I znowu wracam do Łomży, do mego miasta rodzinnego – mojej Łomży lat 30-tych. Wracam we wspomnieniach. Moich i moich przyjaciół:
„…Gdy byłem jeszcze w szkole powszechnej mama zabierała mnie do kina. Było ono wtedy nieme. W czasie wyświetlania filmu, na dole ekranu były napisy. Które trzeba było czytać .Poniżej ekranu stal fortepian, na którym grała jakaś starsza, ubrana na czarno pani. Później już w kinie „Mirage” były filmy dźwiękowe. Była to wtedy nowość i wielka rewelacja. W niedzielę były dla młodzieży filmy, we wczesnych godzinach popołudniowych. Wieczorem były filmy dla młodzieży niedozwolone. Wtedy dyżurowali profesorowie. Jednak nieraz ubieraliśmy się po cywilnemu i kładli cyklistówki głęboko na oczy, aby nas nie rozpoznano…” – Pisał w „Łomżyńskich Wspomnieniach”, mój, starszy trochę ode mnie przyjaciel – Zenek Skrzek
Ja też chodziłem z mamą do kina, chociaż tych niemych filmów nie pamiętam. Pamiętam natomiast, ówczesne łomżyńskie kina. A było ich trzy.
Licząc w kolejności ich lokalizacji – „Reduta”, częściej nazywana od nazwiska właściciela, „Kinem Czochańskiego”, przy Szosowej, „Mirage” przy Szosowej na przeciwko zbiegu placów Pocztowego i Kościuszki i „Dom Katolicki” przy Polowej.
„Reduta” to dzisiejsze kino „Millenium” .Tylko zmieniło się tu wszystko – wnętrze i wyposażenie kina, jego nazwa, a nawet nazwa ulicy. Ale budynek pozostał ten sam.
Kino „Millennium”. Zdjęcie z 2006 roku. Przedwojenne kino „Reduta”
Budynek kina „Mirage” pochodził z okresu „carskiego” i podobnie jak inne budynki z tego okresu był nie otynkowany, zbudowany z ciemno-czerwonej cegły, ale w odróżnieniu od pozostałych – z licznymi architektonicznymi ozdobami. Szczególnie „bogata” była jego ściana frontowa. Oprócz kolorowego obramowania samego wejścia, na rogach miała dwie, dość wysokie wieżyczki z okrągłymi oknami obramowane szarymi cegłami, a między nimi podświetlany napis „MIRAGE”
Miraż (rozebrany chyba na przełomie lat 40-tych i 50-tych ub. wieku) stał wzdłuż Szosowej frontem do placu Kościuszki, tyłem do ul. Wiejskiej, a bokiem do placu Pocztowego, który był ograniczony ulicami Dworną, Szosową i 3-go Maja (nie istniało wówczas przedłużenie Alei Legionów przebite już po wojnie). Na rogu placu Kościuszki, po prawej stronie (patrząc w kierunku Szosowej) była cukiernia Płodowskiego, a za nią taki mały placyk z którego wchodziło się do holu kina z poczekalnią i kasą.
Kino Miraż z okresu międzywojennego
Sale obu kin były podobne Miejsca były podzielone na trzy kategorie. Najtańsze były miejsca trzecie – to jest pierwsze rzędy tuż przed ekranem, na środku sali, troszkę droższe – miejsca drugie i dalej za nimi – miejsca pierwsze. W „Reducie” między ostatnim rzędem miejsc pierwszych a ścianą tylną, na podwyższeniu, były „loże”- niewielkie, wyodrębnione niskimi balustradami pokrytymi czerwonym pluszem powierzchnie, każda z kilkoma miękkimi krzesłami. Takich loży, zlokalizowanych po dwóch stronach głównego, biegnącego przez środek sali przejścia, było cztery, albo sześć. Czy takie loże były w Mirażu, czy też może loże zastępował w nim balkon – nie pamiętam. Ale takie „lepsze” miejsca były w nim także.
Trzecie kino ( miało chyba nazwę „Zdrój”), znajdowało się w niskim budynku przylegającym do Domu Katolickiego z wejściem od ul Polowej. Było, jak na owe czasy nowoczesne, określane mianem „kino-teatr”, ponieważ oprócz funkcji kina pełniło też, częściej niż pozostałe dwa, rolę sali widowiskowej wykorzystywanej na różne występy, przedstawienia, zjazdy, konferencje i tp. Tam też ksiądz prefekt Bolesław Dobkowski prowadził nauki przygotowujące młodzież do bierzmowania. (Uczestniczyłem w tych zajęciach w 1939 roku. Było nas wówczas na sali chyba ze sto osób ze wszystkich łomżyńskich szkół.)
Powyżej sali widowiskowej wyposażonej w krzesła z podnoszonymi siedzeniami, na wysokości pierwszego piętra był balkon połączony dodatkowo z korytarzem Domu Katolickiego zamkniętymi zazwyczaj drzwiami. (Przez dziurki od kluczy podglądaliśmy czasami z korytarza wyświetlane, filmy…) Tymi drzwiami wchodzili na różne konferencje czy imprezy zaproszeni dostojni goście – ks. biskup, jego otoczenie, dygnitarze miejscy…
Były łomżyńskie kina ważnymi ośrodkami kultury umiejętnie wykorzystywanymi w kształceniu młodego pokolenia. Tak o tym pisała w „Łomżyńskich Wspomnieniach” pani Wanda Stańczuk ( wówczas Wanda Kowalska uczennica gimnazjum M. Konopnickiej):
„…Po 8-mej (20-tej) nie wolno było młodzieży chodzić do kina, bo o tej porze szły filmy niedozwolone dla młodzieży .Profesorowie mieli w kinach dyżury i bardzo tego pilnowali. Filmy dozwolone były o godz. 3 i 5 po południu, czyli obecnej 15-tej i 17-tej. Te filmy były bardzo dobre, wesołe, śmieszne aż do łez. Było dużo muzyki i śpiewu, a jednocześnie bardzo pouczające, pokazujące dobre cechy charakteru ludzkiego. W nich uwypuklało się dobro, a potępiało zło i to bardzo wpływało na wychowanie młodzieży. Były też filmy smutne i tragiczne, na których trzeba było płakać nad losem ludzi pokrzywdzonych, ale takiej krzywdy nie wyrządzał człowiek drugiemu człowiekowi, jak dzieje się dzisiaj. W młodzieży taki film wyrabiał wrażliwość i troskę o człowieka pokrzywdzonego przez los. Odróżniało się co dobre a co złe…”
Ale, jak wiadomo, zakazany owoc zawsze smakował bardziej. Wspominała to Anka Ostrowska (wówczas licealistka – Hanka Klarżukówna):
Do łomżyńskich kin, a było ich dwa: Mirage i Reduta, wolno było chodzić tylko na filmy dozwolone przez dyrekcję gimnazjum. Wykaz filmów dozwolonych był wywieszany na tablicy ogłoszeń w budynku szkolnym. Na filmy niedozwolone przemykałyśmy się z wielką obawą aby nie spotkać dyżurującej profesorki…
Łatwiej miały koleżanki córki pan Czochańskiego – właściciela Reduty. Jak wspomina Halina Miroszowa (wówczas uczennica gimnazjum Konopnickiej – Halina Uścińska), drzwi wyjściowe z sali kinowej prowadziły do ogrodu państwa Chochańskich, z którego, boczną bramą widzowie wychodzili na ulicę. Sytuację tą wykorzystywały koleżanki córki właściciela. Spotykały się „towarzysko” w ogrodzie, a po rozpoczęciu seansu cichutko uchylały drzwi i siedząc na podłodze, poprzez szpary w zasłaniającej drzwi kotarze, oglądały film.
Takich forteli nie musieli używać ludzie „dojrzali”. Oni do kina chodzili już „oficjalnie”, jak pisał o tym Kazik Fulmyk:
„…W maju 1938 roku poszliśmy z Tadeuszem Sampławskim i I Bodziem Jakubowskim do „Mirażu” na „Wesoła wdówkę” z Jeanett Mac Donald. Film był bardzo zdarty. Zaczęliśmy się śmiać na glos, gdzie wypadało się smucić i odwrotnie. Początkowo urażone glosy i spojrzenia kierowały się do nas. My z Bodziem byliśmy już po maturze ustnej, czyli „dojrzali”, natomiast Tadek Sampławski jeszcze nie i na ten film nie mógł iść bez dorosłej osoby – my więc z Bodziem wzięliśmy go pod opiekę. Ale gdy nasze popisy zwróciły uwagę widowni – która wkrótce do nas dołączyła w naszych komentarzach do filmu i prof. Wierzchowski (matematyk) który miał dyżur w kinie, zaczął ku nam spozierać, Tadeusz z chusteczką w ustach, by zdusić śmiech, chował się za mnie i za Bodzia ( co nie było trudne).Po wyjściu z kina, spacerując po Dwornej śpiewaliśmy na cały glos piosenkę zapamiętaną z filmu:
…Smutek precz! Bo to jest najgorsza rzecz! Kiedy smutek cię ogarnie, to zaśpiewaj sobie ładnie : tra-la-la-bęc…”
My, uczniowie szkoły powszechnej, nie mieliśmy takich problemów. Filmy dla dorosłych jeszcze nas nie interesowały. Pasjonowaliśmy się przygodami Tarzana, podziwialiśmy „Szyrlejkę” – Shirley Temple – naszą rówieśniczkę, która była bohaterką takich amerykańskich filmów dla młodych widzów jak „Mała Miss Marker”, „Złotowłosy Brzdąc”, czy „Mała Księżniczka”. Krótko przed wojną weszły na ekrany łomżyńskich kin filmy kolorowe. Ogromnym powodzeniem wśród najmłodszych widzów cieszył się zdubbingowany film Walta Disney’a – „Śpiąca królewna i siedmiu krasnoludków”. Do dzisiaj pamiętam ich piosenkę: „…Hej.ho, hej ho – do pracy by się szło…”
Duże wrażenie zrobił na nas, oglądany wiosną 1939 roku, film „Młody las” opowiadający o strajkach szkolnych , które miały miejsce w 1905 r. i które wstrząsnęły opinią publiczną w zaborze rosyjskim. Bohaterami filmu byli uczniowie jednego z warszawskich gimnazjów, których poddawano presji rusyfikacyjnej.
Tak po cichu trochę zazdrościliśmy bohaterom filmu ich patriotycznej postawy i walki o polskość szkoły. Nie przypuszczaliśmy nawet że wkrótce walka o Polskę stanie się i naszym udziałem, a filmy i kina, przez kilka najbliższych lat, przestaną nas zupełnie interesować….
Jerzy Smurzyński
2 comments
Czy „Redutę” uwieczniono na jakichkolwiek przedwojennych zdjęciach ? Chodzi o wygląd budynku od strony zewnętrznej.
Pamiętam właściciela kina „Reduta” (potem „Vox”) przy ul. Szosowej śp. Jana Czochańskiego (1890 – 1966), znanego i cenionego twórcę łomżyńskich teatrów amatorskich. W 1945 r. Wojewoda białostocki powierzył mu kierowanie referatem kultury w Miejskim Zarządzie w Łomży. O życiu i działalności Jana Czochańskiego pisał mój młodszy kolega Zenon Piechociński w broszurce, wydanej w 1973 r. przez Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i Powiatowy Dom Kultury w Łomży. W 1945 r. kino „Uciecha” przy ul. Szosowej wymagało kapitalnego remontu. Z braku pieniędzy na ten cel zamknięto je w 1952 lub 1953 r. Po upływie kilku miesięcy, aż do października 1956 r. w Łomży działało kino z 16 milimetrowym projektorem. Mieściło się ono w skromnej sali widowiskowej Związku Nauczycielstwa Polskiego, na II piętrze w budynku na rogu ul. Dwornej (wtedy ul. Stalina) i ulicy Sadowej. Wyświetlano w nim głównie wojenne i propagandowe filmy radzieckie oraz filmy bratnich krajów demokracji ludowej. Nie udało się mi ustalić jego nazwy, „Gazeta Białostocka” bowiem po pewnym czasie podawała repertuar tylko kin w Białymstoku. Czy ktoś pamięta nazwę tego kina i więcej o nim napisze.