Za sprawą pewnego zacnego ofiarodawcy, który pragnie pozostać anonimowy, Serwis Historyczny Ziemi Łomżyńskiej wszedł w posiadanie niezwykłego daru o trudnej do przecenienia wartości historycznej. Jest nim pamiętnik Anieli Marii Majewskiej – matki księdza Wiesława Majewskiego proboszcza parafii Piątnica w latach 1938-1946.
Ksiądz Wiesław Majewski był proboszczem piątnickim w niezwykle trudnym czasie II wojny światowej. Nastał do Piątnicy po księdzu Zygmuncie Skarżyńskim, który przez cały okres swojej posługi w parafii Piątnica, a ta przypadła na lata 1927-1938, prowadził dzieło budowy murowanej świątyni. Tak więc ksiądz Skarżyński był świadkiem powstania nowego pięknego kościoła, zaś ks. Majewski miał nieszczęście oglądać go w gruzach, wskutek wysadzenia przez Niemców w powietrze.
Naoczne świadectwo Anieli Marii Majewskiej, matki księdza proboszcza Wiesława Majewskiego (która wtedy mieszkała razem z synem na plebanii w Piątnicy), odręcznie spisane w okresie od 24 sierpnia do 28 października 1944 roku, z pewnością jest wyrazem autentycznych doznań i przeżyć ówczesnych parafian oraz kapłanów podczas przechodzenia przez Piątnicę linii frontu w 1944 roku.
Tytułem wstępu poprzedzającego prezentację pamiętnika należałoby krótko przybliżyć historię kościoła w Piątnicy.
Pierwsza świątynia w tej miejscowości powstała z fundacji Junoszy z Zaborowa przed 1396 rokiem. Przy kościele tym w 1407 roku biskup płocki Jakub (syn Floriana z Korzkwi) erygował parafię (źródło: W. Jemielity, „Parafie Łomży i okolicy”, Łomża 1990, s. 31.).
Kolejny kościół drewniany zbudowano w 1757 roku. Przetrwał aż do początku XX wieku. Jego fundatorami byli biskup płocki Józef Eustachy Szembek oraz proboszcz piątnicki – Michał Ropelewski (źródło: Z. J. Pyskło, „Dzieje duszpasterstwa w parafii Piątnica w latach 1818-1925”, Łomża 2013, s. 41-42).


W 1913 roku mieszkańcy Piątnicy zwrócili się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie o pozwolenie na budowę kościoła murowanego. Otrzymano wymaganą zgodę i powołano komitet budowy. W 1914 rozpoczęto budowę świątyni. Budowę przerwała I wojna światowa, ale dzieło było kontynuowane po wojnie. Ostatecznie w 1934 roku poświęcono nowy kościół w Piątnicy.

Ksiądz Witold Jemielity relacjonuje: „Kościół murowany w pełni przygotowany do sprawowania liturgii służył wiernym do końca wojny. W 1945 r. Urząd Wojewódzki w Białymstoku poprosił Kurię Diecezjalną w Łomży o nadesłanie wykazu zniszczeń kościołów i zabudowań kościelnych w całej diecezji. Oto odpowiedź kurii odnośnie parafii Piątnica: „Kościół zbudowany w 1934 r., murowany, 28 października 1944 r. wysadzony dynamitem 75% zniszczenia i część wyposażenia wewnętrznego, plebania, stodoła, stajnia i wozownia spalone, dom katolicki zniszczony 100%, dom pracowników kościelnych 50% zniszczenia.”

W październiku 1948 r. kolejny proboszcz, który zastąpił księdza Majewskiego – ksiądz Bronisław Zarzecki (posługiwał w Piątnicy w latach 1946-1951) tak przedstawił obraz zniszczeń: „Parafia Piątnicka podczas działań wojennych została całkowicie przez okupanta zniszczona, mieszkańcy wszystkich wiosek wysiedleni, domy ich spalono względnie rozebrano. Kościół nowy murowany okupant zburzył, a plebanię i zabudowania gospodarcze spalił. Kościół częściowo odbudowano, poprawiono ściany, odbudowano fronton, a wewnątrz wzniesiono trzy filary, można więc przystąpić do wiązania dachowego i pokrycia kościoła. Od trzech lat ściany kościoła nie są pokryte dachem i ulegają zniszczeniu.” Proboszcz zabiegał u władz państwowych o potrzebne materiały. W kolejnych latach trwały prace.
Po wojnie odbudowę kościoła rozpoczął właśnie ksiądz Bronisław Zarzecki i ten czas tak wspominał: „To były najpiękniejsze lata. W Piątnicy moje życie przebiegało pod znakiem wytężonej pracy, w której odnalazłem siebie. Może się wydawać dziwne, ale mimo że nie było mi łatwo, tam najpełniej odczułem satysfakcję ze swojej pracy, tam też najdobitniej potwierdziło się moje powołanie kapłańskie. Trzeba było niemal zaczynać wszystko od podstaw, bo kościół leżał w gruzach, parafianie rozproszeni, pozbawieni domów, a przecież z tymi twardymi ludźmi o gorących sercach daliśmy sobie radę. Największą radość sprawiła mi świadomość, że zrobiliśmy coś pożytecznego” (źródło: P. Rogowski, Kronika parafialna …, s. 1087).
O ówczesnym stanie plebanii, która była wybudowana w 1833 roku ksiądz Przemysław Rogowski (był proboszczem w Piątnicy w latach 1976-86) napisał w kronice parafialnej: „Plebania odkryta stała przez kilka lat. Opady, śnieg, deszcz, mróz, zimno, zawieje i wiatry dokonały reszty. Ale duszpasterz – ksiądz Bronisław Zarzecki, nie zważając na konsekwencje, uzupełnił mury, przykrył dach i zamieszkał.” (źródło: P. Rogowski, Kronika parafialna …, s. 1087).

Tak więc piątnicka świątynia została odbudowana w 1951 r. staraniem ks. Bronisława Zarzeckiego, a front główny i wieże w 1953 r. staraniem ks. Stanisława Pruszyńskiego.
Ostatni akord odbudowy to dwie wysokie wieże. Umieszczono w nich cztery dzwony. Dnia 13 października 1991 r. wieże kościelne zostały poświęcone. Odbyło się to za probostwa ks. Edwarda Zambrzyckiego.” (źródło: Ks. Witold Jemielity „Kościół w Piątnicy 1914-2014” w: „Mała Ojczyzna. Zachowanie dziedzictwa kulturowego ziemi piątnickiej” pod red. ks. Dariusza Tułowieckiego i ks. Szczepana Dobeckiego, Piątnica-Łomża 2015).


Pamiętnik matki proboszcza Majewskiego, osiemdziesięcioletniej staruszki mieszkającej w czasie II wojny światowej wraz z nim na plebanii w Piątnicy (i wraz z synem wysiedlonej w 1944 roku do Poniatu), jest relacją naocznego świadka wydarzeń związanych m. in. ze zniszczeniem przez Niemców piątnickiego kościoła oraz plebanii. Wydaje się być też szczególnie cennym głosem we współczesnej dyskusji nad odpowiedzialnością za zło II wojny światowej. Największy tragizm parafian piątnickich polegał na tym, że Piątnica leżąc na linii frontu, bardzo ucierpiała, jej mieszkańcy musieli opuścić swoje domostwa, a gdy ci, co przeżyli zawieruchę wojenną wracali do Piątnicy, przeważnie zastawali ruiny i zgliszcza. Co konkretnie się wtedy działo i co czuli piątniczanie i mieszkańcy okolicznych miejscowości, opisuje na własnym przykładzie w swoim pamiętniku Aniela Maria Majewska.
Fragmenty pamiętnika Anieli Marii Majewskiej spisane z jej zeszytu przez ofiarodawcę pamiętnika
z zachowaniem oryginalnej pisowni
„24 sierpień 1944 r.
Pogoda. W nocy straszliwa kanonada dział bolszewickich. W Łomży Pałac biskupi bardzo uszkodzony. Ks. Biskup wyjeżdża na wieś. Wiesław i ks. Trzaska pojechali do Nagórk na noc. Bardzo byłam temu rada, bo już prawie dwie noce nie spał. Dziś pewnie będzie ciąg dalszy.
25 sierpień, piątek
Dziś urodziny Zbycha. Wiesław, bo przyjechali rano, miał Mszę Św. na jego intencję i dzięki Bogu i ja jako tako doszłam do Kościoła. O 10tej wczoraj w nocy zaczęła się muzyka. U nas dwie szyby wyleciały z oberluftów. Było oświetlenie i wybuchy daleko rzadsze, ale trwały do 3ciej rano. O 12tej położyłam się, ale nie prędko zasnęłam. Te okropne huki były dziełem boszów, bo wysadzali w Łomży co lepsze budowle. Niech im kat świeci! U nas od wczoraj siedzi 8mioro ludzi wysiedlonych z Rutek. Dobrze, że są choć kartofle.
26 sierp. sobota
Pogoda b. ładna. O 11tej w nocy zaczęły się bomby, ale nie na Łomżę, ani gdzie blisko, podobno na pozycje. Dziś rano b. dużo wozów z krzyżami pojechało ku frontowi, obecnie cisza (godz. 12), rano do 11tej słychać było gęste armatnie strzały. Teraz cicho. Mleka już od trzech dni nie biorą. Wiesław kazał jechać, zabrał mnie i Brońcię na wieś. Stasia została. Okropnie w tym domu gorąco.
27 – Niedziela
Pogoda – Wiesław, ks. Trzaska i organista pojechali do Piątnicy. Tu ksiądz wik. miał sumę. Ciągłe strzały i wybuchy. Wiesław wrócił.
28 – poniedziałek
Pogoda. Ciągłe armaty i bomby. Były dwie dorożki. Wiesław pojechał do Piątnicy i ks. Trzaska.
29 – wtorek
Pogoda. Okropne zdrowie. Bomby na Kalinowie. Czuję się b. niedobrze. Wiesław nie wrócił.
30 – środa
Rano deszcz i chłodno. W południe pogoda i gorąco. Wiesław nie wrócił. Ja jestem zupełnie chora. Miał dziś rano (fragment nieczytelny). Mieliśmy wracać do Piątnicy, a tu nic – Wiesław przyjechał więc sam, ale wrócił do Piątnicy beze mnie, bo musiał zabrać mąkę z Muraw. Ma jutro po mnie przyjechać. I ksiądz wik. (wikary) pojechał też.
31 – czwartek
Pogoda – strzałów nie słychać ani dziś ani wczoraj. Bardzo źle spałam. Czekam na Wiesława, aby do domu jechać.
Wrzesień. Znowu w domu
1 – piątek
Pogoda. Silny wiatr zachodni. Powróciliśmy wczoraj wieczorem, dzięki Bogu. Przynajmniej mogę oddychać i żyć. W nocy od 2giej do 4tej waliły bomby i armaty, ale ja spałam.
2 – sobota
Pogoda, lekki wiatr, trochę chłodno. W nocy było cicho. Teraz (godz. 8 rano) wali artyleria bolszewicka na Łomżę z armat. Noga mnie okropnie boli, a już mam tylko na raz lekarstwa.
– Zupełna cisza. Ci rabusie koszą nasz owies i kartofle kopią.
– Dziś imieniny Stefy, Wiesław miał Mszę Św. na jej intencję. Ani wiemy co się z nimi dzieje, ani pisać nie możemy.
– Dziś tydzień, jak wyjeżdżaliśmy tam na kolonię, to pani (…) stała koło swego konia, ten ruszył tak gwałtownie, że dyszlem uderzył ją w bok i trzy żebra podobno pękły. Leży obandażowana na fortach, ja tam przecie ani dojść, ani dojechać nie mogę.
3 – Niedziela
Pogoda wstrętna. Wiatr. Dzisiejsza noc była wprost okropna. Jak zaczęły bomby i armaty walić, a samoloty krążyć o godz. 9tej wieczorem, tak nie ustały aż o 3ciej rano. Ostatni wybuch większy był kwadrans przed 3cią. Wtedy dopiero trochę usnęłam do 5tej i wstałam. Nie mogłam zasnąć wśród takich hałasów, a jeszcze Stasia ciągle biegała z pokoju do kuchni i na odwrót, bo w kuchni nocowało kilkoro ludzi. Rano jak szłam do kościoła i jak wracałam do domu, to na pozycji armaty bez ustanku grały.
4 – poniedziałek
Wczoraj nad wieczorem była silna burza i deszcz spadł obfity. Dzisiaj pogoda względna i chłodno. W nocy było b. cicho. Dwa, czy trzy razy coś huknęło, ale z daleka. Wiesław i wszyscy nie chodzili do fortów i spali doskonale.
5 – wtorek
Pogoda – wiatr trochę. W nocy krótko, ale było dużo samolotów – zrzucali bomby, strasznie oświecali, a artyleria przeciwlotnicza straszliwą urządziła kanonadę. Myślałam, że dom rozburzą. Mieli dziś młócić młockarnią, tymczasem kierat, który Wiesław kupił od niemców, przy pierwszym obrocie rozleciał się na kawały. A kupił nowy, otóż to sumienność ich, tych barbarzyńców i złodziei.
– Pojechał pożyczyć, ale czy dostanie!
6 – środa
Pogoda – cicho. W nocy dwa razy armaty huknęły. Poza tym cicho i teraz też. O. Jan był wczoraj i nocował. Rumunia powstała przeciw niemcom. Bolszewicy już całą zajęli. Tymczasem cisza. Noga mi strasznie dokucza, ledwie mogę parę kroków zrobić. Lekarstw żadnych nie mam. Rany się powiększają.
– Młócili wczoraj i dziś będą.
7 – czwartek
Pogoda piękna. W nocy było cicho zupełnie, ale oni byli w fortach. W domu spał tylko O. Jan, ja i Stasia, która już szła do fortów, ale się wróciła i była przy mnie. Wczoraj oprosiła się świnka, prusaczka. Ma 4ro prosiąt. Byłam u spowiedzi.
8 – piątek – Matki Boskiej
Pogoda b. ładna. W nocy było zupełnie cicho, ale armaty bezustanku grają. We Francji już boszów nie ma. Rumunia powstała. Węgry również. Ostrołęka już wzięta.
– O. Jana Wiesław dziś odwiózł i przywiózł pana Żochowskiego. Znalazł moją nogę b. źle i opatrzył ją, ma przysłać lekarstwa.
9 – sobota
Pogoda – ale w nocy i rano deszcz padał. Wiatr jest. Młócą ciągle.
Boszom podobno źle idzie na frontach. Ale u nas się trzymają. W nocy było cicho, ale armaty całą noc i ranek słychać było. Teraz ciszej.
10 – Niedziela
Pogoda, ale chłodno, rano było tylko 9° ciepła.W nocy było cicho, od samego rana armaty grzmią. Trzech boszów przyszło rano z bagnetami zabierać ludzi do okopów. Wszystkie się pochowały, a ja im pokazywałam wszystkie pokoje i otwierałam proponując, by dobrze szukali; byli w zachowanku, a Stasia siedziała o dwa kroki za wanną. Wiesław był z ks. Trzaską w Drozdowie.
11 – poniedziałek
Pogoda, ale chłodno. Noc była spokojna. Chyba bosze się cofają, bo od 3ciej w nocy bezustannie szły samochody, furmanki, pędzili bydło i wieźli świnie i piechotą szli bosze z tłumokami. Na fortach już boszów nie ma, zabrali bydło i konie, które tam były i wszystko.
– Dziś w nocy noga mnie nie bolała.
– Godz. 4ta po poł. – bolszewicy są już tylko o 3 km od Łomży. Wszyscy pouciekali do fortów. Armaty od czasu do czasu się odzywają i samoloty latają, ale b. wysoko.
Nie dosyć tego wszystkiego, Wiesława i ks. Trzaskę (…) wywrócił z bryczką; ks. Trzasce nic się nie stało, a biedny Wiesław bardzo się potłukł, bok i nogę. – Same biedy!
12 – wtorek
Dzisiejsza noc była b. straszna. Wszyscy poszli na forty, ja zostałam ze Stasią. Od 11tej do 12 straszliwie bomby waliły, szyby u nas w każdym oknie powylatywały. Później już bomby rzadziej padały, ale armaty ciągle i teraz godz. 10ta cały dom się trzęsie tak armaty tłuką o 3 km podobno. A nogi bolą, że (wyraz nieczytelny).
Piekło się rozpętało. Samoloty, bomby, armaty, huk i wybuchy bezustanne. Bosze podpalają domy w Łomży i wokoło i w Piątnicy już się pali. Boże, zlituj się nad nami!
Bosze zdejmują druty i słupy telegraficzne. Most żelazny wysadzają.
13 – środa
W nocy do 3ciej spałam, później z 8 razy straszliwe wybuchy tak, że drzwi od sieni frontowej, na klucz zamknięte, szeroko się otworzyły. Później do rana trwały, już nie tak głośne. Od rana walą armaty, kule z gwizdem nad plebanią przelatują. Taka strzelanina była przez jakiś czas, że wszyscy pouciekali do piwnicy – ja kroiłam ogórki na mizerię w kuchni. Właśnie 1sza w południe.
14 – czwartek
Pochmurno. Całą noc strzelali z armat. Straszliwa była noc. W całym domu nie ma jednej całej szyby, oberlufty niektóre powyrywane, dachy w stodole i chlewach podziurawione, dach z kurnika zerwany. Reks pokaleczony i pełno rozerwanych pocisków na podwórzu. Ciągle jeszcze armaty walą, Wszyscy spali w piwnicach, ja ze Stasią w kuchni, w samym kątku. Noga b. dokucza.
15 – piątek
Pogoda, ale straszna strzelanina. U nas w domu ściany pełne dziur. W sam obiad bomba wleciała do korytarza przed kuchnią przez dach i sufit. Niecałe pół metra od Wiesława, ks. Miklaszewskiego i ode mnie. Pod okiem utkwił mi kawałek żelaza. Musiałam też iść do piwnicy.
16 – sobota
Pogoda. Cały dzień grzmoty armat, pociski, najwięcej koło plebanii. Kościół podziurawiony, zniszczony, pełen bomb warzywnik. W kościele i na plebanii pełno kawałów żelaza.
17 – Niedziela
Bomby rzadsze – ale trwają. Niemców jeszcze jest sporo, podpalają domy wszędzie i w Piątnicy. Zabierają konie i wozy. Wiesław i ks. Trzaska uciekli z końmi na wieś.
18 – poniedziałek
Pogoda. Bomby kilka razy dziennie. Po 8tej wszystkie strzały armatnie koło nas się rozrywają. W korytarzyku pocisk wpadł przez sufit i padł o 1 metr od nas, aż ciemno się od gruzów zrobiło.
19 – wtorek
Wiesław przyjechał, chciał mnie zabrać, nie chciałam. Odjechał wieczorem. Bosze po kilku przychodzą, chcieli nas wysiedlić, ludzi wszystkich porozganiali. Został tylko ksiądz Miklaszewski, Brońcia, dwu ludzi i ja.
20 – środa
Pogoda ciągle, chłodno. Codziennie pociski latają trochę jakby dalej. Bolszewicy są już w Łomży, bosze rozsypani po okolicznych wioskach również strzelają z armat.
21 – czwartek
Ciągle armaty. W pokojach nic nie ma, tylko szkło z pobitych szyb i psy obce włażą. Ksiądz jakoś drzwi pozamykał. Bosze co dzień przychodzą po pięciu, sześciu, 8miu, piją mleko, każą sobie dawać jajka i żrą.
22 – piątek
Trochę pochmurno. O 7mej rano Wiesław przyjechał z żołnierzem furmanką – obiecał mu świnię i dał mu, gdyż inaczej bosze nie przepuściliby nas przez forty, i zabrał mnie bez apelacji. No i pojechałam z nim do Zabawki, ludzie ci bardzo gościnni, przyjęli mnie b. serdecznie. Ksiądz Miklaszewski nie chciał jechać, a i Brońcia została.
23 – sobota
Pogoda mierna. Ciasno, brudno i much obfitości, ale gospodarze bardzo sympatyczni. Noga się b. rozraniła.
24 – Niedziela
Pogoda ładna – 10ta rano. Wiesław i ks. Trzaska pojechali do Olszyn ze Mszą Św. Ja siedzę ciągle na swoim łóżku, modlę się i piszę to. W nocy było cicho, za to teraz armaty huczą ciągle. W piątek jeszcze te złodzieje zabrali nam gęsi i wszystkie kury, 38 sztuk, a wczoraj zabrali z Piątnicy bryczkę Wiesławowi.
25 – poniedziałek
Deszcz pada. Przyszła dziewczynka z Piątnicy, że ksiądz i Brońcia muszą uciekać. Bosze zabrali krowy i wszystkie świnie i wyganiają z plebanii. Teraz już wszystko zabiorą, co jest na górze w kościele i co jest zamurowane w piwnicy. Jesteśmy goli jak tureccy święci.
26 – wtorek
Trochę pogoda. Wiesław pojechał do Jeziorka. Tam jest ks. Miklaszewski – tam mają urządzić tymczasową kaplicę. Niemcy się okopują za B. (nazwa nieczytelna) w lesie. Nie mogę już wcale chodzić, tak noga boli. Ksiądz Miklaszewski przyjechał.
27 – środa
Dziś Wiesław pojechał do Jeziorka. Ks. Trzaska odjechał ze swoją gospodynią do Olszyn.
28 – piątek
Pogoda. Wiesław miał tu, w trzecim domu, Mszę Św. Noga go jeszcze boli. Był organista. Stasia chodziła do Piątnicy. Tam smutno i pusto. Strasznie mi żal Reksa. Zostawili go, on ranny i sam i głodny.
1 październik, niedziela
Jesteśmy w Poniacie. Kazali się wynosić dalej. Mielniccy, gospodarze, bardzo uprzejmi i serdeczni.
2 paź. poniedziałek
Pochmurno. Od wczoraj codziennie jest ks. Miklaszewski i dużo ludzi do spowiedzi.
3 – wtorek
Pochmurno. Był ks. Miklaszewski i na obiedzie 3ch podłych boszów. Te przeklęte szwaby. Gorsze od wściekłych wilków.
4 – środa
Deszczyk. Ci przeklęci ciągle się włóczą i rabują.
6 – piątek
Żadnych strzałów, boszów pełno wszędzie. Co chwila przychodzą tu na podwórze i nawet co rano zaglądają tu do nas. Nie wiadomo, co to znaczy, czyżby bolszewicy już dali za wygraną, a te szwaby tu mają pozostać. Straszno i smutno, ale trzeba być cierpliwym, przecież to musi się jakoś zakończyć. Ciągle się obawiamy, że i stąd wypędzą. Dzięki Bogu, że choć codziennie jestem na Mszy Św., bo Wiesław codziennie odprawia. Dziś urodziny Wiesława. Wiesław miał Mszę Św. na jego intencje, Boże mój, co tam z nimi wszystkimi dzieje się. Boże, zlituj się.
18 -październik, środa –
Poniat. Nic tak długo nie notowałam, bo byłam bardzo chora. 8go w Niedzielę zachorowałam bardzo, ból głowy, gorączka i rozstrój żołądka zupełnie mnie z nóg zwaliły, 5 dni leżałam. Co prawda, to straszne położenie, brak wszelkich wygód, pożywienie, choć nie brakuje, ale zupełnie nieodpowiednie, no i przede wszystkim moje z górą 80 lat i to wygnanie, cudzy dach, wszystko to się przyczyniło. Od paru dni zaczynam po trochu wlec się od łóżka do okna, ale za grosz sił nie mam. Dziwię się mocno, że ja jeszcze żyję, bo już tak jak teraz, to już jestem do niczego, tylko zawadą nawet i Wiesławowi. Gdyby był sam, nie potrzebowałby się kłopotać, a tu z taką jak ja zawalidrogą, rób co chcesz, ni to rzucić pod płot, ni zabierać ze sobą. Pogoda prawie ciągle trwa piękna, kartofle Wiesława stoją, kopać nie wolno, tam pozycja. Szwaby siedzą, okopali się i pewnie zostaną na zimę, jak my przeżyjemy ten czas, i jak ci ludzie przeżyją. Czyż już Pan Bóg nie znajdzie dla nas miłosierdzia … A co się tam dzieje w Warszawie? Bolsze zajęli Pragę, a może już Witolda wywieźli, a może on zginął w tem 3dniowem powstaniu w Warszawie … Boże mój miłosierny, zmiłuj się nad nimi, zmiłuj się nad wszystkimi, nad tą Polską nieszczęsną, nad tym grzesznym wprawdzie, ależ jak bardzo nieszczęśliwym narodem! Jeden tylko Bóg widzi łzy moje, bo ja po całych nocach nie mogę sypiać, ale myślę, myślę. O Boże, Boże! Dzięki Bogu, że mogłam dziś wyprać kołnierzyki Wiesława, jakoś dałam radę. Trochę lepiej się miały jak te, które (…) wyprała, bo pewnie gotowała razem z bielizną. A teraz się już i prania wyrzekła. Siedzi tam w Jeziorku z księdzem Mikl. i nic nie robi, ks. Wierzbicki wszystko za nią robi, nawet zmywa i kartofle obiera. Niech ją tam. W Niedzielę byłam u spowiedzi, poprosiłam ks. Glińskiego, bo O. Jan jest pod innym panowaniem.
23 – październik – poniedziałek
Stale prawie pogoda i dzięki Bogu za to, bo przynajmniej ta wszystka biedota nie tak zmarznie – ci, którzy powyganiani jak i my ze swoich domów, znaleźli schronienie tylko w stodołach i chlewach. Zmian żadnych nie ma. Wojska boszów, które tu stały – odeszły, przyszli inni, stokroć gorsi, bo głodni i okrutni. Komisarze ci sami zostali. Kiedy się to skończy – Bóg jeden wie. Ja się tem tylko pocieszam, że ponieważ oprócz Boga nic wiecznym nie jest, więc i ta dziwaczna wojna skończyć się musi, ale kiedy? … już ja na pewno tego nie doczekam końca.
Dziś Wiesław pojechał do Jeziorka do kowala podkuć konia i do szewca. Pani (…) dziś przyszła, już się jakoś przeprosiła, choć właściwie nie wiem za co się gniewała. Czuję się niby lepiej, ale jakoś siły tracę i nic dziwnego, tak ciągle myślę o nich i Bóg wie co za przypuszczenia chodzą mi po głowie … może już Witold nie żyje, może bolsze wywieźli, a co się z dziećmi dzieje! O Boże, gdyby można tylko choć na chwilę zajrzeć do nich …
28 – paźd. – sobota
Okropnie zimno. Od wczoraj mróz i wicher. Strasznie zimno. Wiesław chory, zaziębiony, nic jeść nie chce. Bardzo ciężko. Ludzie w stodole marzną. Bolsze rujnują Prusy Wschodnie, a ci podlecy tu wszystko niszczą i palą. Kościół piątnicki do połowy spalony, gumna też. Bóg o nas zapomniał. Ach Boże, daruj i zlituj się …
29 – paźd.- Niedziela
W nocy spadł śnieg do kostek i nie ginie. Wiatr okropny, cały dzień trzęsę się z zimna. Wiesławowi, dzięki Bogu, lepiej. Te piekielniki, szaleństwa dzieci, te szwaby przeklęte, zgruzowali kościół w Piątnicy. I nasze wszystkie rzeczy przepadły razem, książek mi najwięcej szkoda, ale jeszcze więcej kościoła. Boże, skarz ich!
23 – listopad – czwartek
Dawniej, w Piątnicy codziennie zapisywałam wszystko, teraz już nic mi się nie chce. Wszystko, oprócz moich ukochanych, zobojętniało mi. Bóg nie chce jeszcze nas wysłuchać, nie zasługujemy na to, owszem coraz jest gorzej, złodziejstwo, chytrość, niezgoda, chciwość zapanowały teraz. Wszak, dzięki Bogu znajdują się jeszcze i dobre serca, ale jak niewiele!
I nic nie wiemy co się dzieje w Warszawie. To powstanie, tak szlachetny, bohaterski czyn nie przyniósł dobrego. Tylu zginęło, mój Boże! A nikt im nie pomógł. A czy Witold należał do niego? – jeżeli tylko mógł się skomunikować z Warszawą (bo przecież oni mieszkali ostatnio na Pradze, nawet dalej jeszcze), a Pragę bolszewicy zabrali, więc jeżeli mógł, to nie ma dwu zdań, że nie poszedł, a jeżeli poszedł, to albo zginął, albo dostał się do niewoli do boszów, a to byłoby gorsze od śmierci. Ja już nic nie wiem co myśleć, mogę się tylko modlić, nocami modlę się i płaczę, ale już mi i łez brakuje. Boże mój, miej miłosierdzie nad Polską, nad moimi synami i wnukami i nad nimi tam wszystkimi. A biedna Brońcia, a Roma, Stasia i oni wszyscy! … Ach Boże, ileż to łez, ileż to krwi, ile sierot! …
Siedzimy tu w tym Poniacie w ciągłej obawie, że te podlecy i stąd nas wysiedlą, ale już chyba gdzie w pole. Siedzą tu jeszcze, wczoraj było zebranie, na którym wzywano mężczyzn od 18tu do 50ciu na ochotnika do wojska. Tam na Zachodzie Amerykanie i Anglicy rozpoczęli straszną ofensywę, a im, tym rabuśnikom, brak już wojska, chyba żaden Polak, nawet najostatniejszy, nie pójdzie, a może … wszak nikczemność ludzka nie ma granic!
Czy to się kiedy skończy? W poniedziałek pod eskortą boszów wydobyto z kościoła nasze rzeczy. Bogu dzięki, że ocalało, tylko wszystko mokre, bo dachu nie ma.”
I na zakończenie jeszcze dwa wyjaśnienia. Po pierwsze, wspomniany przez panią Anielę Witold był bratem księdza Wiesława Majewskiego. Porucznik Witold Bronisław Majewski pseudonim „Dominik” w latach 1939-1944 brał czynny udział w konspiracji. Należał do Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej. Brał udział w powstaniu warszawskim, potem przebywał w obozie jenieckim (nr obozowy to 1208). Przeżył wojnę. Zmarł w 1972 roku w Krakowie (źródło: https://www.1944.pl/powstancze-biogramy.html)
Przy tej okazji należy także wyjaśnić zagadkę samego pamiętnika. Jego znalazca jest bratankiem księdza, który posługiwał w parafiach diecezji łomżyńskiej. W mejlu nadesłanym na adres naszej redakcji w lutym 2018 roku wspomina: „Odwiedzałem Go w czasie wakacji szkolnych (…). Nie pamiętam dokładnie w którym to było roku, znalazłem na strychu plebanii w Miastkowie niewielki zeszyt wypełniony odręcznymi notatkami, wciśnięty gdzieś między stare gazety, przeznaczone do wyrzucenia. Z pobieżnej lektury wynikało, że były to zapiski jakiejś staruszki mówiące o jej przeżyciach podczas przechodzenia frontu (przez Miastkowo – sądziłem). Nic nikomu nie mówiąc dołączyłem je do kilku starych gazet, których treść mnie zaciekawiła (…). Teraz porządkując swe archiwalia trafiłem na teczkę ze wspomnianymi gazetami, z której wypadł ów zeszyt. Dzięki potędze Internetu (dostęp do map, wyszukiwarka Google) szybko zorientowałem się, że w zeszycie znajdują się zapiski Anieli Marii Majewskiej (z domu Offmańska), matki księdza Wiesława Majewskiego, proboszcza w Piątnicy w latach 1938-1946 (a później proboszcza w Miastkowie w latach 1945-1955). Wraz z przenosinami ks. Majewskiego z Piątnicy do Miastkowa zeszyt zapisek przywędrował i znalazł się na strychu, gdzie zawieruszony w stercie starych gazet spoczywał do chwili mojego nim zainteresowania.”

Na zakończenie pragnę jeszcze dodać, że lektura tych osobistych wspomnień i przemyśleń autorki pamiętnika, nacechowana emocjonalnie, nie pozostawia człowieka obojętnym na tragiczny los bliźniego w strasznym czasie wojny i jest lekcją przestrogi dla nas i dla przyszłych pokoleń. Obyśmy wszyscy dobrze odrobili tę lekcję.
Opracowała Beata Sejnowska-Runo w oparciu o pamiętnik nadesłany przez darczyńcę oraz wskazane w tekście materiały źródłowe.
Redakcja Serwisu Historycznego Ziemi Łomżyńskiej składa ofiarodawcy pamiętnika serdecznie podziękowania za udostępnienie materiału wspomnieniowego autorstwa Anieli Marii Majewskiej.
Fotografie pochodzą z książki – albumu opracowanego przez Beatę Sejnowską-Runo we wspólpracy z ks. Szczepanem Dobeckim pt. „100 lat świątyni w Piątnicy świadectwo życia i żywej wiary pokoleń”, Piątnica 2014.