśmy zawiszacką lilijkę. Jako chorąży mający w poczcie sztandarowym mojego brata Andrzeja i jego kolegę Jurka Pierożyńskiego uczestniczyłem w przyrzeczeniach np. w Nowogrodzie. W tym czasie złożyłem zobowiązanie instruktorskie i nie zaniedbywałem rozwoju – jako harcerz zdobywałem sprawności i kolejne stopnie. Szczególnie wrył mi się w pamięć bieg na stopień wywiadowcy. Do próby przystąpiłem razem z Zebkiem Ciborowskim. Listy (w tym tzw. żelazne) otrzymane od dha T. Lindy, mimo tzw. głębokiego śniegu zawiodły nas do wąskotorówki, którą dojechaliśmy do Kupisk, skąd marsz na azymut do Jednaczewa, stamtąd znakami patrolowymi, poprzez polanę, na której rozrywany był Stach Konwa: po zbudowaniu ziemnej kuchni, upichceniu na niej posiłku, pomierzeniu wysokości wskazanych drzew, wykonaniu szkicu wytyczonego terenu, rozbiciu namiotu z płaszcz-pałatek itp. itd., dotarliśmy do Liceum Pedagogicznego, gdzie dh Polakowska sprawdziła naszą wiedzę i umiejętności z dziedziny: ludowe tańce. Cóż, zmęczenie musiało ustąpić ambicji bycia wywiadowcą. W efekcie tegoż i następnego biegu (na ćwika) rozkazem K.H. L 4 /57 zostałem mianowany wywiadowcą, a rozkazem L8/57 z dnia 19.05.1957 – ćwikiem.
Kiedy znalazłeś się na instruktorskim obozie szkoleniowym i jakie zachowałeś z niego wspomnienia?
Nie mogłem doczekać się obozu. W końcu ziściło się i to ponad moje oczekiwania. Dh T. Linda w zgłoszeniu zmienił moją datę urodzenia z 1940 r. na 1938 r. i w ten sposób znalazłem się na obozie-kursie podharcmistrzowskim w Górzyńcu k. Szklarskiej Poręby w ramach I Centralnej Zuchowej Akcji Szkoleniowej (5-31 lipca 1957 r. – CZAS). Nie dość, że wśród uczestników był m.in. Janusz Kamocki, autor „Od Andrzejek do dożynek”, że komendantem był dh Zygmunt Jamrozy (Zyga), znany zuchmistrz z Krakowa: z-ca Stefan Słysz – naczelny „Zuchowych Wieści”, to wprawdzie tylko w określonych dniach, ale zajęcia z nami prowadzili: twórca ruchu zuchowego A. Kamiński, dh Zofia Zakrzewska – naczelniczka Harcerstwa i dh Marek Wardęcki – kierownik działu zuchów GK ZHP, to na CZAS-ie nazwano mnie „Jelonek”.
Obozowe doświadczenia zdobywałeś na historycznym już obozie szkoleniowym w Boguszach latem 1957 r. Wchodziłeś do grona instruktorów szkolących kadrę harcerską.
Po powrocie z CZAS-u organizowałem obóz szkoleniowy dla zastępowych z miasta Łomża. Stanowiliśmy IV podobóz w ramach zgrupowania obozów Chorągwi Białostockiej w Boguszach k. Prostek (8-22 sierpnia 1957 r.). Elżbieta Rudzewicz i ja pełniliśmy funkcję oboźnych, ale w praktyce to my ten obóz prowadziliśmy.
Po powrocie z obozu otrzymałem propozycję pracy etatowej, początkowo jako instruktor, a później jako namiestnik zuchów, z-ca komendanta hufca. Rozkazem K.CH.L3/57 z dnia 10.09.1957 r. mianowany zostałem przewodnikiem (drużynowym po próbie). Harcerski rok 1957/58 rozpoczynałem złazem drużyn z miasta Łomża w lesie k. Kalinowa. Dodatkowo rozpoczynam naukę w klasie dziesiątej LO dla pracujących w Zambrowie, z filią w Łomży. Z drużynowych i przybocznych drużyn harcerskich z miasta tworzymy drużynę drużynowych, której zbiórki odbywają się co dwa tygodnie. Wielu powiela te zbiórki w swoich drużynach, byli i tacy, dla których stanowiły inspirację dla własnych pomysłów.
W listopadzie 1957 r. uczestniczyłem w zorganizowanym przez GK ZHP kursie drużynowych Kręgów Pracy. Wróciwszy do Łomży zorganizowałem taki Krąg, ściśle 11 stycznia 1958 r. odbyła się pierwsza zbiórka Kręgu Pracy „WATRA”, skupiająca drużynowych i przybocznych (oraz kandydatów na tę funkcję) drużynowych zuchowych z terenu miasta.
Ja również jestem drużynowym – 5 DZ „Dzielne zuchy” przy nowo otwartej Szkole Podstawowej Nr 7, jednocześnie pełniąc funkcję starszego drużynowego (szczepowego).
Wcześniej, w czasie ferii zimowych (27 grudnia 1957 r. – 5 stycznia 1958) byłem instruktorem na zimowisku – kursie drużynowych zuchów, zorganizowanym przez KCH ZHP w Białowieży. Komendantką była dh Jadwiga Jędrachowicz hm. – kier. Wydziału Zuchów KCH. Z Łomży uczestniczyły dh Barbara Kuć i dh Elwira Myślińska (siostry cioteczne). Równolegle na analogicznym zimowisku w Przemyślu szkolili się dh Eugenia Zacharzewska i dh Adam Sobolewski, wyróżniający się w pracy Kręgu Pracy „WATRA”.
Rok 1958 przyniósł wiele ważnych decyzji. Zostałeś podharcmistrzem. Które dokonania, jako szczególnie ważne, pozostały w Twojej pamięci?
Z dniem 1 lutego dh Tadeusz Linda został awansowany do Komendy Chorągwi. Komendantem hufca został dh Antoni Bućko. Krąg Pracy przystąpił do współzawodnictwa ogłoszonego przez GK ZHP w ramach ofensywy Zuchowej. W marcu, w dniu imienin, otrzymałem pisemne powiadomienie, iż Rozkazem GK ZHP L3/58 z dnia 1 marca 1958 r. mianowany zostałem podharcmistrzem.
Harcerskie lato 1958 rozpocząłem, organizując wspólnie m.in. z dh Adamem Mocarskim i dh Ryśkiem Salamońskim biwak szkoleniowy zastępowych Lata Wiejskich Drużyn i Nieobozowego Lata w mieście. Pełna mobilizacja nastąpiła z racji udziału hufca w obchodach 1000-lecia m. Łomży. Okazało się że zabrakło pieniędzy, aby opłacić całość kosztów wykonywanego sztandaru hufca. Natychmiast więc uruchomiłem sieć alarmową harcerskich drużyn z miasta, zarządzając stawienie się harcerek i harcerzy na zbiórkę z butelkami. Uzyskana suma w punkcie skupu okazała się wystarczająca. I tak, 22 czerwca 1958 r. na Placu T. Żeglickiego (Stary Rynek) hufiec łomżyński otrzymał sztandar. Z racji obchodów, w dniach 22-24 czerwca odbył się na Pulwach zlot hufca, tworząc namiotowe obozowisko.
Następnie udałem się do Sejn, gdzie objąłem funkcję komendanta podobozu szkoleniowego drużynowych i przybocznych drużyn zuchowych w ramach chorągwianego zgrupowania w Sejnach (m-c lipiec). Łomżyńscy harcerze oraz z innych hufców obozowali pod komendą dha A. Bęćka (28 czerwca – 21 lipca 1958 r.) w ramach chorągwianego zgrupowania, nad jeziorem Białym k. Augustowa. W sierpniu, w ramach kilkudniowego urlopu, wspólnie z dh H. Jankowskim i dh J. Frąckiewiczem żeglowaliśmy w górę Narwi i Biebrzy. Rejs odbywaliśmy wspomnianą już żaglową szalupą (bączkiem). Wyposażenie jak najprostsze – dwie płaszcz-pałatki (w czasie dnia stanowiące opakowanie wiązki siana), saperka, toporek, menażki, noże, niezbędniki.
Jesień i zima harcerskiego roku 1958/59 to wizytacje drużyn, zbiórki „mego” szczepu, „mojej” drużyny; zbiórki obu kręgów, wyjazdy do drużyn w terenie. Szczególnie zapamiętałem wieczór andrzejkowy w gronie drużynowych i przybocznych w siedzibie komendy. Siedziba to dwa pokoje na parterze budynku KP PZPR. W tych opisywanych latach, za wyjątkiem Świąt nie było dnia, w którym by się w siedzibie komendy do godz. 19‑20 coś nie działo. A to spotkanie (zbiórki) funkcyjnych, a to zbiórka którejś drużyny, a nawet zastępu (nie dysponujących izbą harcerską) itp., itd. Do dzisiaj jest dla mnie tajemnicą, jak z tym wszystkim wytrzymywali zarówno właściciele budynku – KP PZPR, jak i współlokatorzy – Liga Kobiet i Kółka Rolnicze.
Uczestniczyłeś w centralnych wydarzeniach ZHP. Zapewne wzbogacały one Twoje doświadczenia, działania w środowisku łomżyńskim.
Okazją do spotkania się całej kadry instruktorskiej hufca była konferencja wyborcza delegatów na II Zjazd Walny ZHP. Jako wybrany delegat byłem na tym Zjeździe. Było to dla mnie ogromnym przeżyciem. Sala Kongresowa PKiN w Warszawie w dniach 18‑21 kwietnia 1959 roku to miejsce instruktorskich dysput, ścierania się różnych poglądów, ale w atmosferze szacunku, życzliwości i harcerskich piosenek. Poczułem dużą rangę tego, co robię, bowiem wraz z innymi delegatami gościliśmy m.in. w Urzędzie Rady Ministrów na zaproszenie samego premiera. To dla nas wystąpiły, zaprezentowały swój kunszt najlepsze zespoły artystyczne ZHP, z zespołem kierowanym przez dha Skoraczewskiego na czele. Entuzjazm, jaki towarzyszył mi po powrocie ze Zjazdu, spotęgowany został wiadomością, że zastęp męski „Czuchraje” naszego Kręgu Pracy WATRA – obok Kręgu Pracy Hufca Białystok miasto i zastępu żeńskiego Kręgu Pracy z Suwałk – zakwalifikował się na Zlot Kręgów Pracy Grunwald–Malbork.
Przygotowaliśmy się intensywnie do wyjazdu, wędrówki i do godnego reprezentowania 1000-letniego grodu i jego harcerstwa. Jeszcze tylko przystąpiłem do egzaminu maturalnego, który oczywiście zdałem i jeszcze tylko wypad do Nowogrodu, gdzie odwiedziłem naszą wodniacką drużynę na czele z drużynowym Andrzejem Bronowiczem i już trzeba wyjeżdżać do Krasnego k. Białegostoku, gdzie objąłem komendę męskiego podobozu – kursu drużynowych zuchów, w ramach chorągwianego zgrupowania. Jest na obozie zastęp zlotowy „CZUCHRAJE”, a pomagał mi dh Adam Sobolewski, który pełnił funkcję oboźnego (jako student prawa UMCS w Lublinie kontynuował w ten sposób swoją harcerską służbę).
W tym okresie rozwijała się harcerska akcja obozowa. Co chętnie i mile wspominasz?
W tym czasie (lipiec 1959 r.) harcerze (zastępowi) w liczbie 150 z hufców łomżyńskiego i kolneńskiego obozują w Woszczelach k. Ełku, gdzie komendantem jest dh A. Bęcko, oboźnym dh H. Zieliński, a kwatermistrzem dh Tomek Kacprzyk.
W sierpniu udaliśmy się (CZUCHRAJE – zastęp zlotowy) do Mrozów k. Ełku, gdzie zgrupowanie obozów chorągwi białostockiej wyposażyło nas w sprzęt obozowy (obozu wędrownego). 15 sierpnia przybywamy do Barczewa k. Olsztyna (30 km) i po pobraniu zadań zlotowych od łącznika GK ZHP udajemy się na trasę Barczewo – Olsztyn – Kaborno – Kurki – Maróz – Waplewo – Pawłowo. 20 sierpnia meldujemy się na Zlocie w Mielnie nad jeziorem Mielno. Niesamowita atmosfera, harcerski szpan i przyjazna rywalizacja, wspaniałe ogniska, możliwość praktycznej nauki jazdy na motocyklu i samochodem, ale i ciężka praca – usypaliśmy kopiec Jagiełły. Przydały się przygotowane i sprawiające kłopot w czasie wędrówki – zbroje rycerskie. Byliśmy oddziałem hufców polskich. Braliśmy udział w inscenizacji bitwy pod Grunwaldem. Na polach grunwaldzkich spotkały się wszystkie zlotowe drużyny, a dh Marek Wardęcki z GK ZHP wręczył pierwsze Honorowe Odznaki Ofensywy Zuchowej. Byłem jednym z tych, którzy to wyróżnienie otrzymali. Z Grunwaldu, z Mielna udaliśmy się do Malborka, w którym – tam, gdzie zamieszkiwali rycerze zakonni – zamieszkaliśmy my. Pobyt szczególnie uświetniły: opera „Halka” Stanisława Moniuszki wystawiona na zamkowym dziedzińcu i bal rycerski w reprezentacyjnej zamkowej Sali.
Środowisko łomżyńskie rozwijało się dynamicznie. W 1959 roku utworzono dwa hufce, zostałeś komendantem Hufca Łomża miasto.
Jesień 1959 r. poza standardowymi, ale i honorowymi działaniami, w tym np. zaciągnięciu wart przy uporządkowanych grobach zasłużonych (w tym Leona Kaliwody), przyniosła istotne zmiany. Komenda Chorągwi, doceniając fakt, że na terenie m. Łomży drużynowymi obok nielicznych nauczycieli (w tym bardzo zaangażowanych, jak np. dh Barbara Zielińska) byli w większości uczniowie szkół średnich, zdecydowała podzielić dotychczasowy hufiec łomżyński na dwa: hufiec Łomża miasto i hufiec Łomża powiat. Jednocześnie wiązało się to z rezygnacją dha A. Bęćki z funkcji komendanta. Hufiec wówczas liczył 82 drużyny. Komendantem hufca Łomża powiat został dh Stanisław Bajko hm., a ja objąłem komendę nad hufcem Łomża miasto. Od początku wsparli mnie szczególnie dh dh: Henryk Zieliński i Elżbieta Narolewska, Celina Marchwica. Współpracę obu hufców zainaugurowaliśmy wspólnym zimowiskiem (28 grudnia 1959 r. – 5 stycznia 1960 r.) w Piątnicy, gdzie komendantem był dh Stanisław Bajko, oboźnym – ja, a kwatermistrzem dh T. Kacprzyk.
Po zimowisku zostałem drużynowym budzącej się do życia po ponad rocznej przerwie 1 Męskiej Drużyny Harcerskiej im. Leona Kaliwody przy LO w Łomży, którą w niedługim czasie pozostawiłem przybocznemu dh Wiesławowi Ciborowskiemu.
Zostałeś znanym w Polsce „zuchmistrzem”. Konferencja harcmistrzowska w Cieplicach to potwierdziła.
Nie zapomniał o mnie Dział Zuchów GK ZHP, powołując na I Kursokonferencję harcmistrzowską, która odbyła się w dniach 11 lutego – 4 marca 1960 r. w CSJZ w Cieplicach Śląskich. Obok zgłębiania psychologii i pedagogiki wieku zuchowego, pogłębiania znajomości metody zuchowej – poszerzam i to znacznie swoją wiedzę o literaturze, sztuce, politechnizacji, społeczeństwie itp. Okazało się w przyszłości, że nawet na studiach wiedza ta stanowiła dobrą podstawę.
W specyficznych okolicznościach opuściłeś Łomżę w 1960 roku.
Po powrocie miało miejsce zdarzenie, które jesienią spowodowało mój bezpowrotny wyjazd z Łomży. Komitety miejski i powiatowy PZPR postanowiły 22 kwietnia z racji przypadającej 90-tej rocznicy urodzin W.I. Lenina, wystawić przed budynkiem komitetów gipsowy postument Lenina, przy którym zaciągną warty harcerze. Ponieważ Łomża nie była miejscem, gdzie postawił swoją stopę Lenin – odmówiłem zorganizowania warty honorowej. Władze łomżyńskie interweniowały, ale nie uległem perswazji dha W. Jakubowskiego, ówczesnego komendanta Chorągwi, który rozkazu wydać w tej sprawie jednak nie chciał, a takowego na piśmie zażądałem. Władze interweniowały więc w GK ZHP. Ówczesna naczelniczka ZHP dh Zofia Zakrzewska hm., po wysłuchaniu (telefonicznie) zarówno władz, jak i mnie, wsparła moją decyzję. Formalnie wygrałem, ale jednocześnie zrozumiałem, że dla mojego dobra (mimo że byłem już członkiem partii), a tym bardziej dla dobra harcerstwa, miejsca dla mnie w Łomży nie ma.
Ale wcześniej, wraz z łomżyńskimi harcerzami reprezentowałeś chorągiew białostocką na centralnych uroczystościach w 550. rocznicę zwycięstwa pod Grunwaldem.
Ale zanim do tego doszło, podobnie jak w 1959 r. tak i teraz zorganizowaliśmy biwak szkoleniowy zastępowych LWD i Nieobozowego Lata, a ja i hufiec otrzymaliśmy wyróżnienie w postaci reprezentowania chorągwi białostockiej na Centralnym Zlocie Młodzieży Polskiej w Mielnie nad jez. Mielno, zorganizowanym w ramach obchodów 550. rocznicy zwycięstwa pod Grunwaldem. (2-18 lipca 1960 r. – to samo miejsce, gdzie obozowałem w sierpniu 1959 roku). Oczywiście, zlotową drużynę utworzyłem z grona młodzieżowych instruktorów.
W tym czasie funkcyjni (zastępowi) obozowali w Nowym Młynie pod komendą dha Stanisława Bajki. Drużyna zlotowa zadanie reprezentanta wypełniła z nawiązką, sama zaś zdobyła wiele nowych doświadczeń oraz doznała przeżyć zapamiętanych na całe życie, w tym związanych z udziałem w Manifestacji (100 tys. zgromadzonych) z okazji 550. rocznicy zwycięstwa pod Grunwaldem. (1960 r.) odsłonięcia pomnika grunwaldzkiego dłuta Xawerego Dunikowskiego: wypadam do warmińsko-mazurskich wsi i szeregiem ciekawych spotkań, np. ze Zbyszkiem Cybulskim – znanym aktorem filmowym, Mukim Dravi –czarnoskórym aktorem („Cafe pod Minogą”), z pilotami którzy w 64 odrzutowcach w utworzonej biało-czerwonej tafli przelatywali nad grunwaldzkim polem w trakcie manifestacji.
Cały czas utrzymywałeś kontakty ze środowiskiem łomżyńskim?
W pierwszej połowie sierpnia (1-14 sierpnia 1960 r.) pełniłem funkcję komendanta podobozu aktywu młodzieży starszej w ramach chorągwianego zgrupowania w Rajgrodzie‑Tama nad jez. Rajgrodzkim. Tam też w niektóre noce odbywaliśmy rejsy z zastępem żeglarzy z Białegostoku (obozujących przy naszym obozie) na tzw. Oesce (podobnej do DZ).
Po powrocie do Łomży, w ramach krótkiego urlopu, wspólnie z dh T. Kacprzykiem, R. Salamońskim i dh L. Górskim udaliśmy się na rowerową wyprawę trasą: Łomża – Ostrołęka – Myszyniec – Szczytno – Olsztyn – Morąg – Elbląg – Gdańsk-Jelitkowo (18-21 sierpnia). 22 sierpnia zwiedzamy Gdańsk-Oliwę i Sopot. W dniach 23-25 sierpnia wracamy przez Tczew – Malbork (do Olsztyna koleją) – Mikołajki (do Rucianego statkiem „Fryderyk Chopin”) – Pisz – Kolno do Łomży. Dodam, że nie korzystaliśmy z noclegów. Namioty i materace, tak jak i sprzęt kuchenny wieźliśmy przytroczone do rowerów.
Przyszły nowe propozycje kadrowe – wszystkie poza Łomżą.
W ostatnich dniach sierpnia K.CH. nakłaniała mnie na przejście do pracy w komendzie hufca w Olecku. Wizyta u władz powiatu zdecydowała, że propozycję odrzuciłem. Wracając, zatrzymaliśmy się przy Studium Nauczycielskim w Ełku. Zdaję zorganizowany dla mnie egzamin wstępny i staję się studentem kierunku rysunek i prace ręczne. Do listopada kieruję hufcem, przyjeżdżając na niedziele do Łomży. Z dniem 2 listopada 1960 r. komendantem hufca zostaje dh Sylweriusz Załęski. Jeszcze tylko kilka kurtuazyjnych wizyt, zilustrowanie kilku wydarzeń w kronice hufca (na prośbę dha Sylwka) i ze ściśniętym sercem uświadamiam sobie, że skończył się czas mojego harcerstwa w Łomży.
Łomżyńskie środowisko harcerskie to wielu, wielu instruktorów, którzy pozostali w Twojej pamięci.
Byłem świadom, że kończy się czas, w trakcie którego reaktywowane, odradzające się harcerstwo dopasowywało się do realiów zarówno społecznych, jak politycznych i gospodarczych a także czas, kiedy to istniejąca rzeczywistość znajdywała miejsce dla harcerstwa. Kończył się czas, w którym na równi z wiedzą liczyły się intuicja, spontaniczność, euforia, a zaczynał się czas żmudnej, systematycznej, uporządkowanej działalności.
Opuszczałem hufiec, którego istnienie było zasługą przede wszystkim druhów: Wojtka Aszoffa, Jacka Aszoffa, Andrzeja Bronowicza, Andrzeja Bendera, Larysy Bukowskiej, Wiesława Ciborowskiego, Zebka Ciborowskiego, Joanny Chmielewskiej, Marka Foellera, Henryka (Bogdana) Jankowskiego, Edwarda Jarmołowicza, Mariana Jaśkowca, Tomka Kacprzyka, Anny Kość, Barbary Kuć, Ryszarda Kurpiewskiego, Antoniego Kuźmińskiego, Tadeusza Lindy, Teresy Łuniewskiej, Aliny Majewskiej, Celiny Marchwicy, Adama Mocarskiego, Edwarda i Zofii Modzelewskich, Elwiry Myślińskiej, Elżbiety Narolewskiej, Urszuli Parczewskiej, Janiny Polakowskiej, Elżbiety Rudzewicz, Henryki Rudzewicz, Ryszarda Salamońskiego, Anny Samojło, Janka Schabińskiego, Haliny Skarżyńskiej, Bożeny Sołtys, Adama Sobolewskiego, Teodora Szwackiego, Jurka Turkowskiego, Eugenii Zacharzewskiej, Barbary Zielińskiej, Henryka Zielińskiego, Teresy Żero i wielu innych, których imiona i nazwiska z biegiem lat uleciały z mojej pamięci.
Twoje doświadczenia i wiedza umożliwiły podjęcie pracy w nowym środowisku miasta Ełk.
Byłem świadom, że jestem wystarczająco przygotowany wiedzą i doświadczeniem do kontynuowania instruktorskiej pasji w nowym środowisku. W Ełku mianowano mnie na funkcję namiestnika zuchowego.
W latach 1960-1962 studiuję w Studium Nauczycielskim w Ełku. Jesienią 1960 r. biorę udział w zorganizowanej przez GK ZHP w Warszawie kursokonferencji na temat Studenckich Kręgów Instruktorskich. W konsekwencji zakładam SKJ na swojej uczelni i w jego ramach organizuję szkolenie instruktorskie. W lipcu 1961 r. (22 lipca, RGK ZHP L 12/61) mianowany zostaję harcmistrzem.
Po ukończeniu Studium (z wyróżnieniem), w czerwcu 1962 roku wyjeżdżam do Krempnej k. Wisłoka, gdzie w dniach 28 czerwca – 21 lipca w warszawskim zgrupowaniu obozów hufca Praga-Południe wspieram komendantkę zgrupowania dh Elżbietę Rudzewicz (wówczas studentkę pedagogiki w Warszawie).
Rok 1962 otwiera przed Tobą nowe środowisko – Białystok, po raz kolejny. Jakie najważniejsze etapy wchodzenia do stosunkowo dużego miasta pozostały w Twojej pamięci?
Rok harcerski, a zarazem dla mnie szkolny 1962/63 rozpoczynam jako nauczyciel Szkoły Podstawowej i Liceum Ogólnokształcącego w Białymstoku – Starosielce i jako z-ca komendanta hufca Białystok miasto. Komendantem jest dh Sylweriusz Załęski.
W białostockiej dzielnicy Starosielce, zwanej Meksykiem, organizuję harcerski Szczep, stając na jego czele. Szczep z czasem przeradza się w ośrodek ZHP „Walterowcy”. Wykorzystując tzw. toplowskie schrony organizuję harcerską pracownię modelarstwa szkutniczego, a latem, w lipcu 1963 roku organizuję obóz na Ostrym Rogu k. Augustowa nad jeziorem Białym, w którym uczestniczy 220 harcerek i harcerzy. W sierpniu jestem instruktorem na kurso–wczasach dla nauczycieli instruktorów ZHP, organizowanych przez białostocką KCh ZHP w Międzyzdrojach.
W czasie zimowych ferii 1963/64 byłem komendantem szkoleniowego zimowiska hufca Białystok miasto w Toruniu. W dniach 3-5 kwietnia 1964 r. uczestniczyłem jako delegat w III Walnym Zjeździe ZHP.
W czasie wakacji 1964 r. w lipcu reprezentowałem Związek Harcerstwa Polskiego na Międzynarodowym Obozie Młodzieży krajów europejskich w Czechosłowacji (Praga-Żiwochost).
W sierpniu uczestniczyłem w kursie obróbki tworzyw sztucznych, zorganizowanym przez Ministerstwo Oświaty na Politechnice w Gliwicach Śląskich.
Praca w Komendzie Chorągwi to cały szereg Twoich inicjatyw ważnych dla białostockiego harcerstwa.
Znaczący dla mnie jest rok 1965. W marcu na IV Konferencji sprawozdawczo-wyborczej Chorągwi białostockiej zostałem wybrany do Rady Chorągwi i na funkcję z‑cy komendanta chorągwi ds. programu i kształcenia. W czerwcu wstępuję w związek małżeński, z którego po roku przychodzi na świat syn Jerzy. Jako z-ca komendanta chorągwi opracowałem i kierowałem realizacją wieloletniej akcji EGO (Ełk – Gołdap – Olecko), kampanią „Śladami naszych Ojców” i szczególną uwagę przywiązywałem do rozwoju drużyn specjalnościowych, w tym głównie żeglarskich. To z mojej inicjatywy powstała harcerska pracownia szkutnicza w budynku KH ZHP w Augustowie. Szkutnikiem został dh Jerzy Olechno.
Na IV Zjeździe ZHP (14-16 października 1968) zostaję wybrany w skład Rady Naczelnej ZHP. W trakcie IV kadencji naczelnych władz związku otwarcie broniłem obecności harcerstwa w szkołach ponadpodstawowych oraz kierowałem zespołem uchwał i wniosków na konferencji „Harcerstwo – Szkoła” zorganizowanej przez Ministerstwo Oświaty i GK ZHP w Warszawie.
Decyzją Rady Chorągwi 12 grudnia 1968 roku zostaję komendantem Chorągwi Białostockiej. Podobną decyzję podejmuje nowa Rada Chorągwi wyłoniona na V Konferencji sprawozdawczo-wyborczej (18-19 kwietnia 1969 r.), tak więc nadal pełniłem funkcję komendanta Chorągwi Białostockiej.
Kontynuowana, opracowana przeze mnie kampania „Śladami ojców naszych” zaowocowała tym, że 27 listopada 1969 roku przekazaliśmy setki militariów, zebranych przez harcerskie drużyny, nowo powstającemu Muzeum Wojska Polskiego w Białymstoku.
Za trudną, ale dającą wiele satysfakcji pracę, zostałeś nagrodzony ważnymi odznaczeniami.
W lipcu 1971 r. rozkazem Naczelnika L 8 /71 z dnia 21 lipca zostaję harcmistrzem Polski Ludowej, a rozkazem specjalnym Naczelnika z dnia 22 lipca otrzymuję Honorową odznakę „Za zasługi dla ZHP”, zaś Rada Państwa 16 lipca nadaje mi Srebrny Krzyż Zasługi.
Gdy rezygnuję z funkcji komendanta Chorągwi (25 marca 1972 r.), Chorągiew liczy 102 tyś. zuchów, harcerek, harcerzy i instruktorów. Za mój dorobek uważam głównie unormowanie prawne baz i miejsc obozowych, w tym powstanie kilku stałych baz, np. w Suchej Rzeczce, Pólku, Morzniach oraz stałych obozowisk, w tym Komendy Chorągwi w Staczach nad jez. Rajgrodzkim.
Sądzę, że gdybym funkcję komendanta chorągwi pełnił jeszcze co najmniej przez rok, to Chorągiew nosiłaby imię związane z obrońcami Wizny z 1939 roku.
Nowe miejsca pracy i obszary społecznej aktywności. Jak z perspektywy historycznej oceniasz swoją działalność?
Kolejne miejsce mojej pracy, trwające aż do 1982 roku, to Komitet Wojewódzki PZPR i Komitet Miejski PZPR w Białymstoku. Byłem pierwszym działaczem harcerskim, który został pracownikiem instancji partyjnej województwa białostockiego. Teraz mniej udzielałem się w samym harcerstwie, ale bardziej i skuteczniej je wspierałem. Raz jeszcze dane mi było poczuć szczególną atmosferę harcerską, jaka i tym razem panowała na V Zjeździe ZHP w dniach 11-13 marca 1973 r. w Warszawie. Doceniając przede wszystkim moją służbę harcerską, Rada Państwa 5 lipca 1979 r. nadała mi Kawalerski Krzyż Orderu Odrodzenia Polski, a Naczelnik ZHP rozkazem L8/79 z dnia 22 lipca 1979 roku nadał Złoty Krzyż „Za zasługi dla ZHP” (nr krzyża-49). W tym okresie mego życia, na usilną prośbę harcerzy–żeglarzy poddałem się wyborowi na prezesa Białostockiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. Pełniłem tę funkcję przez cztery kadencje. W tym czasie powstało szereg nowych żeglarskich klubów, w tym łomżyński ARTUS, a w dniach 10-11 czerwca 1978 r. odbył się I Zlot Żeglarzy Białostocczyzny, przekształcony z czasem na Zlot Żeglarzy Białostocczyzny i Ziemi Łomżyńskiej. Ta idea kontynuowana jest do dziś. Przed rezygnacją z funkcji prezesa BOZŻ, zdążyłem wesprzeć skutecznie starania łomżyńskich żeglarzy w ZG PZŻ o przyznanie i tym samym o prawo umieszczenia liter LO na grotach łomżyńskich łódek w miejsce litery A (okręg białostocki). Przez dłuższy czas byłem także członkiem Zarządu Głównego PZŻ. W marcu 1981 r. władze krajowe PZŻ nadały mi odznakę Zasłużonego Działacza Żeglarstwa Polskiego, a na 60-lecie Związku – medal i dyplom „Zasłużonego dla polskiego żeglarstwa”.
W latach siedemdziesiątych uzupełniłem wykształcenie wyższe zawodowe na UMCS w Lublinie (wychowanie plastyczne), a następnie magisterskie na Uniwersytecie Warszawskim (pedagogika). Oba szczeble ukończyłem z wyróżnieniem.
W sierpniu 1982 r. minister Oświaty i Wychowania powołał mnie na wicekuratora ds. wychowania i szkolnictwa ogólnokształcącego KOiW w Białymstoku. Na tym stanowisku w roku 1989 zastała mnie nowa rzeczywistość – transformacja ustrojowa.
Polska transformacja ustrojowa 1989 r. – odszedłeś na emeryturę. Potem były nowe miejsca pracy i trudne doświadczenia. Zaakceptowałeś nową rzeczywistość?
Składając rezygnację z końcem 1989 r. i odchodząc na emeryturę, uważałem, że nową rzeczywistość powinni tworzyć ci, którzy są zapaleni nową ideą, tacy jak ja, ale w 1957 roku – oddany idei odbudowy, reaktywowania harcerstwa.
Od 1975 roku każdy urlop z wyjątkiem jednego lata (wczasy w Międzyzdrojach) do 1989 r. spędzałem żeglując własnoręcznie zbudowanymi kolejno jachtami (z żoną Elizą i synem Jerzym) Wielkimi Jeziorami Mazurskimi i na Wigrach. Od 1989 r. żeglowałem na jeziorach Ostródzko–Iławskich, Augustowskich i Pojezierza Ełckiego. Od 1995 znaczę kilwater na jez. Rajgrodzkim. Ciągle jestem honorowym członkiem Yacht Clubu Polskiego w Białymstoku i honorowym członkiem Błękitnej Dziewiątki (9 BDH) im. Stefana Czarnieckiego w Białymstoku.
Z nową rzeczywistością zetknąłem się „aż do bólu”, pełniąc przez dwa lata funkcję generalnego dyrektora jednego z zagranicznych przedsiębiorstw, a także przez rok kierując Wojewódzkim Ośrodkiem Informacji Turystycznej w Białymstoku. Zrozumiałem, że miałem rację, odchodząc na emeryturę – to nie dla ludzi z zasadami i ideami sprawiedliwości i równości.
Zostałeś „zapisany” przez nowe pokolenie, młodych historyków, w ważnych pracach naukowych z zakresu historii najnowszej XX wieku. Twoja łomżyńska praca harcerska została uhonorowana. Czujesz się usatysfakcjonowany?
W międzyczasie ukazały się publikacje Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej i IPN, w których nawiązuje się również do działalności MPP i Victorii w tzw. czasach stalinowskich. W tekstach tych jest wiele przekłamań i uderzające nierozumienie „tamtych czasów”.
Nazwisko moje można odnaleźć również w sztandarowym dziele IPN, tj. w „Atlasie polskiego podziemia niepodległościowego 1944–1956” (s. 110 Warszawa– Lublin 2007), gdzie figuruję jako dowódca MPP, natomiast „Victorii” nie zamieszczono, chociaż była to organizacja „poważniejsza”. Kiedy to przeczytał dh Zbigniew Pogorzelski – od wielu lat bliski mi druh z instruktorskiej służby – z własnej inicjatywy, wraz z innymi instruktorami z Białegostoku, wystąpił do odpowiednich władz i stąd 3 maja 2004 r. Stowarzyszenie Polskich Byłych Więźniów Politycznych nadało mi Krzyż Niezłomnych. Byłem zaskoczony, a jednocześnie kontent, tym bardziej że to zapewne ostatnie uhonorowanie dotyczy „czasów łomżyńskich”, walki w dużej mierze o powrót harcerstwa, które niezależnie od naturalnych zmian, w swojej istocie pozostaje takim, jakim stworzył go Andrzej Małkowski, takim, jakiemu służył m.in. bohater łomżyński – Leon Kaliwoda.
Dziękuję za rozmowę.
Białystok, w lutym 2012 roku.
Materiał pobrano z Harcerstwo łomżyńskie wczoraj i dziś. Tom III. Rozdz. I
/red/
Poprzedni rozdział: https://historialomzy.pl/harcerstwo-lomzynskie-wczoraj-i-dzis-tom-iii-rozdz-i-3/
Następny rozdział: https://historialomzy.pl/harcerstwo-lomzynskie-wczoraj-i-dzis-tom-iii-rozdz-i-5/
Dziękujemy za przeczytanie artykułu :)
Jeśli chcesz być informowana(-y) o nowych artykułach, to polub naszą stronę na https://www.facebook.com/historialomzy
oraz
zgłoś swój akces do grupy na FB:
https://www.facebook.com/groups/historialomzy