Nawiązując do naszego artykułu „Śmiarowscy” zamieszczamy artykuł Pana Profesora Adama Dobrońskiego, który był opublikowany w 1982 roku w „Kontaktach” nr 9 str. 11
redakcja serwisu
Krasomówca rodem z Łomży
Adwokat — pełnomocnik, doradca i obrońca w jednej osobie; zawód przez wielu wymarzony, uznany za szlachetny, a przez innych przeklęty, zwłaszcza przez tych, którym los nie poskąpił konfliktów. Przedwojenna encyklopedia informuje, że to nie tylko „rzecznik interesów strony, w imieniu której działa, ale również i przede wszystkim rzecznik prawa i słuszności, mający na względzie dobro publiczne. Dobry adwokat wszystko może, powiadają obywatele, ale też kosztuje setnie. Zatem uosobienie sprawiedliwości czy płatny gracz, faulujący przy każdej nadarzającej się okazji? A może trzeba go charakteryzować jedynie w myśl życiowej zasady: są ludzie i ludziska; są postacie łatwe do zdefiniowania i chodzące „mieszanki firmowe”. Tu będzie mowa o tuzie.
Eugeniusz Śmiarowski — adwokat, działacz społeczny, a przez jedną kadencję poseł do Sejmu II Rzeczypospolitej, orator i meloman, postać niemal legendarna, łomżyniak — urodził się 8 maja 1878 r. w znanej, szacownej rodzinie, związanej od dawna, z Łomżą. Ojciec —- Józefat — brał udział w powstaniu styczniowym, uszedł przed represjami carskimi na emigrację, powrócił jednak po latach do swego miasta, by kontynuować dzieło przodków. Syn, osierocony przez matkę już przy narodzinach, ukończył w 1895 roku naukę w miejscowym gimnazjum i podjął studia prawnicze oraz filozoficzne na rosyjskim Uniwersytecie Warszawskim, potem w Heidelbergu i Kazaniu; w 1903, rozpoczął w Warszawie drogę kariery adwokackiej. W Łomży zasłużonym uznaniem cieszył się już wówczas stryj Eugeniusza; mecenas Marian Śmiarowski w 1842 r.), inicjator wielu przedsięwzięć, -syn Mateusza, niegdyś m.inn. patrona trybunału cywilnego województwa augustowskiego. Nie wrócili natomiast tu inni młodzi prawnicy: Wacław Szumański, Wacław Pęski, Kazimierz Głębocki. Progenitura łomżyńskich prawników podtrzymywała rodowe tradycje zawodowe, ale szukała uznania i sławy w większych ośrodkach.
Nasz bohater trafił do Koła Obrońców Politycznych; uczestniczył — początkowo przy boku Stanisława Patka — w procesach rewolucjonistów 1905-1907. To była jego walka z zaborcą, walka twarda, choć nierówna, przypominająca bój ńa szpady, z których jedna zawsze była dłuższą, o całą długość ramienia stojącej poza prokuraturą władzy państwowej. W „sali śmierci” Cytadeli Warszawskiej Eugeniusz Śmiarowski hartował odwagę cywilną zdobywał —- ciężko okupione — doświadczenia. „W walce o człowieka, nie znał przeszkód” (Leon Berenson), a gdy nie było już innych szans, przynosił ponoć oskarżonym więźniom politycznym zarazki gruźlicy, by mogli skutecznie symulować ciężką chorobę i w ten sposób odwlekać termin- rozprawy lub wykonania wyroku. W warunkach zaborowych łamanie obcego prawa było takim samym nakazem patriotycznym, jak tandetna, mało wydajna praca dla okupanta. Bronił Śmiarowski i w sprawach karnych, w tym w głośnym procesie o zabójstwo księcia Druckiego-Lubeckiego 1913 r.).
W czasie I wojny światowej mecenas zrazu zaangażował się w pracy sądownictwa obywatelskiego, a w 1917 r. trafił na trzy lata do służby państwowej. To spod jego pióra wyszły pierwsze projekty sieci sądownictwa polskiego, W wolnej Ojczyźnie awansował na wiceministra resortu sprawiedliwości, podał się jednak do dymisji w początkach 1920 r. W kilka miesięcy później poszedł (jako 42-letni ochotnik) na front, a po wojnie znów stanął w sali sądowej,
W 1930 r. fotograf utrwalił na zdjęciu postać zażyłego mężczyzny z jasnym wąsem, małymi oczami, ukrytymi za szkłem okularów, bezładną czupryną! Zdaniem przyjaciół i znajomych — był Śmiarowski „nieustraszonym entuzjastą, samarytaninem o niewinnym uśmiechu dziecka, był człowiekiem wierzącym w bogactwo dnia następnego, zawsze wsłuchanym w najczulsze, szmery serca bliźniego”.
Żona Teodora Duracza, również znanego obrońcy w procesach politycznych., Romana Duraczowa — jak na kobietę przystało — zapamiętała, że Śmiarowski był „czarujący, intelektualista, wirtuoz (jego mazurków chopinowskich słuchało się ze szczególnym wzruszeniem), w każdym calu esteta. Rozbrajający przy stole, grubas — z poważnie zaawansowaną chorobą serca – surowo miał zakazane nadużywanie słodyczy. Ale nie mógł obojętnie patrzeć na otwartą bombonierkę” .
Zajrzyjmy do, wydanych, drukiem, tekstów mów obrończych Eugeniusza Śmiarowskiego. Po pierwszych procesach 1919—1920 musiał przyznać, że „dawna, trochę dziecinna wiara nas wszystkich w przyszłą Polskę jako idealny kraj porządku i lądu, powszechnej miłości i braterstwa — wiara, że sam fakt odzyskania przez naród nasz niepodległego bytu ludzi przemieni w aniołów, była wiarą naiwną i rzeczywistość zaprzeczyła jej boleśnie”. Uważał, że „w sądzie polskim nie ma miejsca na represją w stosunku do zjawisk niemiłych rządowi lub dla rządzącej grupy, a jest miejsce jedynie na ścisłe stosowanie prawa, na wymierzanie obiektywnej, spokojnej i beznamiętnej sprawiedliwości”. Cieszył się natomiast, że — w przeciwieństwie do czasów zaborowych — był to już sąd z drzwiami otwartymi na oścież, poddany kontroli publicznej.
Podczas rozprawy przeciwko sprawcom rozruchów w Gnieźnie, towarzyszących przejazdowi tam w końcu 1919 r. Naczelnika Państwa, Śmiarowski zganił upowszechniające się uprzedzenie, że powaga Państwa wymaga, aby zatargi pomiędzy władzą a obywatelami były rozstrzygane silą, że władza nie może; ustępować przed żądaniami obywateli, nawet gdyby te żądania były słuszne i wykonalne”. Kilka miesięcy potem sprawa starosty Remiszewskiego o bezprawne aresztowanie) zaapelował o przestrzeganie prostej w zasadzie reguły: niech obywatel wypełnia swe obowiązki, a urzędnik nie przekracza pełnomocnictw. Honoru państwa trzeba bronić, ale rozsądnie (sprawa Marka Segała oskarżonego o zdradę stanu) i to państwa, „którego zadaniem naczelnym jest zapewnienie bezpieczeństwa swym obywatelom, ochrona przed zamachami na ich życie, wolność i dobrą stawę”. Zaś honor i dobre imię człowieka, to też — prócz wartości indywidualnej — wartość narodowa i społeczna,
Mecenas dostrzegał niejednokrotnie mankamenty ustrojowe II Rzeczypospolitej. Negatywnie oceniał, na przykład, zjawisko wypaczania przez władzę terenową (pod wpływem „naleciałości czasów poprzednich”, strachu i nacisków różnych grup) zasad i rozporządzeń ustalonych na szczeblu centralnym. Wielu niepotrzebnych ofiar winna była policja. Analiza wypadków poznańskich (26IV1920 r.) pozwoliła na odkrycie w czasie procesu następujących faktów: z ośmiu zabitych aż pięciu kule dosięgły już podczas odwrotu, gdy minęło zagrożenie porządku publicznego, i były to głównie rany od pocisków małego kalibru, a więc wystrzelonych nie z karabinów szeregowych policjantów.
Długo komentowano mowę obrończą Eugeniusza Śmiarowskiego w procesie krakowskim 1924 r. Stanęło wówczas przed sądom 57 osób oskarżonych „o zbrodnie buntu, rozruchu, gwałtu publicznego, zabójstwo, i ciężkiego uszkodzenia ciała”. Był to finał wydarzeń jesiennych 1923 roku; 5 listopada strajk powszechny objął kraj, a w dniu następnym robotnicy krakowscy stawili czoła wojsku i policji; byli zabici i ranni. Śmiarowski, zakwestionował wartość materiałów dowodowych, odparł atak prokuratorów na Polską Partię Socjalistyczną, określił czynniki popychające tłum do determinacji. Sąd .uniewinnił większość oskarżonych. (Fragmenty tekstu mowy obrończej — W następnych numerach).
„W Polsce człowiek to skarb, w Polsce człowieka trzeba umieć cenić i szanować, w Polsce trzeba umieć człowieka dla spraw polskich wyzyskać”. W 1925 r. bronił Śmiarowski . kooperatystów lubelskich, członków Lubelskiego Stowarzyszenia Spożywców,, oskarżonych o działalność komunistyczną”. Przestudiował wówczas całą literaturę poświęconą temu ruchowi i dzięki niemu właśnie proces stał się „tygodniem propagandy spółdzielczości”. Nie odmówił też Śmiarowski udziału w rozprawie przeciw posłom ukraińskim, sądzonym za rzekomą agitację antypaństwową. W imieniu podobnie myślących rodaków powiedział: „my prześladować uczuć i ideałów narodowych, tępić ich silą i gwałtem, wykorzeniać więzieniem — nie możemy i nie będziemy”, Poglądy te podtrzymywał i w trakcie procesu przeciwko „Hromadzie” (1928 r.). Oburzała go toporna polityka narodowościowa władz polskich, skutkiem której stanął przed sądem i Bronisław , Taraszkiewicz, założyciel oraz przywódca Białoruskiej Włościańska-Robotniczej „Hromady”, poseł, tłumacz na białoruski „Pana Tadeusza”. „Taraszkiewicz — dowodził obrońca — był ogniskiem wielkich sil i on te skarby mógł przynieść Polsce nie w ofierze, nie w daninie, nie w postaci kornego dam poddanego, lecz na podstawie równowartościowej wymiany”. Pomimo przebytego ataku serca — stanął też do obrony polityków partii 0pozycyjnych wobec sanacji, oskarżonych w tzw. procesie brzeskim 1931 r. Nie unikał procesów trudnych, nie odmawiał krzywdzonym, także tym mniej majętnym.
Bywało, że adwokat zamieniał się w oskarżyciela, działającego w „interesie moralnego zdrowia Narodu”. Tak było w długo ciągnącej się sprawie redaktora Zygmunta Wasilewskiego o zniesławienie „Komitetu uczczenia pamięci prezydenta Gabriela Narutowicza” (1924 r.). Zeznawał wówczas przed sądem m.in Maciej Rataj, Władysław Sikorski, Wincenty Witos. Karcił obrońca prokuratorów za małostkowość, uprzedzenia, demagogię. Podczas jednej ze spraw przypomniał, że „akt, oskarżenia to nie literacki, utwór, to jedna z gwarancji naturalnych dla obywateli”.
Występował nie tylko w procesach politycznych. Oto w 1923 r. w Warszawie dwaj zaprzyjaźnieni studenci postanowili zejść z tego świata wskutek doznanych niepowodzeń życiowych i nadciągających egzaminów na uczelni. Napisali list, po czym jeden z nich (Dionizy Smoleński) wziął rewolwer, strzelił do kolegi, a następnie we własną pierś. Chciał poprawić ten drugi strzał, mierząc w głowę, ale ranny towarzysz przechylił się nagle, potrącił nabitą, broń i w efekcie trzecia kula ugodziła jego właśnie w szyję; kolejny nabój zaklinował lufę i narzędzie zbrodni przestało działać. Dwukrotnie trafiony kolega zmarł, a Smoleński stanął przed sądem oskarżony z art 460 k.k, o zabójstwo. Jak przystało na wytrawnego adwokata, Śmiarowski odrzucił zbyt proste wywody oskarżyciela względem przyczyn tragedii (zawód miłosny, przemęczenie przedegzaminacyjne), powołał się na najnowsze ustalenia psychologów (obfite cytaty z dzieła prof. Scipiona Sighetego), zażądał zmiany, klasyfikacji czynu (nie zabójstwo i próba samobójstwa, lecz podwójne samobójstwo). Dowodził też, że Dionizy Smoleński nie może wziąć na swe barki odpowiedzialności „za to – wszystko, co w środowisku, w społeczeństwie, w narodzie złożyło się na fatalny splot przyczyn i motywów popychających dwóch chłopców do zerwania z życiem”. W takim przypadku „kara byłaby niesprawiedliwa, wreszcie byłaby nieprawną”.
Nie zawsze sąd zgadzał się z ocenami adwokata, często musiał jednak ulec jego argumentacji i precyzji wypowiedzi. Krasomówstwo Śmiarowskiego było świadomym oddziaływaniem na intelekt, wyobraźnię i zarazem wolę osób słuchających. „Jego mowy były jak gdyby nieprzezwyciężoną lawiną, która bierze duszę w niewolę” (Stanisław Thugutt). Głos miał wcale nie najpotężniejszy, ale sugestywny; unikał pustych figur retorycznych i żywiołowej gestykulacji. Potrafił szybko i celnie ripostować, wplatać stwierdzenia dosadne. We wspomnianym, już procesie kooperatystów lubelskich zauważył: „przesłanki prokuratora są ubogie, moje zaś będą bogate. Zdaje mi się, że ta różnica jest widoczna”. Innym razem kpił; że wersja o pierwszym strzale ze strony „poskramianego, tłumu” jest żelazną reguła w sądach, nieodłącznym składnikiem mów prokuratorskich — „tak bywało za czasów zaborczych i ta tradycja przeszła i do wolnej Polski”.
Dnia 8 października 1932 r. rozeszła się wiadomość o nagłej śmierci Eugeniusza Śmiarowskiego. Przeżył 54 lata, których 24 — w zawodzie prawniczym. Żegnano z żalem tego obrońcę wolności i godności obywateli, szczerego demokratę. Zostały jego mowy. trochę wspomnień, zdjęć wybranych maksym, może. gdzieś i pamiątek osobistych. Może za pośrednictwem „Kontaktów” znajdą się współautorzy ciągu dalszego sagi tego zasłużonego rodu.
Adam Dobroński
Redakcja Serwisu