Waciarnia
Watę w końcu XIX wieku wyrabiało w Łomży kilka zakładów rzemieślniczych. Prawdopodobnie była ona niejako „produkcją uboczną” w gręplarniach wełny, gdzie przy pomocy ręcznych czesaków bardziej znanych pod nazwą grępli, oprócz rozczesywania surowej, strzyżonej wełny, ( co było ich podstawowa produkcją) czesano też surową bawełnę, tym bardziej, że z surowcem nie było żadnych problemów. Bawełna była uprawniana w dużych ilościach w południowych regionach ówczesnego cesarstwa rosyjskiego (największym producentem był i jest Uzbekistan)
W ten sposób otrzymywano watę najniższego gatunku. Watę lepszą gatunkowo i watę higroskopijną, (odtłuszczoną) używaną jako materiał opatrunkowy, można było otrzymywać jedynie metodami przemysłowymi. Wprowadzone w początkach XX wieku metody wyrobu waty w porównaniu z tymi rzemieślniczymi były bardziej skomplikowane:
Surowa bawełna szła na tzw. blichownię to jest maszyny do odłuszczania i bielenia surowca, który po tej wstępnej obróbce nie zawierał substancji biologicznie czynnych, a jedynie celulozę (88%) białko, kutynę, substancje mineralne i wodę.
Z blichowni surowiec szedł na hale gdzie następował proces właściwy – zgrzeblenie (zwane też gręplowaniem) to jest rozczesywanie splątanych włókien bawełny, wyprostowywanie i dalsze czesanie włókien (paralelizacja) polegające na usunięciu zanieczyszczeń roślinnych i włókien krótkich. Proces ten przeprowadzano na maszynach zwanych zgrzeblarkami. W zgrzeblarkach przystosowanych do przerobu bawełny surowiec był odwijany z bel przez szarpacz (uzębiony bęben obrotowy) i doprowadzany do szczeliny między szybko obracającym się bębnem zgrzeblącym i zespołem pokrywek przesuwających osadzonych na taśmie bez końca. Z bębna zgrzeblącego bawełna przechodziła na wolnoobrotowy zbieracz, z którego była sczesywana przez drgający grzebień, a następnie formowana w cienką warstwę.
Nie łatwo jest ustalić, kiedy powstała słynna łomżyńska waciarnia na Skowronkach i kto był jej pierwszym właścicielem, tym bardziej, że swój charakterystyczny wygląd z dodatkowym „budyneczkiem na dachu” osiągnęła w kilku etapach.
Podawane przez różne źródła informacje są sprzeczne .Najbardziej prawdopodobne jest, że pierwszy budynek powstał w początkach ubiegłego wieku ( jedne źródła podają rok 1901, inne 1906), i że pierwszym właścicielem był Mejer Koziński. Nie jest wykluczone, że Koziński początkowo wyrabiał watę metodami rzemieślniczymi (w spisie warsztatów z tamtego okresu jest wyraźne podkreślenie, iż zakład Kozińskiego jest to zakład typu rzemieślniczego zośmioma robotnikami). Później prawdopodobnie przyjął do spółki brata i razem rozbudowali i udoskonalili waciarnię, bo jak pisze prof. Dobroński – w 1913 roku w fabryce waty Braci Kozińskich zainstalowano kotły parowe.
W latach dwudziestych XX wieku, pod adresem – Łomża ul. Nowogrodzka 44 –figuruje „Fabryka waty higroskopijnej A. Huberman i B. Serek”. Dokonała się więc zmiana właścicieli zakładu. Najprawdopodobniej związana była z tym i jego rozbudowa. Wtedy to prawdopodobnie został zainstalowany ponad dachem charakterystyczny, żelbetowy zbiornik na wodę na czterech słupach. Jak podaje bowiem dokumentacja ochrony zabytków, żelbet zastosowano po raz pierwszy w Polsce u Jana Heuricha w „Domu pod Orłami” w 1913 roku, a w całym kraju upowszechnił się po roku 1920.
I tak, jako „fabryka waty higroskopijnej Huberman A. i Serok B. ul.Nowogrodzka 40”. zakład był wpisany do księgi adresowej Łomży w połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku. Tak też prawdopodobnie dotrwał do wojny.
A zapotrzebowanie na watę było chyba duże, bo niektóre źródła podają, że „Na Skowronkach w Fabryce Waty Hubermana (waciarni), zatrudnionych było 250 osób.” Produkowana w Łomży wata była bowiem wykorzystywana jako wypełnienie kołder wyrabianych w małych miejscowych warsztatach rzemieślniczych, ocieplania kurtek i spodni roboczych ( tzw. „waciaków”), a także wysyłana do innych miast Podlasia. Charakterystyczny budynek waciarni z „domkiem na dachu” na zawsze utrwalił się w pejzażu przedwojennej, a nawet powojennej „fabrycznej Łomży”…
Miała też waciarnia swoją „wojenna historię”: Niemcy, wykorzystując jej maszyny do gręplowania włókien uruchomili w niej produkcję „walonek” koniecznych do wyposażenia wojsk w czasie zimy na froncie wschodnim.
Tak więc, w okresie okupacji niemieckiej podstawowym surowcem dla waciarni, zamiast dotychczasowej bawełny, stała się wełna. Walonki tworzone są bowiem z grubego filcu, tzw. wojłoku formowanego z wielu warstw gręplowanej wełny przy użyciu specjalnego klocka, służącego do nadawania kształtu.
Wytwarzanie walonek składa się z dwóch faz. Z lekkiej fazy – suchej, kiedy układa się na specjalnej formie gręplowaną wełnę i ciężkiej fazy – mokrej, w czasie której zachodzi spilśnianie, to jest proces łączenia włókien w zwartą masę. W procesie tym wykorzystuje się naturalne właściwości włókien zwierzęcych (wełny), do tworzenia między sobą połączeń. Połączenia te dodatkowo wzmacnia zastosowanie w procesie pilśnienia gorącej pary wodnej, słabych roztworów kwasów lub zasad i dużego nacisku lub tarcia. Nacisk uzyskuje się przez ubijanie wilgotnej warstwy włókien.
W „łomżyńskiej waciarni” wyrób walonek składał się z dwóch etapów: przygotowania surowca i produkcji właściwej.
Do pierwszego fabryka była przygotowana – zamiast przerabianej dotychczas bawełny, surowiec stanowiła wełna owcza, która po przejściu przez odpowiednio do tego przystosowane zgrzeblarki, była gotowym surowcem do produkcji walonek (t. zw. wełną – „czesanką”)
Do drugiego – właściwej produkcji – dyrekcja waciarni zatrudniała kilkadziesiąt kobiet i dziewcząt, które jako potrzebne „do produkcji wojennej” unikały wywiezienia na roboty do Niemiec.
Praca w ówczesnej waciarni była bardzo ciężka. – Kobiety musiały przez cały dzień pracy rękoma ubijać gorąca, mokrą wełnę na specjalnych formach. (Na wyprodukowanie jednej pary męskich walonek zużywano ok.2 kg wełny „czesanki”, a czas potrzebny na wykonanie ręcznie jednej pary, to średnio 12 godzin.) Tego rodzaju praca owocowała często wieloma dolegliwościami (otarcia, odparzenia, owrzodzenia, dolegliwości dróg oddechowych itp.), a ówczesne dziewczęta, dzisiaj starsze panie, mają niekiedy zupełnie zniekształcone chorobowo dłonie i nadgarstki.
Po wyzwoleniu państwo przejęło budynki fabryczne jako mienie opuszczone. Nie wznowiła jednak waciarnia swojej właściwej produkcji, ale wobec zniszczenia przedwojennej łomżyńskiej elektrowni przy ulicy Polowej, w maju 1945 roku w jej budynku uruchomiono pierwszą prądnicę napędzaną silnikiem Diesla, która dawała prąd miastu aż do 9 marca 1946 roku, kiedy to została uruchomiona właściwa elektrownia miejska.
W pierwszych latach powojennych w budynkach byłej waciarni znalazłsobie siedzibę w 1946 roku Powiatowy Związek Gninnych Spółdzielni. W 1967 roku PZGS przeniosł się do nowej bazy przy ulicy Gwardii Ludowej (obecnie Al. Piłsudskiego). W Waciarni utworzono zaplecze magazynowe. W 2000 roku po upadłości Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska syndyk masy upadłościowej sprzedał ją panu Tadeuszowi Karwowskiemu.
Dzisiaj działka dawnej fabryki jest zabudowana szeregiem obiektów, (mieszczących kilka hurtowni i zakład naprawy samochodów), z których dwa tworzą zabytkowy trzon zespołu podlegający nadzorowi konserwatorskiemu. Są to – usytuowany pośrodku budynek hali fabrycznej, oraz niewielki budynek administracyjny w narożniku południowo-zachodnim w którym mieści się Restauracja Stara Waciarnia.
Nad symbolem postępu technicznego początków XX wieku – żelbetowym zbiornikiem na wodę, góruje obecnie symbol wieku XXI – zespół przekaźników telefonii komórkowej. Takie już bywają koleje losu…..
Długo szukałem wiarygodnych materiałów o słynnej łomżyńskiej waciarni na Skowronkach. Nie miałem większych trudności z informacjami dotyczącymi zabudowań. Informację przy pomocy Pana Henryka Sierzputowskiego uzyskałem w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Białymstoku Delegatura w Łomży na podstawie karty ewidencyjnej założonej w w/w Urzędzie, a opracowanej przez Antoniego Oleksickiego i Barbarę Tomecką (tekst X 2005), Annę Lewkowicz (plany, rysunki VII 2005) i Antoniego Oleksickiego (zdjęcia, fotografie VII 2005) . Ale prawdziwe kłopoty nastręczało mi omówienie produkcji tak przedwojennej, jak i okupacyjnej ( Chociaż w tym drugim przypadku posłużyłem się trochę własną pamięcią i trochę wspomnieniami moich koleżanek.)
Nie wykluczam zatem, że podany powyżej materiał ma pewne, możliwe do uzupełnienia, braki. I tutaj liczę na pomoc naszych czytelników – Zapraszam do pisania swoich komentarzy –
Jerzy Smurzyński
Zdjęcia – wygląd obecny byłej Waciarni (04-2011 r)