Link do części czwartej demonologii ludowej:
https://historialomzy.pl/relikty-demonologii-ludowej-w-miejscowosciach-nadbiebrzanskich-czesc-4/
CZAROWNICE. RZUCANIE UROKÓW.
Okres odrodzenia, renesansu kojarzy się w większości z nas ze zeświecczeniem życia społecznego, powrotem do antyku w sztuce, rozkwitem nauki i filozofii. Jest to jednak tylko jedna strona tego okresu. Drugą były poniżenia kobiet, procesy o czary, stosy i słynne dzieło Heinricha Kramera ,, Młot na czarownice” z 1487. To ponure i złowieszcze wydawnictwo zapoczątkowało zbiorowe szaleństwo, połączone z masowymi mordami kobiet, oskarżonych o bycie czarownicami. Za głosem autorów,, Młota…,” zrazu nieśmiało, później coraz odważniej, aby w końcu XVI i XVII wieku osiągnąć cechy ogólnoeuropejskiej histerii. Ile zginęło kobiet zamęczonych w salach tortur lub spalonych na stosach tak w Europie jak i samej Polsce nawet szacunki są bardzo rozbieżne. Z terenów nadbiebrzańskich warto przypomnieć tragiczną postać Barbary Królki, która oskarżona o czary zginęła w płomieniach stosu w Wiźnie w 1670 roku.
Jeszcze w 1860 roku – jak wspomina Zygmunt Gloger – w związku z przedłużającą się suszą, chłopi z dóbr Jeżewo pod Tykocinem chcieli wymóc na jego ojcu, pozwolenie na ,, spławienie baby w sadzawce dla dokumentnego przekonania się , czy używała czarów do rozpędzania chmur”. Biedna Miastkowska, komornica zapewne przypłaciłaby to życiem, a na pewno wykluczeniem ze społeczności wiejskiej, gdyby nie zdecydowana postawa Jana Glogera.
Obraz czarownic, wiedźm w powyższym rozumieniu ukształtował się w świadomości ludowej
w XVI – XVIII wieku. W okresie przedchrześcijańskim i w pierwszym okresie funkcjonowania Kościoła na naszych ziemiach wiedźma, dawniej wiedmie – była osobą wiedzącą, osobą, która wie. Była to kobieta obdarzona niezwykłymi zdolnościami i mocami. Określane przez dawnych Słowian niekiedy mianem „złotych bab”, „ciot” lub „wróżek”. Przez społeczność uznawane były za pełnoprawne członkini wspólnoty, chociaż ich chaty znajdowały się zwykle poza wsią – obszarach sąsiadujących z lasami lub dzikimi zagajnikami. Takie położenie ich domostw potęgowało aurę tajemniczości.
W kulturze słowiańskiej wiedźmy zajmowały się szeroko rozumianym leczeniem różnych schorzeń, odbierały porody, przepowiadały przyszłość, były – jak to dzisiaj byśmy powiedzieli terapeutkami, czyli miały zdolności sprowadzania na kogoś pomyślności bądź zdejmowania złego uroku.
Do czasów umocnienia się wiary chrześcijańskiej nie były postrzegane je jako towarzyszki diabła. Określenia czarownica, wiedźma nie miały wydźwięku pejoratywnego. Były one kwintesencją mądrości, wiedzy i wielu umiejętności niedostępnych zwykłym ludziom. Chociaż oficjalnie kościół patrzył na nie bardzo nieufnie – to przecież zapotrzebowanie na ich umiejętności było powszechne. Ich usługi były ponoć skuteczne, a na pewno tańsze i na miejscu. Ogólnie znane były umiejętności leczenia ukąszeń żmii. Specjalistą m.in. w tej dziedzinie był znachor, mieszkaniec Jasionowa.
Herman z Jasionowa dawał ukąszonym 3 kruszynki chleba, połączonych z czymś wiadomym tylko sobie. (…). Skutkowało. Ale nie wierzył w to ksiądz Pauksztys z Krasnegoboru. Swego czasu ksiądz wygnał Hermana z kościoła jako „czarodzieja”. Od tej pory Herman obrażony przestał przychodzić do kościoła. Ale zdarzyło się, że żmija ugryzła księdzu bardzo dobrą krowę. Wtedy ksiądz wysłał do Hermana po lekarstwo swojego parobka. Herman nie tylko odmówił ale obraźliwie odpowiedział, że szkoda, że żmija ugryzła krowę, a nie księdza. Rad nie rad ksiądz pojechał sam do Hermana, który podał krowie owy chleb. Po trzech dniach krowa wyzdrowiała. Od tej pory Herman i ksiądz żyli ze sobą w zgodzie. (Jasiono gm. Lipsk)
Obecny, ludowy obraz czarownicy nie jest jednoznaczny. Bliższe współczesności nazywane szeptuchami postrzegane są jako zielarki i znachorki, których działalność oceniano w bardzo różny sposób.
Siemiejczycha zbierała piołun, serdecznik, walerianę, buberek, żywokost, dziurawiec. Siemiejczycha żyła 100 lat. Polazła pod stół po miseczkę kotki, tam padła, wyciągnęli ją, położyli na szlabanem. Po trzech dniach wstała i opowiadała, że swoich zmarłych widziała- męża, syna, córkę. Zjadła położyła się i zmarła. Mówili o niej: ,, Czy grzeszna czy święta? ”. (Gabowe Grondy gm. Augustów )
Przed II wojną chodziła kobieta tam, gdzie była młocka i z ziaren wybierała sporysz. Mówiono, że była z Gruszek i że tym sporyszem spędza płody. (Jaczniki gm. Lipsk).
Zdarzały się również hochsztaplerki i naciągaczki:
(…) Daj mi jajkow, puść w wodę. Zaszumiało w garnku, coś poszło w komin, ale co poszło nie wiem. A ona powiada: Daj mi ten pierścionek z palca. Będziesz miała syna. A ja mówię Nie, nie zdejmę tego pierścionka. Jak nie zdejmiesz to ci nic nie powiem. No to ja ten pierścionek zdejmuje… A tu wchodzi mąż do domu. A ja już zdjęłam ten pierścionek. Co wy tu robicie? Mąż nakrzyczał na mnie i na te cygankę. I tak to się zakończyło. Nie dałam tego pierścionka, bo mąż był przytomny, a ja nie byłam. Jedna taka to dała wszystko, ze nawet do kościoła nie miała się w co ubrać. (Pawełki gm. Jedwabne)
WODNIKI, TOPIELCE, RUSAŁKI – MIESZKAŃCY WODNEGO ŚWIATA
W panteonie demonów słowiańskich ważną rolę odgrywały istoty zamieszkujące wody jezior, rzek i stawów. To one miały być odpowiedzialne za utonięcia ludzi i zwierząt, porwane sieci rybaków, zatopienia łodzi, niebezpieczne wiry wodne, występowanie z brzegów rzek, zalewanie łąk, pól i siedzib ludzkich. Nazywano je różnie: topielcami, utopcami, topnikami, topcami, utopiami, a najczęściej wodnikami. Obwiniane za klęski i tragedie mieszkańców związane z żywiołem wodnym budziły powszechny strach i grozę, niemal do czasów nam współczesnych.
W dawnych wierzeniach ludowych topielec był bardziej złośliwy i bardziej bezwzględny niż bies. Ten, bowiem dokuczał ludziom, ale działalność jego miała charakter najwyżej dotkliwego żartu. Topielec natomiast w swoich działaniach dążył do unicestwienia upatrzonej ofiary. Zatarte relikty wierzeń w wodniki, nakładanie się wierzeń w diabła i wreszcie różny charakter istot demonicznych w poszczególnych rejonach naszych ziem nie daje możliwości pełniejszego opisu jak przedstawiał się obraz tych istot w okresie przedchrześcijańskim. Prawdopodobnie wodnikom – bo być może należy rozróżnić go od topielca składano ofiary. Jednym z kilku reliktów tego typu zachowań może być opis poczyniony przez Zygmunta Glogera, który wspomina w 1887 roku, że w jednym z jezior w augustowskich zdarzały się częste wypadki utonięć. Aby uniknąć tego typu zdarzeń miejscowa ludność, co roku wrzucała do wody kurę. Nowo przyjęci w poczet oryli spławiających na Narwi drzewo, dla przebłagania mieszkających w jej odmętach topielców mieli wrzucać drobne monety.
Wierzono, że wodnik wciągał do swojego królestwa, tych, którzy z różnych powodów go zlekceważyli. Powszechnie sądzono, że korzystanie z akwenów w pewne dni, a nawet o pewnych porach dnia nie było bezpieczne . Ciężkim grzechem była kąpiel w niedzielne przedpołudnia, kiedy to w kościołach odprawiane były msze. Nie kąpano się również na przykład w dzień św. Jana (24 czerwca), w dzień św. Piotra (29 czerwca), w dzień Wniebowzięcia Marii Panny (15 sierpnia). Zasady tej ponadto przestrzegano również w innych okolicznościach. Nie wchodzono do wody ponadto przed i po burzy lub na przykład w okresie kwitnienia zboża. Aby nie narazić się na kontakt z tym demonem, przed kąpielą żegnano się, zagarniając nieco wody w prawą dłoń. Starano się nie wchodzić do wody bez medalika lub krzyżyka na szyi. Aby nie prowokować topielca nie zachowywano nad akwenami zbyt głośno. Trudno powiedzieć czy aby nie zdenerwować czającego się gdzieś demona, czy też, aby nie przywołać go hałasem. Nie wypływano również na głębię, gdzie mogły pojawiać się wiry.
W wielu okolicach m.in. na Podlasiu i północno- wschodnim Mazowszu, osoby mające kontakt z wodą, tak jak rybacy, flisacy, oryle, a także młynarze znali specjalne zaklęcia, które miały odstraszyć mieszkańców podwodnego świata. Według opisu z roku 1938 jeden z oryli opowiadał, że kiedy rozpoczął pracę przy spławie drewna, retman nauczył pouczył go, że chcąc uwolnić się od topielca, należy wypowiedzieć magiczne zaklęcie,, Flis. Mlis. Klis.”. Młody oryl nie spodziewał się, że tak szybko nauka ta będzie użyteczna. Kiedy przeskakiwał z tafli na taflę, z wody wyskoczyło małe dziecko i z wielką siłą próbowało go wciągnąć do wody. Zdążył jednak wypowiedzieć magiczną formułę i topielec porzucił go. Mniej niestety szczęścia miał jego kolega – jąkała, który znalazł się w podobnej sytuacji. Jego przypadłość połączona ze strachem spowodowała, że nie potrafił wypowiedzieć formuły w całości. Zginął wciągnięty pod wodę. Co znaczyły owe ,, Mlis” i ,, Klis” – nie wiadomo. Opowiadano ponadto o pewnym retmanie, który z racji wieloletniej praktyki związanej z pracą na wodzie, posiadł wysoką znajomość magii topielców. Pewnego razu goląc się na tratwie upuścił brzytwę do wody. Wykrzyknął tylko jakieś zaklęcie i natychmiast topielec, mały, nagi chłopiec podniósł mu leżący głęboko na dnie zgubiony przedmiot.
Oczywiście takie umiejętności posiadali jedynie niektórzy. W związku z tym w kontakcie z wodą należało zachować daleko idącą ostrożność.
Niebezpiecznym miejscem było jeziorko Barwik, gdzie mieszkały wodniki pod postacią małych chłopców:
Na Barwiku sporo osób straciło życie, topili się. Jeden nawet zastrzelił się w łódce. Ludzie widzieli jak wiatr od lasu szedł, drzewa się uginały, a z wody dwoje dzieci tańczyły na bagnie. Jak się ktoś do nich zbliżał, uciekały do wody. (Pieńki gm. Bargłów)
Topielcem można był zostać w różny sposób. Powszechna była wiara, że zostawały nimi utopione przez wyrodne matki nieochrzczone dzieci. Niekiedy w tego demona przemieniał się płód ciężarnej matki, która z różnych powodów straciła życie w głębinach wód. Topielcem stawał się po śmierci zły człowiek, którego duszy nie może było przyjąć do nieba. Przypisany piekłu musiał przebywać w wodzie w pobliżu miejscowości, w której mieszkał. Niekiedy w ludowych wierzeniach to piekło wyznaczało mu pokutę na podstawie, której miał utopić określoną liczbę ludzi! Topielcem zostawał,, człowiek, który się przypadkiem lub dobrowolnie utopił, a przez diabła ożywiony przebywa w głębinach wody i czy to używających kąpieli, czy rybaków lub flisów pływających porywa i zatapia. Nigdy się w dzień (…) nie pokazuje, zawsze przebywa na dnie rzek, stawów i jezior głębokich, dopiero za nadejściem nocy wychodzi na brzeg i siedzi na nim czatując zdobyczy”.
Z terenów nadbiebrzańskich warto przytoczyć tutaj historię młodego mężczyzny, który nie chcąc iść na japońską wojnę utopił się przywiązując sobie do szyi kawał żelaza. Ów topielec z żelazem na szyi napadał później ludzi przejeżdżających przez rzekę albo kąpiących się w niej. Jeden z gospodarzy jadąc na oklep przeganiał bydło przez płytką odnogę Biebrzy. Nagle ów topielec z żelazem na szyi ściągnął go z konia i zaczął go topić. Na szczęście gospodarz nie wypuścił postronka z dłoni i wystraszony koń wyszarpnął go wraz z demonem na brzeg. W wodzie obdarzony był wyjątkową siła – to poza nią był niemal bezbronny. Niedoszła ofiara uciekła, a topielec krzyczał z brzegu rzeki, że go jeszcze dopadnie. Miał pokazywać się mężczyźnie jeszcze kilka razy, ale ten nie dał się już zaskoczyć. (Lipsk nad Biebrzą gm. loco).
Bywało, że utopiec przybierał formę zwierzęcia. Chcąc swoje potencjalne ofiary zachęcić do kąpieli, krążył w ich pobliżu, pod różnymi postaciami, a to psa, a to świni, barana lub konia. Pod postacią tego ostatniego czworonoga miał pojawiać się w Biebrzy w okolicach wsi Dwugły. Jednak czy był to na pewno topielec, można mieć, co do tego wątpliwości. Nie słychać było, aby się w tym miejscu ktoś utopił.
Czasami topielec podpływał i niezauważony atakował swoją ofiarę. Jednego z kąpiących się w Biebrzy pod Goniądzem próbował pochwycić i utopić. Niedoszła ofiara opisała to w następujący sposób:
Nie dostrzegłem nikogo, ale czułem jego oślizłe ręce, które ciągnęły mnie na głębinę. (Goniądz gm. loco).
Pomimo fatalnej opinii, jaką miały topielce, jeden mieszkający w Biebrzy ,,u przewozu” pod Wroceniem, zdawał się tej opinii przeczyć.
Łąki za Wroceniem użytkowane były przez kilkadziesiąt wsi. Droga na nie prowadziła przez Biebrzę przez tzw.,,przewóz”. W różnych czasach różnie przeprawiano się przez rzekę, począwszy od łódek, ruchomych kładek aż po prom. Było to wymarzone miejsce dla topielca. I był! Wiele osób go widziało. Był elegancko ubrany na czarno, w kapeluszu, bez zielska na ciele itp. akcesoriów. Wieczorem wracając od koszenia kosiarz, jeśli przychodził o zmroku, rozpalał ognisko i krzyczał,,Przewozu!”,! Mógł jednak krzyczeć i tak nikt o zmroku nie odważył się płynąć łódką prze rzekę. Jeden kiedyś spróbował… Wsiadł do łódki ruszył. Ledwo przepłynął kawałek usłyszał chichot i plusk jakby coś do wody skoczyło. Nie pamiętał jak wrócił do domu… Jednak wroceński topielec większej krzywdy nikomu nie zrobił. (Wroceń gm.Goniądz)
Do innej grupy istot demonicznych związanej ze zbiornikami wodnymi należały rusałki. Wiara w te istoty rozpowszechniona była na terenach wschodniej słowiańszczyzny, a szczególnie na Ukrainie i Białorusi. Na ziemiach polskich rusałki miały występować na obszarach, na których przemieszany był żywioł polski i białoruski w tym również na terenach nadbiebrzańskich.
Według językoznawców termin,,rusałka” ma związek z rusaliami tj. ze świętem Trójcy obchodzonym już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa na terytorium Imperium Rzymskiego. Kalendarzowo lokalizowano je na wiosnę lub początek lata – tj. czas kwitnięcia róż. Pełna nazwa święta brzmiała pascha rosata, domenica rosarium – co można przetłumaczyć jako „święto róż”.
Wraz z rozpowszechnianiem się chrześcijaństwa, święto to przeniknęło do innych kultur. Początkowo u wszystkich znaczyło jedynie nazwę święta i dopiero w XVIII wieku nazwa tę przeniesiono na czczone wśród Słowian zamieszkujące wody demony płci żeńskiej bereginium (boginki?). Rusałki zajmują poczesne miejsce w literaturze romantycznej. Poeci z tego okresu jak wiadomo chętnie wykorzystywali tematykę ludową, a ta z kolei zapożyczała i przetwarzała utwory naszych romantyków. Dzisiaj trudno jednoznacznie wskazać elementy ,,czystych” wierzeń ludowych.
Rusałki zamieszkiwały wody oraz przybrzeżne zarośla. Spotkać je można było również w życie i konopiach. Były to dusze zmarłych gwałtowną śmiercią dziewcząt lub młodych mężatek. Czasami – jak wspominał jeden z mieszkańców Lipska nad Biebrzą z zawodu stolarz i racji swojego zawodu dużo podróżujący po Białostocczyźnie, rusałkami miały być dusze poronionych lub nieochrzczonych, względnie zamordowanych lub przypadkowo uduszonych w czasie snu dzieci płci żeńskiej. (Lipsk nad Biebrzą)
Pomimo tak różnych proweniencji demony te nazywano również rusawkami, postrzegane były jako piękne dziewczyny, o jasnej zwykle karnacji skóry i długich rozpuszczonych włosach, które zdobił wianek. Chodziły nago lub w powłóczystych koszulach. Obok pięknych pociągających swoim wyglądem rusałek występowały również w podlaskich i białoruskich wierzeniach istoty brzydkie i stare. Te z kolei były duszami starych kobiet, które swoje życie zakończyły gwałtownie i tragicznie lub zapiły się na śmierć. Na północnym Podlasiu nazywano je kazytkami co po białorusko znaczyło,,łaskoczące”.
Dawniej rusałki były istotami bardzo niebezpiecznymi. Piękne i powabne tańcząc nad brzegiem jeziora lub rzeki wabiły i wciągały do wody nierozważnego i zauroczonego nimi mężczyznę, gdzie topiły go lub łaskotały tak długo aż nieszczęśnik umierał. Wydaje się, że z czasem urok i piękno rusałek sprawiło, że przynajmniej te podlaskie nie wykazywały tak wielkich tendencji do okrucieństw wobec swoich ofiar.
Opracował Jarosław Marczak, Legionowo
jaroslaw.marczak@o2.pl
Koniec części V
C.d.n.