Link do 13 części Kroniki Panien Benedyktynek Opactwa Św. Trójcy w Łomży:
https://historialomzy.pl/kronika-panien-benedyktynek-opactwa-swietej-trojcy-w-lomzy-czesc-13/
ROK 1947
Ciężka zima – mrozy i śniegi ogromne. Budowa przerwana, kwestarki odpoczywają. Przed świętami Bożego Narodzenia otrzymałyśmy pierwszy numer „Łącznika” tj. pisemka wydawanego w obrębie Kongregacji. Wydawanie pisma uchwalono na Kapitule Generalnej, Redaktorką została Panna Michalina Kucharska, zakonnica lwowskiego opactwa. „Łącznik” poświęcony jest zagadnieniom życia liturgicznego i zakonnego. Artykuły do „Łącznika” mają pisać zakonnice ochotniczki wszystkich klasztorów Kongregacji.
9 luty … Rozpoczęłyśmy doroczne rekolekcje. Przewodniczył im Najprzewielebniejszy Ojciec Wizytator, Karol van Oost. Były to rekolekcje prawdziwie benedyktyńskie. Czcigodny i kochany Ojciec, pomimo wielkiego mrozu przybył do Łomży. Codziennie wieczorem wspólna adoracja w duchu liturgicznym kończyła dzień rekolekcyjny.
10 luty … Wstąpiła do naszego klasztoru jako kandydatka na zakonnicę chórową panna Regina Nowakiewiczówna. Po rekolekcjach zaczęłyśmy starania o drzewo na budowę klasztoru. Po wielu trudnościach i podróżach udało się nam kupić 200 metrów sześciennych budulca w Nadleśnictwie Nowogród. Drzewo to mamy brać z lasu za Zbójną, 22 km od Łomży i za Narwią. Nigdzie bliżej Łomży lasów nie ma. Ogromne trudności ze zwózką. Śniegi ogromne, sami ludzie nie mają koni, nikt nie chce jechać do lasu. Nie było innej rady jak zaprzęgać swoje konie i dopóki lód na rzece zwozić drzewo choćby do Nowogrodu. W tym celu Panna Alojza, wziąwszy ze sobą żywność i dwie pary koni, pojechała do Zbójnej z naszym furmanem. Zatrzymali się na plebanii u Ks. Proboszcza i tak zaczęła się ta niecodzienna praca. Nasz służący Adam zabrał się do zwózki kloców, a Panna Alojza brnąc po śniegu chodziła po okolicznych wioskach, prosząc ludzi o pomoc.
Trudna była to sprawa, bo tutejsi ludzie nie przywykli do tego, aby zrobić coś bezinteresownego dla kościoła. Wymawiali się więc brakiem sani, koni i ubrania ciepłego na takie mrozy. Po wielu trudach udało się zdobyć zaledwie 20 furmanek. Siostra Wizenna i Panna Gertruda udały się na dalsze wioski w tym celu. Obiecanych miały 20 fur a niestety, przyjechały tylko dwie. Z wielką biedą zwieziono 70 kloców do Nowogrodu. Dalej pracować nie było można. W drugiej połowie marca zrobiło się ciepło, lód na wodzie zaczynał się topić. Trzeba było wracać do domu, nie skończywszy dzieła.
W roku bieżącym nasz Zakon obchodzi 1400 – lecie od śmierci św. Ojca Benedykta. Jest to Rok Jubileuszowy. Z tej racji w naszym kościele zostało urządzone uroczyste Triduum ku czci św. Naszego Ojca Benedykta. Przez trzy dni uroczyste wystawienie Najświętszego Sakramentu w monstrancji; okolicznościowe kazania. Nad wielkim ołtarzem w zieleni i świetle obraz św. Ojca Benedykta i św. Matki Scholastyki. Pomimo zimna, ludzi w kościele dużo.
6-7 kwiecień … Wielkanoc. Wszystkie nabożeństwa Wielkotygodniowe odbyły się w naszym kościele. Siostry ubrały przepięknie grób. Ile wdzięczności i radości, że Dobry Bóg po tylu bolesnych przejściach wojennych, pozwolił nam doczekać szczęśliwie tych wielkich dni, że możemy modlić się we własnym kościele. Trudno to wszystko opisać. W drugi dzień Wielkanocy Przewielebna Matka Ksieni wyjechała do Gdańska po odbiór koni, które nam przysłał jakiś dobrodziej z Ameryki, chcąc przyczynić się w ten sposób do odbudowy naszego klasztoru. Odebrać musi osobiście sam adresat. Dziesięć dni nie było Przewielebnej Matki w domu.
Wiele mamy kłopotów z planami klasztoru. Powiatowy inżynier i architekt pan. Z. Świątkowski całą zimę obiecywał nam, że wykona plany klasztoru i wreszcie przy końcu marca zrzekł się tej pracy, tłumacząc się brakiem czasu. W kwietniu powinnyśmy zacząć budowę, a planów nie ma. Na miejscu w Łomży nie ma nikogo, kto by mógł je zrobić. Strapione udałyśmy się w modlitwie o pomoc do św. Józefa i św. Benedykta. Życzliwi nam Księża przestrzegli nas, aby nie brać byle kogo, bo nasz benedyktyński klasztor musi być stylowo i pięknie wybudowany. Mówią, żeby budować powoli, lecz zrobić naprawdę coś pięknego. Byłyśmy szczerze zmartwione, lecz św. Józef i tym razem nie zawiódł nas. Pewnego razu przyszedł do nas architekt pan Adolf Ciborowski, przysłany z Ministerstwa Odbudowy do wykonania planów rozbudowy i odbudowy Łomży. Przyszedł do nas urzędowo. W rozmowie dowiedziałyśmy się, że jest rodakiem ziemi łomżyńskiej, i że jest architektem budowlanym, a specjalnością jego jest architektura kościelna. Zgodził się chętnie na wykonanie projektu i planów odbudowy klasztoru. Nazajutrz, omówiwszy z nim szczegółowo plany klasztoru, zawarłyśmy z nim urzędową umowę. Część planów ma nadejść w najbliższym czasie, całość zaś ma być wykończona w końcu lipca bieżącego roku.
26 kwiecień … Przedwczoraj Panna Maura z Panną Małgorzatą wyjechały na kwestę na budowę klasztoru. Zabawiwszy w Warszawie dwa dni, aby załatwić kilka spraw, 26 kwietnia po południu udały się w dalszą podróż. W Alejach Jerozolimskich, gdy szły do stacji kolejowej, najechał znienacka samochód na Pannę Małgorzatę. W mgnieniu oka wielkie nieszczęście. Panna Małgorzata nieprzytomna, w kałuży krwi, znalazła się na ulicy. Panna Maura natychmiast wezwała pogotowie i przewiozła nieszczęśliwą do Szpitala Dzieciątka Jezus. Po badaniu lekarskim, okazało się, że chora jest w stanie beznadziejnym: ma złamaną i zdruzgotaną lewą nogę w podudziu i pękniętą czaszkę oraz cała jest potłuczona. Konsylium lekarskie udzieliło pierwszej pomocy nieszczęśliwej ofierze. Panna Maura obawiając się rychłego końca, przyjechała natychmiast do Łomży zawiadomić Przewielebną Matkę Ksienię i Zgromadzenie o nieszczęśliwym wypadku. Matka Ksieni pierwszym pociągiem udała się do chorej. Zastała chorą bardzo cierpiącą, lecz zupełnie przytomną.
27 kwiecień … Do klasztoru wstąpiła jako kandydatka do drugiego chóru Leontyna Biała, z parafii Wysokie Mazowieckie. Wiele mamy kłopotu z budynkiem postawionym przez Sowietów w 1941 roku, a wykończonym przez Niemców w 1942 roku, od strony fabryki. Kierownik Państwowej Komunikacji Samochodowej w Łomży chce go zabrać na garaż samochodowy. Kierownik ten przyszedł w towarzystwie kierownika Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, aby uzyskać od nas pod przymusem zgodę na odstąpienie mu tego budynku. Panowie ci, na odmowną odpowiedź Matki Ksieni, zachowali się bardzo niegrzecznie, grożąc nam, że zabiorą ten budynek przemocą. Sprawę musiałyśmy wnieść do Wojewódzkiego Urzędu Likwidacyjnego w Białymstoku. Wrogowie nasi wszystko robią, aby nam wydrzeć ten budynek, my zaś staramy się zatrzymać go wszystkimi siłami. W tym celu Panna Alojza musi odbywać częste podróże do Białegostoku, lecz sprawę ciągle gmatwają, robiąc coraz to nowe trudności.
7 maj … Przewielebna Matka Ksieni w towarzystwie Panny Alojzy udała się na jednodniowy zjazd przełożonych zakonnych w Warszawie, który zwołał Ks. Kardynał August Hlond, aby omówić aktualne sprawy dotyczące zakonów w obecnej Polsce.
Przez cały maj odprawia się u nas w Grocie nabożeństwo majowe, a w razie niepogody w naszym kościele.
14 maj … Odbyło się uroczyste poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę klasztoru. Pan architekt Adolf Ciborowski dostarczył część planów. Było to w wigilię Wniebowstąpienia Pańskiego, w środę. Z rana uroczysta Msza św. śpiewana ku czci św. Józefa. Po niej wyjście na miejsce budowy. Dokument rozpoczynający i opisujący ten akt włożono do butelki, tę zaś do miedzianej gilzy armatniej, którą mocno zalutowano. Dokument ten zamurowany został w fundamencie na głębokości 2 m od powierzchni, od strony wschodniej, na początku zaczynającego się chóru zakonnego, tuż przy fundamencie kościoła. Pierwszą cegłę zamurował Przewielebny Ks. Kanonik H. Kulbat, drugą architekt Adolf Ciborowski. Opis tego i kopię aktu wklejam na tym miejscu.
Trudności zaczęły się dopiero po rozpoczęciu budowy. Aby wznosić nowe mury, trzeba było usunąć stare, a więc stosy gruzów. Siły pociągowej brak, bo dwie pary koni nie mogą nadążyć wszystkim potrzebom. Wywozić gruz za miasto, będzie drogo kosztować, a pieniędzy brak. Biedne Siostry kwestarki nie mogą nadążyć zbierać na wypłaty robotnikom. Po wielu kłopotach i naradach postanowiłyśmy, że gruzy i ziemię spod wykopu piwnic będziemy lokować w ogrodzie koło sadzawki. Powiększy się przez to kawałek ziemi ornej przy sadzawce a ją samą obsypie się i ograniczy wysokim nasypem. Po terenie własnym będzie można rozwozić ziemię bez koni, urządzając tzw. wąskotorówkę o jednym wagoniku, który będzie ciągnął jeden robotnik. Rzeczywiście, pomysł okazał się bardzo praktyczny i bardzo dobry. Ile jednak było kłopotu z ułożeniem toru, a przede wszystkim zdobyciu go, to tylko sam Pan Bóg wie! Wielką przysługę oddał nam przy układaniu tego toru, pan Aleksander Bałazy, rodzony brat Przewielebnej Matki Ksieni. Dzięki niemu możemy zacząć budowę, gdyż to on w zeszłym roku wystarał się w magistracie o pozwolenie, że mogłyśmy kupić cegły tyle, ile jej potrzeba. Nareszcie, w pierwszych dniach czerwca można było wywozić wagonikiem ziemię do sadzawki. Pan Bałazy wystarał się, że mogłyśmy nabyć po cenach bardzo niskich piece i kaloryfery do centralnego ogrzewania oraz większą ilość belek żelaznych. Trzeba go traktować jako naszego dobrodzieja i pamiętać o jego duszy.
17 maj … Wstąpiła do naszego klasztoru panna Helenka Mrozińska, jako kandydatka na zakonnicę chórową.
1 czerwiec … W uroczystość Trójcy Przenajświętszej odbyły się obłóczyny dwóch postulantek drugiego chóru: Marysi Golon i Władzi Drozd. Marysia otrzymała imię zakonne Łucja, a Władzia Bernarda. Szczęść im Boże na nową drogę życia!
15 czerwiec … Siostra Cecylia Filipowiczówna złożyła trzyletnią profesję. Ceremonia z braku kapitularza odbyła się w kościele, w chórze zakonnym. Od pierwszego maja odmawiamy ofi- cjum w chórze w kościele. Tego dnia Przenajświętszy Sakrament został przeniesiony z kaplicy do kościoła.
19 czerwiec … Do klasztoru wstąpiła Zosia Kalinowska jako kandydatka do drugiego chóru. Nasza kandydatka Janinka Malczewska, ta ochrzczona Żydóweczka, o której pisałam w 1945 roku, miała oryginalną i niespodziewaną wizytę. Ciotka jej, Żydówka, która również zdołała uciec i ukryć się przed okrucieństwem Niemców, od kilku miesięcy poszukiwała jej. Nareszcie poszukiwania zostały uwieńczone pomyślnym skutkiem. Spodziewała się, że zabierze swoją bratanicę, lecz Janinka okazała się prawdziwą chrześcijanką. Nie wzruszyła jej ani prośba, ani łzy, ani zaklęcia ciotki na prochy ojców, ani obietnice bogactw i zapewnienia szczęścia ziemskiego, ani groźby. Na wszystko odpowiadała jej: „nie wrócę do was, znalazłam w religii chrześcijańskiej prawdę i szczęście, nie zaprę się ani nie zdradzę Boga, jestem szczęśliwa”. Ciotka powiedziała jej, że stryjkowie Janki z Ameryki i druga ciotka z Australii, koniecznie domagają się powrotu Janki do nich. Przysłali dużo pieniędzy na podróż i zapewnienie, że będzie bardzo bogatą, gdy do nich przyjedzie.
Na wszystkie ponęty mądra i mężna panienka odpowiadała stanowczo „nie”! Ciotka kusicielka odjechała, a Janeczka zadowolona i szczęśliwa, że mogła dowieść Panu Jezusowi, jak bardzo Go kocha, pozostała zmęczona walką, lecz spokojna.
Od dnia tych odwiedzin Przewielebna Matka Ksieni przerwała Jance dalszą naukę szewstwa, nie pozwalając jej wychodzić z klasztoru w obawie, by jej Żydzi z ulicy nie porwali. Z tego Janka najbardziej się ucieszyła, bo mając powołanie do życia zamkniętego w klauzurze, wychodzenie na miasto, aby się uczyć rzemiosła, ogromnie ją męczyło. W tydzień po pierwszej wizycie nastąpiła druga, tym razem w formie bardziej stanowczej i natarczywej. Ciotka przyjechała ze swym mężem, który na wszelki sposób starał się zachwiać dziewczynkę w jej postanowieniu. Nie udało się jednak zmienić postawy dziewczynki, która okazała stałość i zdecydowanie. Nawet nie pozwoliła się sfotografować. Ciotce swojej do Australii napisała o przyjęciu wiary katolickiej i o swym niezłomnym postanowieniu zostania zakonnicą. Jeszcze jeden atak zabrania Janki z klasztoru, spełzł na niczym. W kilka dni po drugim pobycie ciotki, nastąpiły badania urzędowe przez naczelnika milicji. Miejscowemu urzędowi milicji Żydzi ofiarowali 500 tysięcy złotych za wyrwanie Janki z klasztoru. Początkowo pan naczelnik w formie dość ostrej i stanowczej chciał zachwiać powołanie dziewczęcia. Lecz ona spokojnie i stanowczo oświadczyła, że dobrowolnie, bez niczyjego przymusu pozostaje w klasztorze, i że z niego żywa nie wyjdzie, bo całkowicie poświęciła się na służbę Bożą w religii rzymsko-katolickiej w stanie zakonnym. Ta śmiałość i odwaga siedemnastoletniej panienki tak podziałała na niewierzącego urzędnika, że odchodząc ucałował ją w głowę mówiąc: „Zostań z Bogiem i pomódl się czasem za mnie”. Wychodząc powiedział, że przypomniało mu się opowiadanie jego dzieci, jak modliły się za niego do Matki Bożej, gdy go Niemcy zabrali do niewoli. Kazał Janeczce być spokojną, mówiąc, że już jej nikt nie będzie zaczepiał.
17 lipiec … Panna Alojza, Panna Edyta i Siostra Cecylia wyjechały do Staniątek na tygodniowe kursy liturgiczne urządzone dla podniesienia poziomu kulturalnego i moralnego Kongregacji. Kursy te powstały z inicjatywy Przewielebnego Ojca Wizytatora za zgodą Kapituły Generalnej. Wykładowcami byli Ojcowie Benedyktyni z Tyńca. Ojciec Wizytator wykładał prawo kanoniczne i historię monastyczną. Wielebny Ojciec Jan Kowalski Pismo św., a Wielebny Ojciec Dominik dogmatykę. Kursy uwieńczono egzaminami.
14 sierpień … Zakonnice powróciły z kursów.
Wrzesień … W pierwszych dniach września powróciła ze szpitala Panna Małgorzata. Przywieziono ją samochodem, bo jeszcze musi leżeć w łóżku. Potrzebuje forsownego odżywiania, aby rany dobrze się goiły, a takowego w szpitalu nie było. Dzięki Bogu jest nadzieja, że Panna Małgorzata będzie mogła chodzić, a najbardziej za to niech Bóg będzie uwielbiony, że pomimo tak strasznego poturbowania głowy, nie poniosła najmniejszego szwanku na umyśle. Wiele moralnie i fizycznie wycierpiała, lecz chyba było to dobre dla jej duszy i dla Zgromadzenia.
7 wrzesień ... Odbyły się obłóczyny Janeczki.
Cała promieniejąc oddała się Panu Jezusowi. Otrzymała imię zakonne Siostra Paula. Przed obłóczynami otrzymała kilka listów z Australii od swojej ciotki, rodzonej siostry ojca (nie tej która odwiedziła ją w klasztorze). Listy były bardzo serdeczne.
8 wrzesień … Wychowawczynią internatu została Panna Stanisława. Niewielki mamy internat, bo zaledwie 20 uczennic – dla więcej dziewczynek nie mamy miejsca. Budowa klasztoru postępuje dosyć szybko. Błogosławi temu dziełu Bóg Wszechmogący przez swojego wiernego Sługę św. Józefa. Doznajemy na każdym kroku cudów Jego opieki. Dobrodziej nasz z Ameryki, pan Stanisław przesłał nam przez jedną zakonnicę, która wracała do Polski, 1000 dolarów; całą oszczędność ciężkiej pracy jego życia. Jest to człowiek prosty, analfabeta, lecz głęboko wierzący i pobożny. Dzięki jego hojnej ofierze, mogłyśmy budować bez przerwy całe lato i kupować potrzebne materiały. Kwestarki nasze też dzielnie pracują. Panna Gertruda i Siostra Wizenna jako prawdziwe ofiary niezmordowanie kwestują, pomimo słabości i braku zdrowia Panny Gertrudy. Najdzielniejsza kwestarka to właśnie Panna Gertruda. Siostry co tydzień przysyłają 50 000 zł. W obecnych czasach, gdy Polska ogromnie zniszczona, bardzo trudno jest kwestować, a przy tym rząd obecny niezbyt sprzyja klasztorom i wszelkim instytucjom religijnym. Kwesta w dzisiejszych warunkach jest bardzo ciężka i trzeba wielkiego poświęcenia i ducha ofiary, aby stawić mężnie czoło wszystkim trudnościom i przeciwnościom. A przy tym ta tułaczka dla dusz zakonnych pragnących ciszy i odosobnienia, stanowią wielką mękę moralną. Zakonnice nasze chętnie ponoszą te ofiary dla miłości Boga, swego świętego powołania i dla dusz pragnących się oddać na wyłączną służbę Bogu Wszechmogącemu w tutejszym klasztorze. I Bóg widocznie błogosławi świętym pragnieniom i poczynaniom.
Już osiem lat upłynęło od rozpoczęcia wojny. Nasze ubrania zakonne mocno są zniszczone, a o nowe trudno. Czarne materiały są bardzo drogie, gdyż fabryki poniszczone w Polsce i niewiele produkują. Opatrzność Boża i tej naszej biedzie zaradziła. Udałyśmy się z prośbą do kilku klasztorów w Ameryce i po kilku miesiącach otrzymałyśmy paczki z miejscowego „Caritasu”. W sierpniu zabrakło nam cegły do budowy. Dopiero wybudowana 1/5 część całego klasztoru – stan rozpaczliwy. Zaczęłyśmy kupować w Łomży cegłę starą z rozbiórki, lecz kontynuowanie okazało się niemożliwe. Sześć tysięcy złotych kosztuje 100 cegieł. Bardzo drogo, to nie dla nas. Próbowałyśmy sprowadzić cegłę pociągiem z Prus Wschodnich, z terenów odzyskanych, gdyż taniej kosztowała. Trudno jednak było się doprosić i doczekać; budowa zaczęła się opóźniać. Nowe szturmy do nieba, do św. Józefa o pomoc.
Dowiedziałyśmy się, że niektóre obiekty wojskowe w Łomży zniszczone w czasie wojny, zostaną rozebrane. Zaczęłyśmy więc starania o kupno tych budynków. W tym celu Panna Alojza kilka razy musiała jeździć do Warszawy do dowództwa wojsk polskich, aby zawczasu postarać się o kupno. Po kilku daremnych podróżach, udało się nareszcie Pannie Alojzie dotrzeć do samego dowódcy okręgu warszawskiego gen. G. Paszkiewcza. Ten życzliwie wysłuchał prośby i obiecał swoją pomoc w kupnie upatrzonych budynków w Łomży przy ulicy Polowej. Miało się to odbyć drogą licytacji w dniu 5 listopada. Tymczasem trzeba było czekać i kupować cegłę w woj. olsztyńskim.
We wrześniu odwiedził nas wojewoda białostocki, pan Stanisław Krupka. Zwiedzając Łomżę, inż. Świątkowski przyprowadził go i na naszą budowę. Matka Ksieni korzystając z tej okoliczności prosiła go, aby dopomógł załatwić naszą sprawę w Urzędzie Likwidacyjnym w Białymstoku, dotyczącą hali wybudowanej w naszym ogrodzie przez władze okupacyjne. Pan wojewoda żywo zainteresował się tą sprawą i obiecał zrobić wszystko, co będzie w jego mocy, abyśmy mogły tę halę nabyć. I rzeczywiście, w kilka dni po tej wizycie, otrzymałyśmy zawiadomienie z Białegostoku, że mamy wpłacić 190 000 zł na ten budynek Urzędowi Likwidacyjnemu. Złożyliśmy podanie, aby należność wpłacać ratami. I to zostało przyjęte. W 10 ratach mamy spłacić tę sumę i nikt już nie będzie miał prawa do tego budynku oprócz nas.
5 listopad … Odbyła się licytacja budynków wojskowych. Dla nas było to prawdziwie cudowne, Opatrznościowe wydarzenie. Wybrałyśmy obiekty na ul. Polowej, najbliżej klasztoru. Licytacja odbyła się punktualnie o oznaczonej godzinie. Budynki zostały nam prawnie sprzedane. Zaledwie spisano protokół, gdy weszło kilku spóźnionych nabywców, aby zakupić te obiekty za cenę wyższą o 100%, niż my zapłaciłyśmy. Było już jednak za późno – protokół był już spisany i podpisany. Cena licytacyjna tych budynków wynosiła 567 730 tys. zł. W kasie u nas pusto. 2% ogólnej ceny tzw. „vadium” w sumie 12 000 zł, musiałyśmy wpłacić zaraz. Kwotę tę trzeba było pożyczyć. Otrzymałyśmy również pozwolenie, że możemy zaraz przystąpić do rozbiórki tych budynków, aby móc dalej prowadzić budowę. Za kilka dni Panna Alojza udała się do Warszawy do generała z prośbą o rozłożenie spłaty należności na raty. Otrzymała przychylną odpowiedź i bardziej życzliwą, niż tego spodziewała się. Pozwolono nam rozbierać budynek i zabierać cegłę, a należność mamy wpłacać na raty po Nowym Roku, gdy otrzymamy zawiadomienie.
Tak nam Bóg dopomógł i usunął największą trudność przy budowie – brak cegły. Zaraz energicznie zabrałyśmy się do pracy. Przyszło kilku majstrów murarskich i pomocnik do dalszej budowy. Zima opóźniła się i sporo wybudowano. Można było prowadzić pracę do połowy grudnia. Wybudowano w tym roku pod dach skrzydło przy kościele i część wschodnią, od ogrodu aż do reflektarza. Gdy ukończono budować tę zamierzoną część, spadł śnieg i zaczęła się zima. Praca zaś przy rozbiórce i zwożeniu cegły trwała całą zimę. Sprzedawałyśmy w każdym tygodniu trochę cegły, by pokryć koszta rozbiórki. Nabycie tej cegły było dla nas biednych zakonnic okazją nadzwyczajną. Cegła bardzo dobra, mocna, taka jakiej w aktualnych warunkach żadna cegielnia nie wyrabia. Dużo było w tych budynkach żelaznych belek potrzebnych przy budowie, i wiele innych materiałów budowlanych. Po ostatecznym obliczeniu okazało się, że z tych budynków wydobyto ponad 600 000 tys. cegieł. Sporo sprzedałyśmy ludziom. Mogłyśmy dzięki temu pospłacać zaciągnięte długi w ciągu całego lata. Niech Bóg za wszystko będzie uwielbiony i pochwalony, i niech odbiera prawdziwą chwałę w tym klasztorze.
Kochane kwestarki wróciły do domu na Boże Narodzenie. Były zmęczone i wyczerpane, lecz pełne zapału do rozpoczętego dzieła. Mogły oglądać owoc swojej pracy, dwa wybudowane skrzydła klasztorne pod dach. Większą część tej budowli pokryta nawet dachem. W ostatnich dniach grudnia rozniesiono po Łomży opłatek, kwestując na budowę. Zebrano około 70 000 zł. Wszystkie okazje i możliwości starałyśmy się wykorzystać, by budowę posuwać naprzód.
Uroczystość Bożego Narodzenia. W kościele naszym odbyła się o północy Msza św. – Pasterka. W naszej odnowionej świątyni odbywają się wszystkie nabożeństwa. „Wielkie rzeczy uczynił nam Pan!”.
Materiał opracowano na podstawie:
Kronika Panien Benedyktynek Opactwa świętej Trójcy w Łomży (1939-1954).
Autor. S. Alojza Piesiewicz.
Koniec części 14
C.d.n.
Redakcja SerwisuLink do 15 części Kroniki Panien Benedyktynek Opactwa Św. Trójcy w Łomży:
https://historialomzy.pl/kronika-panien-benedyktynek-opactwa-swietej-trojcy-w-lomzy-czesc-15/