Link do części trzeciej:
https://historialomzy.pl/relikty-demonologii-ludowej-w-miejscowosciach-nadbiebrzanskich-czesc-3/
PÓŁDEMONICZNY CHARAKTER POSTACI
Upiory i strzygi
Wyraz upiór, wampir przyciąga uwagę etymologów od wielu dziesiątków lat. Określenie używane na ziemiach polskich typu upiór- upir upier/upierzyca, wampir, wąpir, wypiór, łupirz, białoruskie – upar, vupar, ukraińskie- upir, upyr, copyr nie znalazły dotąd solidnej etymologii, a i sami językoznawcy – szczególnie w nowszych publikacjach – nie dają na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.
Według Aleksandra Brücknera pochodzenie tych słów jest rdzennie słowiańskie i pierwotnie słowo to miało brzmieć wąpir, aby wśród Serbów, Rusinówów i Czechów zmienić swoje brzmienie na upir. Cząsteczka pyr w słowie upyr wywodzi się od pnia per „latać”. Pierwotnie, bowiem wampir miał postać ptaka nocnego o długim, ostrym dziobie, którym wysysał krew swoim ofiarom. Innym słowem na określenie tej postaci był wyraz strzyga, strzygoń. Etymologia wiązana jest ze starorzymskim „struga”, łacińskim „ strix”, „ strigis” i oznaczał tyle, co sowa, demon wysysający krew.
Terminem strzyga, strziga, upiór, wampir, wąpierz określano w wierzeniach ludowych zazwyczaj istoty półdemoniczne, które powstawały z grobów i w określonych warunkach w różny sposób niepokoiły żyjących.
Powszechnie uważa się, że upiór i wampir to były synonimy. Spotkałem się z twierdzeniem, że „nasz upiór ”, chociaż etymologicznie pochodny od wampira, wampirem nie był. Upiora na naszych ziemiach opisywano jako demona groźnego, złośliwego i obdarzonego nadludzką siłą. Napadał nocną porą na ludzi, dusił lub odrywał głowę. Nigdy jednak nie wysysał krwi, a to właśnie było istotą wampira. Jedno tylko upiór miał wspólnego z wampirem – Słowianie zamieszkujący nasze ziemie dla ochrony przed działaniem upiorów używali tych samych metod jak Słowianie Południowi. Podobnie było z występującą na naszych ziemiach strzygą. Według jednych źródeł etnograficznych strzyga to synonim upiora, według innych różniło ją od tego pierwszego to, ze z ust buchał jej zawsze ogień i tym oddechem zabijała swoje ofiary. Obecnie określenia te używane są jako synonimy. Wiara w tego rodzaju istoty rozpowszechniona była szeroko wśród ludów słowiańskich, a także w kulturach azjatyckich.
Upiory i ich żeńskie wersje upiorzyce, nazywane przez niektórych strzygami funkcjonowała już w okresie przedchrześcijańskim i odnalazła się znakomicie w okresie późniejszym. Dowodem na tego rodzaju wierzenia są wykopaliska archeologiczne, podczas których badacze napotykali przebite długimi gwoździami części szkieletów – zwykle czaszki bądź piersi. XVII wieczna encyklopedia „ Nowe Ateny…” księdza Benedykta Joachima Chmielowskiego zamieszcza liczne opisy różnych istot takie jak smoki, różne zwierzęta czy upiory ( nazywane przez niego upierami ), o których pisze m.in. „ Przez tych to upierów nie co innego rozumieją, tylko czarowników albo czarownice z diabłem narabiające, którego pomocą biorą trupy ludzi umarłych z grobu i niemi jako nadgniłemi, smrodliwemi, zarażają to ludzi, to koni, to bydło, to wieprze , gęsi, kury etc.” Dalej pisze : „Indy pełne złota, Malabor pieprzu, a Polska upierów ”.
Za arenę działalności upiorów- wampirów w XVII wieku w Europie uchodziły głównie Polska, Morawy, Ukraina, Serbia, Węgry, Czechy i Grecja. Powszechność ich występowania miała być tak wielka, że za rzecz zwykłą było widzieć zmarłego, zasiadającego do stołu razem z ludźmi, których znał przed śmiercią.
O tym czy dana osoba zostawała po śmierci upiorem decydowało szereg cech. Było to m.in. posiadanie dwóch serc, z których jedno po śmierci służyło „wąpierzowi” w jego praktykach. Podobnie było z posiadaniem dwóch dusz. Jedna pozostawała na ziemi, aby pokutować w ciele wampira. Nadanie podczas chrztu dziecku drugiego imienia miało skutecznie temu problemowi zapobiegać. Upiorami, strzygami zostawały osoby, które targnęły się na swoje życie, a także żyjące w ciężkim grzechu. W niektórych częściach kraju cechami rozpoznawczymi potencjalnych wampirów były m.in. zrośnięte brwi, brak owłosienia pod pachami i w miejscach intymnych, a także czerwona, przekrwiona twarz. O osobach tych mówiono wręcz, że są „ czerwone jak upiór”.
Dla większości z nas powiedzenie „ urodzony w czepku” oznacza wybrańca losu, szczęściarza. Inaczej jednak było na Kaszubach. Gdy maluch na świat przychodził z czepkiem na głowie – był to znak był to znak dla całej wsi i okolicy, że w przyszłości niemowlak zmieni się we wieszcza – to jest wampira. Starano się temu zapobiec. Sposób był prosty. Czepek palono, ścierano na proszek i podawano dziecku z mlekiem matki.
Jeżeli chodzi o tereny nadbiebrzańskie powszechnie sądzono, że upiorami lub „ strzigami ” zostawały osoby grzeszne, które zmarły bez ostatniego namaszczenia, nieochrzczone, a także posiadające podwójne zęby.
O upiorze z dubeltowymi zębami traktuje poniższy reportaż z wsi Kapice.
Żołnierz hallerczyk, przyjechawszy na urlop świąteczny do wsi Kapice w styczniu 1920 roku udał się na grób matki, zmarłej w czerwcu ubiegłego roku i grób ten zastał odkopanym więcej niż do połowy. Gdy zaczął dochodzić, kto jest sprawcą uszkodzenia mogiły, dowiedział się, że to uczynił sąsiad, gospodarz z tejże wsi, z synem, że tą mogiłę odkopał, trumnę otworzył, szukając trupa zmarłego niedawno mieszkańca tejże wsi O., ale ujrzawszy w trumnie zwłoki kobiety, zamiast poszukiwanego mężczyzny , uznał pomyłkę , trumnę zamknął i mogiłę zasypał, ale, że ktoś go spłoszył , więc wykopanego dołu całkiem zasypać nie zdążył. Ów zmarły O., jak twierdzą w Kapicach, miał być upiorem, urodził się z dwoma rzędami zębów, po śmierci wychodził z grobu i ludzi w nocy straszył , mieli go widywać we wsi. Ponieważ w ostatnich czasach zmarło w Kapicach kilka osób, powstało mniemanie, że o śmierć przyprawił je ów upiór, bo je dusił i krew z nich wysysał. Aby nareszcie przeszkodzić nieboszczykowi w dalszem dokonywaniu podobnie niecnych praktyk i unieszkodliwić go, należało koniecznie odkopać jego trumnę i przekonać się, czy on po śmierci jest „czerwony na gębie” od wypijanej krwi ludzkiej; jeżeli tak, to jest bezwarunkowo upiorem i wtedy trzeba nasypać mu maku w gębę; by się zaś radykalnie od upiora uwolnić, jeszcze lepiej – uciąć mu głowę. W tym celu odkopana została mogiła, lecz przez omyłkę nie upiora, a „Bogu winnej ” kobiety. A ponieważ, tłumaczył się winowajca, z powrotem ją zakopałem i głowy jej nie uciąłem, to syn nieboszczki nie ma powodu się na mnie obrażać. Zaszłej omyłki tak się przestraszył, że grobu O. już pono nie szukał. (Białaszewo, Kapice gm. Grajewo )
Barwny, ciekawy i pełen szczegółów praktyk antydemonicznych, jest opis poczyniony na początku lata 30-tych. Będzie juz temu pare ładnech lat, jak pomerła u nas w Kapicach Pachucka. Zmerła to i zmerła. Zawieźli jo do Białaszewa, pochówali i byłoby się zapomniało o tem, jak i zawse. Abo to mało ludziów umiera i sie zapomina o niech? Ale tu zaceło cósik niedobrze się dziać, bo zara na drugi dzień zmerło- dóbródziejasku – coś siedim osób . Nu tak zaceli gadać po ludziach, co ta Pachucka to upiorzica, bo i w samej rzeci na to pokazywało. Po śmierci to ci biła taka cerwówna, jok ziwa i znowój, te ludzi, co po niej umierali, to wsio bez chorobi. Bywało nie może wstać z noci słabi, biali na twarzu jak płótno i bez bóleści, bez nicego do dwóch dniów Bogu ducha óddaje. I to zebi jeden taki, a to ze wsistkimi tak biło. To się zesło jednego wiecoru paruch gospodarzów do sołtysa i pódumalim, co trzeba jechać na smentarz do Białasewa i uciąć jej głowe. Mielim wziąść ze sobo Kisieluka Bronka, bo to buł ścierwo strasnie ódwazni, nicego się nie bojał. On biwało po całech nocach się włócuł z dubeltuwko po lesie, albo znów za sidłami na zające. Wisłalim po niego chłopca i się pitamy, ci on sie podejmuje to zrobić. Powieda – dobrze. No, to i już. Nazajutrz – panie dóbródziejasku – ciut świt wsiedlim na fure i pojechalim . Na wschod słońca bilim już w karcmie. Wipilim po pół-kwaterce gorzaliny la rezonu i stamtąd już piechoto na smentacz. Tak nas ta wódka rózgzała, ze nie, ani nic się nie bojelim. Uciąć to uciąć. Ale nie może trafic na jej mogiłe. Odkopalim jedne – smród, carne ciało, ze nie można poznać i odkopujem drugie – to samo. Ale dobieramy się do trzeciego-nie, podnosim wieko, a tu ci lezy ona cerwona na pisku, ręka pod głowo, a spódnica to ci tak zasargana, bo musi się włóciła po parowie po wsi, bo to biło akurat w te desce jesienne, zaraz po kopaniu kartoflów. Nu mówim- to mi i dobrze zrobili, ze przijechalim ciebie odwiedzić. Cekaj – niedługo i ti scerniejes, jek te uamrlaki, coś je podusiła. Sołtis wyciągnoł z pod kapoti topór naostrzoni i mówi – wal. Bronek. A tu on ci zacoł się ociągać, ale się przeżegnał , wlazł do wędoła i chrast jo w sije, az i renke razem ze łbem obciół. Krew go całkiem oblała, az się zdrignoł, ale wzioł łeb i włozuł jej w nogi, żeby go rąkami nie mogła dostać, bo bi potem niem za ludziami świstała. A z rani to pół grobu ziwej krwi nachlustało. Przikrilim jo wiekiem, zawalilim, przezegnalim i pojechalim do domu. No i od tej pori się ustatkowała. (Białaszewo, Kapice gm Grajewo)
Do czego doprowadziła nieznajomość praktyk antywampirycznych, pokazuje historia opowiadana w okolicach Rajgrodu. Odcięta głowa upiora, położona w niewłaściwym miejscu sprawiła, że demon mógł bez problemu po nią sięgać i straszyć okolicznych ludzi…
Działa się to za czasów okupacji Rosji carskiej. We wsi mieszkał jeden co się urodził już z zębami. Kiedy dorósł stał się strasznym rozrabiaką, którego się wszyscy bali. Odetchnęli z ulgą, kiedy w końcu zmarł. Jednak spokój nie trwał długo. Zmarły zaczął się pojawiać we wsi nocą jako upiór i straszyć ludzi. Początkowo rzadko, ale z czasem coraz częściej, tak, że ludzie bali się wychodzić z chat po zapadnięciu zmroku Pewnego razu mężczyźni zebrali się i uradzili, że tak długo być nie może – trzeba coś z tym w końcu zrobić. Doszli do wniosku, że trzeba upiora unieszkodliwić. Rozkopali jego, otworzyli trumnę i odcięli nieboszczykowi głowę, którą włożyli mu pod pachę. Złorzecząc mu zamknęli trumnę i zakopali grób.
Wtedy to się dopiero zaczęło piekło! Kiedy tylko zapadał zmrok, pojawiał się rozwścieczony upiór i goniąc przerażonych ludzi rzucał w nich swoją odciętą głową. We wsi nie dało się mieszkać! Niektórzy to nawet zaczęli się wyprowadzać w trosce o siebie i rodziny. Kiedy pewnego dnia do wioski przybył oddział kozaków, wystraszeni mieszkańcy udali się do ich dowódcy z prośbą o ratunek. Oficer mądrze zmarszczył brwi i rzekł:
– Znamy skuteczny sposób na takich łobuzów…
Skrzyknął trzech żołnierzy i kazał sobie pokazać, gdzie leży pochowany rozrabiaka. Ludzie tłumnie ruszyli za kozakami na cmentarz. Kołem otoczyli grób, a dwóch żołnierzy zabrało się za kopanie. Kiedy w końcu otworzyli trumnę, dowódca wręczył trzeciemu nahajkę i rozkazał wymierzyć trupowi dwadzieścia pięć batów. Kozak odliczał głośno po każdym uderzeniu. Kiedy bicz smagał ciało, nieboszczyk przewracał się z boku na bok, a niektórzy przysięgali później, że słyszeli krzyki. Po dwudziestym piątym bacie, oficer zawołał głośno:
– Dość! Wystarczy mu.
– Nie! Jeszcze mu przyłożyć, za te wszystkie rozróby! Kolejnych dwadzieścia pięć!
– Powiedziałem dość! Dostał tyle, na ile zasłużył. Jeśli go niesprawiedliwie ukarzemy, to stanie z nami do walki. I nie wolno wam go więcej wykopywać, bo jak to zrobicie, to już sobie z nim nie rady nie dacie.
Kozacy ułożyli odciętą głowę między nogi przy samych stopach nieboszczyka i zakopali grób.
Od tego czasu we wsi zapanował spokój. Mimo to mieszkańcy wsi długo jeszcze wychodząc wieczorem z chat rozglądali się z trwogą, czy za rogiem nie czai się ,,ich” upiór. (Danowo gm.Rajgród)
Upiory, strzygi, samobójcy były w wierzeniach ludowych istotami skazanymi na wieczne potępienie. Zdarzało się – jak wynika z poniższej treści, że nie zawsze w tradycji ludowej było to oczywiste.
W dawnych czasach jeden człowiek ze wsi powiesił się. Jak wiadomo , człowiek, który popełnia samobójstwo, jest potępiony. Tak było i z tym wisielcem. Jakiś czas po pogrzebie zaczął się pokazywać ludziom jako dusza pokutująca. Jedni go widzieli, jak wielkimi mrozami chodził po świecie i szukał ciepłego schronienia, drudzy, jak jeździł wierzchem na białym koniu, a jeszcze inni, jak stał pod drzewem, drżał z zimna i głośno płakał. Sąsiedzi zbierali się i radzili, jak mu pomóc w obywaniu pokuty. Jeden z nich powiedział, że trzeba ciało odkopać, odciąć głowę i położyć między nogami, tak, aby jej nie dostał rękami. Tak też uczynili i od tego czasu przestało straszyć. Ale po pewnym czasie przyśnił się wisielec temu człowiekowi, co odciął głowę, i powiedział, że źle zrobił, i powiedział: „miałem jeszcze jeden miesiąc pokuty, a potem byłbym szczęśliwy, a teraz muszę jeszcze długo pokutować na tamtym świecie, bo jeden miesiąc na tym świecie to tyle, co setki lat na tamtym. (Skieblewo gm. Lipsk)
ZMORY
W rodzimej kulturze ludowej wątek negatywnej demonologii ludowej reprezentowany jest również przez zmory. Można zakwalifikować je do istot półdemonicznych. Wiara w nie była szeroko rozpowszechniona wśród ludów słowiańskich, bowiem do czasów nam współczesnych zachowały się w formie szczątkowej liczne powiedzenia, porzekadła i przysłowia typu „ nocna mara”, „ nocne zmory ”, „ nocny marek”, „ sen mara Bóg wiara ” itp. Daje temu wyraz Karol Moszyński, który pisze „ Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku bardzo żywo była tradycja wierzeń w duchy, którym przypisywano osobliwy sposób dręczenia ludzi tj. duszenie względnie gniecenia, gdy są pogrążeni we śnie. Takie duszenie czy gniecenie cechuje przede wszystkim zmorę, która dlatego bywa nawet nazywana gnieciuchem lub podobnie”
Demon ten nazywany był różnie, na południu kraju funkcjonowała nazwa „biża”, „bieża”, „ mac”, „ macek” ( pogranicze polsko- ukraińskie ), „ gnieciuch”, „ gniotek” ( rzeszowskie), „dusiołka ” ( okolice Krakowa), „ siodło”, „ siedlisko”, „ siodełko”, ( Podhale), „ sotona ” ( Beskid Śląski), „wieszczyca” ( Wielkopolska). Zdecydowanie jednak najczęstszą formą – występującą również w miejscowościach nadbiebrzańskich była „zmora”, „mora” lub rzadziej „kikimora”, która była zapożyczeniem z folkloru rosyjskiego. Kikimorę widywano na przykład w okolicach Osowca i Starożyńc.
Koło krzyża od strony Kurianki coś na kurzych nogach pokazywało się, ale wyglądało jak człowiek. (Starożyńce gm. Lipsk)
Najwcześniejszym znanym określeniem na ziemiach polskich tej nocnej zjawy pochodzi z początku XVII wieku autorstwa Szymona Syreniusza, który zanotował „ duszenie nocne zbytniej krwi sercu prości ludzie u nas duchowi przypisywali, którego u nas zmora zowią ”. Określenie „zmora” jest zatem nazwą stosunkowo późną w przeciwieństwie do XIII wiecznego zapisu o „ nocnicy ” niepokojącej w nocy niemowlęta z „ Katalogu magii ” brata Rudolfa.
Etymologia wyrazu zmora nie jest jasna. Występuje ono w językach większości krajów europejskich. W niemieckim Mahr, Machtmare, francuskim mar, angielskim nightmare, rosyjskim kikimora, czeskim můr. Językoznawca Aleksander Brükner wykluczał związek tego określenia ze słowami mara czy też mór. Z kolei etnograf Bohdan Baranowski jest przekonany o ich wyraźnych etymologicznych związkach. Idąc ostatnim tropem mara to według wierzeń ludowych to tyle, co duch, ale również nazwa widzenia sennego, czegoś, co nie wydaje się realne. Oba zjawiska mara – jako „cień, duch osoby zmarłej ” i coś „nierealnego, urojonego” mają tę samą nazwę i wywodzą się ze słowa oznaczającego migotanie, pobłyskiwanie. A zatem coś co jest, a innym razem co wydaje się tylko czymś realnym.
Zmora w wyobrażeniach ludowych przybierała zwykle postać kobiety o nienaturalnie długich nogach o niemal przeźroczystym ciele, w którym „ możnać było policzyć wszystkie żebra i kosteczki ” Poruszała się krokiem powolnym i majestatycznym przychodziła do swoich ofiar podczas ich snu, siadała im na piersiach i ściskając kościstymi kolanami powodowały ujście krwi do głowy. Wtedy piły wyciekającą krew z nosa, aż do nasycenia swojego pragnienia. Ich ofiary w przeciwieństwie ofiar strzyg nie stawały się zmorami. Osoby dręczone przez zmory męczyły się przez sen, rzucały się, krzyczały, jęczały. Budziły się oblane zimnym potem, zmęczone i zniechęcone do życia. W przypadku, kiedy ofiara budziła się nagle, zmora błyskawicznie znikała.
Panowało przekonanie o pewnej specjalizacji tych demonów. Jedne prześladowały ludzi inne zwierzęta. Ulubionymi zwierzętami zmory były konie. Jeżeli ta upodobała sobie któreś z tych zwierząt, dosiadała je w nocy i galopowała po okolicznych polach niemal je zajeżdżając. Rano gospodarz znajdował czworonoga, stojącego w stajni, skrajnie wyczerpanego, osowiałego, pokrytego potem i pianą. Zdarzało się, zwierzę miało zaplecioną w warkoczyki grzywę.
Aby uchronić gospodarstwo przed ponownymi odwiedzinami demona wykonywano szereg czynności o charakterze magicznym. Zawieszano m.in. w zabudowaniach gospodarczych zabitego w wigilię Bożego Narodzenia drapieżnego ptaka, wprowadzano do stajni bądź obory czarnego barana, zawieszano nad żłobem lustro, a także smarowano grzbiety zwierząt kałem, smołą bądź inną cuchnącą substancją. Skutecznym sposobem miało być zawieszenie na szyi prześladowanego zwierzęcia czerwonej wstążki lub obrysowanie progów świeconą kredą. W przypadku, kiedy zmora pozostawiła ślad swojej bytności w postaci zaplecionych warkoczach w końskiej grzywie – tą obcinano, a następnie „bito” kijem na twardym kamieniu „ miażdżąc zmorze palce ”.
Panowało przekonanie, że aktywność gnieciucha w stosunku do człowieka nie kończyła się dla niego śmiercią. Takiemu człowiekowi można było pomóc. Jednym ze sposobów była próba złapania prześladowczyni. Należało cicho podejść do osoby napastowanej i lewą ręką zagarniać napastliwe widmo do trzymanej w prawej dłoni butelki, a naczynie natychmiast zakorkować i wyrzucić do wody. Jeżeli udało się uwięzić demona – to jeszcze przez wiele dni z wody dochodziło jego kwilenie podobne do płaczu dziecka.
W opisie tej postaci demonicznej dominowała opinia, że zmorą zostaje osoba żyjąca, dziewczyna lub kobieta, mieszkająca najczęściej w danej miejscowości i prowadząca normalne życie. W nocy przeistaczała się w zmorę i oddawała się swojemu niecnemu procederowi.
O tym czy dana osoba zostawała zmorą decydować mogły nawet drobne – zdawałaby się zdarzenie. Wiązać się to może z faktem, że podczas chrztu rodzice chrzestni nie dość wyraźnie lub niedokładnie wypowiedzieli imię dziecka lub w analogiczny sposób zamiast „Zdrowaś Mario” w obecności księdza i wszystkich zebranych wypowiedzieli „ zmora Mario” lub zamiast „ Bóg – wiara ” „ Bóg mara”. Bardzo prostym zabiegiem naprawiającym niejako błąd „przejęzyczenia” był powtórny i prawidłowo przeprowadzony akt chrztu.
Jeden biedny zased do gospodaza żeby go psyjoł na noc. No psyjeli na noc tego couwieka , tego biednego. Połozyli mu snopek suomy, dali nakrycie i on śpi tamoj. Ten gospodaz miał tsy ciórki. A oni co ? Te ciórki byli marami fsystkie ćśi. Oni fstali, zabrali śe i pośli . A ten ubogi lezy i śe pśyglonda, co oni bedo i co mowo. Wracajo utuujane takie, utego. Usiedli na piec, siedzo i sobie rozmawiajo.To co ? Tak tobie to – powiada- na luzie, a mnie – powiada – za wronami na ścieche uazić siei mogę sie opsune i slisko i mogę się zabić. A myslis, ze mnie to dobrze. I mnie nie dobrze- powiada – nie dobrze, jak ja – powiada – na konia , a który koń rzuci i weś mu te grzywe krenć o, to może mnie zabić. I tak se pogadali i posli spać. Układli się i spoi . Alle ten stary dziadek jus wstał i mówi do ojca. Weśta je spowrotem psiechstijta do kśendza, bo one wśystkie so marami. I wźou ojciec znowu kumow zaprosił, bo tak jak do chśtu. Zaprosiuł i pśechścił, i ot tego casu nie było nic. (Szymany gm. Wąsosz)
Poza wspomnianą wcześniej próbą uwiezienia zmory w butelce, czy też powtórny chrzest, istniało szereg innych sposobów zabezpieczenia się, które miały charakter reliktów tradycyjnych wierzeń z czasów przedchrześcijańskich:
–na drugą noc po napadzie zmory należało zmienić miejsce spania
–trzeba spalić słomę, na której zmora dusiła człowieka
– człowieka napastowanego przez zmorę trzeba pilnować przez całą noc
– wystrzegać się spania na jęczmiennej słomie
– gdy zmora przydusi należy ją zrzucić z siebie i wstać
– należy zasypiać z nogą założoną na nogę – wystrzegać się spania na wznak i w przypadku pojawienia się zmory bezwzględnie spać na brzuchu.
Oto w jaki właśnie sposób broniła się przed zmorą mieszkanka Milewa:
Będzie to jakieś 36 lat temu jak mnie dusiła mara. Pojechali mąż i rodzice z domu. Ja zamknęłam drzwi za niemi i położyłam się do łóżka. Czuję, że coś stuka i szum był. Przychodzi do mnie i jeszcze te słowa mi się przypominają: -Przychodzę odwiedzać młode kobiety. Odwraca mnie na plecy, ja się bronię temu. I była ta pani z chustką taką grubą, w kratę. Odwróciła mnie na plecy i się położyła. Straszny miałam ból, ciężar. Krzyczałam, wołałam, ale nikt tego nie słyszał. I jak to ze mnie zeszło, ta mara, to mnie się zrobiło lekko, ale bardzo słaba byłam, ledwo leżałam na łóżku, spocona. I za jakieś dwa dni znowu to samo było, też przyszła i mnie dusiła, tak samotnie dusiła, to była mara. Trzeci raz jak szła, to nie pozwoliłam jej się odwrócić na plecy, tylko starałam się odwrócić na brzuch. No i nie dałam się jej odwrócić. (Milewo gm. Grabowo)
Innymi sposobami obrony przed atakiem zmory to:
– zasypiając należy poruszać dużym palcem u nogi
– należy zasypiać na prawym boku
– należy zasypiać z siekierą lub innym metalowym przedmiotem po łóżkiem
– należy kłaść się mając po ręką solidny kij do odganiania się przed zmorą
– postawić koło łóżka nóż na sztorc
– należy zasypiać, trzymając chleb w ustach
– zasypiać ze szczotką na piersiach włosem do góry
– następnego dnia po wizycie zmory nie należy się kłaść spać.
Poza aktywnością magiczno – praktyczną, prześladowanym przez zmorę polecano odwołać się do sfery rzec można magiczno- dewocyjnej :
– należało pokropić mieszkanie wodą świeconą, a świeconą kredą nakreślić trzy krzyżyki koło klamki u drzwi.
– należało nakreślić święconą kredą na drzwiach krzyż.
– kiedy zmora zbliża się, należy się przeżegnać.
–kładąc się do snu należy położyć na piersiach obrazek św. Benedykta.
– każdego wieczora należy odmawiać pacierz.
– należy okadzać miejsce spania święconymi ziołami.
– kładąc się spać należy mieć przy sobie wodę świeconą.
– należy odbyć bierzmowanie.
– kiedy zmora napastuje swoją ofiarę ta powinna się modlić.
Zmagania swojego ojca ze zmorą opisał w następujący sposób mieszkaniec wsi Klimaszewnica:
Mój ojciec opowiadał, że był uczestnikiem takiego zdarzenia: Było to wieczorem, zbliżała się pora snu, a jedna kobieta siedziała oparta o piec i ciężko oddychała. Na pytanie, dlaczego nie kładzie się spać odpowiedziała, że w czasie snu dusi ją mora i będzie spała na siedząco – bo wtedy nie jest tak dokuczliwa. To mój ojciec trochę żartem powiedział: – To niech ta mara przyjdzie do mnie. I położył się spać. A tu w nocy nie mógł spać. Nagle poczuł, że coś mu usiadło na piersiach i zaczęło dusić. Nie mógł spać. Był przerażony. Trwało to może ze dwie noce. Zaczął się głęboko modlić i zmora w końcu odeszła. Po tym zdarzeniu mój ojciec opowiadał, że zawsze należy dobrze zastanowić zanim wypowie się jakieś słowa. (Klimaszewnica gm. Radziłów)
Opracował Jarosław Marczak, Legionowo
jaroslaw.marczak@o2.pl
Koniec części IV
C.d.n.
Link do części piątej demonologii ludowej:
https://historialomzy.pl/relikty-demonologii-ludowej-w-miejscowosciach-nadbiebrzanskich-czesc-5/