Link do 2 części Kroniki Panien Benedyktynek Opactwa Św. Trójcy w Łomży:
https://historialomzy.pl/kronika-panien-benedyktynek-opactwa-sw-trojcy-w-lomzy-czesc-2/
OKUPACJA SOWIECKA
26 września … około południa samolot sowiecki zrzucił na miasto mnóstwo ulotek. W tych ulotkach pisano, że Sowieci dlatego zajmują pewną część Polski, ustąpioną im przez Niemców, ponieważ Polacy nie są zdolni do samodzielnego rządzenia swoim krajem. Oni zaś z miłosierdzia przychodzą zaopiekować się ludnością polską. Wiele było urągań na rząd polski i innych bredni w tych ulotkach. Panna Magdalena wróciła dziś ze szpitala. Leczył jakiś wojskowy, niemiecki lekarz. Pierwszy opatrunek miała siódmego dnia po zranieniu. Szczęśliwie i wprost cudownie zagoiła się rana; mówi tylko niewyraźnie z powodu utraty zębów. Dziś dokończyłyśmy kopanie kartofli. Znalazłyśmy w ogrodzie dwie rozerwane bomby. Wieczorem wojsko bolszewickie wkroczyło do Łomży. Żydzi i miejscowi komuniści wyszli na ich spotkanie. Komisarz bolszewicki kilkunastu z nich oznaczył czerwonymi opaskami na rękawach, jako milicję, oddając im tymczasowy zarząd miasta. Żołnierze sowieccy względem nas odnieśli się obojętnie. W ogóle nie zaznaczyli swojego wejścia żadnym okrucieństwem. Nastąpiło pewne odprężenie nerwów.
30 września … Panna Alojza udała się z Łomży na Pociejewo do gospodarzy z prośbą o zboże do siewu. Ludzie bardzo chętnie i życzliwie odpowiedzieli na prośby zakonnic. Zebrano około 1,5 korca żyta.
1 październik… Panna Alojza pojechała do Nagórek jeszcze za zbożem. Tam przenocowała u państwa Wszeborowskich. Następnego dnia urządzała kwestę zboża w Nagórkach. Zebrała około 5 metrów.
3 październik … Jeden z urzędników tymczasowej milicji przyszedł dziś do nas i zażądał urzędowo, aby mu podać dokładny spis naszego inwentarza. Powiedział, że kilka naszych świń zabiorą dla wojska.
5 październik … Z rana jedna z zakonnic udała się do komisarza sowieckiego z prośbą, aby dał rozporządzenie pisemne zabraniające rabunku naszej trzody, gdyż jesteśmy spalone i jest nas dużo do wyżywienia. Komisarz dość spokojnie i cierpliwie wysłuchał naszej prośby. Obiecał osobiście przyjść do nas i naocznie sprawdzić nasze warunki. Dotrzymał obietnicy i przyszedł w niespełna dwie godziny po rozmowie. Rozejrzawszy się w naszej sytuacji obiecał, że sam pójdzie na posterunek milicji i powie, aby od nas nic nie zabierali. Dość życzliwie odniósł się do nas. Zalecał nam spokój zaręczając, że Sowieci nie uczynią nam nic złego.
6 październik … Zbierałyśmy zboże w czasie kwesty w Konarzycach, Krasce i Łomżycy.
9 październik … Dziś Panna Alojza pojechała do Jeziorka do dworu po kartofle. Dwór rozparcelowany, dziedzic w więzieniu. Majątkiem zarządza tymczasowy komitet złożony z trzech gospodarzy, oczywiście komunistów. Parobcy dzielą się dobytkiem i mieniem. Serce pęka z bólu, gdy patrzy się na to wszystko. Zwróciłam się do owego komitetu z prośbą o skrzynię kartofli, powołując się na to, że dziedzic każdego roku dawał nam kartofle. Po dłuższych prośbach prezes komitetu pozwolił nam pojechać na pole, gdzie kopano kartofle i kazał nasypać skrzynię ziemniaków. Gdy już miałam wyjeżdżać z pola, jeden z gospodarzy zatrzymał wóz, żądając pisemnego pozwolenia na ich wzięcie. Po dłuższej rozmowie i za wstawieniem się kopaczy dał się przekonać i uwierzył, że prezes pozwolił wziąć te kartofle. Przez następnych kilka dni Panna Alojza wyjeżdżała do okolicznych wiosek prosić o kartofle – ją bowiem Przewielebna Matka Ksieni mianowała kwestarką.
12 październik … Miejscowa milicja poszukiwała u nas Księdza Prałata Wądołowskiego. Powiedział im ktoś, że znajduje się u nas w przebraniu zakonnym. Zaręczyłyśmy, że to nieprawda, że jesteśmy gotowe do rewizji. Uwierzyli nam, lecz zaznaczyli, że gdyby to okazało się prawdą, groziłaby nam kara śmierci.
15 październik … Dziś na rekreacji zakonnice rozmawiały o tym, jak wielką boleścią dla nich jest brak Najświętszego Sakramentu. Brak Pana Jezusa ogromnie, boleśnie daje się odczuć naszym.duszom. Panna Maura podała projekt, aby jeden pokój oddać na kaplicę i postarać się o pozwolenie przechowywania w niej Najświętszego Sakramentu. Myśl tę przyjęto z wielką radością. Z projektem tym udałyśmy się do Przewielebnej Matki Ksieni, prosząc o pozwolenie realizowania gorących naszych pragnień. Matka Ksieni przychylnie odniosła się do tej sprawy, dając pozwolenie i swoje błogosławieństwo. Postanowiono jak najprędzej zamienić w czyn nasze pragnienia. Panna Alojza ofiarowała się udać do Księdza Biskupa z prośbą o pozwolenie. Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup znajdował się na terenie diecezji łomżyńskiej w miasteczku Tykocinie. Musiał ukrywać się przed wrogami Kościoła. Konsystorz, seminarium duchowne i pałac Ks. Biskupa w Łomży doszczętnie było zrabowane przez Niemców. Zamieszkiwali tam Sowieci.
16 październik … Wczesnym rankiem Panna Alojza wyruszyła w podróż do Tykocina. Aby nie zwrócić na siebie uwagi i nie narazić Ks. Biskupa, Panna Alojza ubrała się w świeckie ubranie. Tykocin od Łomży oddalony jest mniej więcej o 50 km. Pan Bóg tak zarządził, że jechał w tamtą stronę samochód pocztowy, którym Siostra pojechała aż do Jeżewa. Stąd do Tykocina zostało tylko 7 km. Dwa km przeszła pieszo, a resztę przejechała na furmance pewnego gospodarza. O godz. 10 z rana była już u celu swojej podróży w Tykocinie. Po przyjęciu Komunii Św. w parafialnym kościele, udała się na plebanię, gdzie mieszkał Ks. Biskup. Jego Ekscelencja przyjął Pannę Alojzę bardzo życzliwie i serdecznie. Z troskliwością prawdziwie ojcowską wypytywał o wszystkie nasze przeżycia. Zdawało się, że był nadzwyczaj rozczulony. Przechowywaniu Najświętszego Sakramentu u nas, zdawał się być początkowo przeciwny ze względu na niespokojne czasy i na to, że nie możemy być pewne, że będziemy miały stale kapłana. W końcu jednak dał się zwyciężyć gorącymi prośbami. Jego wielkie serce umiało znaleźć radę i wyjście z tego trudnego położenia. Po namyśle pozwolił na przechowywanie w skromnym tabernakulum jednej Hostii Konsekrowanej. Zaznaczył, że w razie jakiegoś niespodziewanego niebezpieczeństwa, zniewagi lub czegoś podobnego, każda zakonnica będzie mogła spożyć Najświętszą Hostię, chroniąc w ten sposób Pana Jezusa w Jego Postaciach Sakramentalnych. Otrzymawszy błogosławieństwo pasterskie dla całego Zgromadzenia, udała się Panna Alojza w powrotną drogę z sercem przepełnionym radością i szczęściem niewymownym. Podróż powrotną odbyła pieszo, ponieważ żaden samochód ani furmanka nie jechały w stronę Łomży. Nic w tym dziwnego. Tak wielkie szczęście należało okupić jakąś ofiarą. Na noc przybyła Panna Alojza do wsi Rudniki. Tu musiała zanocować. Nazajutrz o świcie wyruszyła w dalszą drogę. Na rozstajnych drogach nie mając się kogo zapytać o właściwy kierunek, zabłądziła; skutkiem tego musiała nadłożyć drogi. Około godz. 10 z rana przyszła do Wizny. Komunii św. przyjąć nie mogła, bo kościół już był zamknięty. Od Wizny do Łomży 20 km. Coraz trudniej było jej iść, gdyż nogi nie przyzwyczajone do tak dalekiego chodzenia bardzo ją bolały, a w dodatku jedną skaleczyła w niewygodnym obuwiu. Matka Najświętsza dopomogła; jechało akurat kilkanaście sowieckich samochodów w stronę Łomży. Panna Alojza zmuszona koniecznością, odważyła się poprosić, aby ją wzięli ze sobą. Zgodzili się na to. Z bijącym sercem, polecając się nieustannie Królowej Nieba, przyjechała szczęśliwie do Łomży. Radość zakonnic z pozwolenia Ks. Biskupa była nie do opisania. Panna Maura pożyczyła u 00. Kapucynów małe tabernakulum, przygotowała w pokoju skromny ołtarz i wszystko co trzeba.
17 październik … Dziś od Mszy św. pozostał z nami Pan Jezus. Co za radość i szczęście w naszym nieszczęściu! Postanowiłyśmy nieustanną adorację. W dzień zakonnice zmieniają się co godzina u Stóp Pana, w nocy zaś dwa razy. Od godz. 800 wieczorem do godz. 1200 klęczy jedna zakonnica, do 400 z rana druga.
22 październik … Rząd sowiecki urządził głosowanie, które miało na celu przyłączenie Zachodniej Białorusi (tak nazwali część ziemi polskiej przez siebie zabranej) do Rosji Sowieckiej. Do tego głosowania były zmuszone i zakonnice.
1 listopad … Dziś z rana spostrzegłyśmy, że okradziono nam piwnicę w gruzach spalonego klasztoru. Złodzieje zabrali nam wszystką słoninę, ze trzy korce pszenicy, kilka dużych garnków z konfiturami, kilka butelek wina mszalnego, kilkanaście obrusów kościelnych i alb, od których obdarto szlaki; od ornatów odpruli jedwabne, kolorowe podszewki i zabrali je, także złoty kielich od Mszy św. i sporo stołowych naczyń. Zawiadomiłyśmy zaraz posterunek milicji o tej kradzieży. Około południa przyszedł do nas pewien wojskowy Sowiet i stanowczo zażądał, aby mu odstąpić jeden pokój na zamieszkanie. Przedstawiłyśmy mu, że u nas i tak jest ciasno, że nie możemy mu dać pokoju. Nie pomogły nasze prośby -jeden pokój kazał dla siebie opróżnić. Cóż było robić? Musiałyśmy spełnić jego żądanie. Wybrał sobie gabinet Ks. Prałata. Mieszkały tam cztery zakonnice, które musiały opuścić pokój. Opuszczając gabinet, usunęły bibliotekę Ks. Prałata. Zakonnice ogromnie przestraszyły się, w domu zapanowała wielka panika. Zdawało się nam, że chcą nas z tego domu zupełnie usunąć. Najstraszniejsze i najdziwaczniejsze przypuszczenia przychodziły nam na myśl. Tyle się przecież słyszało i czytało o okrucieństwie bolszewików.
2 listopad … Dziś wprowadził się do nas ten wojskowy Sowiet. Podobno jest naczelnikiem. Zakonnice ogromnie się bały. W nocy żadna się nie rozebrała. Dziś zakonnice wyjęły z piwnicy ubrania, które schowane były w ukrytej piwnicy pod kościołem. Ogień tam nie dostał się i złodzieje nie znaleźli. Dostała się jednak wilgoć, sporo ubrań i pościeli zbutwiało. Co dzień zakonnice muszą w nocy pilnować podwórka, aby nie pozwolić złodziejom wykraść reszty naszego dobytku. Razu pewnego, jedna zakonnica musiała chodzić na posterunek milicji i prosić, aby przysłano kogoś z bronią, tak bowiem dokuczali złodzieje.
9 listopad … Czasy są nadzwyczaj niepewne. Na mocy przepisów konstytucji sowieckiej, dobra kościelne i klasztorne stały się własnością państwa. Żyjemy stale pełne trwogi, niepewna jutra. W każdej chwili spodziewamy się rewizji lub nawet wysiedlenia nas. Cenniejsze rzeczy oddajemy do przechowania znajomym i przyjaciołom klasztoru, te które ocalały w ukrytej piwnicy. Dziś wywiozłyśmy naszą bibliotekę do Nagórek do państwa Wszeborowskich. Słyszałyśmy, że książkami biblioteki w seminarium duchownym bolszewicy palili w piecach. Ogromnie lękamy się o naszą, by nie uległa takiemu samemu losowi, to przecież prawdziwy skarb, jaki nam pozostał.
10 listopad … Dziś powróciły do klasztoru Siostra Hilaria i Panna Mechtylda. Większość zakonnic stanowczo żądała, by wszystkie pozostały w klasztorze, niektóre zaś, szczególniej Panna Teresa były za tym, by w dalszym ciągu mogły przebywać na wsi ze względu na ciasnotę mieszkania. Z tego powodu powstało w domu małe nieporozumienie. Wynikiem tego było rozporządzenie Matki Ksieni, aby wszystkie zakonnice pozostały razem na miejscu. Na razie rząd sowiecki nas nie wyrzuca, żywności mamy dosyć, nie trzeba, aby zakonnice nasze mieszkały pojedynczo po wsiach, bez zasługi posłuszeństwa i życia wspólnego. To zupełnie nie zgadza się z duchem naszej św. Reguły i Konstytucji. To, że nam ciasno i niewygodnie to trudno, taka jest Wola Boża względem nas. Mieszkanie na wsi, i w ogóle włóczenie się po świecie z własnej woli, w chęci uniknienia niewygód, nie sprzyja rozwojowi ducha zakonnego i postępowi w cnotach zakonnych.
15 listopad … Dziś Panna Alojza zabrała bibliotekę Księdza Prałata, dywany, trochę ubrania itp. rzeczy i rano wyjechała z tym do wsi Krajewa, aby tam przechować te rzeczy. Oryginalny to był wyjazd. Jednym wozem jechał Jan Zakrzewski mieszkaniec Krajewa, przyjaciel i dobrodziej zakonu, a drugim Panna Alojza sama w roli woźnicy. Aby nie razić przechodniów, zdjęła welon zakonny, ubierając się w zwyczajną chustkę. Wóz był udekorowany łóżkiem, tłumokiem pościeli, aby imitował wyprowadzkę. I rzeczywiście zmylono oko milicjanta. Na posterunku nie rewidowano nas. Bez żadnych przygód dojechaliśmy do Krajewa.
Do 24 listopada Panna Alojza została w Krajewie, kwestując w okolicy kartofle. Co dzień na noc przyjeżdżała do Krajewa i tutaj zsypywała je do dołu. Jeździł z nią Jan. I on i rodzice jego bardzo życzliwie odnoszą się do zakonnic. Pewnego razu w jednej wsi Sowieci zaaresztowali Pannę Alojzę, żądając dowodu osobistego, którego nie posiadała, i domagając się wyjaśnienia dla kogo kwestuje. Pewien poczciwy gospodarz poręczył za nią i wytłumaczył wobec Sowietów, że znają i wie że nie jest szpiegiem. Dzięki temu tłumaczeniu ją wypuścili i dzięki opiece Najświętszej Matki.
26 listopad … Panna Alojza znów wyruszyła z Janem w dalsze okolice na kwestę zboża. Zboczyła w strony, w których ukrywał się Ksiądz Biskup. Szczęśliwym trafem spotkała Księdza Biskupa.
4 grudzień … Sowieci przysłali ludzi, którym rozkazali zdjąć blachę z murów kościelnych i wywieźć na ulicę Bernatowicza. Wszystkie prośby u komisarzy, by nam pozostawili tę blachę, okazały się bezskuteczne. Zabrali wszystko. Nadzwyczaj boleśnie przeżyły tę stratę. Jeden z komisarzy wyraził się do Panny Alojzy, gdy ta prosiła, by cofnął rozkaz zabrania blachy, że już cała dotychczasowa nasza posiadłość jest własnością rządu sowieckiego. Dodał, że w najbliższych dniach przyśle swoich ludzi, którzy na miejscu spalonego kościoła i klasztoru zaczną budować dom na składy rządowe lub na mieszkanie dla biednych ludzi. Nie było więc żadnej rady. Musiałyśmy z boleścią patrzeć jak ściągali, rozbijali i wywozili blachę z całego dachu kościelnego. Zabrali wszystko. Komodę, konfesjonał, klęczniki i różne drobne rzeczy kościelne uratowane przez Pannę Maurę z ognią, umieściłyśmy w spichrzu. Do tej pory stało to wszystko w zakrystii, która ocalała od ognia; teraz zmuszone byłyśmy to usunąć, bo złodzieje wyrąbali nocą drzwi. Pozostawić tam dłużej wszystkie te rzeczy nie było bezpiecznie.
7 grudzień … Nowe zmartwienie ! Miejscowi cywilni komuniści żądali dziś, abyśmy oddali im spichrz na skład mąki dla miasta. Nie pomogły też żadne prośby i perswazje, że to jest jedyny budynek, w którym mamy złożone wszystkie nasze rzeczy. Przyprowadzili ludzi, którzy wynieśli je na podwórko. W drodze wielkiej łaski zgodzili się na pozostawienie komody w spichrzu. Połykając łzy, musiałyśmy z podwórka posprzątać wszystkie graciki. Żelastwo, blachy itp. rzeczy ze spaleniska umieściłyśmy w chlewach, niektóre rzeczy w stodole, resztę zabrałyśmy na górę do domu, w którym mieszkamy. Dziś powróciła z Białegostoku Panna Magdalena. Przed kilku tygodniami udała się tam do swojej siostry, aby dokończyć kuracji, ponieważ lekarz w szpitalu łomżyńskim nie chciał dalej jej leczyć. Rana na ustach bardzo ładnie zrosła się; wprawiono jej jedenaście zębów na sztucznym dziąśle. Może teraz wyraźnie mówić.
W Adwencie, starodawnym zwyczajem, postarałyśmy się naszym dobrodziejom posłać opłatki z życzeniami świątecznymi. Panna Kunegunda z Siostrą Hilarią przez tydzień piekły je u OO. Kapucynów a Panna Alojza rozwoziła po wnioskach. Zebrane zboże zostawiła w niektórych wioskach u znajomych gospodarzy, nie przywożąc go do Łomży z obawy przed spodziewaną rewizją.
23 grudnia … Dziś powróciła Panna Immaculata. Była do tej pory u swojej siostry we wsi Łosewo. Otrzymawszy zawiadomienie o rozporządzeniu Księdza Biskupa, natychmiast powróciła do klasztoru, gdzie były już wszystkie zakonnice. Opiszę sposób naszego życia w obecnych warunkach. O godz. 5 wieczorem odmawiamy Kompletę i Matutinum. Potem kolacja. Składa się ona przeważnie z chleba i wody bez cukru, czasem dostajemy łyżkę konfitur lub powideł, które nam złodzieje zostawili w piwnicy. Niekiedy dostajemy tylko wodę z mlekiem. Po kolacji mamy czytanie duchowe, jeśli w domu nie ma naszego lokatora (Sowieta). O godz. 7 idziemy do kaplicy na suplikacje i inne prywatne modlitwy. Około godz. 20 idziemy spać. Śpimy po tylu przejściach i wstrząsach nadzwyczaj czujnie. Najmniejszy szmer budzi nas. Jedna z zakonnic w kaplicy pozostaje na adoracji Najświętszego Sakramentu. Przez całą noc zakonnice na zmianę trzy albo cztery adorują Pana Jezusa. Obowiązkiem adoratorek jest czuwać nad bezpieczeństwem domu. Muszą kilkanaście razy przez noc wyjść z kaplicy, przejść po wszystkich pokojach i kuchni, wyjrzeć na podwórko i pilnie czuwać, aby nie zakradli się złodzieje. Po tej wojnie ogromnie dużo jest złodziei. Gdybyśmy nie czuwały, dawno by wszystko nam zabrali. O godz. 430 zakonnice wstają. Musimy jak najciszej ubierać się, aby nie budzić naszego lokatora, „pana naczelnika Sowietów”, który o tej porze jeszcze smacznie śpi. O godz. 5 zaczynamy Laudesy, po nich 1/2 godziny medytacji, następnie odmawiamy Prymę, Tercję, Sextę i Nonę. Oficjum musimy odmawiać półgłosem, również ze względu na naszego sąsiada. O godz. 7 mamy Mszę św. Odprawia nam ją jeden z 00. Kapucynów. Kilka razy przyniósł nam tylko Komunię Św., gdyż Mszę św. musiał odprawić w swoim kościele. Kapliczka nasza maleńka, ledwie możemy w niej zmieścić się. Gdyby nas było o kilka osób więcej, nie byłoby dla wszystkich miejsca. Lecz w naszym nieszczęściu, mamy wielkie szczęście, że posiadamy w kapliczce Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
Po Mszy św. śniadanie. Składało się ono przeważnie z miseczki kartoflanej zupy, zacierek lub kaszy jęczmiennej i kawałka chleba. Po śniadaniu każda z zakonnic zajmuje się przeznaczoną dla niej pracą. A dużo tej pracy zakonnice miały! Przez całą jesień trzeba było sprzątać z ogrodu warzywa i kartofle, kilka razy przynosząc je w inne miejsca, ze względu na złodziei. Kilka wozów węgla trzeba było przenieść z podwórka do tego domu, w którym mieszkamy i wiele innych podobnych prac trzeba było wykonać. Około godz. 13 dostajemy obiad. Składa się on przeważnie z jednej tylko potrawy, ponieważ brak tłuszczu do okraszenia drugiej. Po obiedzie mamy rekreację. O godz. 14 Nieszpory i różaniec. Interesantów i gości przyjmujemy w kuchni, ponieważ nie ma innego miejsca. W trzech niewielkich pokojach mieści się nas dwadzieścia – dziewiętnaście zakonnic i siostra Matki Ksieni, pani Władysława Webe-równa. Służąca Księdza Prałata umieściła się w umywalni. Zamiast łóżka, którego nie ma gdzie postawić, śpi w wannie. Ciasno nam bardzo. Przewielebna Matka Ksieni mieszka z trzema Siostrami. W jednym pokoju, dł. 5m 70cm i 4m 40cm szerokim, 3m wysokim, mieszka dziewięć zakonnic. Osiem łóżek stoi dwoma rzędami, szczelnie jedno przy drugim. Na tych ośmiu łóżkach sypia osiem zakonnic, bo 9 łóżka nie ma gdzie wstawić. W tym samym pokoju mamy jeszcze refektarz. Przy jednej ścianie stoi wąski stół, przy którym siada tylko siedem zakonnic – reszta stojąc lub siedząc na łóżkach, trzyma w ręku swą miseczkę lub kubek, by spożyć posiłek. Nie zawsze mamy czytanie przy jedzeniu; jeśli nie ma „naczelnika” w domu jest czytanie, jeśli jest, jemy w milczeniu. Ze względu na taką ciasnotę bardzo trudno jest zachować milczenie. Ludzie z okolicznych wiosek bardzo życzliwie odnoszą się do nas, przynosząc nam chleb, mąkę, kaszę, mleko itp. Chleb pieczemy u 00. Kapucynów, brat piekarz poświęca się dla nas. W ogóle OO. Kapucyni bardzo wiele dobrego robią. Niech im Pan Bóg za to stokrotnie zapłaci.
W uroczystość Bożego Narodzenia Jutrznię mówiłyśmy o północy. Z rana miałyśmy trzy Msze św.
Materiał opracowano na podstawie:
Kronika Panien Benedyktynek Opactwa świętej Trójcy w Łomży (1939-1654).
Autor. S. Alojza Piesiewicz.
Koniec części 3
C.D.N.
Link do czwartej części Kroniki Panien Benedyktynek Opactwa świętej Trójcy w Łomży :
https://historialomzy.pl/kronika-panien-benedyktynek-opactwa-sw-trojcy-w-lomzy-czesc-4/