Pokolenie dziadków obecnych uczniów szkoły w Jeziorku zapewne pamięta jeszcze tę niezwykłą postać, ale w samym Jeziorku nie ostał się nikt z wielodzietnej rodziny Rydzewskich, wielce zasłużonej dla tej właśnie miejscowości ( i dla Polski), stąd też i pamięć o Teodorze Rydzewskiej wydaje się być zagrożona, a trzeba ją ocalić dla potomności. To moralny obowiązek. O zaangażowaniu rodziny Rydzewskich w walkę o wolną Polskę w czasie II wojny światowej pisałam już na tym portalu historycznym. Zainteresowanych tematem odsyłam do linku: https://historialomzy.pl/w-72-rocznice-oblawy-niemieckiej-w-jeziorku/
Postać Teodory Rydzewskiej zasługuje na oddzielne potraktowanie, a Dzień Edukacji Narodowej wydaje się być po temu doskonałą okazją. Teodora Rydzewska była nauczycielką szkoły w Jeziorku. W trudnym okresie dwóch wojen światowych kształtował się jej niezłomny charakter i patriotyzm. Urodziła się 7 kwietnia 1914 roku w Jeziorku. Miała sześcioro rodzeństwa: siostry – Marię i Felicję oraz braci – Stanisława, Józefa, Antoniego i Tadeusza. W okresie międzywojennym ukończyła Seminarium Nauczycielskie (3 lata w Łomży, 2 lata w Białymstoku). Przez cały okres nauki aktywnie działała w Sodalicji Mariańskiej, przeważnie jako jej prezes. Pracę nauczycielską podjęła w 1935 roku w szkole w powiecie Lida. Był to rejon bezpośrednio graniczący z ZSSR i poddany przemożnym wpływom bolszewickim. Od samego początku Teodora zaangażowała się w walkę z ideologią komunistyczną. Współpracowała z duchowieństwem i organizacjami patriotycznymi. Młoda, zdolna i bardzo energiczna, z ogromnym zaangażowaniem uczyła patriotyzmu w szkole i poza nią. W tej pierwszej placówce zastał ją wybuch II wojny światowej. Pozostała tu aż do czerwca 1941 roku, do czasu agresji Niemiec na Związek Radziecki. Okupant niemiecki zamknął wszystkie polskie szkoły, więc Todzia wróciła do rodzinnego Jeziorka. Nie podporządkowała się jednak niemieckiemu reżimowi. W czasie II wojny światowej należała to Tajnej Organizacji Nauczycielskiej, była żołnierzem ZWZ-AK w stopniu podporucznika pseudonim Jadzia. Zorganizowała tajne nauczanie w Jeziorku, przygotowywała i przesyłała paczki żywnościowe polskim żołnierzom będącym w obozach jenieckich (w tę akcję była zaangażowana cała wieś Jeziorko oraz sąsiednie miejscowości). Zorganizowała także służbę sanitarną wraz z zapleczem farmaceutycznym dla jednostek partyzanckich. W tej służbie wykazała się ogromną aktywnością, determinacją i odwagą. Brala bezpośredni udział w akcji uwolnienia z więzienia w Łomży oficerów AK – Bruzdy, Maja, Wikiego i innych. Otrzymała zadanie dostarczenia do więzienia dorobionych kluczy do cel więziennych wraz z granatami i pistoletami. Osobiście podawała paczki żywnościowe, w których, w wydrążonym chlebie, ukryta była broń. Zakonspirowanym odbiorcą tych „przesyłek” był porucznik Wiki – Schroeiber więzienny, były więzień polityczny, wcześniej aresztowany na granicy jako kurier AK Wilno-Warszawa, a po ucieczce z więzienia późniejszy szef KEDYW-u obwód Łomża. Cała akcja była przemyślana i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, gdyż została przeprowadzona bez jednego strzału. Nie zginął w niej żaden człowiek, a uwolniono aż 20 więźniów. Teodora Rydzewska miała ogromne szczęście w dniu niemieckiej obławy na akowców z Jeziorka. Nie było jej w domu 24 sierpnia 1943 roku, kiedy Niemcy w czasie obławy zamordowali jej brata Józefa (porucznika Bora) i aresztowali oraz przewieźli do więzienia w Łomży dziewięcioro innych mieszkańców Jeziorka, w tym czworo z rodziny Rydzewskich. Teodora, poszukiwana przez gestapo, pozostała w ukryciu, maksymalnie zakonspirowana w Bronowie, aż do zakończenia II wojny światowej.
Po wojnie założyła w Jeziorku siedmioklasową szkołę podstawową. Wychowywała dzieci w duchu patriotycznym i religijnym. Wierna przedwojennej tradycji i życiowym ideałom organizowała po wojnie piesze pielgrzymki z Jeziorka do kościoła w Piątnicy na mszę świętą z okazji rozpoczęcia oraz zakończenia roku szkolnego. To spowodowała służbowe przeniesienie jej do szkoły w Kisielnicy, gdzie dyrektorką była komunistka. Jej uczennica Elżbieta Szczepańczyk wspominała, że pani Rydzewska rozpoczynała zajęcia z uczniami od wspólnej modlitwy w intencji o nawrócenie pani kierownik. Była bardzo dobrą nauczycielką. Świetnie tłumaczyła nawet najtrudniejszy materiał. Jej podpis na świadectwie stanowił przepustkę do dalszej nauki. Ceniono ją jako nauczycielkę z zasadami, ale do czasu…
W latach 50. ubiegłego stulecia nie pozwoliła zdjąć krzyży w szkole. Za jej odważną i bezkompromisową postawę władze socjalistycznej Polski karały ją dotkliwie delegując z miejsca na miejsce w odległe zakątki Polski. Ponownie została „zesłana”, tym razem do Białegostoku. Niby awans, ale w gruncie rzeczy „dyscyplinarka”. W Białymstoku zatrudniono ją w szkole dla ówczesnych prominentów wojewódzkich. Jednak kiedy stwierdzono, że jest wiernym i stałym słuchaczem wieczorowych wykładów wybitnego profesora – socjologa ks. Sopoćko oraz po kilku nieskutecznych rozmowach w UB w Białymstoku, nastąpiło dalsze służbowe przeniesienie jej, oczywiście karne, do szkoły w powiecie Legnica. Uczyła w miejscowości zamieszkałej przez przesiedlonych Ukraińców, gdzie żyjąc w ekstremalnych warunkach, szykanowana i prześladowana, poważnie podupadła na zdrowiu, nie wytrzymała presji i uciekła do rodzinnego Jeziorka. W Łomży i okolicach nie mogła podjąć pracy, gdyż podążał za nią tzw. „wilczy bilet”.
W 1956 roku nastąpiła pewna odwilż polityczno-społeczna i wówczas zatrudniono ją w powiecie Mrągowo. Tam doczekała w końcu ciężko zapracowanej emerytury. Dalsze lata spędziła w rodzinnej wsi. Jej dźwięczny sopran rozbrzmiewał przez długie lata w czasie nabożeństwa majowego pod zabytkową kapliczką Matki Bożej w Jeziorku. W nabożeństwie majowym uczestniczyła wówczas niemal cała wieś.
Teodora Rydzewska nigdy nie założyła własnej rodziny. Po śmierci siostry Marii i matki (1970-1971) znalazła się w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Nie zwykła była korzystać z opieki medycznej i społecznej. Zaszła więc pilna potrzeba umieszczenia jej w Ośrodku Opiekuńczo-Leczniczym sióstr Maryjnych w Skrzeszowicach koło Kutna, o co wystarała się jej dalsza rodzina. Szczęśliwie dożywała swoich dni w godnych warunkach. Szczególnie cieszył ją fakt, że ośrodek posiadał kaplicę. Przez ostatnie 7 lat życia spędzonych w tym miejscu nie opuściła żadnej mszy świętej. Na dwie godziny przed śmiercią, ta niezwykła kobieta, zawsze służąca Bogu, Ojczyźnie i ludziom – w rozmowie z siostrą przełożoną – jeszcze zaproponowała modlitwę w jej intencji. Nigdy nie myślała o sobie. Zawsze, do końca, o innych.
Zmarła 11 listopada 2005 roku w wieku 91 lat. Zgasła spokojnie – pojednana z Bogiem. Całym swym ofiarnym życiem zasłużyła sobie w pełni na to, by umrzeć w dniu Święta Niepodległości. Data jej śmierci z pewnością nie jest przypadkowa.
Jej najmłodszy brat Tadeusz, wspominając postać i działalność siostry Teodory w czasie uroczystości pogrzebowych na cmentarzu w Piątnicy, nad jej grobem mówił z szacunkiem i czułością: „Dom, nauka w Seminarium Nauczycielskim, pedagogika i socjologia w szkole oraz Sodalicja Mariańska ukształtowały całe jej życie. Razem dały jej chrześcijańskie podłoże pozostawania w głębokiej wierze i w ścisłym związku zarówno w pracy nauczycielskiej oraz socjologiczno-społecznej (…). Wiem Todziu, że nie miałaś łatwego życia, ale miałaś mocny charakter, dlatego byłaś zdolna do przezwyciężania wszelkich trudności i byłaś zdolna do wielkich poświęceń. Szczególnie w okresie utraty niepodległości wpajałaś, nie tylko swoim uczniom, że człowiek jest dla Ojczyzny winien poświęcić to co najcenniejsze – nawet swoje życie. Nie zawahałaś się podejmować trudnych decyzji, chociażby w szkole tajnego nauczania, szkole „wędrującej” po różnych domach. W wypadku zagrożenia nadejściem żandarmerii natychmiast zwalniałaś uczniów, a sama pozostawałaś na stanowisku, niby na placu zabaw (dodam, że w Jeziorku, w budynku szkolnym, mieścił się posterunek żandarmerii niemieckiej). Miałaś życie twarde, nawet „bojowe”. Jako Polka, w tych trudnych czasach, pozostawałaś wierną ideałom patriotyzmu: Bóg, Honor i Ojczyzna. I z honorem, ale w wielkiej skromności, zamknęłaś swoje życie. Możesz być również dumna z tego, że zawsze dawałaś świadectwo głębokiej wiary, wręcz poświęcenia, dla Kościoła Chrystusowego. Ośmielę się powiedzieć, że z godnością znosiłaś swoiste „męczeństwo” fizyczne i duchowe. To Twoje dzieło życia niech będzie przyjęte przez Pana na wieczną chwałę w Niebie, a na ziemi długo przetrwa w ludzkiej pamięci.”
Opracowała Beata Sejnowska-Runo na podstawie materiału nadesłanego przez Tadeusza Rydzewskiego.