Jeziorko i Pniewo – Miejsca Pamięci Narodowej
(z okazji siedemdziesiątej rocznicy pierwszych egzekucji)
Grób starców z Pieńk Borowych straconych w lecie 1942 roku
Terror we wszelkiej postaci stanowił podstawę sprawowania władzy hitlerowskiej na terenie całego kraju. Nie mogło być zatem inaczej i na ziemi łomżyńskiej. W latach 1941 – 1945 okupanci hitlerowscy popełnili tu, według rejestru GKBZHwP, około 944 aktów zbrodni, przy czym za pojęcie „akt zbrodni” przyjęto zarówno zamordowanie jednej, kilku, kilkunastu, a nawet kilkuset czy kilku tysięcy osób. Egzekucje, w których zginęło nie mniej niż 10 osób, nazwano „zbiorowymi”. Takich na ziemi łomżyńskiej popełnili hitlerowcy 57 w 40-tu miejscowościach. Zginęło w nich łącznie ponad 14.980 osób, w tym wiele dzieci (nawet niemowląt) i starców. Spośród tych osób 1.499 znanych jest z imienia i nazwiska, ale tylko 952 są zweryfikowane, a więc istnieje całkowita pewność co do tego, kiedy i gdzie zginęły.
W pobliżu Łomży zlokalizowano cztery miejsca takich zbiorowych egzekucji –Pniewo, Sławiec, Giełczyn i Jeziorko.
W Pniewie w 1942 roku w jednej egzekucji zginęło około 400 niezidentyfikowanych osób, a w drugiej egzekucji dokonanej w roku 1943 – 12 osób.
Według ankiety Sądu Grodzkiego ( archiwum, AGKBZpNP sygn. t.2 str. 183-183v) 18 września 1943 roku zginęli:
- Giejsztowt Witold, lat 54 – inżynier
- Gorzoch Stanisław, lat 23 – handlowiec. Pracował w tartaku i tam został aresztowany.
- Jensz Tadeusz, lat 30
- Jenszówna Janina, lat 28
- Jenszówna Zofia, lat 34, nauczycielka
- Lichtańska Jadwiga, lat 43
- Lichtańska Eulalia, lat 17 – córka Jadwigi
- Nowakowski Stanisław, lat 27 – elektryk z Łomży
- Nowakowska Helena, lat 21
- Popiel Stanisław, lat 56 – inżynier
- Popiel Maria, lat 58
- Sadowska Alfreda, lat 38 – nauczycielka
Obecnie istnieje tu tylko jedna zbiorowa mogiła ofiar z 1942 roku, ponieważ natychmiast po wyzwoleniu dwanaście ofiar egzekucji z 18 września 1943 roku rodziny ekshumowały i przeniosły na łomżyński cmentarz.
Mogiła w Pniewie
Podobnie było w Sławcu. Tutaj w jednej egzekucji, dokonanej 23 lipca 1943 roku, zginęło około 300 osób. Spośród nich zidentyfikowano i ekshumowano 33 mieszkańców Zambrowa i 6 mieszkańców Wysokiego Mazowieckiego. Tutaj także pozostała tylko zbiorowa mogiła kryjąca prochy niezidentyfikowanych ofiar.
Mogiła w Sławcu
Giełczyn był na początku hitlerowskiej okupacji miejscem egzekucji pojedynczych ofiar, a później stał się miejscem egzekucji masowych. Łącznie zginęło tam prawdopodobnie około 7 tysięcy Żydów i 5 tysięcy Polaków. Prawie wszystkie zwłoki zostały zniszczone przez uciekających okupantów hitlerowskich. Po wyzwoleniu znaleziono i natychmiast ekshumowano tylko kilkunastu podchorążych AK rozstrzelanych w ostatnich tygodniach okupacji i 146 bezimiennych ofiar ekshumowanych we wrześniu 1958 roku przez PCK i pochowanych w zbiorowych grobach na nieistniejącym dzisiaj łomżyńskim cmentarzu wojskowym. Na podstawie zeznań rodzin i znajomych ustalono też nazwiska 13 ofiar z pierwszych dni okupacji – funkcjonariuszy „władzy radzieckiej”.
Na terenie giełczyńskiego lasu istnieją trzy pomniki z przełomu lat 50. i 60. upamiętniające miejsca masowych egzekucji i głaz pamiątkowy ufundowany w kwietniu 1987 roku przez łomżyniaków z Izraela.
Niestety ten ogromny teren leśny w Giełczynie (prawie cały 66. oddział zajmujący kilkanaście hektarów) kryjący najwięcej ofiar, tak z miasta Łomży jak i ziemi łomżyńskiej, nie jest traktowany jako leśny cmentarz. Nie istnieje też (w odróżnieniu od trzech pozostałych) w rejestrze cmentarzy wojennych Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Jedynym cmentarzem leśnym uznanym jednocześnie Miejscem Pamięci Narodowej jest cmentarz na polanie lasu koło Jeziorka. Tutaj w trzech egzekucjach masowych poniosło śmierć łącznie nie mniej niż 176 osób, z których 127 osób jest znanych z nazwiska, a 73 nazwiska są zweryfikowane.
Każda z hitlerowskich zbrodni i miejsce gdzie ich dokonano wymagało odpowiedniego zbadania i dokumentacji. Najbardziej intensywne prace były prowadzone w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości. W 1945 roku sądy grodzkie przeprowadziły ankietę dotyczącą egzekucji masowych. Swoją dokumentację prowadził też Polski Czerwony Krzyż. Rejestr zbrodni i ofiar stworzyła, powołana w listopadzie 1945 roku, Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Została ona przekształcona w 1949 roku w Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce i działała aż do roku 1984.
Zanim jednak przystąpiły do prac instytucje państwowe – najpierw rodziny ofiar prowadziły poszukiwania, ekshumacje i urządzanie miejsc pochówków. One to (jak podałem wyżej) ekshumowały zidentyfikowane ofiary w Pniewie, Sławcu i Giełczynie (tu tylko podchorążych AK). Rodziny ofiar egzekucji dokonanej w lesie jeziorkowskim dnia 15 lipca 1943, w następstwie której wszystkie zwłoki zostały zniszczone, nie mogąc dokonać ekshumacji, urządziły leśny cmentarz i doprowadziły do jego poświęcenia.
W pierwszych powojennych latach wszystkie cztery miejsca kaźni w okolicach Łomży były jednakowo traktowane. W porównywalnym stopniu interesowały się nimi rodziny i władze lokalne. Jednak w początkach lat pięćdziesiątych zmieniła się polityka państwa w stosunku do ofiar egzekucji hitlerowskich. Ofiary te, z wyjątkiem straconych w pierwszych tygodniach hitlerowskiej okupacji byłych „współpracowników władzy radzieckiej”, uznano za wrogów PRL. Z kolei rodziny ofiar z Pniewa i Sławca, które przeniosły zwłoki swoich bliskich na parafialne cmentarze, z oczywistych względów, nie interesowały się miejscami ich kaźni. Tak poszły w zapomnienie i Pniewo i Sławiec, a przede wszystkim Giełczyn. Zostało Jeziorko.
Tutaj od pierwszych dni po wyzwoleniu działały rodziny ofiar egzekucji z 15 lipca 1943 roku, które nie tylko zadbały o grób swoich najbliższych, ale także o dwa pozostałe – starców, o których było wiadomo, że byli mieszkańcami Domu Opieki w Pieńkach Borowych i zginęli latem 1942 roku, oraz jak wówczas się wydawało – bezimiennych więźniów z łomżyńskiego więzienia rozstrzelanych w 1943 roku.
Już 15 lipca 1945 roku powołano do życia komitet społeczny, który miał dbać o stan cmentarza, a także wydając specjalne cegiełki, zbierać pieniądze na urządzenie poszczególnych grobów, jak też na pomnik, który miał upamiętnić ofiary hitlerowskiej okupacji ziemi łomżyńskiej.
Niestety już w końcu lat 40. władze rozwiązały komitet, przejęły jego pieniądze i dokumentację. Drogę prowadzącą od szosy, po zasypaniu okalającego cmentarz rowu, przeprowadzono dalej, co pozostało do dzisiaj. Władze starały się, aby jak najszybciej zapomniano o tym miejscu. Doszło nawet do tego, że w którąś rocznicę 15 lipca na początku lat 50. na skraju Jeziorka patrol milicji i UB bronił dojazdu do cmentarza. Podobno dlatego, że „…leżeli tam burżuje, zdrajcy ojczyzny – akowcy, a do tego ksiądz!…” Władze zabroniły też szkole w Jeziorku opieki na leśnym cmentarzem. A i członków rodzin ubywało w Łomży (część z nich, w tym i ja, nie z własnej woli, musiało opuścić miasto na stale). Gdyby okres stalinowski potrwał dłużej, prawdopodobnie cmentarz jeziorkowski podzieliłby los wielu innych miejsc pamięci i znikł z powierzchni.
Po „październikowej odwilży” w 1956 roku cmentarzami zaczął zajmować się łomżyński ZBOWiD. Trudno tu się jednak dopatrzeć bezinteresownej troski. Korzystając z tego, że nieznane były wówczas nazwiska więźniów straconych w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 roku, w końcu lat 60. lub na początku 70. na ich grobie ustawiono charakterystyczny dla grobów bezwyznaniowych „słupek” z napisem:
„Miejsce uświęcone męczeńską krwią Polaków zamordowanych przez hitlerowców 1941-1945.” Umieszczono też na grobie tablicę z nazwiskami dwudziestu osób wybranych przez władze łomżyńskiego ZBOWiD-u, o których było wiadomo, że kilka z nich zginęło w 1941 roku w Giełczynie, dwie osoby zmarło śmiercią samobójczą, a trzy poniosło śmierć w nieznanym miejscu 9 maja 1946 roku (!). Łączyło ich to, że wszyscy byli albo zasłużonymi działaczami z „okresu władzy radzieckiej” w latach 1939 – 1941 albo „utrwalaczami” PRL!
Dopiero odnalezienie w 1994 roku, po prawie pięćdziesięciu latach, prawdziwej listy ofiar wyjaśniło tajemnicę leśnej polany. Pozwoliło też myśleć o zamianie „zbowidowskiego słupka” krzyżem należnym ofiarom, oraz zastąpieniu tablicy z nazwiskami „fałszywych „ofiar” – tablicą z nazwiskami tych, którzy w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 roku rzeczywiście oddali tu swoje życie.
Niestety prawie do końca ubiegłego wieku istniało kilka różnych list z nazwiskami rzekomych ofiar straconych w Jeziorku. Opowiadano także nie o trzech, ale pięciu albo nawet sześciu egzekucjach dokonanych w tym lesie.
Dlaczego Jeziorko tak „przyciągało” zarówno instytucje, jak i nawet pojedyncze osoby, przy czym było to zarówno zamierzone jak i niezamierzone działanie?
Otóż komitet powołany do opieki nad Jeziorkiem, prawie natychmiast po zakończeniu działań wojennych, nie tylko zorganizował wielką uroczystość na leśnym cmentarzu, ale także aktywnie działał na terenie Łomży i okolic. Inne miejsca straceń, choć kryły dużo więcej ofiar (szczególnie Giełczyn), z podanych wyżej przyczyn pozostawały w cieniu albo nie było o nich powszechnie wiadomo. Dlatego, wiele osób, jeśli słyszało o jakiejś egzekucji, lokalizowało ją w Jeziorku. Ponadto cmentarz w lesie jeziorkowskim, na którym spoczywają przedstawiciele łomżyńskiej inteligencji, był jedynym tak zadbanym leśnym cmentarzem w okolicach Łomży. Z tego to powodu niektórym mogło zależeć na „położeniu na nim” swoich bliskich lub znajomych.
Ale o ile z jednej strony panowała w pewnych środowiskach i w pewnym sensie „moda na Jeziorko”, z drugiej – nikt nie kwapił się do opieki nad tym miejscem. A czas robił swoje… Odeszła większość członków rodzin ofiar. Odeszli także bardziej zaangażowani mieszkańcy okolicznych wsi. Jednak utworzona podczas poświęcenia cmentarza w 1945 roku nieformalna organizacja „Rodzin Jeziorkowskich” nigdy nie zawiesiła swojej działalności. Przewodniczyła jej aż do swojej śmierci Pani Bronisława Szczecińska, a po niej obowiązek występowania w imieniu naszych rodzin przypadł w udziale mnie. Jednak pracując zawodowo i mieszkając w Warszawie, niewiele mogłem zrobić w Jeziorku.
Mimo organizowanych od czasu do czasu „urzędowych” uroczystości, cmentarz w lesie jeziorkowskim, będący teoretycznie pod opieką jakichś władz łomżyńskich, niszczał coraz bardziej. Zarastał krzakami i odchodził w zapomnienie. Dopiero moja prośba wystosowana w 1980 roku do ówczesnego Przewodniczącego Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa ministra Janusza Wieczorka sprawiła, że teren został uporządkowany. Poprawiono drogę dojazdową i ustawiono nowy drogowskaz. Starczyło to na kilka lat.
Później nadeszły już zmiany. W dalszym ciągu jednak Jeziorko nie miało szczęścia do dobrej opieki i rzetelnej informacji. Już po upadku PRL, w 1992 roku, zwróciłem się do Rady Ochrony Pamięci i Walki i Męczeństwa o sprostowanie kłamstw „uwiecznionych” na leśnej polanie (głównie w gablocie ustawionej specjalnie obok grobu zakładników) i większą troskę o tamtejszy cmentarz (m. in. mrówki założyły sobie mrowisko w gablocie z butami). Rada moją prośbę skierowała do Urzędu Wojewódzkiego w Łomży, a ten, według kompetencji, do Urzędu Gminy w Piątnicy, któremu to leśny cmentarz został już wówczas oddany pod opiekę.
Urząd, pismem Nr GPT 7060-1/92 z dnia 3 listopada 1992 roku powiadomił mnie, że w gablocie z butami wstawiono w miejsce zbitej nową szybę oraz, że pracownicy Urzędu Gminy w Piątnicy uporządkowali groby przed Świętem Zmarłych. Ponadto dowiedziałem się, że:
„… Urząd Gminy nie posiada dokumentacji dotyczącej pochowanych w Jeziorku, a jedynie utrzymuje groby w stanie jaki zastał po utworzeniu gminy Piątnica…. W związku z tym, że mogiły są usytuowane w lesie, każdy ma prawo wstępu na teren miejsca pamięci narodowej…. Wyjaśniam, że Urząd Gminy nie ustawiał gablotek zawierających „popisy literackie”. Sądzimy, że zostały umieszczone przez rodziny ofiar lub mieszkańców wsi Jeziorko…”
A więc w „demokratycznej Polsce”, jak w swoim piśmie nazwała kraj urzędniczka UG w Piątnicy, nic się na leśnej polanie nie zmieniło. Nikt nie znał prawdy, a grobami nadal rządzili wszyscy i nikt… Każdy mógł sobie tam robić, co uważał za stosowne.
W 1993 roku Urząd Gminy w Piątnicy zrobił „remont”, w wyniku którego na tablicy informacyjnej i specjalnie zainstalowanych na poszczególnych grobach tabliczkach, pojawiły się tym razem już zupełne bajki, częściowo usunięte po mojej interwencji w Urzędzie Wojewódzkim.
Sytuacja zaczęła zmieniać się od czasu, kiedy w dniu 27 marca 2003 roku IPN w Białymstoku podjął, zawieszone w 1974, śledztwo dotyczące zbrodni dokonanych przez hitlerowskich okupantów na polanie lasu koło wsi Jeziorko. Śledztwo to (sygn. akt S 92/04Zn), w którym występowałem jako „strona” i „pokrzywdzony”, postanowieniem z dnia 12 września 2005 roku potwierdziło (z wyjątkiem dwóch osób z grona „zakładników”) zarówno publikowane przeze mnie fakty zbrodni, jak i listy ofiar.
W tej sytuacji, we wrześniu 2005 roku zwróciłem się do Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa z prośbą o objęcie opieką Miejsca Pamięci Narodowej, jakim jest cmentarz w jeziorkowskim lesie i spowodowanie wykonania koniecznych prac renowacyjnych. Moje pismo skierowane w tej sprawie na ręce ś.p. pana Ministra Andrzeja Przewoźnika, spotkało się z jego bardzo przychylnym stanowiskiem, dzięki któremu remont cmentarza w lesie koło Jeziorka znalazł się w planie Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego na 2006 rok, a rola organizatora i zleceniodawcy koniecznych prac, zgodnie z kompetencjami, przypadła Urzędowi Gminy w Piątnicy. W ten sposób cmentarz po ponad sześćdziesięciu latach uzyskał dzisiejszy, zgodny z prawdą historyczną wygląd.
Grób więźniów politycznych
Wygląd z lat 70.
Wygląd po remoncie w roku 2006
Podobnie jak z opieką nad grobami, wyglądała sprawa z organizacją uroczystości rocznicowych. To samo cytowane wyżej pismo Urzędu Gminy w Piątnicy z dumą podkreślało, że przy mogiłach odbywały się apele o zasięgu gminnym, a w 1984 roku – nawet uroczystości wojewódzkie. Musiały być to istotnie „uroczystości gminne” organizowane w jakimś ścisłym gronie, ponieważ nie zapraszano na nie ani rodzin ofiar, ani przedstawicieli instytucji społecznych, a nawet nie wiedziała o nich lokalna prasa… (W przeciągu kilkudziesięciu lat było chyba dwie lub trzy wzmianki w lokalnych gazetach.)
Ale „apele gminne” to uroczystości niezgodne z naszymi katolickimi tradycjami. Do tradycji zapoczątkowanej w 1945 roku przez ks. biskupa Łukomskiego nawiązała dopiero w 1999 roku Szkoła w Jeziorku, kiedy to ówczesna nauczycielka pani Maria Szymańska zorganizowała prawdziwą uroczystość, której najważniejszą częścią nie był „apel”, a msza św. odprawiana za dusze zamordowanych. Od tej pory takie uroczystości, organizowane przez szkołę w Jeziorku, odbywały się co roku.
Prawdziwe i godne uroczystości rocznicowe (bardziej słuszna byłaby nazwa „uroczystości upamiętniające ofiary z leśnej polany”) przebiegające według starannie opracowanego scenariusza, zapoczątkowała w 2006 roku i od tej pory, przy udziale i pomocy Grona Pedagogicznego Szkoły Podstawowej w Jeziorku, organizuje co roku pani Beta Sejnowska – Runo. Uroczystości tych nie będę tu opisywał, ponieważ relacje z nich były umieszczane w lokalnych mediach (czasopismach i rozgłośniach), a zawsze można informację o nich znaleźć na stronie internetowej Szkoły Podstawowej w Jeziorku w zakładce EDUKACJA PATRIOTYCZNA. (http://spjeziorko42.szkolnastrona.pl/index.php)
Ale oprócz uroczystych obchodów na leśnej polanie jest także konieczność szarej codziennej pracy – systematycznej troski o to szczególne miejsce, o ten leśny cmentarz. I taką troską miejsce wiecznego spoczynku poległych tu Polaków otaczane jest już od lat przez szkołę w Jeziorku i kolejne pokolenia jej uczniów. To oni pod kierownictwem swoich wychowawców dbają o wygląd grobów, czystość całego terenu, z okazji różnych rocznic palą znicze i składają kwiaty. To oni swoim śpiewem i deklamacjami nadają odpowiednią oprawę kolejnym uroczystościom. To oni są prawdziwymi Opiekunami Miejsca Pamięci Narodowej, jakim jest cmentarz na leśnej polanie. A troska o czystość polany, estetykę grobów czy zapalenie znicza, dokonane w odpowiedniej atmosferze, to nie czynność porządkowa, to także kształtowanie w dzieciach ich postawy moralnej i patriotycznej.
Taka działalność edukacyjno – wychowawcza dzieci i młodzieży z okolicznych szkół prowadzona jest już systematycznie od dziesięciu lat, od roku 2002, kiedy to w listopadzie pani Beata Sejnowska – Runo po raz pierwszy przyprowadziła na leśną polanę dzieci z Jeziorka i Piątnicy oraz opowiedziała im historię tego miejsca.
Od tej pory cmentarz na leśnej polanie stał się nieoczekiwanie miejscem szczególnym, zaczął pełnić nową rolę – „leśnej sali lekcyjnej”. Zwykle jesienią odbywają się na nim lekcje historii prowadzone przez panią Beatę Sejnowską – Runo (pełniącą funkcję Społecznego Kustosza Miejsca Pamięci Narodowej – cmentarza na leśnej polanie) dla uczniów starszych klas ze szkoły w Jeziorku, Dobrzyjałowie i wszystkich innych okolicznych szkół, które zgłoszą się z prośbą o taką lekcję.
Tę działalność (opiekę nad grobami i wychowanie patriotyczne młodzieży) dostrzegła i doceniła Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, odznaczając Szkołę w Jeziorku swoim najwyższym odznaczeniem – Złotym Medalem Opiekuna Miejsca Pamięci Narodowej.
Jest to dla szkoły niezwykle ważne wyróżnienie – wyraz uznania dla jej wysiłków na rzecz zachowania w godnym stanie leśnej polany. Ale jest to także zobowiązanie dla aktualnych, a także następnych pokoleń, zobowiązanie do stałego wywiązywania się z obowiązków, jakie na szkołę nałożyła historia.
Cmentarz na leśnej polanie dzięki kilku opracowaniom naukowym, licznym publikacjom prasowym ale też ofiarności szkoły i jej nauczycieli, przestał być „miejscem gminnym”. Głośno o nim w Polsce, w Europie, a nawet za oceanem. A organizowanie corocznych uroczystości upamiętniających ofiary zbrodni hitlerowskich począwszy od czerwca 2007 roku według stałego scenariusza (zwykle w ostatnim tygodniu roku szkolnego – msza święta i część artystyczno – patriotyczna w wykonaniu młodzieży szkolnej) weszło już do tradycji Szkoły Podstawowej w Jeziorku.
Można byłoby więc uznać, że sprawa została już ostatecznie raz na zawsze załatwiona. Została opracowana i rozpowszechniona, oparta na wiarygodnych materiałach źródłowych, odpowiednia dokumentacja historyczna, a cmentarz odzyskał zgodny z prawdą historyczną wygląd i na wniosek, który złożyłem w imieniu rodzin ofiar z Jeziorka został uznany Miejscem Pamięci Narodowej i wpisany do Ogólnopolskiej Komputerowej Bazy Cmentarzy Wojennych, co można zobaczyć na stronie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. (http://www.radaopwim.gov.pl/) Nie jest już terenem „niczyim”. Znalazł ofiarnych i wiernych opiekunów w postaci młodzieży szkolnej. Została ustalona i wprowadzona do „kalendarza imprez łomżyńskich” coroczna uroczystość upamiętniająca „Ofiary z leśnej polany”.
Działa też nadal „Rodzina Jeziorkowska”, podobnie jak ta z 1945 roku, złożona z bliskich Ofiar i poszerzona o przedstawicieli szkoły w Jeziorku, która nie „zmarła z wiekiem”, jak można by tego oczekiwać, ale nawet ostatnio powiększyła się o kilku nowych członków. Po opublikowaniu prawdziwej listy więźniów straconych w czerwcowej egzekucji 1943 roku, trzy rodziny odnalazły grób swoich bliskich na tej właśnie polanie, o czym pisała zarówno lokalna prasa jak też serwisy internetowe. W tym roku powiększyły naszą rodzinę pani Hanna Jaroszewska, siostrzenica braci Golatowskich i pani Stanisława Zakrzewska, córka Stanisława Walczuka – straconych tutaj pamiętnej czerwcowej nocy 1943 roku. Rok wcześniej wśród więźniów z łomżyńskiego więzienia odnalazł miejsce spoczynku swego ojca Aleksandra – pan Henryk Stokowski. Tak więc dzisiaj jest już nas troje, których ojcowie spoczywają na tym cmentarzu – Pani Stanisława, Pan Henryk i ja, a uzyskane od rodzin informacje pozwoliły na uzupełnienie listy więźniów dodatkowymi o nich informacjami.
Jak podałem na wstępie, historia cmentarza zaczyna się egzekucją starców, która według prawomocnej decyzji IPN w Białymstoku miała miejsce „ w bliżej nieustalonym dniu w okresie od lipca do września 1942 roku”.
Nie zachowały się żadne dokumenty domu, dlatego też nie można było ustalić dokładnej listy ofiar tej masakry. Po wojnie, opierając się na zeznaniach świadków stwierdzono, że w lesie jeziorkowskim zginęło co najmniej 60 pensjonariuszy domu starców w Pieńkach Borowych. Spośród nich świadkowie (personel domu) zapamiętali tylko kilkanaście osób. Byli to:
1. Aniołkowska
2. Bączkowski
3. Jankiewicz – lat ok. 70
4. Kamiński – lat ok. 70
5. Kuczyńska Zofia – lat ok. 60
6. Lipińska Zofia – lat ok. 60
7. Łapińska
8. Łopuszyńska ( lub Łopuszańska ) – lat ok. 70
9. Mankiewicz – lat ok. 70
10.Mankiewiczowa
11.Matuszewski
12.Sadowski – lat ok. 70
13.Załęcka
Pozostali to ofiary bezimienne.
Egzekucji więźniów politycznych dokonano w nocy z 29 na 30 czerwca, a zakładników miasta Łomży – w dniu 15 lipca 1943 roku. Tak więc każdy z grobów kryje prochy ofiar straconych w różnych terminach i gdyby rodziny ofiar były małostkowe, każda z nich wnioskowałaby o organizowanie uroczystości w terminie śmierci swoich bliskich.
Ale my – członkowie Rodziny Jeziorkowskiej – nie jesteśmy małostkowi. Uznaliśmy, że daty uroczystości zwanej symbolicznie „rocznicową”, a upamiętniającej wszystkie ofiary z tej leśnej polany, nie można przypisywać którejkolwiek z dat egzekucji i biorąc pod uwagę zaangażowanie w nią młodzieży szkolnej, za jedynie słuszny termin uznajemy – ostatni tydzień roku szkolnego.
Komuś jednak ten ustalony od lat porządek zaczął przeszkadzać…
Po ostatniej uroczystości rocznicowej pojawiła się bowiem informacja, że komuś (kto nie ma do tego żadnego prawa) nie odpowiada termin czerwcowy i proponuje organizowanie rocznicowych uroczystości na leśnej polanie w nowym stałym terminie – w dniu 15 lipca. A to, z uwagi na okres wakacyjny, oznaczałoby rezygnację z udziału młodzieży szkolnej, co skutkowałoby m. in. zubożeniem samej uroczystości, bo bez udziału młodzieży szkolnej nie będzie zarówno śpiewanej oprawy mszy św., jak też części patriotyczno- artystycznej. Rezygnacja z czerwcowego terminu spowoduje również rezygnację z jednego z najważniejszych elementów wychowania patriotycznego prowadzonego od lat przez okoliczne szkoły (poza Jeziorkiem także m. in. SP z Olszyn, Dobrzyjałowa, Żelech i inne szkoły ziemi łomżyńskiej). Być może o to właśnie chodziło pomysłodawcy…
W tej zaskakującej propozycji (na którą mam formalne potwierdzenie urzędowym pismem – odpowiedź na mój zgłoszony w tej sprawie protest) zdziwiło mnie jeszcze jedno – rozważając zmianę daty upamiętniania ofiar z leśnej polany, osoby które uzurpowały sobie możliwość podejmowania takiej decyzji (zresztą całkowicie bezprawnej), nawet nie wspomniały o możliwości uwzględnienia w tej sprawie mojego protestu – opinii skazańca z jeziorkowskiego lasu i „pokrzywdzonego” w śledztwie prowadzonym przez IPN, którego Rodzice i Przyjaciele leżą w bratniej mogile, czy też sugestii rodzin ofiar spoczywających na leśnym cmentarzu.
Ale, jak pisałem już wyżej, przeżyłem czasy, kiedy UB zabraniało mi dostępu do grobu moich rodziców. Przeżyłem, kiedy przy grobach odbywały się organizowane przez ZBOWiD i Gminę świeckie apele. Kiedy starano się, aby młodzież okolicznych szkół nie poznawała historii swojej „Małej Ojczyzny”. Kiedy oficjalne władze PRL udawały, że mnie skazanego na śmierć w Jeziorku w ogóle nie ma….
Mam zatem nadzieję, że przeżyję jeszcze i ten „genialny pomysł”. Ufam, że ktoś jednak przemyśli poważnie sprawę i przestanie niepokoić tak opiekunów leśnego cmentarza, jak i bliskich ofiar niedorzecznymi „nowinkami” oraz zda sobie sprawę, że ten cmentarz to nie miejsce do prowadzenia jakichkolwiek „wojen podjazdowych” czy załatwiania swoich „prywatnych interesów”, a Miejsce Pamięci Narodowej. Miejsce zadumy. Miejsce pamięci. Miejsce modlitwy.
Jerzy Smurzyński
PS. Celowo nie podaję ani nazwiska autora tego „rewelacyjnego pomysłu” zmiany terminu uroczystości rocznicowej, ani instytucji skłonnej do popierania tej „odkrywczej inicjatywy”, ponieważ nie mam zwyczaju publikować informacji, które mogą zainteresowanych ośmieszyć i przynieść im jedynie wstyd.