Rzeka Narew i jej malownicza dolina budziła zainteresowanie i podziw wielu, i nie byli to wyłącznie przyrodnicy. Również ludzie pióra, literaci oraz historycy w swoich utworach pisali o Narwi, jej krajobrazach, o nadnarwiańskich miejscowościach oraz dziedzictwie historycznym. Nie ulega wątpliwości, że warto takie wzmianki przypominać nie tyle jako ciekawostki, ale bardziej jako wzbogacenie historii Ziemi Łomżyńskiej. Spójrzmy na trzy wybrane przykłady.
Narwią i nadnarwiańskim dziedzictwem historycznym zachwycał się Paweł Jasienica. Autor niezwykle popularnych esejów, publicysta i żołnierz AK, podczas swoich reporterskich podróży zawitał między innymi do Łomży. Poznał także szlak wzdłuż Narwi, zachwycał się Szczuczynem nad Wissą, był w Myszyńcu i Grajewie. W tekście „Tajemnica Narwi” pisał: „Ostatecznie rzeka to niemała, głęboka, miejscami bagnista, stykająca się na wschodzie z bezdrożami i moczarami nad Biebrzą, przechodzącymi w Puszczę Augustowską”.
Niezwykle ciekawa była dla Jasienicy zwłaszcza spuścizna historyczna Ziemi Łomżyńskiej, w tym zabytek numer 1 w Łomży. Z tekstu „Oczy pokoleń”:
„Podziwiałem piękno katedry łomżyńskiej. Posępny urok jej ceglanej wieży wywiera wrażenie jedyne i z niczym porównać się nie da. Świątynia ta – wzniesiona w latach 1519-1525 – ocalała właściwie tylko i wyłącznie dzięki osobistej odwadze i poświęceniu śp. biskupa łomżyńskiego ks. Stanisława Łukomskiego, który nie chciał opuścić podminowanej budowli. A że przypadkiem dowódca niemieckich saperów był katolikiem i jakoś nie chciał brać na swoje sumienie śmierci biskupa, więc szły pertraktacje, aż błyskawiczne uderzenie czołówek rosyjskich rozstrzygnęło spór o życie starych murów. Nie wszędzie jednak powiodło się tak dobrze… Nie wszędzie. Wobec braku środków lokomocji nie mogłem dotrzeć do wielu miejscowości, ale słyszałem, że w gruzach i w prochu legły bliźniacze świątynie łomżyńskiej. Tak jest podobno w Kleczkowie”.
Autor „Polski Piastów” się nie mylił, piękny późnogotycki kościół w Kleczkowie (diecezja łomżyńska) rzeczywiście został zniszczony w 1944 roku do tego stopnia, że po wojnie musiano przez wiele lat odbudowywać go od fundamentów.
Narew pięknie opisała pisarka z Drozdowa Izabella Lutosławska (później po mężu Wolikowska). Członkini zasłużonego ziemiańskiego rodu i autorka niezwykle poczytnych powieści obyczajowych zamieszczała w książkach różne tropy związane z naszym regionem. Jednak najwspanialszy opis narwiańskiej przyrody jaki zostawiła znajdziemy w książce nigdy niewydanej, napisanej po II wojnie światowej, gdy przeżywała trudne chwile próbując wydostać się z komunistycznej Polski. Była pogrążona w żałobie po stracie najmłodszego syna, który zginął w Powstaniu Warszawskim, zaś jej starszy syn oraz mąż – generał Romuald Wolikowski, przebywali na zachodzie. To powieść „Pan Piotr” szczęśliwie zachowana w formie maszynopisu w zbiorach potomków rodziny Lutosławskich. Jest w niej fragment, który śmiało można nazwać „Odą do Narwii”. Cytat jest długi, ale nie sposób przytoczyć tych słów inaczej niż tylko w taki sposób:
„Blady wzrok Marcelki idzie ku oknu, gdzie przy wichrze, w tumanie kurzu gną się gałęzie chorych topoli. Widzi zaraz łąki na Kalinowie, ciągnące się prawie bez kresu.
Narew – rzeka czarna w słońcu, a stalowa i srebrna w dni chmurne. Pod jesień rzewnie błękitna i ukojona. Narew, jak cudowna wstęga ubiera tam dzieciństwo, stroi młodość, nadzieję – oplata każde chrzciny. Wije się rzeka, wymyka jak los człowieczy i wraca ta sama wielobarwna, świeża – od świtu do zmroku na oczach całej wsi. Narew… umiłowana.
Żaden kwiat zamorski nie ma takiej woni, z trzewi gleby wysnutej, jak wiązanka z łąk nad Narwią. Olcha kwitnąca już w marcu, wypatrzona przez dzieci, rosnąca z godziny na godzinę niby domek z bajki, na równinie z kwiatu. Wierzba, która pachnie zawsze słodko, tajemniczo i płacze rzęsistymi sokami, pierwszym deszczem wiosny. A te kwiaty wszelkich barw fioletowe, śnieżnobiałe, amarantowe i żółte – brane jak skarb do ręki. Niektóre ciężkie głuchym zabobonem idącym za nimi z pokolenia w pokolenie i wiszącym jak opar, nad wonnym kielichem i płatkami podobnymi do gwiazd: wężownik ratujący od śmierci przy ukąszeniu żmii. Dziewanna daje dar wymowy. Krwawnik o władzy ukrytej, działa niezawodnie, jeśli jest sądzone… Goździki strzępiaste, nakrapiane, dostępne tylko dla motyli sięgających do dna ich korony, do samego miodu… Goździki pachnące australijskim cynamonem, dla owadów, niedościgłe. Mają zapach na pozór natarczywy, a budzą wzmożoną radość życia kształtem i głęboko skrytym miodem, nad którym kołują już stęsknione, jednodniowe motyle kwietnia. Barwy, krwiste jak słońce o zachodzie po dniu szarym, jak las sosnowy w upał. Czyste bogatą barwą liturgiczną Wielkiego Postu kwiaty fioletowe… Wszystko to skłębione, a wyraźne, różnorodne, a oddychające jednym upajającym powietrzem – sunie przed oczyma Marcelki jak orszak ślubny, czy jak zastęp pogrzebowy.
Siedzi ciężko, barki ma pochylone, w rękach opuszczonych trzyma list ze wsi, od siostry.
Rzeka pachnie”.
Jeszcze innym spojrzeniem na Narew jest spojrzenie poetyckie, człowieka, który w swojej twórczości wiele strof poświęcił „zawiłej” rzece. Mowa o Henryku Gale, poecie z Drozdowa, dramaturgu i animatorze łomżyńskiej kultury. Określił nasz region jako „księstwo narwiańskie”, gdzie znaleźć można wiele doznań estetycznych, a te z kolei sprzyjają refleksjom egzystencjalnym i filozoficznym. W wierszu „Rzeka zawiła” pisał o tym jak mądrzy pra-Łomżanie założyli miasto w znakomitym miejscu:
Tu rzeka zawiła
miejsca ustąpiła
górze.
A ta góra jest dobra,
żeby nad krajobraz
widzieć.
Więc doszli tu wędrowcy,
wojowie i łowcy,
z krzyżem.
I wznieśli różni ludzie
w niemałym trudzie
miasto.
Swe domy i kościół,
szkoły i dwa mosty,
Łomżę.
(…)
Trzy fragmenty niosą trzy informacje: po pierwsze Ziemia Łomżyńska ma interesujące dziedzictwo historyczne i zabytki (Jasienica), po drugie piękną przyrodę, zwłaszcza florę (Lutosławska), a po trzecie dzięki przodkom Łomżanie mieszkają w miejscu idealnie położnym, aż proszącym się o założenie grodu-miasta, na panoramicznych wzgórzu przy rzece (Gała). Fragmenty różne, ale mają wspólny mianownik – dzięki nim możemy sobie lepiej uświadomić jak ciekawa jest łomżyńska mała ojczyzna.
(źródło: muzeum-drozdowo.pl)
Autor: Tomasz Szymański
(kustosz, Muzeum Przyrody – Dwór Lutosławskich w Drozdowie)
Dziękujemy za przeczytanie artykułu :)
Jeśli chcesz być informowana(-y) o nowych artykułach, to polub naszą stronę na https://www.facebook.com/historialomzy
oraz
zgłoś swój akces do grupy na FB:
https://www.facebook.com/groups/historialomzy