Od redakcji:
We wrześniu br w łomżyńskiej Hali Kultury miała miejsce zorganizowana przez Łomżyńskie Towarzystwo Naukowe im. Wagów, promocja przetłumaczonych na język polski żydowskich „Ksiąg pamięci” ziemi łomżyńskiej. W trakcie wydarzenia została odznaczona Odznaką Honorową Województwa Podlaskiego przez wicemarszałka województwa podlaskiego Marka Olbrysia, wiceprezes stowarzyszenia dr Krystyna Frąckiewicz. Wraz z “Księgą Pamięci Gminy Żydowskiej w Łomży” zostały zaprezentowane wydane przez stowarzyszenie Pinkasy dotyczące Stawisk, Zambrowa i Ciechanowca. Całemu przedsięwzięciu towarzyszyła także wystawa, która dzięki uprzejmości władz ŁTN im. Wagów zostanie zaprezentowana na łamach portalu historialomzy.pl. Prezentowane w artykule zdjęcia i tekst autorstwa A. Nimowicza (Riwesa) pochodzą z “Księgi Pamięci Gminy Żydowskiej w Łomży”. Wydawnictwo dostępne jest do nabycia w siedzibie Łomżyńskiego Towarzystwa Naukowego im. Wagów przy ul. Długa 13 w Łomży.
Nowy i Stary Rynek – to były żydowskie centra w Łomży. Stąd wychodziły i rozgałęziały się ulice i zaułki do wszystkich zakątków miasta. Stary Rynek miał kształt czworokątny, a parterowe budynki okalały wszystkie jego cztery pierzeje. Tu znajdował się magistrat, a obok niego targ rybny i hotele. W domach tych mieściły się sklepy, różne magazyny skór, nafty i solonych ryb i tutaj znajdowały się hurtownie cukru, mąki, kaszy, żelaza i całej reszty produktów oraz drogich naczyń. Ulice kipiały od ludzkiej wrzawy i handlów. W dni targowe, dwa razy w tygodniu, przyległe ulice pełne były chłopów i furmanek wyładowanych płodami ziemnymi. Także przywożono tu drewno i torf z Kupisk i Bronowa. Przy hurtowniach Botkowskiego, Aufenberga i Hepnera tłoczyli się tragarze przepasani linami i z workami u bioder. Toczyli po bruku beczki nafty i zdejmowali z furmanek worki z mąką i cukrem.
Z dwóch wylotów Starego Rynku od strony zachodniej rozgałęziały się ulice Długa i Rządowa, które dochodziły końcami do Nowego Rynku. Na początku ulicy Długiej odgałęział się zaułek Chewra Szas. Frontowe ściany domów z obu stron ulicy Długiej były połączone, a nad dużymi i małymi sklepami błyszczały wspaniale kolorowe szyldy. I niczym na wystawie stały w tym osobliwym tłoku jeden obok drugiego: sklepy spożywcze, materiałowe i wyrobów galanteryjnych, a tuż przy nich sklepy z bawełną, drożdżami i mąką, ubraniami, futrami i kożuchami, naczyniami, a obok byli zegarmistrze, krawcy i sklepy papiernicze, obuwnicze i farbiarskie. Domy przy handlowej ulicy należały do Żydów i każde podwórze było małym światem z własną odrębnością i szczególnym charakterem. Zdarzało się, że w rzędzie żydowskich domów przeciskał się dom chrześcijański, jatka ze świńskim mięsem, szynk lub jeszcze coś innego.
Ulica Rządowa była spokojna i prawie nie było przy niej sklepów. W okresie władzy carskiej przy tej ulicy znajdowały się banki Szarkańskiego i Epsztajna. W czasie niemieckiej okupacji w pierwszej wojnie światowej obrały sobie tę ulicę jako swoją siedzibę nowe partie, które powstawały w środowisku żydowskim. Były to Ha-Techija (Odrodzenie), Poalej Syjon, Ceirej Cijon, Bund i inne. Kiedy zbliżały się wybory do sejmu polskiego, do rady miasta i gminy żydowskiej, odbywały się tam spory, dyskusje i zażarta wymiana poglądów. Na końcu ulicy przez kilkaset lat stał zbór niemiecki, budowla wysoka i surowa, smutna i milcząca bez żadnego przepychu i bez znaków krzyża. Każdej niedzieli wydobywał się stamtąd głos organów, a w górze na szczycie dachu błyszczał zegar, który nigdy nie wskazywał właściwej godziny, ponieważ wrony ukradły jego wskazówki.
A stąd szło się na Nowy Rynek także zabudowany z czterech stron ładnymi i wygodnymi domami, z rzędami kasztanowców wzdłuż rynkowych pierzei. Ongiś plac był miejscem targowym i był wybrukowany kocimi łbami, a pośrodku znajdowała się studnia, którą wykopały pierwsze pokolenia mieszkańców. Lud ozdobił ten plac legendami o polskich powstańcach, szafotach, szubienicach i kozakach. Z biegiem lat zamienił się w piękny ogród, ogrodzony parkanem, z dekoracyjnymi drzewami i kwiatami przy dróżkach i alei, czy jak mówiono w towarzystwie – promenadzie. Na jednej spacerowali uczniowie i reszta młodzieży, na drugiej – ich rodzice, którzy zachowywali się spokojnie i statecznie.
Wraz z nadejściem wiosny kasztanowce okrywały się białymi kwiatami, a skrzydlate gromady śpiewały i świergotały pomiędzy gałęziami. Pod koniec lata drzewa rozchylały liście i odsłaniały malutkie zielonkawe kasztany, a dzieci szkolne zbierały je i robiły z nich maleńkie stoły, podnóżki i kozetki z nóżkami z zapałek. Kiedy nadeszły dni święta Sukot, jesienne wiatry strącały z drzew duże kasztany, które spadając, rozłupywały się i wyzwolone ze swoich skorupek toczyły się wesoło prosto pod nogi spacerujących. Żydowskie dzieci nizały kasztany na nici i ozdabiały nimi świąteczne szałasy.
Z dwóch wylotów Nowego Rynku rozgałęziały się drogi prowadzące na peryferie miasta: z lewej strony do Łomżycy, a z prawej do Piątnicy, do przejścia na długie podwórze Kulkina. Na końcu ulicy Rządowej przebiegał Krótki Zaułek lub – jak go nazywano od wartowni straży pożarnej, która się tam mieściła – uliczka Strażacka. W wartowni pod wieżą dzwonniczą stały samochody z całym potrzebnym wyposażeniem, błyszczącymi drabinami i gumowymi wężami. Wszystko zawsze gotowe na wszelki wypadek, jaki może się zdarzyć. Z każdego kąta i zakamarka zalatywał tam wilgotny zapach paliw, nafty i żywicy. Dzieci szkolne w drodze do chederu i z chederu wtykały głowy do mrocznego wnętrza strażnicy i głosy ich odbijały się echem, drażniąc wąsatego strażnika, wychrztę, zasępionego i zagniewanego, którego większość znała pod przezwiskiem Żydowski Kugel.
Stąd zwracasz się w lewo do pięknej i bogatej ulicy Dwornej. Tutaj mieszczą się banki, a budynki są dostojne i ozdobione gzymsami, pilastrami i wszelkiego rodzaju ornamentami. Tutaj wyróżnia się żydowskie gimnazjum założone przez doktora Goldlusta, a na prawo w pewnej odległości wznosi się kościół farny ogrodzony żelaznym parkanem i otoczony prastarymi dębami. Przechodzący tamtędy Żydzi odwracali głowy, aby nie patrzeć na chrześcijański wizerunek Ukrzyżowanego, którego wyciągnięta prawa ręka wskazywała na dawne „żydowskie getto”, czyli ulicę Żydowską.
Na rogu ulicy droga skręca od strony prawej na plac Zambrowski albo na Wiatraki. A gdy skierujesz się w lewo, wrócisz do kipiących życiem i gwarnych żydowskich ulic. Twoje oczy widzą Wielką Synagogę, od której i do której prowadzi ulica przy synagodze, gdzie nawet w dni powszednie panowała atmosfera szabatu. Tu mieszkali ludzie związani ze służbą synagogalną: rabin, kantorzy, szamesi, szocheci i noszący chorągwie Świętego Bractwa, czyli Chewra Kadisza. Tutaj z jednej strony znajdował się wielki bejt midrasz i wszystkie jego bractwa, szpital, ochronka dla sierot, Talmud-Tora, a z drugiej strony siedziby kilku grup modlitewnych, czyli minjanów i sztiblech oraz przede wszystkim bejt midrasz Hachnasat Orchim. A wszystkie prowadziły cię do Wielkiej Jesziwy, skąd dochodził aż do krańców ulicy silny chóralny głos studiujących Torę. Prowadziły także do miejsca wiecznego spoczynku żydowskiej gminy – na stary cmentarz, gdzie wspaniałe legendy ozdabiały ohele cadyków, którzy znaleźli tu wieczny spoczynek.
A kiedy skierowałeś się w lewo przez zaułek jesziwy i doszedłeś na zbocze góry, pokrytej śmieciami i odpadkami materiałów budowlanych, mogłeś zobaczyć stamtąd dzielnicę rybacką Rybaki, magazyny wojskowe, których pilnował rosyjski żołnierz z bagnetem na karabinie, wieżę wodną – wodokaczkę, która w okresie pierwszej niemieckiej okupacji straciła swoją funkcję i od której odwróciła się społeczność woziwodów, Narew wijącą się w kształcie litery „s”, na której rozpięto mosty: po prawej długi żelazny most kolejowy wznoszący się ponad zagajnikiem wierzbowym, a po stronie lewej gdzieś tam w oddali, na końcu szosy biegnącej do Piątnicy, dwa mosty drewniane.
Gdy zwrócisz się w lewo i przejdziesz ubogą ulicę ciężko pracujących ludzi, ulicę woziwodów, czyli Woziwodzką, za nią, w zaułku nieco na lewo, na tyłach Starego Rynku, będzie ulica Krzywe Koło. Zaczyna się przy schodach prowadzących na Rybaki i na ulicę Żydowską, a w jej środku znajduje się klasztor kapucynów otoczony ogrodami i sadami owianymi tajemnicą, gdzie zakonnicy kapucyni w brązowych habitach chodzą i pielęgnują je. Za klasztorem jest zbocze zwane Górą Kapucyńską, a u podnóża tej ulicy – znane podwórze Kulkina, a dalej zbór luterański.
A jeśli z zaułku jesziwy skręcisz w prawo, w stronę ulicy Dwornej i przyjdziesz do klasztoru panien benedyktynek, zakonnic ukrytych w gęstwinie ogrodu z kościołem, przemkniesz się i przez ulicę dotrzesz do dzielnicy ciężko pracujących gojów Pociejewa, gdzie prawie żaden Żyd nie ośmielił się postawić nogi. Mieszkali tam drwale, kominiarze, hycle, murarze, a także niemało ludzi ze świata mętów społecznych. Wśród rodowitych łomżan rozpowszechnione było powiedzenie: „Jak ci dam w gębę, to polecisz na Pociejewo”. Na prawo ulica Dworna prowadzi na plac Pocztowy, gdzie kino Miraż zajęło część ogrodów. Stąd zobaczysz ogród miejski, w którym młodzież żydowska bardzo lubiła spędzać letnie dni, a głównie szabaty, na czytaniu książek, przyjacielskiej rozmowie i grach. Pod wieczór w szabaty i święta zapełniały się wszystkie ścieżki spacerującymi Żydami, którzy przychodzili zaczerpnąć świeżego czystego powietrza oraz nacieszyć się widokiem kwiatów ozdabiających klomby. Stamtąd mieli zwyczaj przechodzić ulicę i wędrować przez kilka zaułków do Uczastka – dzielnicy koszarowej, z której wybiegała nowa strategiczna szosa prowadząca do żelaznego mostu.
Długie rzędy drzew przy drodze prowadzącej do Uczastka były magnesem przyciągającym zakochane pary i tutaj nasi bracia, synowie Izraela, mieli zwyczaj spacerować wieczorami. Tutaj błyszczał wspaniałością Dom Ludowy wzniesiony za dodatkowe zyski Monopolu rosyjskiego, a przy nim był piękny ogród. W czasach polskiej władzy dom ten został zamieniony na wyższą szkołę mierniczą i stał się miejscem dla Żydów nieprzyjaznym. Po prawej stronie tych alei można było zobaczyć teren więzienia, masywnego i posępnego z zewnątrz, a hałaśliwego wewnątrz, ujrzeć jego wielkie budynki i wysokie grube mury ogrodzenia. Kto je przekraczał, nieprędko powracał. Stąd prowadziła także droga do stacji kolejowej założonej przez Rosjan w ogniu pierwszej wojny światowej jako wojskowa, łącząca to miejsce przez Śniadowo z Czerwonym Borem i Białymstokiem. Stacja ta służyła w czasach polskiej władzy, zapewniając żywotną więź z metropolitalną Warszawą.
I na tym kończy się plan naszej wycieczki. Z zamkniętymi oczyma stań sobie w dobrej godzinie i rozmyślaj o tym, co było, a już nie istnieje.
wybór: dr Małgorzata Frąckiewicz
/red/
2 comments
Zdjęcie z podpisem “Dzieci gromadzące się u wylotu ul. Długiej,obok Starego Rynku”. Zdjęcie przedstawia ul. Długą ale na wysokości Nowego Rynku, z prawej strony istniejący budynek Długa 6.
Dziękuję w imieniu redakcji za zwrócenie uwagi naszych czytelników na nieścisłość w opisie zdjęcia, które wraz z podpisem zostało zamieszczone w Księdze Pamięci Gminy Żydowskiej w Łomży, s.443.