Link do 11 części Kroniki Panien Benedyktynek Opactwa Św. Trójcy w Łomży:
https://historialomzy.pl/kronika-panien-benedyktynek-opactwa-sw-trojcy-w-lomzy-czesc-11/
CZAS ZNIEWOLENIA
24 styczeń … Głośno mówiono, że do Łomży można wracać, gdyż Niemcy już daleko odepchnięci. Jedni wierzyli tym opowiadaniom, inni zaś im zaprzeczali. Namyślać się długo nie było można. Panna Alojza z Siostrą Wizenną wziąwszy w rękę brewiarz, różaniec i kij pielgrzymi, udały się w podróż. Naturalnie pieszo. W drodze przyłączyły się do nich jeszcze dwie osoby, które także szły do Łomży na zwiady. We czwórkę było trochę raźniej. Trzeba było iść lasem i bocznymi drogami, bo szosą patrole bolszewickie nie pozwalały. Zaspy śniegu niezmiernie utrudniały skądinąd ciekawą i przyjemną wycieczkę przez las. Gdy wyszłyśmy z lasu za Giełczynem było już dobrze ciemno, a jeszcze pozostało 7 km do przebycia. Nogi zaczęły już odmawiać posłuszeństwa. Myślałyśmy 0 przenocowaniu w Giełczynie, lecz wieś zupełnie wyludniona, ani żywej duszy nie było widać. Z konieczności udałyśmy się w dalszą drogę. Około godz. 8 wieczorem przywlokłyśmy się do Łomży.
W mieście grobowa cisza, ani jednego światełka w oknach, ani dymu z komina nie widać, głucho i pusto wszędzie, zdaję się, że zabłądziłyśmy do miasta umarłych. Idziemy z bijącym sercem dalej. W każdym domu, który ocalał drzwi i okna pootwierane, a wszędzie pustka. Dostałyśmy się nareszcie na ulicę Dworną. Środkiem ulicy okopy, pomiędzy nimi kozły kolczastego drutu. Z trudem wśród ciemności dostałyśmy się do nas. Idziemy najpierw do Groty – widzimy, że Najświętsza Pani stoi nietknięta, pomimo że tu u Jej Stóp pospadały ogromne kamienie od wstrząsu ze ścian i sklepienia Groty. A Ona nasza Matka stoi i zda się mówić, że czuwała opiekowała się naszym domem i miastem. Powitawszy naszą Matuchnę, idziemy do domu. Z radością widzimy, że stoi, pomimo że domy naszych sąsiadów spalone. A nasz stoi. Mimo bomb i kul nasz domek ocalał dzięki naszej Ukochanej Pani Niepokalanie Poczętej Matce. Tak jak wszędzie i u nas drzwi naoścież otwarte, w oknach ani jednej szyby. Ciemno. Strach wejść do środka, aby nie natknąć się na żołnierzy. Na szczęście Siostra Wizenna miała przy sobie zapałki. Świecąc nimi weszłyśmy do środka.
Ogromne spustoszenie i bałagan. Wszystko poprzewracane i porozbijane, wszędzie pełno brudu i śmieci. Wejście do kuchni, schody prowadzące z parteru do sutereny zatarasowane doniczkami zmarzniętych kwiatów, których nie mogłyśmy ze sobą zabrać i rozmaitymi rupieciami. Koniecznie chciałyśmy się dostać do kuchni, aby rozpalić ogień i zagrzać się przy nim, gdyż zaczęłyśmy dotkliwie odczuwać zimno po pieszej 25 km podróży w stosunkowo lekkim ubraniu. Z wielką trudnością dostałyśmy się do niej, lecz tu wielkie rozczarowanie. Kuchnia prawie rozwalona, blachy zrzucone, na środku kupa gruzów, wszystkie sprzęty porozrzucane, ani jednego naczynia, ani wiadra. Nie ma mowy o rozpaleniu ognia. Wyszłyśmy więc bezradne na podwórko, co mamy ze sobą zrobić? W pustym, bez szyb domu, nie podobna nocować przy 20°C mrozie. Nie wiadomo gdzie pójść. Gdy tak stałyśmy, zobaczyłyśmy, że jakiś człowiek przyszedł do naszej studni po wodę. Był to pewien obywatel z ulicy Długiej, który także tego wieczora wrócił do Łomży i aż u nas szukał wody. Przedstawiłyśmy mu nasze zmartwienie. Chętnie zabrał nas ze sobą na nocleg, obiecując nam ciepły pokój, dodając, że ma już u siebie dwie panie i kolegę. Z radością przyjęłyśmy zaproszenie, łudząc się nadzieją ciepłego mieszkania i gorącej herbaty. U tego pana okazało się nie mniejsze spustoszenie, z tą różnicą, że w jednym pokoju brakowało tylko jednej szyby. Za to piec był dobry i sporo węgla znalazło się w składziku.
Zagotowałyśmy gorącej wody na herbatę, imbryk był mały a nas sześcioro. Wystarczyło więc tylko po małej filiżance, i nadomiar była to jedyna filiżanka. Gdy więc piła jedna osoba, inne musiały z zazdrością patrzeć i niecierpliwie czekać swojej kolejki. Chleba starczyło tylko po jednej kromeczce, bo okazało się, że wszyscy przyszli do Łomży z pustymi rękoma. Tylko nasz pan gospodarz wziął pół bochenka chleba; siedzieliśmy jednak wszyscy pod dachem, przy palącym się piecu i w pewnym towarzystwie. To było dla nas całym szczęściem na tę pierwszą noc. Rano poszłyśmy do domu. Przy świetle dziennym zobaczyłyśmy jeszcze większe spustoszenie; trzeba było coś zrobić. Panna Alojza udała się do Łomżycy, sąsiedniej wioski, żeby zdobyć chleba i jakiś garnczek do zagrzania wody, a Siostra Wizenna została na straży domu. W Łomżycy Panna Alojza dostała śniadanie u znajomych i przyniosła również i Siostrze Wizennie gorącej kawy i kawałek chleba. Pożyczono jej również ciepłego kożucha.
Tymczasem Siostra Wizenna uporządkowala o tyle kuchnię, że można było na niej od biedy gotować. Panna Alojza została w domu, aby strzec go przed kradzieżą, a Siostra Wizenna posiliwszy się nieco, poszła do Zagrób do Matki Ksieni z zawiadomieniem, że objęłyśmy w posiadanie nasz domek, także z prośbą, aby przysłała nam żywności i ciepłego ubrania. Wieczorem przyjechała Panna Kunegunda przysłana przez Matkę Ksienię z żywnością i pościelą. Urządziłyśmy się w kuchni, bo tu najprędzej można było sprzątnąć. Za długo byłoby opisywać, ile przeżyłyśmy zimna, głodu, biedy i pracy, zanim cokolwiek uprzątnęłyśmy dom, aby więcej zakonnic mogło przyjechać. Najciężej nam było bez Mszy św. i bez Komunii św., choć wrócił już do Łomży Ojciec Gwardian i Ksiądz Kulbat. Mszy św. nie mogli jednak odprawiać, bo wszędzie wielkie nieporządki i brak potrzebnych do odprawiania Mszy, św. przedmiotów. U nas można by najprędzej uprzątnąć jeden pokój na kaplicę, ale brak właśnie istotnych rzeczy do jej urządzenia.
28 styczeń … Panna Alojza udała się do Zagrób po paramenty kościelne do Mszy św. Ogromna śnieżyca, podróż straszna. Matka Ksieni uważała jednak, że z urządzeniem kaplicy należy poczekać, aż cały dom zostanie sprzątnięty i przyjedzie więcej zakonnic. Panna Alojza wróciła z niczym.
30 styczeń … Matka Ksieni przysłała do Łomży Pannę Mech- tyldę. Było nas już trzy.
1 luty … Ks. Kanonik Kulbat odprawił pierwszą Mszę św. w katedrze. Co dzień chodziłyśmy na Mszę św. do katedry, a cały dzień gorliwie sprzątałyśmy dom, aby jak najprędzej urządzić u siebie kaplicę.
5 luty … Przyjechała Przewielebna Matka Ksieni z paramentami kościelnymi, lecz po kilku dniach wyjechała do Zagrób, bo u nas zimno straszliwie a i sprzątanie domu powoli idzie, gdyż jest nas tylko trzy a pokoje okropnie brudne i zniszczone. W dwóch pokojach np. istna sadzawka; woda zamarznięta – lód gruby, więcej niż 15 cm, trzeba kawałkami wyrąbywać go i wynosić, a nie ma do tego odpowiednich narzędzi.
10 luty … Przyjechała Panna Immaculata. Siostra Wizenna pozostała, aby pilnować rzeczy i starać się o przysłanie ich.
18 luty ... Niedziela. Cały dom już cokolwiek sprzątnięty. Kaplica czyściutko przygotowana. Dziś u nas pierwsza Msza św. i
Pan Jezus znów Sakramentalnie zamieszkał z nami. Zapomniałyśmy zdaje się wszystkich trudów i znojów. Jest nas tylko cztery, ale czujemy się uprzywilejowane – Pan jest tuż!
19 luty … Przewielebna Matka Ksieni przyjechała już ze wszystkim. Na kilka dni Panna Gertruda została w Zagrobach tylko z Panną Teresą – przy gospodarstwie i przy rzeczach. Ze zwiezieniem rzeczy wielkie trudności, ponieważ nie mamy koni i kupić nie ma za co. Inwentarza żywego też sprowadzić nie można do Łomży, ponieważ nie ma co dać jeść i stajnie bardzo poniszczone. W ostatnich dniach lutego Przewielebna Matka Ksieni złożyła do miejscowego starosty podanie o przydział drzewa budulcowego na remont kościoła. Podanie to odesłano do Siedlec, bo tam znajduje się główny urząd lasów.
28 luty … Wróciły z Kulesz Panna Wincenta, Panna Stanisława i Siostra Majola. Coraz trudniej było bez koni. Żywności nie miałyśmy, wszystko trzeba było przywieźć ze wsi, ale czym? Całe nasze bogactwo w naturze to; siedem metrów cebuli – i za to kupiłyśmy konie. Cebulę oddałyśmy na wieś, za nią otrzymałyśmy zboże, a za zboże kupiłyśmy konie. Zapłaciłyśmy za parę zwykłych koni 40 metrów żyta.
8 marzec … Przyjechała Panna Benedykta. Panna Immacula- ta udała się za kwestą do dalszych wiosek, ponieważ coraz trudniej było się nam utrzymać, tym bardziej, że z każdym dniem powiększało się nasze grono. Wróciła już i Siostra Wizenna z rzeczami z Zambrowa i Siostra Otylia z Kobylina. Pozostały jeszcze tylko trzy zakonnice na wsi: Panna Teresa w Zagrobach przy inwentarzu i w Kobylinie Panna Maura z Siostrą Edytą, ponieważ Księża nie chcieli ich wypuścić przed Wielkanocą. Panna Edyta prowadziła bowiem chór śpiewaków a Panna Maura ubierała grób w kościele. W naszym ogrodzie od ulicy Kierzkowej, blisko naszej sadzawki, w 1940 roku Sowieci wybudowali dużą, drewnianą stajnię. Po powrocie z ewakuacji ludność miejscowa rzuciła się, by ją rozebrać. Panna Alojza nie mogła dać rady, aby ją obronić, zdobyła się więc na oryginalny pomysł: przykleiła na ścianach i drzwiach tej szopy kartki następującej treści: „Budynek pod ochroną policji państwowej, za rabunek surowa kara”. Poskutkował. Kto przyszedł z intencją rabunku i przeczytał ogłoszenie, uciekał czym prędzej. W ten sposób szopa została uratowana.
W Wielkim Tygodniu, mając już swoje konie i zagospodarowawszy się cokolwiek w domu, przystąpiłyśmy do rozbierania szopy. Potrzebny był nam bowiem materiał na pokrycie stajni murowanej, którą także wybudowali Sowieci w 1941 roku, ale nie zdążyli zrobić dachu i nie wykończyli wewnątrz. Wymiary tych budynków były jednakowe i dach akurat nadawał się na tę stajnię, a ta drewniana szopa na nic innego nie była nam potrzebna, gdyż była wybudowana w nieodpowiednim miejscu. Rozbiórka trwała kilka dni. Na Wielkanoc prawie wszystko drzewo było już przewiezione. W uroczystość Wielkanocną przybył do nas z życzeniami Ks. Biskup. Zachęcił nas byśmy jak najprędzej objęły w posiadanie budynek, który w 1940 roku Sowieci wybudowali na naszym placu od strony Rynku Zambrowskiego tzw. „halę fabryczną”. Sąsiadujemy z fabryką żelaza. Podobno prawo mówi, że gmach wybudowany na czyim gruncie, należy do właściciela placu. Ksiądz Biskup obawiał się, żeby w przyszłości nie odebrano Siostrom tego budynku i dlatego radził, aby zamieszkały w nim jak najprędzej. Przy tej hali budowany był tzw. dom składający się z pięciu małych pokoików i jednej dużej sali.
Okna i drzwi w tym budynku były już zrabowane przez ludność cywilną. Zaraz więc po świętach przystąpiłyśmy do remontu tego domu na mieszkanie dla zakonnic. W pierwszych dniach miałyśmy wiele nieprzyjemności od robotników fabrycznych – komunistów, którzy nas chcieli wyrzucić z tego budynku. Sądzili, że on do nich należy i część naszego ogrodu, na którym stoi, pomimo, że fabryka żelaza, dla uzupełnienia której, budynek ten był wystawiony, została zniszczona i spalona. Doszło nawet do tego, że gdy nasze robotnice poszły do ogrodu sprzątać i przygotować ziemię do orania, żony i matki robotników wypędziły je mówiąc, że to do nich będzie należeć, ponieważ ich mężowie i synowie przez cztery lata pracując w fabryce, korzystali z tego ogrodu. Wszystko to mężnie zniosłyśmy. Najęłyśmy robotników, którzy postawili nam parkan na starych fundamentach, odgradzający naszą posiadłość od fabrycznej. W 1942 roku Niemcy rozwalili nam parkan, łącząc część naszej posiadłości z fabryczną. Trochę ucierpiałyśmy od motłochu, lecz odebrałyśmy co nasze. Po Zielonych Świątkach kilka zakonnic zamieszkało już w tym budynku. Nazwałyśmy go domem św. Józefa. Przewielebna Matka obrała św. Józefa na naszego patrona i opiekuna w odbudowie naszego klasztoru. Bardzo energicznie zabrała się do odebrania tego domu Panna Wincenta. Pierwsza poszła tam sprzątać, sama własnoręcznie zamurowała drzwi łącząc go z halą, i jako pierwsza zamieszkała w nim.
22 kwiecień … Wróciła z Zagrób ze wszystkim Panna Teresa; przed kilku dniami wróciły także Panna Maura i Panna Edyta. Już wszystkie zakonnice są razem. W ogrodzie praca ogromna. 50 przęseł parkanu (około 200 m) trzeba było stawiać na nowo. Przystąpiłyśmy do wykończenia stajni, którą Sowieci zaczęli budować, bo nie ma gdzie umieścić dobytku. Największe trudności były z pieniędzmi. Nie było czym wypłacać robotnikom. Panna Immaculata i Panna Maura kwestowały zboże w odleglejszych i nie zniszczonych wioskach. Pieniądzami otrzymanymi za sprzedaż zboża wypłacały robotnikom należność za pracę. Później na wypłaty pieniądze miałyśmy ze sprzedaży warzyw z naszego ogrodu. W czerwcu zawiadomiono nas, że podanie złożone w Siedlcach o przydział drzewa na odbudowę kościoła odesłano do Łodzi, do Naczelnego Nadleśnictwa Lasów Państwowych w Polsce.
Zaczęłyśmy modlić się o powołania zakonne do naszego klasztoru. Matka Najświętsza odpowiedziała gradem zgłaszających się. Nie wszystkie jednak okazały się odpowiednie. Przewielebna Matka wybrała cztery.
30 kwiecień … zmiana urzędniczek w klasztorze. Przeoryszą została Panna Maura. Seniorkami: Panna Teresa i Panna Otylia. Ogrodniczką Panna Kunegunda, szafarką Panna Stanisława, zakry- stianką Panna Wincenta, przełożoną kuchni Panna Teresa, kantor- ką i bibliotekarką Panna Otylia, sekretarką Panna Alojza, furtianką i infirmerką Panna Edyta. Kwestarkami: Panna Immaculata i Panna Maura. Do załatwiania spraw na mieście Przewielebna Matka Ksieni mianowała w dalszym ciągu Pannę Alojzę.
Wobec okropnych rabunków i kradzieży w mieście, zakonnice musiały pilnować swojego mienia całe noce. Początkowo czyniły to na zmianę, później w lecie objęła ten urząd Siostra Majola. Całe noce z naszym ogrodnikiem stała na straży domu i ogrodu a w dzień sypiała.
7 czerwiec … Został otworzony nowicjat Sióstr konwersek. Przewielebna Matka Ksieni mianowała mistrzynią Sióstr konwersek Pannę Alojzę. Pierwszymi postulantkami były: Maria Polkowska, Stefania i Regina Domiczówne oraz Maria Filipkowska.
25 czerwiec … Wstąpiła do nowicjatu nowa kandydatka Helena Malska z Orlikowa. Panienka ta dawała dowód heroicznego powołania. Młode to, bo dwudziestoletnie dziewczę, zostawiło matkę samą. Ojca straciła w 1944 roku w czasie wojny. Jedynaczka, wszystko rzuciła pod Stopy Chrystusa, by jak mówiła „poświęcić mu swoje dziewictwo”. Matka początkowo nie pozwalała jej iść za głosem powołania, lecz pragnęła ją wydać za mąż, ale dziewczyna ani słyszeć o tym nie chciała. Mężnie zwyciężyła wszystkie przeszkody i przyszła do klasztoru. Oby Bóg dał jej wytrwanie.
29 czerwiec … Przewielebna Matka Ksieni przyjęła w poczet postulantek nową kandydatkę Jadwigę Bartosiewicz z Olsztyna. Zdrowa, hoża, 26 letnia panienka.
10 sierpień … Zapukała do furty klasztornej milutka panienka, skromna i cicha, prosząc aby ją przyjęto na służącą w klasztorze, bo chce mieszkać blisko Pana Jezusa. Była to Andzia Karwowska. Po krótkiej rozmowie Przewielebna Matka Ksieni przyjęła ją na postulantkę Sióstr konwersek. Niedługo po niej zgłosiła się jej serdeczna przyjaciółka Jadzia Kosmaczewska. Została także przyjęta. Wstąpić miała dopiero 7 października.
22 sierpień ... Zgłosiła się oryginalna kandydatka, młode, piętnastoletnie, miłe dziewczątko, imieniem Janinka. Była Żydóweczką, ochrzczoną przed kilku miesiącami w Złotoryi. Rodziców straciła w ogólnym pogromie Żydów w 1942 roku. Sama uciekła, cudownie uratowana, gorąco pragnęła przyjąć Chrzest św. Ks. Proboszcz w Złotoryi po dłuższym badaniu i doświadczeniu jej, nauczywszy ją gruntownie zasad wiary katolickiej, udzielił jej w Wielkim Tygodniu Chrztu św., a w Wielki Czwartek Pierwszej Komunii św. Szczęśliwe dziecko w dowód swej wdzięczności i miłości przyrzekło całkowicie oddać się Panu Jezusowi i wstąpić do zakonu klauzurowego. Przebywała dotychczas w wiosce sąsiadującej ze Złotoryją u pewnych gospodarzy, jako pasterka i piastunka małych dzieci. Nad wiek rozwinięta i inteligentna, z religią katolicką dobrze zapoznana.
28 sierpień … Przybył z wizytą kanoniczną Najprzewielebniejszy Ojciec Przeor Karol van Oost, Benedyktyn z Tyńca, a nasz Wizytator Apostolski. Nasza mała aspirantka zwróciła się z serdeczną prośbą do niego o przyjęcie jej w poczet jego duchownych córek. Tak go serdecznie ujęła za serce, że Czcigodny Ojciec nie mógł odmówić gorącym jej prośbom i poradził Przewielebnej Matce Ksieni, by ją pozostawiła w klasztorze na rocznej próbie poprzedzającej postulat, dla lepszego zbadania ducha i pogłębienia w niej wiadomości religijnych. Mała nie posiadała się z radości i zaczęła z całą gorliwością i zapałem swój próbny okres. W religii dobrze wykształcona, dobrze pojęła i zrozumiała istotę katolicyzmu. Wizyta kanoniczna trwała od 29 sierpnia do 2 września. Codziennie Ojciec Wizytator głosił nam konferencję duchową, prowadził lekcje śpiewu liturgicznego, recytanda. Ostatniego dnia wizyty wystawienie całodzienne Pana Jezusa w kaplicy. Nastrój bardzo podniosły.
7 październik … Umarła nasza stara służąca Franciszka Maliszewska. Pracowała przy klasztorze około 60 lat. Była to wierna sługa, oddana całkowicie klasztorowi. Uważałyśmy ją za członka naszej rodziny zakonnej. Niech jej Pan Bóg da szczęście wieczne. Dnia tego wstąpiła do klasztoru Jadwiga Kosmaczewska z Radziłowa na Siostrę konwerskę. W końcu tego miesiąca Panna Alojza z Panną Gertrudą pojechały do Łodzi dowiedzieć się osobiście, jak przedstawia się sprawa ze złożonym podaniem o drzewo na budowę kościoła. Okazało się, że podanie zostało złożone w niewłaściwym miejscu i poszło do kosza i dlatego nie otrzymałyśmy wcale na nie odpowiedzi. Poinformowano nas wtedy, że o drzewo należy starać się w województwie tzn. w Białymstoku, ponieważ Łomża należy do województwa białostockiego. Po powrocie więc zaczęłyśmy robić starania w Białymstoku. Najpierw zażądano planów kościoła. Miejscowy inżynier pan Zdzisław Świątkowski podjął się wykonać go, a że był bardzo zapracowany, sprawa utknęła. Za to stajnia przed zimą została ukończona ze wszystkimi nowoczesnymi ulepszeniami. Do wykończenia był potrzebny cement, zakonnice Panna Maura i Panna Immaculata sprowadziły go aż ze Wschodnich Prus, z terenów odzyskanych po ostatniej wojnie. Doznałyśmy wiele trudności zanim ten cement przywieziono, ale bez niego nie można było kończyć budowy.
13 listopad … Wstąpiła do naszego zakonu panna Irena Filipowiczówna z Łomży na zakonnicę chórową. Tegoż dnia Siostra Majola złożyła wieczystą profesję. Składała ją jako Siostra z klasztoru w Nieświeżu, do którego przynależy. Siostra Majola, wychowanka Nieświeża, pojedzie tam jeśli tylko będzie mogła dostać się do swojego klasztoru. Zima ciężka – opału niewiele. W sali nowicjackiej nie ma wcale pieca. W stajni jest jeden pokój przeznaczony dla stróża. Obecnie zamieszkała w nim Panna Alojza, aby nocą Siostry nie potrzebowały pilnować stajni przed złodziejami. Gdy przyszły duże mrozy Siostry nowicjuszki przeniosły się do tego pokoju (6 osób), w którym stał już warsztat tkacki. Panna Alojza pełni funkcję stróża, aby wszystkie mogły spać spokojnie, ze świadomością, że w razie rabunku ktoś czuwa i będzie wołać o ratunek. W okolicy ogromne kradzieże. Trudne są te warunki mieszkaniowe dla nowicjatu, ale Siostry znoszą wszystkie niewygody i prace z heroizmem, mężnie trwając w swoim powołaniu.
Materiał opracowano na podstawie:
Kronika Panien Benedyktynek Opactwa świętej Trójcy w Łomży (1939-1954).
Autor. S. Alojza Piesiewicz.
24 styczeń … Głośno mówiono, że do Łomży można wracać, gdyż Niemcy już daleko odepchnięci. Jedni wierzyli tym opowiadaniom, inni zaś im zaprzeczali. Namyślać się długo nie było można. Panna Alojza z Siostrą Wizenną wziąwszy w rękę brewiarz, różaniec i kij pielgrzymi, udały się w podróż. Naturalnie pieszo. W drodze przyłączyły się do nich jeszcze dwie osoby, które także szły do Łomży na zwiady. We czwórkę było trochę raźniej. Trzeba było iść lasem i bocznymi drogami, bo szosą patrole bolszewickie nie pozwalały. Zaspy śniegu niezmiernie utrudniały skądinąd ciekawą i przyjemną wycieczkę przez las. Gdy wyszłyśmy z lasu za Giełczynem było już dobrze ciemno, a jeszcze pozostało 7 km do przebycia. Nogi zaczęły już odmawiać posłuszeństwa. Myślałyśmy 0 przenocowaniu w Giełczynie, lecz wieś zupełnie wyludniona, ani żywej duszy nie było widać. Z konieczności udałyśmy się w dalszą drogę. Około godz. 8 wieczorem przywlokłyśmy się do Łomży.
W mieście grobowa cisza, ani jednego światełka w oknach, ani dymu z komina nie widać, głucho i pusto wszędzie, zdaję się, że zabłądziłyśmy do miasta umarłych. Idziemy z bijącym sercem dalej. W każdym domu, który ocalał drzwi i okna pootwierane, a wszędzie pustka. Dostałyśmy się nareszcie na ulicę Dworną. Środkiem ulicy okopy, pomiędzy nimi kozły kolczastego drutu. Z trudem wśród ciemności dostałyśmy się do nas. Idziemy najpierw do Groty – widzimy, że Najświętsza Pani stoi nietknięta, pomimo że tu u Jej Stóp pospadały ogromne kamienie od wstrząsu ze ścian i sklepienia Groty. A Ona nasza Matka stoi i zda się mówić, że czuwała opiekowała się naszym domem i miastem. Powitawszy naszą Matuchnę, idziemy do domu. Z radością widzimy, że stoi, pomimo że domy naszych sąsiadów spalone. A nasz stoi. Mimo bomb i kul nasz domek ocalał dzięki naszej Ukochanej Pani Niepokalanie Poczętej Matce. Tak jak wszędzie i u nas drzwi naoścież otwarte, w oknach ani jednej szyby. Ciemno. Strach wejść do środka, aby nie natknąć się na żołnierzy. Na szczęście Siostra Wizenna miała przy sobie zapałki. Świecąc nimi weszłyśmy do środka.
Ogromne spustoszenie i bałagan. Wszystko poprzewracane i porozbijane, wszędzie pełno brudu i śmieci. Wejście do kuchni, schody prowadzące z parteru do sutereny zatarasowane doniczkami zmarzniętych kwiatów, których nie mogłyśmy ze sobą zabrać i rozmaitymi rupieciami. Koniecznie chciałyśmy się dostać do kuchni, aby rozpalić ogień i zagrzać się przy nim, gdyż zaczęłyśmy dotkliwie odczuwać zimno po pieszej 25 km podróży w stosunkowo lekkim ubraniu. Z wielką trudnością dostałyśmy się do niej, lecz tu wielkie rozczarowanie. Kuchnia prawie rozwalona, blachy zrzucone, na środku kupa gruzów, wszystkie sprzęty porozrzucane, ani jednego naczynia, ani wiadra. Nie ma mowy o rozpaleniu ognia. Wyszłyśmy więc bezradne na podwórko, co mamy ze sobą zrobić? W pustym, bez szyb domu, nie podobna nocować przy 20°C mrozie. Nie wiadomo gdzie pójść. Gdy tak stałyśmy, zobaczyłyśmy, że jakiś człowiek przyszedł do naszej studni po wodę. Był to pewien obywatel z ulicy Długiej, który także tego wieczora wrócił do Łomży i aż u nas szukał wody. Przedstawiłyśmy mu nasze zmartwienie. Chętnie zabrał nas ze sobą na nocleg, obiecując nam ciepły pokój, dodając, że ma już u siebie dwie panie i kolegę. Z radością przyjęłyśmy zaproszenie, łudząc się nadzieją ciepłego mieszkania i gorącej herbaty. U tego pana okazało się nie mniejsze spustoszenie, z tą różnicą, że w jednym pokoju brakowało tylko jednej szyby. Za to piec był dobry i sporo węgla znalazło się w składziku.
Zagotowałyśmy gorącej wody na herbatę, imbryk był mały a nas sześcioro. Wystarczyło więc tylko po małej filiżance, i nadomiar była to jedyna filiżanka. Gdy więc piła jedna osoba, inne musiały z zazdrością patrzeć i niecierpliwie czekać swojej kolejki. Chleba starczyło tylko po jednej kromeczce, bo okazało się, że wszyscy przyszli do Łomży z pustymi rękoma. Tylko nasz pan gospodarz wziął pół bochenka chleba; siedzieliśmy jednak wszyscy pod dachem, przy palącym się piecu i w pewnym towarzystwie. To było dla nas całym szczęściem na tę pierwszą noc. Rano poszłyśmy do domu. Przy świetle dziennym zobaczyłyśmy jeszcze większe spustoszenie; trzeba było coś zrobić. Panna Alojza udała się do Łomżycy, sąsiedniej wioski, żeby zdobyć chleba i jakiś garnczek do zagrzania wody, a Siostra Wizenna została na straży domu. W Łomżycy Panna Alojza dostała śniadanie u znajomych i przyniosła również i Siostrze Wizennie gorącej kawy i kawałek chleba. Pożyczono jej również ciepłego kożucha.
Tymczasem Siostra Wizenna uporządkowala o tyle kuchnię, że można było na niej od biedy gotować. Panna Alojza została w domu, aby strzec go przed kradzieżą, a Siostra Wizenna posiliwszy się nieco, poszła do Zagrób do Matki Ksieni z zawiadomieniem, że objęłyśmy w posiadanie nasz domek, także z prośbą, aby przysłała nam żywności i ciepłego ubrania. Wieczorem przyjechała Panna Kunegunda przysłana przez Matkę Ksienię z żywnością i pościelą. Urządziłyśmy się w kuchni, bo tu najprędzej można było sprzątnąć. Za długo byłoby opisywać, ile przeżyłyśmy zimna, głodu, biedy i pracy, zanim cokolwiek uprzątnęłyśmy dom, aby więcej zakonnic mogło przyjechać. Najciężej nam było bez Mszy św. i bez Komunii św., choć wrócił już do Łomży Ojciec Gwardian i Ksiądz Kulbat. Mszy św. nie mogli jednak odprawiać, bo wszędzie wielkie nieporządki i brak potrzebnych do odprawiania Mszy, św. przedmiotów. U nas można by najprędzej uprzątnąć jeden pokój na kaplicę, ale brak właśnie istotnych rzeczy do jej urządzenia.
28 styczeń … Panna Alojza udała się do Zagrób po paramenty kościelne do Mszy św. Ogromna śnieżyca, podróż straszna. Matka Ksieni uważała jednak, że z urządzeniem kaplicy należy poczekać, aż cały dom zostanie sprzątnięty i przyjedzie więcej zakonnic. Panna Alojza wróciła z niczym.
30 styczeń … Matka Ksieni przysłała do Łomży Pannę Mech- tyldę. Było nas już trzy.
1 luty … Ks. Kanonik Kulbat odprawił pierwszą Mszę św. w katedrze. Co dzień chodziłyśmy na Mszę św. do katedry, a cały dzień gorliwie sprzątałyśmy dom, aby jak najprędzej urządzić u siebie kaplicę.
5 luty … Przyjechała Przewielebna Matka Ksieni z paramentami kościelnymi, lecz po kilku dniach wyjechała do Zagrób, bo u nas zimno straszliwie a i sprzątanie domu powoli idzie, gdyż jest nas tylko trzy a pokoje okropnie brudne i zniszczone. W dwóch pokojach np. istna sadzawka; woda zamarznięta – lód gruby, więcej niż 15 cm, trzeba kawałkami wyrąbywać go i wynosić, a nie ma do tego odpowiednich narzędzi.
10 luty … Przyjechała Panna Immaculata. Siostra Wizenna pozostała, aby pilnować rzeczy i starać się o przysłanie ich.
18 luty ... Niedziela. Cały dom już cokolwiek sprzątnięty. Kaplica czyściutko przygotowana. Dziś u nas pierwsza Msza św. i
Pan Jezus znów Sakramentalnie zamieszkał z nami. Zapomniałyśmy zdaje się wszystkich trudów i znojów. Jest nas tylko cztery, ale czujemy się uprzywilejowane – Pan jest tuż!
19 luty … Przewielebna Matka Ksieni przyjechała już ze wszystkim. Na kilka dni Panna Gertruda została w Zagrobach tylko z Panną Teresą – przy gospodarstwie i przy rzeczach. Ze zwiezieniem rzeczy wielkie trudności, ponieważ nie mamy koni i kupić nie ma za co. Inwentarza żywego też sprowadzić nie można do Łomży, ponieważ nie ma co dać jeść i stajnie bardzo poniszczone. W ostatnich dniach lutego Przewielebna Matka Ksieni złożyła do miejscowego starosty podanie o przydział drzewa budulcowego na remont kościoła. Podanie to odesłano do Siedlec, bo tam znajduje się główny urząd lasów.
28 luty … Wróciły z Kulesz Panna Wincenta, Panna Stanisława i Siostra Majola. Coraz trudniej było bez koni. Żywności nie miałyśmy, wszystko trzeba było przywieźć ze wsi, ale czym? Całe nasze bogactwo w naturze to; siedem metrów cebuli – i za to kupiłyśmy konie. Cebulę oddałyśmy na wieś, za nią otrzymałyśmy zboże, a za zboże kupiłyśmy konie. Zapłaciłyśmy za parę zwykłych koni 40 metrów żyta.
8 marzec … Przyjechała Panna Benedykta. Panna Immacula- ta udała się za kwestą do dalszych wiosek, ponieważ coraz trudniej było się nam utrzymać, tym bardziej, że z każdym dniem powiększało się nasze grono. Wróciła już i Siostra Wizenna z rzeczami z Zambrowa i Siostra Otylia z Kobylina. Pozostały jeszcze tylko trzy zakonnice na wsi: Panna Teresa w Zagrobach przy inwentarzu i w Kobylinie Panna Maura z Siostrą Edytą, ponieważ Księża nie chcieli ich wypuścić przed Wielkanocą. Panna Edyta prowadziła bowiem chór śpiewaków a Panna Maura ubierała grób w kościele. W naszym ogrodzie od ulicy Kierzkowej, blisko naszej sadzawki, w 1940 roku Sowieci wybudowali dużą, drewnianą stajnię. Po powrocie z ewakuacji ludność miejscowa rzuciła się, by ją rozebrać. Panna Alojza nie mogła dać rady, aby ją obronić, zdobyła się więc na oryginalny pomysł: przykleiła na ścianach i drzwiach tej szopy kartki następującej treści: „Budynek pod ochroną policji państwowej, za rabunek surowa kara”. Poskutkował. Kto przyszedł z intencją rabunku i przeczytał ogłoszenie, uciekał czym prędzej. W ten sposób szopa została uratowana.
W Wielkim Tygodniu, mając już swoje konie i zagospodarowawszy się cokolwiek w domu, przystąpiłyśmy do rozbierania szopy. Potrzebny był nam bowiem materiał na pokrycie stajni murowanej, którą także wybudowali Sowieci w 1941 roku, ale nie zdążyli zrobić dachu i nie wykończyli wewnątrz. Wymiary tych budynków były jednakowe i dach akurat nadawał się na tę stajnię, a ta drewniana szopa na nic innego nie była nam potrzebna, gdyż była wybudowana w nieodpowiednim miejscu. Rozbiórka trwała kilka dni. Na Wielkanoc prawie wszystko drzewo było już przewiezione. W uroczystość Wielkanocną przybył do nas z życzeniami Ks. Biskup. Zachęcił nas byśmy jak najprędzej objęły w posiadanie budynek, który w 1940 roku Sowieci wybudowali na naszym placu od strony Rynku Zambrowskiego tzw. „halę fabryczną”. Sąsiadujemy z fabryką żelaza. Podobno prawo mówi, że gmach wybudowany na czyim gruncie, należy do właściciela placu. Ksiądz Biskup obawiał się, żeby w przyszłości nie odebrano Siostrom tego budynku i dlatego radził, aby zamieszkały w nim jak najprędzej. Przy tej hali budowany był tzw. dom składający się z pięciu małych pokoików i jednej dużej sali.
Okna i drzwi w tym budynku były już zrabowane przez ludność cywilną. Zaraz więc po świętach przystąpiłyśmy do remontu tego domu na mieszkanie dla zakonnic. W pierwszych dniach miałyśmy wiele nieprzyjemności od robotników fabrycznych – komunistów, którzy nas chcieli wyrzucić z tego budynku. Sądzili, że on do nich należy i część naszego ogrodu, na którym stoi, pomimo, że fabryka żelaza, dla uzupełnienia której, budynek ten był wystawiony, została zniszczona i spalona. Doszło nawet do tego, że gdy nasze robotnice poszły do ogrodu sprzątać i przygotować ziemię do orania, żony i matki robotników wypędziły je mówiąc, że to do nich będzie należeć, ponieważ ich mężowie i synowie przez cztery lata pracując w fabryce, korzystali z tego ogrodu. Wszystko to mężnie zniosłyśmy. Najęłyśmy robotników, którzy postawili nam parkan na starych fundamentach, odgradzający naszą posiadłość od fabrycznej. W 1942 roku Niemcy rozwalili nam parkan, łącząc część naszej posiadłości z fabryczną. Trochę ucierpiałyśmy od motłochu, lecz odebrałyśmy co nasze. Po Zielonych Świątkach kilka zakonnic zamieszkało już w tym budynku. Nazwałyśmy go domem św. Józefa. Przewielebna Matka obrała św. Józefa na naszego patrona i opiekuna w odbudowie naszego klasztoru. Bardzo energicznie zabrała się do odebrania tego domu Panna Wincenta. Pierwsza poszła tam sprzątać, sama własnoręcznie zamurowała drzwi łącząc go z halą, i jako pierwsza zamieszkała w nim.
22 kwiecień … Wróciła z Zagrób ze wszystkim Panna Teresa; przed kilku dniami wróciły także Panna Maura i Panna Edyta. Już wszystkie zakonnice są razem. W ogrodzie praca ogromna. 50 przęseł parkanu (około 200 m) trzeba było stawiać na nowo. Przystąpiłyśmy do wykończenia stajni, którą Sowieci zaczęli budować, bo nie ma gdzie umieścić dobytku. Największe trudności były z pieniędzmi. Nie było czym wypłacać robotnikom. Panna Immaculata i Panna Maura kwestowały zboże w odleglejszych i nie zniszczonych wioskach. Pieniądzami otrzymanymi za sprzedaż zboża wypłacały robotnikom należność za pracę. Później na wypłaty pieniądze miałyśmy ze sprzedaży warzyw z naszego ogrodu. W czerwcu zawiadomiono nas, że podanie złożone w Siedlcach o przydział drzewa na odbudowę kościoła odesłano do Łodzi, do Naczelnego Nadleśnictwa Lasów Państwowych w Polsce.
Zaczęłyśmy modlić się o powołania zakonne do naszego klasztoru. Matka Najświętsza odpowiedziała gradem zgłaszających się. Nie wszystkie jednak okazały się odpowiednie. Przewielebna Matka wybrała cztery.
30 kwiecień … zmiana urzędniczek w klasztorze. Przeoryszą została Panna Maura. Seniorkami: Panna Teresa i Panna Otylia. Ogrodniczką Panna Kunegunda, szafarką Panna Stanisława, zakry- stianką Panna Wincenta, przełożoną kuchni Panna Teresa, kantor- ką i bibliotekarką Panna Otylia, sekretarką Panna Alojza, furtianką i infirmerką Panna Edyta. Kwestarkami: Panna Immaculata i Panna Maura. Do załatwiania spraw na mieście Przewielebna Matka Ksieni mianowała w dalszym ciągu Pannę Alojzę.
Wobec okropnych rabunków i kradzieży w mieście, zakonnice musiały pilnować swojego mienia całe noce. Początkowo czyniły to na zmianę, później w lecie objęła ten urząd Siostra Majola. Całe noce z naszym ogrodnikiem stała na straży domu i ogrodu a w dzień sypiała.
7 czerwiec … Został otworzony nowicjat Sióstr konwersek. Przewielebna Matka Ksieni mianowała mistrzynią Sióstr konwersek Pannę Alojzę. Pierwszymi postulantkami były: Maria Polkowska, Stefania i Regina Domiczówne oraz Maria Filipkowska.
25 czerwiec … Wstąpiła do nowicjatu nowa kandydatka Helena Malska z Orlikowa. Panienka ta dawała dowód heroicznego powołania. Młode to, bo dwudziestoletnie dziewczę, zostawiło matkę samą. Ojca straciła w 1944 roku w czasie wojny. Jedynaczka, wszystko rzuciła pod Stopy Chrystusa, by jak mówiła „poświęcić mu swoje dziewictwo”. Matka początkowo nie pozwalała jej iść za głosem powołania, lecz pragnęła ją wydać za mąż, ale dziewczyna ani słyszeć o tym nie chciała. Mężnie zwyciężyła wszystkie przeszkody i przyszła do klasztoru. Oby Bóg dał jej wytrwanie.
29 czerwiec … Przewielebna Matka Ksieni przyjęła w poczet postulantek nową kandydatkę Jadwigę Bartosiewicz z Olsztyna. Zdrowa, hoża, 26 letnia panienka.
10 sierpień … Zapukała do furty klasztornej milutka panienka, skromna i cicha, prosząc aby ją przyjęto na służącą w klasztorze, bo chce mieszkać blisko Pana Jezusa. Była to Andzia Karwowska. Po krótkiej rozmowie Przewielebna Matka Ksieni przyjęła ją na postulantkę Sióstr konwersek. Niedługo po niej zgłosiła się jej serdeczna przyjaciółka Jadzia Kosmaczewska. Została także przyjęta. Wstąpić miała dopiero 7 października.
22 sierpień ... Zgłosiła się oryginalna kandydatka, młode, piętnastoletnie, miłe dziewczątko, imieniem Janinka. Była Żydóweczką, ochrzczoną przed kilku miesiącami w Złotoryi. Rodziców straciła w ogólnym pogromie Żydów w 1942 roku. Sama uciekła, cudownie uratowana, gorąco pragnęła przyjąć Chrzest św. Ks. Proboszcz w Złotoryi po dłuższym badaniu i doświadczeniu jej, nauczywszy ją gruntownie zasad wiary katolickiej, udzielił jej w Wielkim Tygodniu Chrztu św., a w Wielki Czwartek Pierwszej Komunii św. Szczęśliwe dziecko w dowód swej wdzięczności i miłości przyrzekło całkowicie oddać się Panu Jezusowi i wstąpić do zakonu klauzurowego. Przebywała dotychczas w wiosce sąsiadującej ze Złotoryją u pewnych gospodarzy, jako pasterka i piastunka małych dzieci. Nad wiek rozwinięta i inteligentna, z religią katolicką dobrze zapoznana.
28 sierpień … Przybył z wizytą kanoniczną Najprzewielebniejszy Ojciec Przeor Karol van Oost, Benedyktyn z Tyńca, a nasz Wizytator Apostolski. Nasza mała aspirantka zwróciła się z serdeczną prośbą do niego o przyjęcie jej w poczet jego duchownych córek. Tak go serdecznie ujęła za serce, że Czcigodny Ojciec nie mógł odmówić gorącym jej prośbom i poradził Przewielebnej Matce Ksieni, by ją pozostawiła w klasztorze na rocznej próbie poprzedzającej postulat, dla lepszego zbadania ducha i pogłębienia w niej wiadomości religijnych. Mała nie posiadała się z radości i zaczęła z całą gorliwością i zapałem swój próbny okres. W religii dobrze wykształcona, dobrze pojęła i zrozumiała istotę katolicyzmu. Wizyta kanoniczna trwała od 29 sierpnia do 2 września. Codziennie Ojciec Wizytator głosił nam konferencję duchową, prowadził lekcje śpiewu liturgicznego, recytanda. Ostatniego dnia wizyty wystawienie całodzienne Pana Jezusa w kaplicy. Nastrój bardzo podniosły.
7 październik … Umarła nasza stara służąca Franciszka Maliszewska. Pracowała przy klasztorze około 60 lat. Była to wierna sługa, oddana całkowicie klasztorowi. Uważałyśmy ją za członka naszej rodziny zakonnej. Niech jej Pan Bóg da szczęście wieczne. Dnia tego wstąpiła do klasztoru Jadwiga Kosmaczewska z Radziłowa na Siostrę konwerskę. W końcu tego miesiąca Panna Alojza z Panną Gertrudą pojechały do Łodzi dowiedzieć się osobiście, jak przedstawia się sprawa ze złożonym podaniem o drzewo na budowę kościoła. Okazało się, że podanie zostało złożone w niewłaściwym miejscu i poszło do kosza i dlatego nie otrzymałyśmy wcale na nie odpowiedzi. Poinformowano nas wtedy, że o drzewo należy starać się w województwie tzn. w Białymstoku, ponieważ Łomża należy do województwa białostockiego. Po powrocie więc zaczęłyśmy robić starania w Białymstoku. Najpierw zażądano planów kościoła. Miejscowy inżynier pan Zdzisław Świątkowski podjął się wykonać go, a że był bardzo zapracowany, sprawa utknęła. Za to stajnia przed zimą została ukończona ze wszystkimi nowoczesnymi ulepszeniami. Do wykończenia był potrzebny cement, zakonnice Panna Maura i Panna Immaculata sprowadziły go aż ze Wschodnich Prus, z terenów odzyskanych po ostatniej wojnie. Doznałyśmy wiele trudności zanim ten cement przywieziono, ale bez niego nie można było kończyć budowy.
13 listopad … Wstąpiła do naszego zakonu panna Irena Filipowiczówna z Łomży na zakonnicę chórową. Tegoż dnia Siostra Majola złożyła wieczystą profesję. Składała ją jako Siostra z klasztoru w Nieświeżu, do którego przynależy. Siostra Majola, wychowanka Nieświeża, pojedzie tam jeśli tylko będzie mogła dostać się do swojego klasztoru. Zima ciężka – opału niewiele. W sali nowicjackiej nie ma wcale pieca. W stajni jest jeden pokój przeznaczony dla stróża. Obecnie zamieszkała w nim Panna Alojza, aby nocą Siostry nie potrzebowały pilnować stajni przed złodziejami. Gdy przyszły duże mrozy Siostry nowicjuszki przeniosły się do tego pokoju (6 osób), w którym stał już warsztat tkacki. Panna Alojza pełni funkcję stróża, aby wszystkie mogły spać spokojnie, ze świadomością, że w razie rabunku ktoś czuwa i będzie wołać o ratunek. W okolicy ogromne kradzieże. Trudne są te warunki mieszkaniowe dla nowicjatu, ale Siostry znoszą wszystkie niewygody i prace z heroizmem, mężnie trwając w swoim powołaniu.
Materiał opracowano na podstawie:
Kronika Panien Benedyktynek Opactwa świętej Trójcy w Łomży (1939-1954).
Autor. S. Alojza Piesiewicz.
Koniec części 12
C.D.N.Link do 13 części Kroniki Panien Benedyktynek Opactwa Św. Trójcy w Łomży:
https://historialomzy.pl/kronika-panien-benedyktynek-opactwa-swietej-trojcy-w-lomzy-czesc-13/Redakcja Serwisu
1 comments
Natrafiłam przypadkowo na tą publikację .Chciałabym poznać losy siostry Pauli ( Janiny Malczewskiej )