Ojciec Święty i ja, ja i Ojciec Święty w służbie Bogu i człowiekowi
Zapraszając po raz kolejny Ojca Świętego do naszej i Jego Ojczyzny, można powiedzieć: spełniły się nasze i Jego pragnienia. Jan Paweł II, jak sam powiedział, potrzebował umocnienia, aby wypełniać jakże prorocze słowa Kardynała Stefana Wyszyńskiego, wypowiedziane kilka chwil po wyborze Karola Wojtyły na Papieża: Musisz teraz poprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa. Nie da się ukryć, że Jan Paweł II kończył tę pielgrzymkę zmęczony fizycznie, ale na pewno duchowo umocniony. Raduj się Krakowie, że dałeś Polsce, że dałeś światu takiego Syna. Wesel się Miasto Królewskie, że masz takiego Syna. Tak, ciągle go masz, bo chociaż dziś jest daleko, to jednak m zawsze obecny i nigdy ta nić miłości nie została zerwana.
Ojciec Święty i ja, ja i Ojciec Święty w służbie Bogu i człowiekowi.
Tak, taką równość można postawić, ponieważ Papież prosi nas, abyśmy nie zostawili go samego, ale wspólnie, już nie tylko słowami, lecz czynem i prawdą, pomagali wprowadzać Kościół w trzecie tysiąclecie, gdzie każdy ma swoją cząstkę do wypełnienia. W tym miejscu przypominają mi się słowa Jana Pawła II z pierwszych dni pontyfikatu: Niegodny następca Piotra, który pragnie zgłębić niedościgłe bogactwa Chrystusowe, najbardziej potrzebuje Waszej pomocy, Waszej modlitwy, Waszej ofiary i o to najpokorniej Was prosi. Jedną z pierwszych myśli – mówił Ojciec Święty po wyborze na Papieża, była myśl o chorych niepełnosprawnych. Pomyślałem wtedy, że oni mogę mi pomóc zmieniać świat na lepszy, poprowadzić drogą zbawienia. Innym razem
mówił do chorych z wielką pokorą, ufnością i miłością: ‘Weźcie wszystko, co mam, a dajcie mi wszystko, co wy macie; (…) Wasze cierpienie jest moje siłę, gdyż w nim działa odkupieńcza moc Krzyża Chrystusowego. Bądźcie ze mną z Waszymi modlitwami i ofiarami. Już teraz dziękuję Wam i najserdeczniej przyciskam Was wszystkich do serca. Podczas tej pielgrzymki zwrócił się do nas chorych: Ja na was liczę. Mógłbym zacytować jeszcze więcej wypowiedzi, skierowanych do chorych, które zawsze przepełnione są miłością. Mówi się, że jest to Papież chorych, i nie będzie w tym przesady, jeżeli powiem, że jest jednym z wielu milionów niepełnosprawnych – to nasz człowiek. Wiele razy przebywał w szpitalu. Przeszedł kilka zabiegów operacyjnych, w tym wymianę stawu biodrowego. Nie ma wątpliwości, że zna smak bólu i cierpienia. On nigdy o nas nie zapomina, a w spotkania z nami wkłada całe swoje . Nie ulega wątpliwości, że nas kocha, ale Jego miłość jest wymagająca. Oczekuje, abyśmy odpowiedzieli miłością na Jego miłość. Myślę, że pisząc te słowa, nie zostanę posądzony o egoizm. Wiem, że Papież jest ojcem całego Kościoła i swoją miłością obejmuje wszystkich, ale chorzy mają szczególne miejsce w Jego sercu.
Gdy w 1978 r. Ojciec Święty mówił te słowa: Wy chorzy, niepełnosprawni możecie mi pomóc zmienić świat na lepszy…, ja leżałem w szpitalu, można powiedzieć świeżo po wypadku i nie wiedziałem o tym, że Jan Paweł II tak bardzo ufa sile cierpienia, które w połączeniu z Krzyżem Chrystusa może być balsamem na smutki i radości człowieka, może wraz z Nim dźwigać świat, prowadzić drogą odkupienia ku zbawieniu. Musiało upłynąć kilka lat, kiedy to w jednej z gazet publikowano w odcinkach książkę pt. Me lękajcie się rozmowy z Janem Pawłem II i wtedy dowiedziałem się o tym zaufaniu, jakim Ojciec
Święty nas obdarzył.
Dlatego dziś, poprzez udział w tym konkursie, pragnę odpowiedzieć na to zaufanie, a zarazem zapewnić Ojca Świętego, że jestem z Nim i może na mnie liczyć nie tylko w modlitwach i słowach, ale również w czynach, o które nas tak bardzo prosił. Jeżeli ktoś uważnie śledzi pontyfikat Jana Pawła II, to z pewnością zauważy, że ten dzisiejszy apel o wyrażenie wiary poprzez czyn nie jest czymś nowym. Zaraz na początku przemian, jakie dokonały się w naszym kraju, Papież starał się na różne sposoby uwrażliwić nas, że Kościół dziś szczególnie potrzebuje, nie tak nauczycieli, jak żywych świadków wiary i to już nie tylko w seminariach, zakonach czy pustelniach – mówiąc – Jest nie do przyjęcia, jako przeciwne Ewangelii, chcieć ograniczyć religię do sfery ściśle prywatnej, zapominając o wymiarze w swej istocie publicznym i społecznym. Wyjdźcie więc na ulice, przeżywajcie swoją wiarę z radością, nieście ludziom zbawienie Chrystusa, który powinien przenikać rodzinę, szkołę, kulturę, życie polityczne. Słowa te przyjąłem do swego serca i od kilku lat staram się (raz lepiej, raz gorzej) zamieniać w czyn. Pierwsze kroki w tym kierunku mam jużza sobą, a w tej pracy postaram się ukazać jeden z nich.
W tym samym czasie, gdy Ojciec Święty przygotowywał się do odwiedzenia swojej Ojczyzny, ja także przygotowywałem się, aby odpowiedzieć na zaproszenie mojej dawnej szkoły, która zwróciła się z prośbą o danie przeze mnie świadectwa, w organizowanym Tygodniu Kultury Chrześcijańskiej. Muszę się przyznać, że obawiałem się tego spotkania z młodzieżą i nauczycielami. Jechałem tam trochę z duszą na ramieniu, a to dlatego, że wybrałem niełatwy temat. Ja – człowiek nawózku, który niewiele może zrobić przy sobie, będę mówił o sensie, radości, a nawet sukcesie w życiu i to do tak młodych ludzi. Dziś mogę powiedzieć, że Pan Bóg jest niepojęty w swojej miłości i ciągle pragnie nas obdarowywać ponad to, o co prosimy, czy rozumiemy. Właśnie tak było w tym przypadku. Moje obawy prysły jak bańka mydlana i wracałem do domu zadowolony z owoców, jakie przyniosło to spotkanie, a szczególnie z zainteresowania nauczycieli, którzy, jak mi wiadomo, do tego spotkania wracali na lekcjach wychowawczych, religii i języka polskiego.
Teraz pragnę podzielić się fragmentami tekstu, który przygotowałem na to spotkanie.
C. d. n.
Redakcja Serwisu
1 comments