Szósta Rodzina Jeziorkowska odnaleziona!
Zabrali ojca i syna
Na tablicy więźniów politycznych, rozstrzelanych przez hitlerowców w lesie jeziorkowskim w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 roku, widnieją nazwiska – Władysław Godlewski oraz Stanisław Godlewski.
Dnia 14 listopada 2012 roku napisała do mnie, za pośrednictwem poczty elektronicznej, pani Alicja Wacławek: „Władysław Godlewski ze wsi Strękowo był moim dziadkiem a Stanisław Godlewski, jego syn – bratem mojego ojca (Wacława Godlewskiego). (…) Jeśli chodzi o wydarzenia z tamtych tragicznych dni, pamięta je jedyna żyjąca córka Władysława – Józefa (lat 86) mieszkająca w Kuklówce koło Grodziska Mazowieckiego. Bardzo była wzruszona wiadomością, iż znane jest miejsce zbiorowego grobu w którym są również prochy jej Ojca i Brata. Płakała. Pragnie jechać do Jeziorka, ale nie wiem, czy stan zdrowia pozwoli jej na tę podróż.”
Do spotkania z panią Alicją oraz jej rodzonymi siostrami (Krystyną Kamińską i Reginą Sienicką) i innymi członkami rodziny Godlewskich doszło w Jeziorku dnia 25 listopada 2012 roku. Córka Władysława jeszcze tym razem nie przyjechała, ale kto wie… W chwili aresztowania ojca miała 17 lat, dlatego w jej pamięci tamte tragiczne wydarzenia są wciąż żywe.
Władysław Godlewski urodził się w 1895 roku w Strękowie, gmina Nur, z matki Józefy i ojca Aleksandra.
Tu się wychował i ożenił z Franciszką z domu Konarzewską. Urodziło im się czworo dzieci: Marian, Stanisław, Józefa i Wacław. Władysław ze swoją rodziną mieszkali właściwie na kolonii strękowskiej, tj. Strękowie Nieczykowskim, pod lasem. Posiadał duże gospodarstwo. Był właścicielem jednej włóki ziemi, co odpowiada 30-tu morgom, a to w przybliżeniu 20-tu hektarom. Zatrudniał pastucha. Był pracowitym i zaradnym człowiekiem. Posiadał własną kuźnię, w której potrafił zrobić wszystko potrzebne do gospodarstwa, dlatego w okolicy znany był jako dobry kowal. – „Nasz Tata (Wacław) odziedziczył po dziadku zdolności i fach.” – mówi Regina Sienicka.
Sąsiedzi i znajomi często prosili Władysława wraz z żoną w kumy, to znaczy za chrzestnych, bo nie dość, że państwo Godlewscy odznaczali się zaletami charakteru, to jeszcze byli posiadaczami przepięknego wolantu zaprzężonego w pięknie przystrojone konie, którym to pojazdem, dziecko z fasonem jechało do chrztu.
„Stanisław Godlewski zapamiętany został przez naszego drugiego dziadka, mieszkającego również w Strękowie, jako spokojny i grzeczny kawaler. Powiedział mi kiedyś jak pytałam jaki był: „O, to był faaajny chłopak! Każdemu się kłaniał, z każdym porozmawiał” – mówi Alicja.
Szczęśliwe życie rodziny zostało brutalnie zniszczone pewnego czerwcowego poranka 1943 roku. Tego dnia, wczesnym rankiem, Niemcy otoczyli dom.
Domownicy, z wyjątkiem Stanisława, już zdążyli wstać. W domu nie było Mariana, który dzień wcześniej poszedł do znajomych i nie wrócił na noc. Na jego szczęście! W przeciwnym razie podzieliłby tragiczny los ojca i brata. Najpierw sprawdzili nazwiska z listą, którą posiadali.
Na ich liście byli: Władysław (wówczas czterdziestoośmioletni mężczyzna) i Stanisław – jego dwudziestoletni syn. Pytali też o starszego syna, Mariana, więc i on prawdopodobnie był zapisany.
Józefę zapytali, ile ma lat, a gdy odpowiedziała że 15, jeden z oprawców stwierdził, że jest za młoda i zostawili ją w spokoju. Bardzo się bała, ale dzielnie skłamała. Na szczęście nie sprawdzili… 15 lat miał wówczas najmłodszy z dzieci – Wacław.
Marian akurat wtedy wracał do domu, zauważył Niemców wychodząc ze ścieżki, która wiodła przez wysokie żyto, przedarł się przez nie do lasu, wszedł na drzewo, skąd obserwował wszystko i ostatni raz patrzył na ojca i brata.
Żandarmi zabrali obydwu Godlewskich ze sobą i kontynuowali rozpoczęte aresztowania. Następnie udali się do znajdujących się ok. 1 km gospodarstw, gdzie zatrzymali Józefa Bagińskiego. W międzyczasie przywołali jego sąsiada Stanisława Zakrzewskiego, ale sprawdziwszy, że nie mają go na swojej liście, natychmiast wypuścili. (Niestety nie uniknął on rozstrzelania w jeziorkowskim lesie, gdyż wskazany przez sąsiadkę pragnącą ocalić swojego zięcia, został aresztowany nieco później.)
Należy zaznaczyć, iż rodzinie Władysława i Stanisława Godlewskich nic nie wiadomo o ich jakichkolwiek zaangażowaniach politycznych, czy przynależnościach organizacyjnych. Prywatnie wyznawali poglądy przeciwne komunizmowi, ale nie obnosili się z tym publicznie.
Pani Alicja pisze; „Mój dziadek i stryjek prawdopodobnie zostali wydani przez kogoś “życzliwego” z okolicy pod pretekstem rzekomej współpracy z komunistami, bądź pomoc partyzantom. (…) Z opowiadań śp. Taty wiem, że Babcia (Franciszka) jeździła do Łomży furmanką (taka podróż wtedy trwała cały dzień), zawoziła ubranie i jedzenie, aż za trzecim bodajże razem powiedziano, że Jej Męża i Syna już nie ma w tym miejscu i żeby więcej nie przyjeżdżała. Od ludzi dowiedziała się o ich rozstrzelaniu, ale nikt nie wiedział gdzie dokładnie wykonano te makabryczne zbrodnie.”
Sami aresztowani prawdopodobnie nie przewidywali tragicznego końca swojego życia. Stanisławowi udało się przemycić liścik w brudnej bieliźnie, którą oddał matce do prania, gdy ta przyjechała do więzienia w Łomży. Jego treść prawdopodobnie brzmiała „Nie wiemy, jak długo tu będziemy”. Każde słowo napisane z więzienia było znakiem że żyją.
O miejscu stracenia Władysława oraz Stanisława, rodzina Godlewskich dowiedziała się od rodziny Kozłowskich i Bagińskich, których bliscy także zginęli w 1943 roku na polanie lasu jeziorkowskiego. „Żałuję że mój Tata nie doczekał tej wiadomości. Zmarł ze świadomością, że w okolicy miejscowości Łomżyca jest pomnik upamiętniający pomordowanych przez Niemców w okresie II wojny. Przez wiele lat nikt nie umiał nam wskazać miejsca, na którym można by zapalić znicz i oddać hołd. Szkoda, że zbyt słabo szukałam informacji o tamtych wydarzeniach, ale nie sądziłam, że jakiekolwiek dane więźniów, ktokolwiek zebrał i gdziekolwiek zostały przechowane. Były to przecież masowe mordy. Minęło tyle lat” – napisała pani Alicja Wacławek.
„Gdybyśmy wiedzieli, że grób naszych Bliskich się odnajdzie, dokładnie spisalibyśmy wspomnienia Wacława i Mariana, póki żyli...” – żałuje pani Alicja, córka tego pierwszego. I natychmiast dodaje: „My wnuczki jesteśmy szczęśliwi, że możemy pochylić się nad ziemią, w której spoczywają nasi Bliscy i ogromnie dziękujemy Panu Smurzyńskiemu, który odnalazł listę więźniów z łomżyńskiego więzienia oraz dzieciom i młodzieży, która na co dzień opiekuje się grobami na leśnym cmentarzu w Jeziorku.”
Beata Sejnowska – Runo, społeczny kustosz Miejsca Pamięci Narodowej w Jeziorku