Pamiętajmy, że potomności damy to, czym sami jesteśmy – napisał w zakończeniu swego artykułu X. Welkin w 35 numerze Wspólnej Pracy. Minęło ponad sto lat, a wezwanie to nic nie straciło ze swej aktualności. Mogli byśmy i dzisiaj zamieścić je na naszych łamach.
Jeśli sytuacje i przywary, o których pisze autor, odniesiemy nie tak jak on – tylko do naszego miasta, ale całego Kraju, wiele z nich mogli byśmy także uznać za aktualne. Dlatego postanowiliśmy zamieścić ten artykuł w oryginale z myślą, że wnioski wyciągną sobie Czytelnicy sami.
Redakcja
Lenistwo
Już w starożytności, u tych narodów, które wysunęły się na czoło cywilizacyjnego pochodu ludzkości, powszechnym było przekonanie, że obowiązkiem każdego człowieka jest służyć swojemu narodowi, choćby z poświęceniem spraw osobistych i rodzinnych,— że każdy obywatel kraju winien być w mniejszym lub większym stopniu mężem stanu, winien ze swoich sił, zdolności i pracy złożyć pewną ofiarę na ołtarzu dobra ogólnego. Wychodząc z tej zasady, wglądały państwa w wielorakie stosunki prywatne, wydawały prawa, mające na celu ukształtować te stosunki tak, aby przynosiły one jak najwięcej pożytku dla ogółu,— a niektóre rządy posuwały się w tym względzie tak daleko, że skazywały na zagładę już w dzieciństwie te jednostki, które przyszły na świat ułomne i, jako takie, nie rokowały normalnego rozwoju, a tym samym nadziei przysporzenia narodowi potęgi i chwały jaśniejącej u celu zbiorowej dążności wszystkich obywateli, oddawać wzajemne usługi, naradzać się wspólnie nad planowością swojego gospodarstwa, solidarnie zdążać do celów, wytkniętych przez przedstawicieli myśli narodowej – bo stan przyszłych pokoleń będzie wypadkową wysiłków, prac i walk teraźniejszego pokolenia, bo nasze jutro — to my sami.
Środkiem do ziszczenia tych dalekosiężnych zamierzeń jest praca publiczna. Nie jest ona również w żadnej sprzeczności z zadowoleniem osobistym jednostki, bo utrzymuje w ciągłym ćwiczeniu nasze siły cielesne, niezbędne do sprawowania interesów osobistych, chroni umysł nasz od porastania pleśnią, zaszczepia w sercach naszych szlachetniejsze dążności, wzmacnia siły naszej woli, uśmierza burze duszy naszej w okresach trosk i niepowodzeń osobistych, wynosi nas, choćbyśmy byli najniższemi robotnikami z zawodu, we własnym przekonaniu moralnym ponad każdego możnego próżniaka, który jest pasożytem w zbiorowym organiźmie, chroni całe nasze jestestwo od mdłego, bezcelowego wegietowania z dnia na dzień, daje nam poczucie zadośćuczynienia sprawiedliwości, że, biorąc tyle od społeczeństwa, i my mu coś dajemy w zamian, że nie jesteśmy dla bliższego otoczenia czynnikiem demoralizującym, a dla całego narodu niepotrzebnym ciężarem.
Zdawałoby się, że miasta, które są największemi skupieniami istot myślących i czujących, nieraz rzadkiemi w szerokim promieniu; które koncentrują inteligencję i wszystkich ludzi zdolniejszych, bo znajdują oni tutaj większy teren do twórczości, do czynów; które gromadzą młodzież, wprawdzie szukającą dopiero wiedzy, ale już ożywiającą tętno życia umysłowego; które bywają zazwyczaj jedynemi siedzibami bibljotek, muzeów i wszelkich zbiorów naukowych; w których głównie skoncentrował się przemysł i które są głównymi miejscem tranzakcji handlowych, a w najgorszym razie stałym miejscem targów i jarmarków, do których ze wszech stron ściągają tłumy; które, będąc siedzibą władz i różnych urzędów, gromadzą wielki kontyngent ludzi, mających dużo więcej wolnego czasu po za pracą zawodową, niż to można powiedzieć o pracujących na roli, które, słowem z natury rzeczy winny być ogniskami kultury i umysłowej i moralnej — zdawałoby się, że miasta powinny najlepiej odczuwać tę potrzebę i możność wspólnej pracy publicznej, najbardziej powinny rozumieć. że działalność na niwie społecznej to nieodwołany warunek doskonalenia się ogółu i jednostek, zakładania fundamentów pod gmach przyszłości. że na nich ciąży główny obowiązek dostarczania społeczeństwu soków odżywczych, stanowiących o jego sile i prawie do życia.
Czy tak jest istotnie? Kronika z różnych stron donosi, że opieszałość w działalności wielu towarzystw posunęła się do takiego stopnia, iż zostały one zawieszone przez władze gubernjalne dla całkowitej bezczynności, że na całe linji zamiast zwiększającego się wciąż zainteresowania potrzebami społecznemi, zamiast przypływu nowych, młodych sił — daje się dostrzegać bezgraniczne pogrążanie się w gnuśności; że, miast posuwać się naprzód w dorobku publicznym, wiele miast jak gdyby chciało się cofać wstecz we wszystkim, co wychodzi poza granice interesów prywatnych ich mieszkańców; że snać ogół młodzieży tych miast zaczyna hołdować nowej zasadzie, według której naród istnieje pono dla jednostek; że ogólnie śród szerokich mas świadomość obowiązków społecznych została jak gdyby sparaliżowaną i, że usiłowania lepszych jednostek, które dużo poświęcają zabiegów, aby zogniskować wszystkie siły w kulturalnych towarzystwach, zostają przez to bez żadnego poparcia.
Toteż obraz działalności instytucji społecznych w tym lub innym mieście otrzymuje się rozpaczliwie smutny. Jedno towarzystwo, po długich zabiegach uzyskawszy wreszcie prawo istnienia, nie może się ukonstytuować i rozpocząć działalności, bo nie ma kandydatów do zarządu. Druga instytucja, skompletowawszy szczęśliwie zarząd, nie może przez całe miesiące, pomimo usiłowań prezesa czy wiceprezesa, zwołać posiedzenia zarządu, bo członkowie jego mają naprzemian do załatwienia pilne swoje sprawy osobiste. Trzecie towarzystwo, poczuwające się do obowiązku ułożenia sprawozdania w końcu roku administracyjnego nie może odbyć zebrania ogólnego nawet w drugim terminie- dla braku kompletu. Czwarta instytucja prowadzi tak zawiłą rachunkowość, że na zebraniu ogólnym zachodzi potrzeba pewnych interpelacji, sprostowań i nieodwołalnych w następstwie nieporozumień członków. Piąta nie może przez parę miesięcy zwołać zebrania zarządu, bo nie ma materjału do wypełnienia porządku dziennego. Szósta nie może zadość uczynić ciekawości członków, bo prezydjum dotąd nie wykonało zleceń poprzedniego zebrania, mimo że interesa instytucji domagają się tego pilnie. Siódma tak ufa oportunizmowi i nie wierzy w celowość planowej gospodarki, że nie uznaje wcale za potrzebne układać jakiegokolwiek budżetu, jako wskaźnika działalności. Ósma nie ma ochoty własnemi silami robić u źródła obstalunku pomocy niezbędnych, woli oddać tę sprawę w trzecie ręce, w rezultacie czego specjalny zasiłek na ten cel zamiast umożliwić instytucji działanie rośnie na odsetkach przez kilka miesięcy.
Dziewiąta nie może wykonać postanowienia, zapadłego już przed miesiącami, bo członek rzeczoznawca nie rozporządza czasem, aby poświęcić sprawie kilkanaście godzin i pchnąć pracę na właściwe tory. Dziesiąta uważa się za instytucję tak odosobnioną i tak niezależną od usług innych towarzystw, że nie uznaje za potrzebne udzielić odpowiedzi innemu towarzystwu w sprawie elementarniejszej wymiany usług. Jedenasta uważa, że wszelkie odpowiadanie na interpelacje ogółu to rzecz zbyteczne bo, skoro wybrano zarząd, to mu zaufano; gdy przyjdzie czas przygotuje się sprawozdanie, choćby na liście członków znaleźli się ci co się już dawno na tamten świat przenieśli. — Dwunasta ma część członków prezydjum, których cała działalność polega na tym, że uświetniają posiedzenia rzadką resztą- więc tym bardziej cenną–obecnością. Trzynasta w gorliwości swojej tworzy nawet sekcje, których działalność ze względu na porę roku jest zgoła niemożliwa— w tym celu, by choć dać pozory, że działalność odpowiada założeniu.
I jakież jest położenie tych jednostek, które nie decoris causa przyjęty mandaty w tych instytucjach, ale które chciałyby naprawdę pracować? Takie, że każą mu być prezesem w jednej instytucji, wiceprezesem w drugiej, skarbnikiem w trzeciej, sekretarzem w czwartej, kontrolerem w piątej,— jeżeli się na tym skończy pomyślnie; takie, że jednocześnie musi rozmyślać o wielolicznych potrzebach, prowadzić najrozmaitsze księgi, niemal codzień bywać na posiedzeniach, które często nie dochodzą do skutku; takie, że nie może skoncentrować swej pracy w żadnym towarzystwie, nie może przynieść tej korzyści, jaką dałby służąc jednej, bo jako człowiek solidny musi przedewszystkiem uczciwie spełnić swe zawodowe obowiązki; takie, że kilka jednostek do pracy to cała instytucja— inni patrzą i krytykują; takie, że mimo pracy, mimo nadmiernych nieraz wysiłków, musi patrzeć, jak instytucja cierpi chronicznie, i na brak członków, i na brak środków pieniężnych, i albo nędznie wegietuje, albo upada zupełnie.
Pocieszmy się, że wszystko powyższe nie tyczy się naszego miasta. Łomża już miała sporo towarzystw kulturalnych i ekonomicznych, a i nowe z roku na rok rosną, jak grzyby po deszczu. Łomża ma i takich obywateli, co w swym zapale społecznym poszli tak daleko, że powołują do życia wciąż nowe instytucje, kojarząc je nawet w morganatyczne związki. We wszystkich instytucjach łomżyńskich wybory do zarządów się odbyły i członkowie prezydjów cieszą się dobrym zdrowiem Wszystkie instytucje łomżyńskie z mniejszym lub większym opóźnieniem ogłosiły swoje sprawozdania, odbyły posiedzenia ogólne i zwijać działalności nie zamierzają.
W Łomży powstał nawet ostatniemi czasy miejscowy organ, co niewątpliwie zapisać należy na plan wielkiej żywotności ogółu mieszkańców.
Pamiętajmy, że potomności damy to, czym sami jesteśmy. Jeśli nie będziemy stąpali naprzód, jako żywi, to jutro nasze będzie „jutrem śmierci”.
X. Welkin.
Wspólna Praca Łomża dnia 26 Listopada 1910 roku nr. 35 str. 1,2,3,4.