Stanisława Bęczkowska i Maria Kossakowska. Prywatnie są przyjaciółkami, ich rodziny chyba nawet są skoligacone ze sobą, ale swego czasu łączyło je także życie zawodowe. Obie uczyły w szkole w Jeziorku, Marysia – 19 lat (przyszła ze szkoły z Bożejewa) , a Stasia – 30 (wcześniej 2 lata uczyła w Lubotyniu Starym). Pani Maria nauczała historii i wychowania obywatelskiego oraz edukowała i wychowywała młodsze klasy, a pani Stasia geografii i klasy I-IV. Ta druga doczekała tu zasłużonej emerytury.

2 maja 2017 roku obie panie ze wzruszeniem wspominały lata spędzone ongiś w jeziorkowskiej szkole. Pani Maria przyszła tu w 1962 roku tuż przed otwarciem nowego budynku, na który od lat wszyscy z niecierpliwością czekali, gdy dyrektorem był pan Mieczysław Jadacki. Pani Stasia już tu wówczas pracowała, bo rozpoczęła pracę jeszcze za czasów dyrektora Tadeusza Sakowskiego. Stara szkoła nie mieściła wszystkich uczniów, tak więc nauka odbywała się wtedy również w prywatnych domach – u państwa Karasińskich i u państwa Kopaczów. W starej szkole były tylko dwie klasy, a trzy pozostałe uczyły się właśnie po domach. Przez jakiś czas w szkole w Jeziorku była też klasa uzawodowiona. Uczniowie byli ubrani skromnie, ale schludnie. Tarcze też mieli, ale już w latach 70.
Nauczyciele początkowo mieszkali w pokojach u gospodarzy. Warunki raczej skromne. Kiedy pani Maria dostała pożyczkę na 1% w kwocie 75 000 zł wówczas już mogła pomyśleć o przejściu „na swoje”.
Warunki w izbach lekcyjnych były raczej ciężkie. Dokuczało zimno. Zamarzał atrament w kałamarzach. Żeby pisanie było możliwe, trzeba było go rozmrażać przy piecyku. W salach lekcyjnych znajdował się żelazny piecyk, drewniane ławki połączone z pulpitami oraz stojąca tablica. Ścianę zdobiło godło i portrety przedstawicieli władzy ludowej. Za starą szkołą było usytuowane dość duże boisko. Na przerwach się spacerowało, na boisku grało w piłkę nożną. W latach 60. do szkoły w Jeziorku uczęszczały dzieci z Jeziorka, Zabawki, Rządkowa i Wyrzyk, później doszły dzieci z Cydzyna, a jeszcze potem – z Kownat. Dzieci z odległych miejscowości dowożono budą, którą ciągnął traktor czyli tzw. bonanzą. Za dobrą naukę uczniowie na koniec roku szkolnego otrzymywali zwykle ustne pochwały, potem wszedł zwyczaj ofiarowywania najlepszym z nich nagród książkowych.
W szkole było skromnie, ale dzieci chętnie się uczyły. Obie panie pamiętają, że uczniowie mieli potencjał, gorzej było z ambicjami kontynuowania nauki, bo perspektywa szybkiej pracy i zarabiania pieniędzy kusiła i wielu jej uległo. Panie pamiętają szczególnie zdolnych uczniów. Wymieniają z nazwiska: Bernarda Szymańskiego, Marię Domańską, Zofię Karmułowicz. Wspominają też słynnego „ananasa”, utrapienie całej społeczności szkolnej, wielkiego psotnika – Borysiuka.

Obie zgodnie twierdzą, że współpraca z rodzicami uczniów układała się doskonale. Maria Kossakowska wspomina duże zaangażowanie w pracę na rzecz szkoły jednej z mam – pani Wandy Jankowskiej: – Często przychodziła do szkoły. Coś tam podpowiedziała, jak zrobić. Miała ciekawe pomysły. – Rodzice chętnie angażowali się w życie ówczesnej szkoły – potwierdza pani Bęczkowska. – Pamiętam, jak pan Marchewka przebrał się za Mikołaja, jechał bryczką przez całą wieś, zajechał z fasonem przed szkołę, pamiętam doskonale, bo sama to zorganizowałam – wspomina ze śmiechem pani Stasia. Nie było wyboru podręczników. Był jeden do danego przedmiotu i miał starczyć na lata, dla młodszego rodzeństwa i starczał, bo był szanowany.
Pani Kossakowska w latach 60. zorganizowała w szkole izbę pamięci. Rodzice pomagali zgromadzić eksponaty. Wspomina medal, który na użytek izby pamięci przyniosła pani Marchewka. Należał do jej brata, a ten otrzymał go za udział w bitwie pod Lenino. Rodzice zawsze wzmacniali wychowawcze oddziaływanie szkoły. Jeśli uczeń w szkole poniósł karę za swoje naganne zachowanie, a to się wydało, to w domu czekała go kara dodatkowa. Trudno o lepszą spójność oddziaływań wychowawczych. – A nauczyciel to był wtedy prawdziwy autorytet – podkreśla pani Maria. – Do nauczyciela i o nauczycielu należało mówić z szacunkiem – dodaje po chwili.
Szkoła była ośrodkiem życia kulturalnego wsi. Tu odbywały się apele, uroczystości, zabawy, pogadanki. Na film kina objazdowego szła cała wieś. Na imprezy szkolne zawsze chętnie przychodzili rodzice. Dzieci opiekowały się grobami jeziorkowskimi. Odbywały się msze w lesie.
Obie panie z porozumiewawczym uśmiechem wspominają szkolenia – konferencje nauczycielskie w terenie, które przebiegały zawsze na wesoło, z poczęstunkiem i muzyką, bo tańce musiały być. Od miejscowych gospodyń z Koła Gospodyń Wiejskich nauczyły się nieźle gotować, nabyły umiejętności kulinarne, których wcześniej nie posiadały, zwłaszcza w zakresie faszerowania wędlin i robienia rolad mięsnych.
Współpraca w Radzie Pedagogicznej także układała się doskonale. W czasach pani Marii i pani Stasi w Jeziorku razem z nimi uczyli: państwo Szlesińscy (on później przeszedł do szkoły w Piątnicy, a ona do Kalinowa), pani Pałubińska (przeszła do internatu do Łomży przy Liceum Pedagogicznym), pani Kolankiewicz (przeszła do Łomży), pani Rutkowska (kontynuowała pracę nauczyciela w Jedwabnem), pani Wolińska (potem uczyła matematyki w podstawówce w Piątnicy). Pani Maria na początku lat 80. kontynuowała pracę jako nauczyciel w szkole w Kalinowie. Kolejnych dyrektorów obie panie wspominają serdecznie. Zgodnie twierdzą: – To byli dobrzy ludzie, uczciwi, wymagający i pracowici. Pani Stasia, która spędziła w Jeziorku niemal całe zawodowe życie, wymienia nazwiska „swoich” kolejnych dyrektorów: Tadeusz Sakowski, Mieczyslaw Jadacki, Sławomir Kuryło, Mieczysław Szlesiński, Stanisław Masłowski. Pani Maria podkreśla wspaniałą inicjatywę dyrektora Tadeusza Sakowskiego, autora najstarszej szkolnej kroniki: – Prowadził kronikę, w której opisywał najważniejsze wydarzenia w szkole w Jeziorku począwszy od lat 50. XX wieku.

W pamięci pani Marii Kossakowskiej szczególnie utkwił moment otwarcia w 1963 roku nowej (murowanej) szkoły w Jeziorku – Pomnika Tysiąclecia Państwa Polskiego i nadania jej imienia Władysława Broniewskiego. To było wydarzenie! Przybyli przedstawiciele władz państwowych oraz goście z Wietnamu. Było bardzo uroczyście.


z Wietnamu.
Nowa szkoła została wybudowana na miejscu dworu należącego do Wacława i Stanisławy Schirmerów i kompleksu parkowego z jeziorem. Majątek Schirmerów (ponad 600 ha) rozparcelowano w latach 40. Park kompletnie zniszczono – wszystkie drzewa wycięto. Dwór – jeszcze w okresie działań wojennych – zdewastowany i spalony, rozebrano. Pozostał jedynie staw.
W latach 60. na terenie przyległym do nowej szkoły nie było żadnych drzew, ale w szkole była już bieżąca woda i był prąd. Prawdziwy luksus! Rozkład szkolnych pomieszczeń był inny niż dzisiaj. Na piętrze, gdzie obecnie usytuowana jest biblioteka (która wcześniej była na parterze) – były mieszkania nauczycielskie. Tam mieszkała pani Stanisława Bęczkowska, później mieszkał tam dyrektor Masłowski z rodziną. Na piętrze znajdował się też pokój nauczycielski – współcześnie jest na dole.

Świat się zmienił, zmieniła się szkoła, jej pracownicy, wygląd, wyposażenie, otoczenie. Ale jednak coś wciąż jest takie samo. Trafnie ujął to poeta ks. Jan Twardowski, który z myślą o swojej szkole powiedział – Szkoła się nigdy nie starzeje, ma to samo serce, tę samą duszę, ten sam rozum. O szkole w Jeziorku, po latach, można powiedzieć dokładnie to samo.
Beata Sejnowska-Runo
Niniejszy artykuł wpisuje się w całokształt działań podjętych z myślą o świętowaniu Jubileuszu 140-lecia szkoły w Jeziorku. Zachęcam Szanownych Absolwentów naszej szkoły, jak również ich Rodziców, by zechcieli podzielić się z nami swoimi wspomnieniami z okresu nauki w jeziorkowskiej szkole. Spisane (ewentualnie nagrane) wspomnienia można przesłać na następujący adres: Szkoła Podstawowa im. Władysława Broniewskiego w Jeziorku, Jeziorko 42, 18-421 Piątnica Poduchowna. Dziękujemy pięknie tym wszystkim, którzy odpowiedzą na naszą prośbę.