Wódz Naczelny – Józef Piłsudski, w rozkazie wydanym na zakończenie wojny 1920 roku, dziękując w imieniu narodu żołnierzom za ich wysiłek i odwagę, zapewnił, ze Ojczyzna o nich nie zapomni. Napisał między innymi: „Zaproponowałem już rządowi, by część zdobytej ziemi została własnością tych, co ją polską zrobili, uznoiwszy ją polską krwią i trudem niezmiernym. Ziemia ta, strudzona siewem krwawym wojny, czeka na siew pokoju, czeka na tych, co miecz na lemiesz zamienią, a chciałbym byście w tej pracy przyszłej tyleż zwycięstw pokojowych odnieśli, ileście ich mieli w pracy bojowej”.
Ta obietnica Wodza Naczelnego została bardzo szybko wprowadzona w czyn. Władze państwowe na podstawie ustawy uchwalonej przez Sejm w dniu 17 grudnia 1920 roku otrzymały prawo nadawania byłym żołnierzom Wojska Polskiego ziemi przejętej na własność Państwa Polskiego a stanowiącej uprzednio dobra skarbu rosyjskiego, dobra skarbowe, czy dobra należące do członków b. dynastii rosyjskiej, a także opuszczone przez ziemian dobra prywatne, oraz (odpłatnie) część funkcjonujących polskich folwarków.
Inwalidzi i żołnierze szczególnie zasłużeni w działaniach wojennych, oraz żołnierze-ochotnicy, którzy odbyli służbę frontową otrzymywali ziemię bezpłatnie. Wszyscy inni żołnierze mogli otrzymać ziemię odpłatnie. Wielkość przydzielonej żołnierzowi działki rolnej miała mu zapewnić samodzielność gospodarczą, ale nie mogła przekraczać 45 ha. W ramach pomocy osadnik miał w miarę możliwości otrzymać także zwierzęta i narzędzia pochodzące z demobilizacji, materiał budowlany (drewno) oraz kredyt w wysokości 2 mld marek polskich, udzielony w gotówce lub narzędziach rolniczych, zbożu do siewu, itp.
Działalność ta, oprócz przyniesienia korzyści materialnych osadnikom, miała wzmocnić niszczoną na Kresach Wschodnich przez władze carskie polskość, a także przyczynić się do znacznego podniesienia poziomu gospodarczego i rozwoju cywilizacyjnego na tych terenach.
Takie były założenia idei wojskowego osadnictwa na Kresach Wschodnich. W praktyce jednak bywało różnie. Pisze o tym Jan Lutosławski w poniższym artykule, który, zamieszczony w Tygodniku Ilustrowanym Nr 34 z 18 sierpnia 1923 roku (str. 160 i 161), publikujemy w wersji oryginalnej za zgodą Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Łódzkiego
Więcej informacji o autorze znajdzie czytelnik pod linkiem:
https://historialomzy.pl/sprawa-rolna-jako-problem-dla-polski-jan-lutoslawski/
Redakcja
U osadników wojskowych na Kresach.
Powróciłem niedawno z Kresów Wschodnich, gdzie miałem za zadanie przekonać się na miejscu o stosunkach, panujących wśród osadnictwa wojskowego.
Chodziło o to, czy osadnicy rozpoczęli pracę swoją racjonalnie? Czy nie potrzebują pomocy i kierunku zawodowego, którego mogłoby im udzielić Centralne Towarzystwo Rolnicze, rozporządzające na Kresach Wschodnich siecią Towarzystw Okręgowych, ożywiających już po trochu swoją działalność, po strasznych przejściach wojennych tych stron.
Wreszcie C. T. R. ustala sobie pogląd, że operowanie na Kresach poślednim aparatem wykonawczym, czy to w działalności państwowej, czy gospodarczej, czy społecznej – to polityka krótkowzroczna i całkiem opaczna, która nie zwiąże Kresów z Macierzą w dostatecznie krótkim czasie i nie wyrwie też tych nieszczęsnych obszarów nareszcie z atmosfery upadku powojennego. Dlatego winniśmy być gotowi do ofiar w tym sensie, aby zachowując na urządzonych już jako tako po wojnie ziemiach Polski etnograficznej nawet gorszych wykonawców – na Kresy posyłać ludzi pierwszorzędnych.
Taki ma zamiar Centralne Towarzystwo Rolnicze.
Osadnictwo wojskowe zasługuje w tym względzie na szczególną uwagę. Na szczególną opiekę.
Można było w krytycznych dla tej akcji latach 1921 i 1922 (po wejściu w życie ustawy z I7.XII 1920 r., zaprowadzającej w Polsce XX wieku osadnictwo wojskowe) rozmaicie ją sądzić. Gdyby nie nasze rządy dyletantów, mogła i powinna była ta akcja być w porę wstrzymaną, bo dla nikogo, świadomego rzeczy, nie mogła rokować niczego prócz niepowodzeń. W warunkach ówczesnego rozbicia społeczno-gospodarczego na ziemiach wschodnich, wprowadzenie nowego, potężnego czynnika, piekielnego chaosu, zapewne nie było wskazane. Przywrócono wojnę – w czasie pokoju, w czasie, kiedy tamtejsza ludność – jak spieczona ziemia dżdżu – pragnęła pokoju.
Ziemiaństwo polskie najmniej spodziewało się, że polskie rządy będą je rugowały z odwiecznych jego siedzib – placówek kresowych. Spodziewało się, że dziś nareszcie odetchnie po wieku niewoli, że rola jego zyska odtąd na znaczeniu. Dla każdego rozumnego administratora ten czynnik społeczny miejscowy, rozporządzający wyborną znajomością stosunków, byłby siłą pierwszorzędną w polityce, siłą, którąby starannie szanował. Szerokie zaś masy ludności, przeważnie białoruskie, zostały przez gwałty osadniczych „kolumn roboczych” również niesłychanie zrażone do polskości i polskich rządów, do obnoszonej uroczyście, ale snać nieszczerze — „idei polskiej na Kresach”. Powiedzmy otwarcie – była to zbrodnia. Zbrodnia w sensie pojęć o godziwości w postępowaniu ludzkiem zarówno, jak — i to jeszcze bardziej – ze stanowiska państwowości polskiej.
Akcja osadnictwa wojskowego pod względem gospodarczym znowu była całkowicie nieprzemyślana, cechowały ją w tym względzie naiwność bez granic, karygodna lekkomyślność, niedbalstwo. Personel wykonawczy (porwały się na to zadanie niepowołane dziś najzupełniej władze wojskowe) o technice osadniczej nie miał i nie nabrał dotąd pojęcia. Minęło już parę lat – nikomu do głowy nie przyszło zorganizować dla tego personelu poważniejszych kursów instrukcyjnych.
Ale tłumaczenie tej tragicznej pomyłki nieznajomością rzeczy, naiwnością, niedbalstwem i t. p. nie wystarcza.
Społeczeństwo nasze i opinja publiczna winny dzisiaj gorąco przejąć się losem osadników, wprowadzonych cynicznie w błąd przez wykonawców ustawy z I7.XII 1920 r., oszukanych wprost szumnemi, a bezmyślnemi zapowiedziami 1920 r.
Aliści winni muszą ponieść karę. Życie państwowe posiada, pomimo wszystko, pewne zasady moralne, wedle których ma kształcić poczucie odpowiedzialności przede wszystkiem wśród swoich narzędzi, inaczej o szanowaniu prawa ze strony obywateli nie może być mowy. Osadnictwo wojskowe na Kresach Wschodnich poprowadzono w szalonem tempie. W ciągu 2 lat nadzielono ziemią około 7.000 osadników. Nadzielono ziemią i – pozostawiono swemu losowi.
Owszem – większość znakomita, może wszyscy nawet podostawali z „demobilu” na „skrypty dłużne” po jednym czy po parze koni niewiele wartych, wóz zniszczony i po 1 czy 2 najniezbędniejsze narzędzia rolnicze. Pomoc gotówkowa nie miała żadnego znaczenia, gdyż nie tylko że późno o niej pomyślano w Sejmie, ale zbyt późno – w bezwartościowej walucie — wypłacano. Ziarno siewne – najczęściej za późno dostarczano. Z tegorocznego kredytu 50-miljardowego (przeznaczonego zresztą także dla osadników cywilnych) przypadnie, przy indywidualnej kwalifikacji, po parę do dziesięciu miljonów, ale wypłaty przyjdą zapewne znowu spóźnione. Zresztą jest to pomoc najzupełniej niedostateczna: nie należało tak forsować osadnictwa, skoro się nie obliczyło zawczasu jego kosztów. Obecnie postawienie domu osadniczego z materjału, oddanego na spłaty długoletnie, kosztuje 6 miljonów; dokupno konia czy bydlęcia – miljony. Ta pomoc więc — to wsparcie, ale nie racjonalny kredyt osadniczy.
A nie zapominajmy, że wywłaszczonym właścicielom ziemskim państwo jeszcze nic nie zapłaciło do tej pory!
To się nazywa robota z planem i rozsądkiem, z poczuciem odpowiedzialności. A wzorów w osadnictwie naszych zachodnich sąsiadów, prowadzonem w „marchjach wschodnich” do czasu samej wojny – nie brakło… Zresztą posiadaliśmy i własne wzory, własne doświadczenie – w Małopolsce wschodniej.
Aleć osadnikowi polskiemu nie pierwszyzna borykać się z biedą, trudnościami technicznemi i przeciwnościami losu !
Osadnicy nasi zorganizowali się w „Związek Centralny osadników wojskowych” z oddziałami powiatowemi i choć nie doznają i tutaj dostatecznej pomocy kredytowej ze strony rządu dla swych spółdzielni i innych przedsięwzięć – czerpią z samopomocy pewne korzyści, choć głównie otuchę. Zjazd lutowy „Związku Centralnego” w Warszawie dowiódł, że ciężkie pierwsze lata ducha w osadniku nie złamały.
O inteligencji osadniczej (oficerach) można powiedzieć z całem przekonaniem, że jest przejęta nawskroś szlachetnym zapałem do dzieła, do swej roli, jako kierowniczki masy osadniczej. A ta masa przedstawia się coraz lepiej. Żywioły ujemne są konsekwentnie usuwane. Często słyszy się osadników – szeregowców, poważnie mówiących o misji kulturalno-politycznej, którą im powierzono, której się nie sprzeniewierza.
Dzisiaj jednak i społeczeństwo polskie powinno się policzyć z faktem dokonanym. Skompromitowali się inicjatorzy, zarazem kompromitacją obarczyli rząd i polską państwowość. Nie dajmyż zmarnieć osadnikom samym, a uratujemy jeszcze ideę.
Najcięższe jest położenie inteligencji osadniczej. Ona wymaga najspieszniej poparcia moralnego i materjalnego, gdyż od jej energji zawisło w pierwszym rzędzie powodzenie całej akcji. Wielu oficerów otrzymało zwykłe, kilkunastohektarowe działki, z których się żadną miarą utrzymać nie będą mogli. To jest nasze najgłębsze przekonanie. Nawet t. zw. „wzorówka“ 45 hektarowa tylko wyjątkowo będzie stanowiła źródło dostatniego utrzymania dla inteligenta, który nie ma obniżyć poziomu swojej kultury, a przeciwnie promieniować nią na otoczenie. Oficerowie powinni mieć daną sposobność dorabiania jako instruktorzy etatowi w samorządzie, w organizacjach społeczno-zawodowych, jako nauczyciele szkół powszechnych, na pomniejszych urzędach choćby, aby nie byli zmuszeni, jak dotąd, do terania się w pracy fizycznej, w sytuacji, właściwie beznadziejnej. Dodajmy, że osadnictwo nie ominęło i dawnego kilkomilowej szerokości pasa przyfrontowego. Jest to dotąd najczęściej pustynia, warunki niesłychanie ciężkie tam panują. Jak wskazują nasze ryciny, widuje się tam dotąd jeszcze ziemianina, od lat mieszkającego w blindażu wojennym, a wioski z „ziemianek.” W innych stronach osadnicy pozajmowali dawne dwory, zanim się sami pobudują, a te „resztówki” z dawnemi osiedlami obrócone zostaną na „ogniska kultury rolniczej.”
Na razie oto widujemy rodziny osadnicze (część żeni się na miejscu z rusinkami, inni znajdują żony w okolicznych chutorach drobnoszlacheckich polskich), odpoczywające po pracy na pięknych sosnach, pozwożonych już przeważnie wszędzie tej wiosny z lasów rządowych czy prywatnych: to materjal na budowę przyszłych osiedli osadniczych, do której wszyscy tęsknią.
Dotąd, choć osadnictwo to trwa już przeszło 2 lata, prawie nikt z osadników w żadnym z 30 powiatów, objętych osadnictwem wojskowem na Kresach Wsch., nie pobudował się. Gnieżdżą się po dawnych dworach i czworakach, lub po wsiach okolicznych, cierpiąc najczęściej ogromne, dokuczliwe niewygody, narażeni często na wynarodowienie i poniewierkę.
Ale dotąd ducha nie tracą, pogodnie patrząc w przyszłość. Ukąsili tej ziemi i nie opuszczą jej więcej – na to są zdecydowani. Początkowo wielu działki porzucało — nie mogli wytrzymać. Ta autoselekcja dała wreszcie jednostki odporne, które – miejmy nadzieję – wytrwają. Twardy, piękny materjał żołnierski.
Od nas to w wielkiej mierze zależy: załóżmy „Towarzystwo Przyjaciół Osadnictwa Kresowego”, pogarnijmy się na razie ławą do Towarzystwa Opieki nad Kresami (Kredytowa 16, tel. 10 92), przekonajmy osadników, że społeczeństwo ich doli współczuje, z ich misją współdziała – a inaczej wezmą się jeszcze do pracy, niż dotąd, i wraz z nami zwycięsko zmyją plamę z początkowych rządów polskich na tych niedocenionych, tak pięknych i bogatych Kresach naszych.
Jan Lutosławski.
2 comments
Witam !. Ustawa o osadnictwie została wydana 17 XII 1920 r. Więc Polacy osiedlali się na kresach od 1921 r. Mój pradziadek i dziadek byli na kresach w 1919 r. Mam świadectwo tożsamości pradziadka wydane przez Urząd Gminy w Olszaniku w Dniu 11.07 1919r. Obecnie Ukraina. Na odwrotnej stronie potwierdzenie Lekarza Powiatowego : “zdrow, niezakażony”. Dziadek służył w wojsku A-W. Nurtuje mnie pytanie; na jakiej zasadzie przenieśli się z powiatu Sucha Beskidzka na dalekie Kresy?. Mój śp. Tato tam się urodził (22.01.1920 r.) Pomyłki w pierwszej dacie nie ma . Może były jakieś wcześniejsze nadania, a może kupili?. Chyba się nie dowiem. Pozdrawiam.
Jeszcze w 19 wieku były przesiedleńcze akcje na Wschód, z przeludnionych terenów Polski, za pozwoleniem władz Carskiej Rosji. Przesiedlenia były nie tylko na Ukrainę, ale i na Litwę.