NAPOLEON W ŁOMŻY.
Z archiwów Ziemi Łomżyńskiej …
Wydobywanie wspomnień napoleońskieh odbywa się nieustannie, a ogół zawsze z upragnieniem je wita. Niedawno* „Revue hebdomadaire” ogłosiła opowieść d-ra Łunińskiego o przejeździe Napoleona przez Łomżę w czasie powrotu z wyprawy do Moskwy. Rzecz to osnuta na listach, pisanych przez prezydenta Łomży, Jana Lasockiego, w grudniu 1812 r. do jednego ze swych przyjaciół. Dokumenty przechowane są w archiwum rodziny Lasockich. Dajemy najciekawszy ustęp z tych wspomnień:
„Po pięciotygodniowym pobycie w Moskwie, cesarz na czele swych wojsk, złamanych trudami zaczął marsz ku Smoleńskowi, ale na wieści że nieprzyjaciel zajął Mińsk i Wołkowyszki, chciał wymknąć się drogą do Wilna i zdecydował się na tragiczne przejście Berezyny. Wobec dwóch sprzymierzonych nieprzyjaciół: zimy i Kutuzowa, cesarz stał się rychło wodzem bez wojska. Nie pożegnał się z armią, jak to czynił za czasów zwycięstw, porzucił wojsko skrycie. W trzy dni potem przybył do Łomży i zamieszkał w domu pocztowym.
Prezydent Lasocki został uprzedzony, iż ks. Caulaincourt, wielki koniuszy cesarza, przybył do Łomży, że się chce z nim widzieć natychmiast i że życzy sobie, by mu przyniesiono dwie butelki dobrego wina. W mieście nie jeszcze nie wiedziano o klęsce Napoleona. Maruderzy francuscy, snujący się po drogach, ukrywali starannie prawdę, by nie osłabiać uroku uwielbianego wodza.
Wieść o przybyciu księcia wydała się prezydentowi nieprawdopodobną. Kazał odpowiedzieć, że niema go w domu. Gdy po raz drugi przysłano mu rozkaz niezwłocznego stawienia się, wyprawił na zwiady niejakiego Wychowskiego, który spotkał na ulicy oficera nazwiskiem Wąsowicza, dążącego właśnie do prezydenta. Wąsowicz był przy Napoleonie w charakterze tłumacza i doskonale znał Lasockiego. Na próżno jednak zaklinał go, aby się niezwłocznie przedstawił księciu. Lasocki odmówił tłumacząc się, iż nie otrzymał rozkazu przyjmowania ks. de Caulaincourt. Wówczas Wąsowicz wyznał w sekrecie Lasockiemu, iż pod nazwiskiem księcia ukrywa się sam cesarz, który rozkazuje mu, aby stawił się przed nim, nadto, żeby 38 koni, rozstawionych po stacjach pocztowych, na drodze do stolicy, było gotowych do jego dyspozycyi. Lasocki, bardzo zdziwiony, ubrał się szybko i pobiegł na pocztę. Napoleon przyjmował właśnie komendanta placu i komisarza wojskowego. Prezydent musiał czekać w sąsiednim pokoju, w towarzystwie jenerała dywizji Lefebvra, adyutantów i Mameluka Roustena. Wreszcie prawdziwy ks. Caulaincourt zaprowadził go przed Małego Kaprala.

Cesarz miał na sobie dnia tego mundur strzelców, a na nim tylko gwiazdę bez krzyża Był ogolony, w bieliźnie świeżej, ale ubranie miał zniszczone. Bieliznę i odzież, zwyczajem francuskim, ofiarował właścicielce poczty. Prezydent wszedł i zatrzymał się o trzy kroki od niego. Cesarz zapytał go krótko o nazwisko, pochodzenie a przypominając sobie, iż pewien czas upłynął na poszukiwaniach, zapytał — gdzie go znaleziono. Lasocki chciał się wydobyć z kłopotu pochlebstwem i zatrzeć tym sposobem całe nieporozumienie. Odrzekł więc niezmieszany:
— Znaleziono mnie w biurze prezydentury, przygotowywałem eskortę dla ciebie, najjaśniejszy panie i wysłałem kuryera, by konie były na stacyach.
— Jak to? Zapowiedziałeś pan cesarza? — zapytał Napoleon.
— Nie, sire, ale właśnie w chwili, gdy zapowiadałem przyjazd wielkiego koniuszego, dowiedziałem się, iż najjaśniejszy pan podróżuje pod nazwiskiem księcia. Jestem niezmiernie strwożony, iż ośmieliłem stawić się bez munduru.
— I kto mówił panu o mnie?—zapytał jeszcze cesarz.
Tu nadarzała się sposobność do wsunięcia pochlebstwa, które istotnie godziło się trochę z rzeczywistością. Prezydent nie opuścił jej i rzekł rezolutnie:
— Sire, wszyscy, którzy zbliżali się niegdyś do waszej cesarskiej mości, od razu go poznali. Ja poznałem waszą cesarską mość z portretów, które znajdują się w każdym domu.
— To dla pana, a to dla jego faworyta.
Mameluk, syn pustyni, zapomniał prawdopodobnie o jarzmie, jakie Napoleon nałożył na jego rodaków. Przeniósłszy się na Zachód, porzucił fanatyzm muzułmański, przywiązał się do swego pana, służył mu za kamerdynera i poniekąd za błazna Gdy biesiadnicy zaspokoili głód, odłożył na bok pieczonego indyka, poodstawiał resztki wina, a na uwagę, iż wino to przeznaczone jest dla cesarza, odparł:
— Jestem młodszy od mego pana i więcej potrzebuję wina, niż on.
Lasocki żartując nadmienił:
— Co powie Mahomet widząc, że pijesz wino?
— Zamknie oczy — odparł Roustan z komicznym grymasem.
Po trzygodzinnymi wypoczynku w Łomży, Napoleon opuścił to miasto, 'pozostawiając na stole, jako zapłatę, 30 ludwików.
Droga była ślizga, z powodu śniegu, noc jasna, księżycowa. Napoleon wsiadł do starej karocy, osadzonej na starych saniach. Usadowiwszy się w niej, skinął na Lasockiego, by mu podziękować, potem otulił się zielonem futrem aksamitnem, podbitem sobolami, nogi obwinięte mu futrzanym workiem. Z prawej strony cesarza usiadł wielki koniuszy. Eskorta, złożona z 9 żandarmów departamentu, wsiadła na konie. Ujrzano po raz ostatni twarz wygoloną, surową, z przenikliwemi oczyma.
Ruszono ku Warszawie. Tak to w zwyczajnych saniach uciekał z Wilna jeden z najpotężniejszych monarchów świata. W Grajewie p. Wilczewski ofiarował mu karetę, która odtąd stała się historyczną i otrzymał za nią 60 ludwików w złocie. W drugich saniach usadowił się Wąsowicz, do trzecich siadł Lefebvre i Mameluk; ten ostatni zagrzebał się w słomę i powtarzał:
— No, do piorunal jedźcie już, jedźcie!”
Lasocki i Wąsowicz towarzyszyli cesarzowi 2 mile, aż do Miastkowa, granicy województwa. Tam pierwszy z nich chciał pożegnać monarchę, ale Napoleon spał smacznie i nikt nie śmiał go obudzić; poprosił więc Lasocki Wąsowicza, by go usprawiedliwił przed cesarzem i sam wrócił do Łomży, dziękując Bogu, że bez wielkiego kłopotu, pozbył się dostojnego gościa. Wieści o wojnie, szerzone przez Francuzów, były bardzo kategoryczne. Lasocki był pewien, że miał przed sobą zwycięzcę. Komunikacya wówczas była utrudnioną i upłynęło sporo czasu, zanim poznano prawdę, a dopóki to nie nastąpiło, ludność szła z dobrą wiarą za gwiazdą „Korsykanina.” Francuzi, korzystając z tego, opowiadali, że zmiażdżyli Rosyan na brzegach Berezyny; że zabrali im 9,000 jeńców, 6 sztandarów i 12 armat. Cieszono się z tryumfu „oswobodziciela Polski.” Napoleon sam zawsze spokojny, nie zdradzając zmartwienia ani upokorzenia, uczynił takie zwierzenie Pradtowi w Warszawie: – Popełniłem dwa błędy, pierwszy, żem poszedł do Moskwy, a drugi, że za długo tam pozostawałem i dodał zgryźliwie: — Od tryumfu do zawodu dzieli nas często jeden krok tylko.
Kustosz.
źródło: Biesiada literacka 1911 rok nr 2od redakcji: w artykule zachowano pisownię oryginalną
* – rzecz dotyczy wydawnictwa z roku 1911
Więcej na temat pobytu Napoleona Bonaparte w Łomży link poniżej:
https://historialomzy.pl/lomza-i-maly-kapral/
3 comments
Szkoda,że p.Lasocki nie sprecyzował dokładniej, gdzie znajdowała się ta słynna poczta w 1812r … Ale chyba nie znajdowała się daleko od jego domu na Starym Rynku skoro „ubrał się szybko i pobiegł na pocztę” , może to jednak Pocztarska ?
to prawda byl kiedys w barku na gornej polce w hotelu Polonez.
Ówczesna poczta i zajzad znajdowały się najprawdopodobniej w pobliżu dzisiejszego gmachu poczty. (patrz artykuł pod linką: https://historialomzy.pl/lomza-i-maly-kapral/ ). Lasocki mógł szybko dobiec ze Starego Rynku. Miał przecież z górki ;-)