4 marca 2017 r. minęło 60 lat od śmierci ostatniego oficera podziemia poakowskiego, który zginął z bronią w ręku – Stanisława Marchewki ps. „Ryba”.

W piątkowe słoneczne przedpołudnie 3 marca 2017 r. przed kamieniem upamiętniającym postać „Ryby” zebrali się uczniowie kl. IV-VI szkoły w Jeziorku pod opieką swoich nauczycieli i dyrekcji szkoły, by minutą ciszy uczcić pamięć o żołnierzu wyklętym pochodzącym z Jeziorka. Złożono też kwiaty i zapalono znicze. Była obecna delegacja z Urzędu Gminy na czele z Zastępcą Wójta – dr Zbigniewem Piotrowskim. Uczniowie doskonale wiedzieli, kim był „Ryba”. Sylwia z kl. VI powiedziała: – Stanisław Marchewka należy do grona tych, co walczyli o prawdziwie wolną i niepodległą Ojczyznę i nigdy się nie poddali.

Stanisław Marchewka urodził się 16 listopada 1908 roku w Jeziorku. Był synem Antoniego i Marianny z domu Jankowska. Skończył trzy klasy szkoły podstawowej. W latach 1929-1931 odbył służbę wojskową w 18. pułku artylerii lekkiej w Ostrowi Mazowieckiej. Tam ukończył szkołę podoficerską i w tamtejszych okolicach w 1939 roku walczył w szeregach 18. Dywizji Piechoty (Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew”) jako dowódca plutonu artylerii. Dostał się do niewoli niemieckiej, z której zbiegł podczas transportu do obozu jenieckiego. Działalność konspiracyjną Stanisław Marchewka rozpoczął w 1940 roku wspólnie z rodziną Rydzewskich z Jeziorka (Józefem Rydzewskim „Borem”, Stanisławem Rydzewskim „Karpą” i Antonim Rydzewskim „Borutą”), organizując podziemie na terenie gminy Drozdowo. Tadeusz Rydzewski „Czupurny”, ostatni żyjący ze wspomnianej rodziny świadek tamtych wydarzeń twierdzi, że Stanisław Marchewka był wspaniałym żołnierzem, zdolnym, odważnym i zdyscyplinowanym.
Był żołnierzem Obwodu ZWZ-AK Łomża, początkowo placówki nr 8 (Piątnica-Jeziorko), następnie od września 1943 r. – dowódcą plutonu terenowego w Jeziorku, wchodzącego w skład 8. kompanii (gm. Drozdowo). Latem 1944 r. w okresie poprzedzającym oraz podczas trwania akcji „Burza” był dowódcą plutonu w III/33 pp AK. Przyjął pseudonim „Ryba”.
Przełożeni w następujący sposób charakteryzowali Stanisława Marchewkę: „Wzorowy żołnierz i dobry dowódca, dokonał wielu aktów sabotażowo-dywersyjnych”.
Dr Krzysztof Sychowicz (historyk, pracownik IPN w Białymstoku, zajmujący się naukowo przemianami społeczno-politycznymi w Polsce w latach 1945–1990) podkreśla, że Stanisław Marchewka był jednym z najaktywniejszych żołnierzy AK na terenie pow. łomżyńskiego, ryzykującym własne życie w walce o niepodległą Polskę. Dowodził akcjami zaopatrzeniowymi na majątki administrowane przez władze okupacyjne, likwidował patrole niemieckie oraz brał udział w walkach z wycofującymi się oddziałami Wehrmachtu.
W ramach akcji „Burza” pluton „Ryby” stanowił część zgrupowania kpt. „Lipca” i znalazł się w bazie na „Kościółku”. „Ryba” w czasie jednej z akcji zaopatrzeniowych porwał landrata Millera. Niemcy po negocjacjach uwolnili kilkunastu ludzi, a landrat wraz ze swoim współtowarzyszem zostali podrzuceni z zawiązanymi oczami na moście w Piątnicy. Niemcy postanowili zniszczyć zgrupowanie. „Lipiec” podjął decyzję o opuszczeniu bazy, co nastąpiło w pierwszej połowie sierpnia 1944 roku. W czasie wycofywania pluton „Ryby” zaatakował i zniszczył stojącą w okolicy Grądów Woniecko kolumnę samochodów ciężarowych.
Dr Krzysztof Sychowicz twierdzi, że „Ryba”po raz pierwszy z przedstawicielami nowego systemu w Polsce zetknął się latem 1944 r., kiedy to po rozbrojeniu oddziału przez jednostki Armii Czerwonej został skierowany wraz z innymi członkami podziemia jako swoistego rodzaju „ochotnicy” do Ludowego Wojska Polskiego. Nie uznając władzy komunistów zdezerterował wiosną 1945 r. i powrócił do konspiracji na terenie Inspektoratu III Łomżyńskiego, gdzie pełnił funkcję szefa samoobrony i adiutanta inspektora mjr. Jana Tabortowskiego. Był dowódcą jego osobistej ochrony. W maju 1945 r. przestał pełnić funkcję adiutanta „Bruzdy” (Jana Tabortowskiego) i objął dowództwo rejonowego oddziału partyzanckiego. Od maja do lipca kierował 40-osobowym oddziałem partyzantów działającym na terenie gmin Drozdowo i Bożejewo.
„Ryba” brał bezpośredni udział w akcjach zbrojnych (m. in. w udanej akcji odbicia łączniczki AK Franciszki Ramotowskiej ps. „Iskra” przeprowadzonej 11 IV 1945 roku oraz w ataku na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa w Grajewie dokonanym w nocy z 8 na 9 maja 1945 r., podczas którego wraz z grupą kilkudziesięciu towarzyszy broni uwolnił około 60 więźniów, zdobył dokumenty i broń.
Na szczególną uwagę zasługuje udana akcja odbicia „Jałowca”, którą na szosie Wizna-Łomża (okolice wsi Wyrzyki) 11 maja 1945 „Ryba” przeprowadził wraz z „Bruzdą” i patrolem por. Wojciecha Przybylaka „Łosia”. Zakończona powodzeniem, przyczyniła się do zakończenia działalności specjalnego oddziału dowodzonego przez kapitana NKWD powołanego w Warszawie do walki z podziemiem w łomżyńskim (tzw. Szturmówki). Oddział ten po klęsce pod Wyrzykami wycofano do Warszawy.
Latem 1945 roku został rozwiązany oddział „Ryby”, ponieważ walka (decyzją Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj) nabrała charakteru politycznego. Podporucznik Stanisław Marchewka opuścił szeregi konspiracji w styczniu 1946 roku. Osiedlił się w Łodzi. Został kupcem. Przyjechał do Łomży w 1947 roku, aby dopełnić obowiązku ustawy amnestyjnej, po czym znów wrócił do Łodzi.
W tym momencie, gdyby władza ludowa zostawiła go w spokoju, mógłby rozpocząć w miarę normalne życie. Jego los jednak potoczył się inaczej…
W 1950 r. Urząd Bezpieczeństwa postanowił zlikwidować majora Jana Tabortowskiego „Bruzdę” i kapitana Stanisława Cieślewskiego „Lipca”. Funkcjonariusze chcieli posłużyć się „Rybą”, żeby to właśnie on wydał „Bruzdę”. Zagrozili, że jeżeli nie podejmie współpracy – aresztują go. „Ryba” miał świadomość, że w takim wypadku czekałoby go ciężkie śledztwo, straszne tortury i pewna śmierć. Pod koniec 1952 roku pozornie zgodził się na współpracę z UB, otrzymał kryptonim „Rak” i zaczął poszukiwać kontaktu z „Bruzdą”. Spotkał się z nim w lipcu 1953 roku u Apolinarego Grabowskiego w Jeziorku. „Ryba” opowiedział „Bruździe” o działaniach podjętych przez UB i pozostał w jego oddziale. Uniknął piętna zdrajcy, ale jednocześnie nie mógł kontynuować życia na wolności. Odtąd walczył wraz z majorem Tabortowskim „Bruzdą”, „Zegarem” – Tadeuszem Wysockim i „Tygrysem” – Wacławem Dąbrowskim, a nieco później dołączył do nich Jan Rogiński „Lis”. Grupa powróciła na bagna biebrzańskie (działali na terenie powiatów łomżyńskiego i grajewskiego, głównie gmin: Bożejewo, Jedwabne, Przytuły, Radziłów) Wkrótce opuścił ją „Lis”. We wrześniu 1953 roku dokonano rekwizycji w PGR Ławsko, doszło do wymiany ognia w wyniku której zginął milicjant – funkcjonariusz KPMO z Grajewa. W październiku 1953 dokonano rekwizycji pieniędzy z ambulansu pocztowego. Akcja została przeprowadzona bez strzału i strat w ludziach, mimo że UB miało informacje o możliwości takiej akcji.
W sierpniu 1954 roku „Bruzda” zdecydował się na kolejną akcję rekwizycyjną – na Gminną Kasę Spółdzielczą w Przytułach. Grupa przybyła do Przytuł 23 sierpnia wieczorem. „Bruzda” wraz z „Rybą” udali się na posterunek miejscowej milicji po klucze do kasy. Na posterunku jeden z trzech obecnych tam milicjantów próbował wyrwać „Bruździe” broń z ręki. W akcji zostali ranni wszyscy policjanci i „Bruzda”. Ten ostatni bardzo ciężko, w związku z czym poprosił „Rybę”, by go dobił. Tak też się stało.
Po tej akcji „Ryba” ukrył się wspólnie z „Tygrysem” i „ Zegarem” w schronie u Apolinarego Grabowskiego w Kolonii Jeziorko Nowe. Grupa dokonywała kolejnych akcji rekwizycyjnych, pozwalających na dalsze przetrwanie (w grudniu 1954 w Rydzewie, w czerwcu 1955 roku w Okrasinie, w sierpniu 1955 w Ciemnoszyjach i w lutym 1956 roku w Jeziorku).
Jaki był koniec „Ryby”? Tragiczny.
Przez pewien czas UB prowadziło ciągłe, ale bezskuteczne rozmowy z rodzinami Wysockiego „Zegara” i Dąbrowskiego „Tygrysa”, by wydali miejsce kryjówki „Ryby”, próbując przeciągnąć ich na swoją stronę obietnicami amnestii.
„Ryba” ze swoimi towarzyszami broni w omawianym czasie ukrywał się w bunkrze znajdującym się w zabudowaniach gospodarczych Apolinarego Grabowskiego zamieszkałego w Kolonii Jeziorko Nowe. Sławomir Poleszak (dr nauk humanistycznych, historyk) opisuje dość dokładnie wnętrze kryjówki: Wejście do jego wnętrzna było doskonale zamaskowane, a on sam w środku dość porządnie urządzony. Były tam miejsca do spania, ściany obite słomą, na ścianach półki z książkami i innymi przyborami. Posiadali tam grzałkę naftową, na której przygotowywali posiłki. Znajdowało się również radio odbiorcze, a audycje Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki z Waszyngtonu dostarczały im niezależnych informacji. Uciążliwą niedogodnością była konieczność codziennego wylewania wody, która tam się zbierała. Jako ciekawostkę warto podać, że w aktach IPN zachowała się notatka oficera SB mówiąca o tym, że leśny bunkier „bandyty” udekorowany był obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej.
Po pewnym czasie funkcjonariuszom udało się ostatecznie za cenę amnestii pozyskać do współpracy w ujęciu „Ryby” Tadeusza Wysockiego „Zegara”. Pod koniec lutego 1957 roku dzięki „Zdzisławie” – tajnej współpracowniczce SB, siostrze Tadeusza Wysockiego „Zegara”, udało się w przybliżeniu ustalić miejsce pobytu grupy, a Tadeusz Wysocki „Zegar” , jej brat, wskazał funkcjonariuszom SB (kapitanowi Szkudelskiemu i kapitanowi Czaplejewiczowi) lokalizację schronu. Wziął też aktywny udział w akcji likwidacji „Ryby”.
Dr Sławomir Poleszak pisze: 2 marca 1957 r. między SB przy Komendzie Wojewódzkiej MO w Białymstoku a KBW ustalono plan akcji w Kolonii Jeziorko Nowe, gdzie miała przebywać grupa Marchewki. Do akcji skierowano 60 żołnierzy KBW z oddziału stacjonującego w Grajewie, który 3 marca o 23.00 zajął pozycje w lesie koło wsi i czekał na sygnał do rozpoczęcia akcji. O godzinie 3.00, po spotkaniu funkcjonariusza SB z T. Wysockim „Zegarem”, który powiadomił, że w bunkrze znajduje się sam Marchewka, grupa operacyjna przystąpiła do działań.
3 marca 1957 roku Wacław Dąbrowski „Tygrys” dostał prawo opuszczenia schronu. Powodem była – rzekoma choroba jego żony. Nad ranem 4 marca 1957 roku zabudowania Apolinarego Grabowskiego zostały otoczone przez 2. kompanię 2. batalionu KBW z Grajewa. Wysocki wyszedł z kryjówki i zameldował SB, że w schronie został tylko „Ryba”. W pobliże schronu przedostali się SB-ecy. Szczekanie psa prawdopodobnie obudziło „Rybę, który zaczął strzelać do funkcjonariuszy bezpieki. Zginął w godzinach porannych 4 marca 1957 r. w walce, zastrzelony przez funkcjonariusza SB por. Włodzimierza Stefańskiego. Inne źródła podają, że zabił go kapitan Franciszek Czaplejewicz.
Dowodzący operacją likwidacji „Ryby” podpułkownik Stanisław Wałach, ówczesny szef białostockiej bezpieki, w latach 70. XX wieku w swoich wspomnieniach relacjonuje przebieg wydarzeń w sposób następujący: Ale oto o trzeciej dwadzieścia na skraj lasu przybiegł tak długo oczekiwany były kompan „Ryby”. Jego meldunek był obiecujący. Herszt powrócił do bunkra przed północą i po zjedzeniu kolacji pomógł „Zedze” [„Zegarowi”] wylać wodę. Potem położył się spać. Teraz nastąpił najdogodniejszy moment do ataku. Natychmiast porozumiałem się z ppłk. Krzemińskim, żeby wojsko otoczyło melinę. Po paru minutach wraz z grupą naszych funkcjonariuszy podszedłem w pobliże domu Grabowskiego i zająłem stanowisko w ogrodzie, około czterdziestu metrów od bunkra. Operacja zamknięcia meliny w kotle odbyła się bardzo szybko i prawie bezszelestnie. Wraz z nami był również „Zega” [„Zegar”]. Obok mnie stali Stefański i Jarocki, zrzuciwszy z siebie płaszcze, aby nie utrudniły im szybkiego wejścia na strych. Obydwaj byli uzbrojeni tak, jak to przewidywał plan – w pistolet maszynowy i granaty. (…) teraz wiele zależało od szybkości i odwagi Stefańskiego i Jarockiego (…) Niebawem trójka naszych ludzi znalazła się na podwórzu. „Zedze” [„Zegarowi”] nie udało się uspokoić psa. Rozległo się głośne szczekanie. Wówczas Stefański wpadł w otwarte drzwi stajni i jednym susem znalazł się na zasłanym słomą strychu. Pod strzechą było zupełnie ciemno, nie widział nic. Wiedział tylko, że właz do bunkra znajduje się po przeciwnej stronie budynku, w odległości około pięciu metrów. Za nim w ciągu paru sekund na strychu zjawił się „Zega” [„Zegar”], który oświetlił bunkier. Jarocki nie zdążył już tam wejść. Bo gdy „Zega” [„Zegar”] oświetlił bunkier, atakujący nagle zobaczyli… „Rybę”. Stał we włazie, wychylony do połowy, w jednej ręce trzymał pistolet, w drugiej latarkę. Stefański przywarł do rozrzuconych na strychu snopów słomy, ale zanim udało mu się skierować lufę swego automatu w Marchewkę, nad jego głową przeszły pierwsze pociski. „Ryba”, nie mogąc go dojrzeć, strzelał na oślep. Stefański uniósł się na łokciach, wymierzył i nacisnął spust. Poszła długa, przeciągła seria. Potem zaraz poprawił i pistolet „Ryby” umilkł. Z bunkra nie dochodziły żadne odgłosy. Stefański czuwał jednak nadal. Tymczasem na zewnątrz, już po pierwszych strzałach, pierścień wojska jeszcze bardziej zacieśnił się. Rozkazałem oświetlić rakietami teren przylegający do meliny. „Ryba”, jeżeli żył, nie mógł już uciec. Teraz należało ustalić, co się dzieje z „Rybą”. Do bunkra zajrzeć mógł bezpiecznie tylko meliniarz. Sześćdziesięciosześcioletni Apolinary Grabowski, narzuciwszy na ramiona kurtkę, niechętnie powlókł się na strych. Żołnierze nadal oświetlali zabudowania. Grabowski wrócił po paru minutach. – „Ryba” nie żyje – powiedział. Ruszyliśmy na strych i jeden po drugim kilku naszych funkcjonariuszy przedostało się do środka. W bunkrze paliła się lampa naftowa. Stanisław Marchewko leżał z przestrzeloną głową.
Stanisław Marchewka „Ryba” pochowany został na cmentarzu parafialnym w Piątnicy. Z żoną Agnieszką miał trzech synów: Stanisława, Lucjana i Piotra.
Awansowano go na stopień kaprala w 1930 r., na stopień plutonowego w 1943 r. i ostatecznie na stopień podporucznika w 1945 r.
Za życia otrzymał Order Virtuti Militari V klasy (1945 r.) i Krzyż Walecznych (1944 r.).
Pośmiertnie „Za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczpospolitej Polskiej” Stanisław Marchewka ps. „Ryba” postanowieniem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z 20 sierpnia 2009 r. został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Order ten przekazany został rodzinie już po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.
W rodzinnej miejscowości postać Stanisława Marchewki upamiętniono 4 marca 2007 roku. Uroczystości pod honorowym patronatem prof. dr hab. Janusza Kurtyki – Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej oraz JE ks. bpa dr Stanisława Stefanka – Ordynariusza Diecezji Łomżyńskiej zainicjowane mszą świętą w intencji poległych za Ojczyznę kontynuowane były przy Szkole Podstawowej w Jeziorku. Odsłonięto wówczas tablicę pamiątkową poświęconą ppor. Stanisławowi Marchewce ps. „Ryba”. Przy kamieniu upamiętniającym odbył się apel poległych, a na jego cześć oddano trzykrotną salwę honorową. Na uroczystości byli obecni m. in. wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski, senator Ludwik Zalewski, starosta łomżyński Krzysztof Kozicki i przedstawiciele Instytutu Pamięci Narodowej z profesorami Cezarym Kuklo i Jerzym Eislerem na czele. Na zakończenie uroczystości na cmentarzu parafialnym w Piątnicy złożono kwiaty na grobie ppor. Stanisława Marchewki.

Ówczesny Starosta Łomżyński Krzysztof Ryszard Kozicki dokonując odsłonięcia tablicy pamiątkowej powiedział o nim i jemu podobnych: – Sowiecki terror zawrócił do lasu zmęczonych latami walki żołnierzy AK wyłapywanych teraz przez NKWD i UB. Członkowie organizacji konspiracyjnych poakowskiego antykomunistycznego podziemia podjęli nierówną walkę z sowieckim okupantem oraz funkcjonariuszami władzy ludowej.

„Ryba” był szkalowany po śmierci przez różnych pisarzy i publicystów, szczególnie przez Stanisława Wałacha, b. oficera UBP-SB oraz Feliksa Sikorskiego, byłego oficera KBW. Do dziś pokutuje czarna legenda związana z postacią Stanisława Marchewki , dzięki czemu nawet w rodzimej wiosce jest on postacią niejednoznaczną, a nawet kontrowersyjną. Dla jednych to bohater, dla innych – bandyta. Należy jednak pamiętać, że w interesie władzy ludowej było deprecjonowanie, zniesławianie żołnierzy podziemia poakowskiego, którzy z końcem wojny nie zaprzestali walki o wolność i niepodległość swojej Ojczyzny zmieniwszy jedynie przeciwnika, który oficjalnie był przecież „przyjacielem” Polski i Polaków. Przejawem takiej oszczerczej polityki były pogłoski, plotki, artykuły w prasie m. in. w „Gazecie Współczesnej” (nr 131 /20822 z 6.06.1986 r.) niejaki Stanisław Fiedorowicz w artykule „Spotkanie z katem” przedstawił fałszywy obraz „Ryby” i podał nieprawdziwą informację, jakoby miał on być aresztowany i został skazany na karę śmierci przez powieszenie, a wyrok rzekomo wykonano. W rzeczywistości, jak wiadomo, było zupełnie inaczej.
Jednocześnie trzeba wspomnieć, iż sytuacja AKO zwłaszcza jesienią 1945 roku nie była łatwa, a działania por. „Ryby” jako jej oficera wymagały rozwagi, ale i odwagi. Patrole, często dowodzone przez niego osobiście, były zmuszane do interwencji w zatargach, a nawet starciach zbrojnych, jakie miały miejsce między AKO a NZW (Narodowe Zjednoczenie Wojskowe). Jak pisze dr Slawomir Poleszak: Bojówki NZW , powołując się na rozkaz o rozwiązaniu AK i nie mając pojęcia, co istnieje na jej miejscu, biciem wymuszają wstępowanie członków (AKO) do swych szeregów. Zdarzały się wypadki rozbrojenia przez nich drobnych pododdziałów AKO, a nawet morderstwa.
Należy także pamiętać o tym, że w ludzkiej pamięci żyją wspomnienia poczucia krzywdy, gdy rekwirowano sprzedającym utarg, a gospodarzom dobytek na potrzeby aprowizacji grupy „Ryby”. Ale dr Sławomir Poleszak tłumaczy, że fakt, iż grupy (takie jak ta „Ryby”) były nieliczne, z reguły kilkuosobowe, powodował, iż nie nastawiały się na walkę z siłami represji, ale na przetrwanie. Przy braku odpowiedniej liczby kryjówek oraz osób wspomagających, ich członkowie musieli przeprowadzać liczne akcje ekspropriacyjne, a czasami nawet zdobywać żywność i odzież u osób prywatnych. Istniała możliwość kojarzenia ich działalności z pospolitym bandytyzmem, zwłaszcza wtedy, gdy nie przeprowadzały one innych akcji wymierzonych w aparat państwa komunistycznego.
Dobrego imienia „Ryby” broni dr Krzysztof Sychowicz pisząc: Bezpośrednio po jego śmierci rozpoczęło się dorabianie mu przez komunistów legendy, która miała ukazać go jako drobnego złodzieja i mordercę, napadającego przeważnie na zwykłych, niewinnych ludzi. Przodowali w tym szczególnie byli funkcjonariusze UB, mający na swoim koncie czynny udział w represjach wobec przeciwników nowej władzy. Teraz to oni decydowali o tym, co na następne lata miało stać się prawdą, a co kłamstwem. Niestety jeszcze dzisiaj wiele osób zabierając głos opiera się właśnie na ich opiniach, często w ten sposób usprawiedliwiając własne lub swych bliskich zaangażowanie w budowę systemu komunistycznego. W upamiętnieniu Stanisława Marchewki nie chodzi bynajmniej o gloryfikowanie kogokolwiek ale o sprawiedliwe potraktowanie człowieka, któremu system komunistyczny odebrał szansę na normalne życie, a następnym pokoleniom kazał go nazywać „bandytą”.
Reasumując – niniejszy artykuł w żaden sposób nie wyczerpuje wiedzy o Stanisławie Marchewce ps. „Ryba” jako człowieku czy żołnierzu. Nie ma na celu oceny moralnej osoby i jej czynów. Nie chodzi też tu – ujmując rzecz kolokwialnie – o akt „wybielania” czy „oczerniania” . Chodzi jedynie o próbę ukazania żołnierza, niewątpliwie nietuzinkowego formatu, mieszkańca Jeziorka – naszej małej Ojczyzny, który wierny swoim ideałom – do końca życia walczył o jej niepodległość, a którego historia (tworzona przez socjalistyczną władzę w Polsce powojennej) skazała na banicję i pozbawiając godności i honoru – nazywając „bandytą”- usiłowała wymazać ze zbiorowej pamięci.
W moim przekonaniu Stanisław Marchewka ps. „Ryba” jest jednym z tych ludzi, któremu system komunistyczny nie tylko odebrał szansę na normalne życie i prawo do szacunku ” bez światło-cienia”, ale dodatkowo skazał go na karę dalece bardziej okrutną – na piętno hańby po dokonaniu żywota (a to z kolei dotyka zarówno jego samego, jak i jego rodzinę), w związku z czym – nawet po swojej śmierci „Ryba” nie może zaznać spokoju, bo ciągnie się za nim – używając współczesnego języka – cień czarnego pijaru.
W oparciu o:
- artykuł Janusza Przemysława Ramotowskiego pt. „Ppor. cz.w. Stanisław Marchewka „Ryba” (1908 – 1957)”na stronie: http://podziemiezbrojne.blox.pl/2006/04/Ppor-czw-Stanislaw-Marchewka-Ryba-1908-8211-1957-1.html
(bazującego na następujących materiałach: „Jeden z wyklętych major Jan Tabortowski „Bruzda”; „Podziemie antykomunistyczne w łomżyńskim i grajewskim 1944-1957” Sławomira Poleszaka „Łomża i powiat łomżyński w latach drugiej wojny światowej i trudnych latach powojennych” Czesława Brodzickiego; pamiętnik Józefa Ramotowskiego „Rawicza”oraz materiały operacyjne zawarte w „teczce” „Ryby” w IPN) ,
- artykułu K. Sychowicza pt. „Stanisław Marchewka „Ryba” – pięćdziesiąt lat niepamięci” na stronie: http://4lomza.pl/index.php?wiad=10544)
- artykułu „Stanisław Marchewka „Ryba” – Sławomira Poleszaka na stronie: file:///C:/Users/ASUS/Downloads/58-65.pdf
oraz
- artykułu Piotra Łapińskiego „Śmierć ppor Stanisława Marchewki „Ryba” we wspomnieniach ppłk. Stanisława Wałacha zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. bezpieczeństwa w Białymstoku na stronie: http://podziemiezbrojne.blox.pl/resource/Piotr_Lapinski__Smierc_ppor._Ryby_we_wspomnieniach_pplk._Walacha.pdf
opracowała Beata Sejnowska-Runo
7 comments
Pamiętam, że zwłoki Stanisława Marchewki „Ryby” przywieziono do szpitalnego prosektorium. w Łomży. Następnego dnia z małą grupą koleżanek i kolegów z ogólniaka przez małe okienko staraliśmy się dojrzeć jego ciało, które leżało na podłodze Nikt z nas wtedy nie przypuszczał, że 34 lata później na parafialnym cmentarzu w Piątnicy nad grobem Stanisława Marchewki zabrzmi salwa honorowej kompanii Wojska Polskiego. Stało się to dzięki staraniom naszego kolegi z klasy X d Jurka Wnorowskiego, który od lat zbiera dokumenty, pisemne relacje świadków i zdjęcia dotyczące podziemia niepodległościowego na ziemi Łomżyńskiej..
Witam
Mała poprawka, na drugim zdjęciu od dołu, obok wnuka „Ryby” Konrada Marchewka stoi po prawej jego żona, a po lewej jego ciocia Alina, która jest żoną najstarszego syna „Ryby” Stanisława Marchewka.
Przykro mi to czytać.
Historia „Ryby” jednoznacznie pokazuje, że mitem jest powtarzana czasami opinia jakoby antykomunistyczni partyzanci mogli po wojnie bez problemu się ujawnić, skorzystać z amnestii i żyć jakby „nigdy nic nie było”. Niestety, zdarza się, że taka błędna opinia jest obecnie powtarzana przez niektórych pasjonatów historii, internautów, a zdarza się że i publicystów (nie tylko lewicowych). Ujawnienia miały niejednokrotnie swoją „cenę”. W przypadku „Ryby” była to cena zdrady – za umożliwienie mu normalnego życia chciano by wydał innych na śmierć.
W tym kontekście historia Stanisława Marchewki powinna być szeroko rozpowszechniona (jako jeden z bardzo wymownych przykładów, w skali ogólnopolskiej), by współcześni Polacy mogli lepiej zrozumieć tamte tragiczne czasy i położenie w jakim znaleźli się „Wyklęci”.
Ale można było wyjechać i zacząć nowe życie, wielu tak zrobiło.
Szczególnie wielkimi aktami odwagi i patriotyzmu były napady i rabunki jak na pojazd pocztowy czy na kasę oszczędnościową. Jeśli podobne akty świadczą o wielkim patriotyzmie to ja chyba nie rozumiem historii.
Zresztą znam relacje innych dokonań Ryby, które są równie patriotyczne jak wspomniane wcześniej.