POSTSCRIPTUM
Na zakończenie chciałbym jeszcze dla uzupełnienia wiedzy, szczególnie młodszych czytelników, podać prawdziwą, opartą na wiarygodnych materiałach genezę „czarnego lipca 1943 roku”, który jak żaden inny miesiąc hitlerowskiej okupacji, odbił się krwawym piętnem na losach Łomży i jej mieszkańców, a także licznych mieszkańców całej Ziemi Łomżyńskiej
Cofnijmy się zatem do początków II wojny światowej: Akcja pod kryptonimem „AB” (Ausserordentliche Befriedigungsaktion) czyli „nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna” miała swoje początki w hitlerowsko – sowieckim układzie z 28.IX.1939 roku, który przewidywał wspólne działania wymierzone przeciwko „polskim agitatorom”. Jej szczegóły ustalali oficerowie SS i NKWD na spotkaniu w Krakowie w marcu 1940 roku. Jedynym celem tej akcji prowadzonej przez obu okupantów, było fizyczne zniszczenie politycznej i intelektualnej elity kraju, a każdy pretekst był dobry dla uzasadnienia wyniszczenia jak największej ilości Polaków.
27.IX.1939 roku gen. M. Karaszewicz –Tokarzewski powołał, na mocy upoważnienia otrzymanego od marszałka E. Rydza – Śmigłego, Służbę Zwycięstwu Polski, która 13.XI.1939 roku została przeorganizowana w Związek Walki Zbrojnej (ZWZ). 14 lutego 1942 roku ZWZ przemianowano na Armię Krajową (AK).
Armia Krajowa była częścią Sił Zbrojnych RP działającą w okresie II wojny światowej w kraju, podlegającą Naczelnemu Wodzowi i Rządowi Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźstwie. Tak więc jej działania w kraju nie wynikały z jakichś lokalnych potrzeb, ale wchodziły w całość działań sił Koalicji Antyhitlerowskiej. Wyrazem tego był m inn. rozkaz Naczelnego Wodza z 27.IV.1942 r (l.dz.1530/tjn/VI.42), którego fragment brzmiał:… W obecnym czasie największego natężenia przygotowań niemieckich do ofensywy na wschodzie, jak również w czasie ofensywy niemieckiej, Armia Krajowa musi wykazać szczególną aktywność i zadać nieprzyjacielowi jak największe szkody. Spełni przez to obowiązek alianta…
Ważną częścią zaplecza niemieckiego frontu wschodniego była białostocczyzna. To właśnie żołnierzom Okręgu Białostockiego Armii Krajowej przypadło w udziale „ spełnienie obowiązku alianta”. Dlatego na kolejowych szlakach białostocczyzny wylatywały na minach pociągi, płonęły wagony z amunicją, wpadały w zasadzki wojskowe transporty, rwała się łączność…
W pierwszej połowie 1943 roku, zgodnie z rozkazami KG AK były przeprowadzone na terenie całego kraju akcje tępienia szkodników narodowych i akcje zamachów na Niemców. W białostockim wykonano kilkanaście wyroków na Polakach – agentach Gestapo, a także dokonano kilku zamachów na Niemców z Rzeszy. M. inn. 6 lipca 1943 r pod Wołkowyskiem wpadł w zasadzkę samochód wiozący dwóch dygnitarzy niemieckich, z których jeden – prezes partii hitlerowskiej w Białymstoku, uratował się i natychmiast pojechał do Królewca, do sprawującego nadzór nad „Bezik Białystok”, gauleitera Ericha Kocha. Na jego to polecenie została powołana, wspomniana wyżej grupa operacyjna, nazwana od nazwiska dowódcy – grupą Müllera, składająca się z batalionu pomocniczego białoruskiego, oddziałów litewskich w mundurach niemieckich, oraz niemieckiej policji i żandarmerii, a także funkcjonariuszy Gestapo. W terenie Müller korzystał z pomocy oddziałów miejscowej żandarmerii.
Według dokumentacji Delegatury Rządu i później uzyskanych informacji, Müller działał według stałego schematu: Najpierw do Gestapo i miejscowych władz niemieckiej administracji cywilnej przyjeżdżali jego wysłannicy i zwoływali posiedzenie, na którym ustalano listę przeznaczonych do likwidacji Polaków (tak było w przypadku siedmiu miast powiatowych wytypowanych do egzekucji w dniu 15 lipca), względnie typowano przeznaczoną do zniszczenia wieś, przy czym w tym wypadku decydowała wielkość takiej wsi i ilość jej mieszkańców. Tak było w przypadku wsi Zawady – 58 ofiar i Sikory – 49 ofiar (pacyfikacja 13 lipca 1943 roku), czy Krasowo-Częstki – 257 ofiar (pacyfikacja 17 lipca 1943 roku). W każdym wypadku wydawano wyroki na poszczególne osoby, a nie na bezimienne grupy. Świadczą o tym wspomniane wyżej przypadki zwolnienia z łomżyńskiego więzienia osób nie skazanych i nie będących członkami rodzin, czy w przypadku Krasowa-Częstek – dwóch chłopców, nie będących mieszkańcami pacyfikowanej wsi, a także odmowa pozostawienia pod opieką babki małego 4-letniego Wiesia Hojaka, aresztowanego i straconego z rodzicami. Jednocześnie poszukiwano tych wszystkich, którzy umieszczeni na liście skazanych, z różnych przyczyn uniknęli wykonania wyroku.
Jednakowy także był tryb postępowania „wykonawców” Müllera. Aresztowania, względnie izolowanie wsi następowały wczesnym rankiem, a egzekucje tegoż dnia przed południem. Nie szczędzono przy tym ani dzieci, ani starców. W sumie grupa Müllera na swoim szlaku dokonała kilkudziesięciu bestialskich masowych egzekucji, z których egzekucja w lesie jeziorkowskim w dniu 15 lipca 1943 roku była tylko jednym z epizodów. Ale to właśnie słynny Müller i szczególnie aktywna pod jego kierownictwem miejscowa żandarmeria spowodowali, że lipiec 1943 roku nazywany jest „czarnym lipcem na Ziemi Łomżyńskiej”.
Motywowanie bestialskich mordów dokonywanych przez hitlerowców na dziesiątkach, a nawet setkach Polaków faktem zabicia jakiegoś agenta, czy Niemca, było tylko propagandowym wybiegiem okupanta. Istotnym celem tych „akcji odwetowych” było bowiem zniszczenie jak największej ilości ludności polskiej zgodnie z założeniami ”akcji AB”.
Interesując się historią okupowanej Polski napotkałem na „rewelacyjne odkrycia”, na szczęście nielicznych autorów, określających swoje prace „dokumentalnymi” lub nawet „historycznymi”. Otóż autorzy ci (dziwnym zbiegiem okoliczności urodzeni głównie po wojnie) odkryli, że wszystkiemu winni są sami Polacy, ponieważ:
– Niemcy nie zrobiliby żadnej krzywdy ludności polskiej gdyby nie sprzeciwiała się poleceniom władz okupacyjnych.
– Winę za wymordowanie tysięcy obywateli polskich ponoszą partyzanci z AK, którzy drażnili bez potrzeby Niemców, a potem sami kryli się w lasach narażając na represje niewinnych ludzi.
– Wreszcie, że gdyby nie lokalne akcje partyzanckie mieszkańcy Łomży, Krasowa, czy Zambrowa przeżyliby spokojnie wojnę.
Autorzy tacy, w swoich „odkryciach”, powtarzają tylko bezmyślnie slogany hitlerowskiej propagandy, co świadczy o, oględnie mówiąc, zupełnej nieznajomości tematu.
Jestem ostatnim żyjącym skazańcem z Jeziorka. Przez prawie półtora roku żyłem z wyrokiem śmierci poszukiwany przez Gestapo. Potem byłem „zaplutym karłem reakcji”, któremu zabraniano nawet odwiedzania grobu własnych rodziców. I mogę to sobie wytłumaczyć obowiązującą wówczas ideologią. Dzisiaj jednak, kiedy mamy pełną wolność i nieskrępowany dostęp do wszelkiej dokumentacji, nie możemy pozwolić na jakiekolwiek fałszowanie wojennej historii. Możemy mieć różne zdania na temat Armii Krajowej, jej akcji bojowych i sabotażowych. Możemy słuchać o rozgrzeszaniu Niemców przez niektórych autorów. Ale nie wolno nikomu przedstawiać w fałszywym świetle okupacyjnych wydarzeń i nazistowskich zbrodni. Nie wolno krzywdzić niesprawiedliwymi sądami ludzi, którzy nie chcieli splamić się współpracą z okupantem obiecującym, że władze niemieckie będą w każdym razie ochraniały lubiącą pokój i gotową do współpracy część ludności miejscowej…(z ogłoszenia z dnia 15 lipca 1943 r.)
Mimo, że postępując wbrew tej zachęcie „dobrych Niemców” Rodzice moi przypłacili to życiem, a ja stratą całego majątku i miesiącami prześladowań gestapowskich, nigdy nie przyszłoby mi nawet do głowy aby oskarżać tych, którzy stawili czynny opór okupantowi o to, że tysiące Polaków straciło przez nich życie. Bo trzeba było żyć w tamtych czasach, znać ówczesne realia, na własnych plecach odczuć terror wroga i na własne oczy widzieć zmasakrowane ciała ofiar, aby można było zabierać głos w takich sprawach.
Dlatego właśnie postanowiłem przedstawić tym, dla których tamte czasy są już wyłącznie historią, relację opartą na moich przeżyciach, ale przede wszystkim na wiarygodnych materiałach archiwalnych. Niech świadczy o nazistowskich zbrodniach i upamiętnia tych, którzy życie oddali za to tylko, że byli Polakami.
Jerzy Smurzyński
Spis treści książki można znaleźć tutaj