Dzień Niepodległości
Przez rok i sześć miesięcy pobytu w Łomży przeżył w Łomży marzenie o wolności, walkę, wielką miłość i śmierć
Obchody Święta Niepodległości w Łomży wiążą się nierozłącznie z nazwiskiem Leona Kaliwody. Jedni mówią o nim: bohater. Inni – ryzykant, wręcz szaleniec. Jedno jest pewne: był w Łomży ostatnią ofiarą 123 lat polskiej niewoli, zaborów, uciemiężenia. Zginął na progu wolności.
Leon Kaliwoda urodził się w 1897 r. w Tiumeniu na Syberii. Jego matka była córką polskiego zesłańca. Gdy miał trzy lata rodzina powróciła do Polski. Marząc o zawodzie lekarza, Leon kształcił się z powodzeniem w znanych warszawskich szkołach. Tam też zaraził się skautingiem. Potem wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. Ukończył kurs oficerski.
W kwietniu 1917 roku Komenda Główna POW skierowała zaledwie 20-letniego warszawiaka do pełnienia obowiązków komendanta X Okręgu POW w Łomży. Jeden z założycieli łomżyńskiego harcerstwa, Stanisław Dębowski „Młot” wspomina po latach: „Leon, jako pełniący obowiązki komendanta X Okręgu POW, dokonywał wprost cudów (…) Niemcy wkrótce zbyt dobrze poznali jego żółte buty i wojskową bluzę. Musiał się skrywać, uciekać, przebierać. Pracował dzień i noc. Był nie tylko komendantem, także sekretarzem, instruktorem i gońcem. Po całych nocach odbierał raporty z różnych stron, dawał instrukcje, rozkazy, dodawał otuchy zastraszonym w czasie wsyp, karcił swoich, terroryzował Niemców. Był wszędzie. Gdy poczuł, że w dalekiej wiosce praca zaczyna się rozłazić, naciągał swe żółte buty, brał kij do ręki i wędrował nocą drożynami, zwoływał zbiórkę i kilkoma słowy naprawiał wszelkie zło (…)”.
11 listopada 1918 roku Kaliwoda organizował odprawę chłopaków z POW, gotowych do rozbrajania Niemców. Było wczesne popołudnie. Spotkali się w tzw. „Spacerniaku”, potem – uzbrojeni – przeszli na ul. Sienkiewicza, przed siedzibę sztabu niemieckiej policji. Z przeciwka maszerował kilkunastoosobowy oddział niemieckich żandarmów. Kaliwoda – z pistoletem w ręce – wezwał ich do zatrzymania i poddania się. Niemcy jednak złożyli się do strzału. Posypały się kule. Jedna z pierwszych ugodziła w szyję Leona Kaliwodę. Zachwiał się, upadł na bruk. Zmarł prawdopodobnie jeszcze zanim przyjaciele wnieśli go do piwnicy kamienicy Śledziewskich. Były to ostatnie pociski, jakie wystrzelono w Łomży w 1918 roku… Wieczorem Niemcy pospiesznie opuszczali Łomżę. Furmankami zatłoczone były wszystkie drogi prowadzące W kierunku Prus.
Więcej na temat link poniżej:
Zdjęcia nadesłał Pan Adam Sobolewski z Sieradza – Rodak z Łomży
2 comments
Czy ktoś z szanownych użytkowników zwrócił uwagę, że na zdjęciach pomnika Leona Kaliwody z 1957 roku nie ma Krzyża Harcerskiego po prawej stronie pomnika. Widoczny jest tylko ślad po krzyżu. Może ktoś ma informację na ten temat? Może ktoś coś wie z żyjących ówczesnych harcerzy?
Od wielu lat staram się bezskutecznie zainteresować tym tematem niektórych działaczy z Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej, by wyjaśnić następujące okoliczności. Po pierwsze: kiedy został usunięty symboliczny odlew krzyża ZHP z nagrobka śp. Leona Kaliwody. Po drugie: kto był tego sprawcą. Po trzecie: czy było prowadzone w tej sprawie jakieś dochodzenie przez milicję lub administrację cmentarza. Po czwarte: kiedy ponownie umieszczono odlew krzyża ZHP. Jeszcze kilka lat temu wyraźnie było można zauważyć, że nie jest to oryginalny odlew. Proszę dokładnie się przyjrzeć, i porównać z symbolicznymi odlewami pozostałych odznaczeń wojskowych. Myślę, że sprawcami tego haniebnego czynu był fanatyczny działacz ze Związku Młodzieży Polskiej, bardzo wrogo usposobiony do Związku Harcerstwa Polskiego. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, czy milicjanci, by usunęli również pozostałe symboliczne odznaczenia z nagrobku Leona Kaliwody.